Tumgik
#ciągle ten sam
trwamwtymbezsensie · 1 year
Text
Myślałam, że jak to zacznę to się skończy, że będzie łatwiej, lepiej. Ależ ja byłam naiwna! Naiwna i głupia, nieświadoma w swojej młodości i początkach cierpienia. Kurwa, to wszystko okazało się trudniejsze niż myślałam. Naprawdę dużo trudniejsze. Nie mam pojęcia co tak właściwie robię i dlaczego. Chyba po prostu pierdole sobie życie. Tak, to jest to, lepiej tego nazwać nie można, po prostu taki to fakt, bolesny w swojej prawdzie
3 notes · View notes
chudamgla · 1 month
Text
kochani jezeli ktos z was wierzy w runy to mam tutaj dla was polecajke bo jest to amulet runiczny ktory wspomoze was w odchudzaniu:
Tumblr media
te 3 runy to Raino, Laguz i Ehwaz.
narysujcie je na kawalku kartki w ten sam sposob jak pokazane jest na zdjeciu, i noście ten amulet ciągle przy sobie. pomoże wam spalić kalorie np w trakcie spaceru 💓
DZIALA CUDA!!!
jesli chcecie moge dawac wam więcej witchy tipow/rytualow na schudnięcie
88 notes · View notes
ketlingowy-ogrod · 1 month
Text
Tumblr media
Podolskie korzenie panienek: część 2 rozprawy
Ustaliliśmy już, że rodzinne strony Basi i Krzysi do spokojnych rejonów nie należały. Myślę jednak, że to dość spory eufemizm, zważywszy na niby to niepozorne, okraszone wesołymi historyjkami o basinej guldynce, komentarze stolnikowej na temat realiów życia w latyczowskiem:
“Tu pani Makowiecka poczęła się znów trząść i chychotać nad przygodą Tatarzyna, po czym dodała:
— I co prawda, ocaliła nas wszystkich, bo cały czambulik szedł; ale że wróciwszy narobiła alarmu, więc mieliśmy czas z czeladzią w lasy uskoczyć! U nas tak ciągle!…”
czy też
“To rzekłszy pani stolnikowa rozstawiła już znowu palce lewej ręki i przyładowała wskazujący prawej, lecz Zagłoba spytał co prędzej:
— I cóż się z nimi stało?
— Wszyscy trzej na wojnie dali gardła, dlatego też to i Baśkę zowiemy wdową.
— Hm! A ona jakże to przeniosła?
— Widzi waćpan, to u nas codzienna rzecz i rzadko kto, późnego wieku doszedłszy, własną śmiercią schodzi. Mówią nawet u nas, że i nie wypada inaczej szlachcicowi jak w polu.”
Do codzienności dziewczyn należały więc tak urokliwe czynności jak uciekanie do lasu przed Tatarami czy opłakiwanie kolejnych zalotników, którzy ginęli masowo na bitewnych polach. I może w ustach trajkotliwej stolnikowej takie stwierdzenia nie brzmią zbyt poważnie czy groźnie, jednak gdy zastanowimy się nad tym dłużej zaczynają nabierać swego rzeczywistego znaczenia. Kobiety-cywilki podczas działań wojennych, zdane na łaskę wrogich oddziałów, kończą praktycznie zawsze w jeden i ten sam sposób. Nie mogę się niestety powstrzymać od wnioskowania, iż właśnie taki los spotkał panią Jeziorkowską i panią Drohojowską; w zasadzie to nawet całe żeńskie linie rodzin Basi i Krzysi. Bo niby dlaczego obie dziewczyny dostały się pod opiekę państwa stolników? Nie chce mi się wierzyć, że ich rodzice nie mieli rodzeństwa, albo jakichkolwiek dalszych krewnych, którym możnaby było po ich śmierci powierzyć losy panien. To jest statystycznie niemożliwe. Jedynym tropem w tej sytuacji, i to w dodatku tylko w przypadku Krzysi, jest pojedynczy komentarz narratora opisującego wspólną scenę panienki Drohojowskiej i Michała Wołodyjowskiego:
“Ale że pan Michał był bratem stolnikowej, a panienka krewną jej męża, więc nikogo to nie dziwiło.”
Krzysia była zatem spokrewniona ze Stanisławem Makowieckim. Nie był to jej najbliższy stryj (wiadomo, konflikt nazwisk), mógł za to być jej wujem, gdyż w powieści nie pada panieńskie nazwisko jej matki. Jeśli założymy, że stolnik Makowiecki był bratem matki Krzysi, wówczas kwestia opieki wyjaśnia się sama. Myślę jednak, że tak bezpośrednie pokrewieństwo byłoby przywołane przez stolnikową, która genealogię większości rodów szlacheckich z latyczowskiego ma w małym paluszku. Nie zrobiła tego, więc Krzysię i stolnika Makowieckiego łączą raczej dalsze stosunki.
Okej, o samej Krzysi informacji jest mało (co za niespodzianka…), za to w formie skróconej przedstawione nam jest drzewo genealogiczne Basi. Wiemy m.in. że jej matka miała na imię Anna (z domu Smiotanko), ponadto Anna miała aż trzy starsze siostry (i zmarłych braci w liczbie mnogiej). Zatem Basia posiadała trzy ciotki, a każda z tych ciotek mogła mieć własną rodzinę, męża, dzieci itd. Czy to możliwe, że wszystkie one umarły zanim panna została sierotą? Oczywiście, istnieje taka możliwość, zwłaszcza jeśli wszystkie z nich osiadły na rodzinnym Podolu.
Luźniejsze więzy pokrewieństwa łączyły zatem pana Drohojowskiego oraz stolnika Makowieckiego. Nie dziwi nas już zatem, że Krzysia trafiła pod jego opiekę po śmierci ojca. Jednak jak to było z Jeziorkowskim? Moja teoria prezentuje się następująco: wszyscy trzej panowie dobrze się znali, byli przyjaciółmi i towarzyszami broni (idąc o krok dalej mogli być nawet i sąsiadami). Mogło nawet zdarzyć się tak, że zawarli oni pakt, ze względu na niestałą, bardzo niespodziewaną naturę ich żywota. A jako że w całej książce nie ma ani jednego słowa o dzieciach państwa stolników, zakładam, że takowe po prostu nie istnieją; pan Drohojowski wraz z panem Jeziorkowskim mogli poprosić Makowieckiego o to, aby gdy przyjdzie co do czego wziął pod swoje skrzydła ich córki (a padło na niego właśnie przez jego brak własnego potomstwa). Gdyby panowie żyli na przyjacielskiej stopie, stolnik zapewne zgodziłby się na przyjęcie takiego zobowiązania.
Od momentu urodzenia do momentu wyjazdu z Podola w 1668 roku Basia i Krzysia przeżyły więc trzy “oficjalne” konflikty zbrojne oraz nieustanne nękanie ze strony Tatarów. Nie dziwi już zatem fakt, że Basię tak mocno ciągnęło do wojaczki i do broni – możliwe, że częściowo motywowała nią chęć do samodzielnej obrony przed najróżniejszymi napastnikami. Trochę w taki analogiczny sposób możnaby potraktować wstręt Krzysi do wszelkiego rodzaju broni i przemocy – mogły wpłynąć na to traumatyczne wydarzenia, widoki, których była świadkiem przez praktycznie całe swoje życie w Latyczowie. Moja wyobraźnia podsuwa mi najczarniejsze scenariusze na temat tego co moje kochane panienki widziały, co musiały przecierpieć i przetrwać, żeby dotrzeć do tego naszego warszawskiego Mokotowa w 1668 roku.
A ojcowie panienek? Tutaj również mogę zaoferować głównie spekulacje (cóż za niespodzianka! dzięki Heniek). Śmierć pana Jeziorkowskiego możemy umiejscowić w latach 1650 – 1666; najwcześniej mógł on umrzeć jeszcze przed narodzinami Basi, chociaż osobiście jakoś mi ta opcja nie pasuje, ale nie jestem w stanie dokładnie uzasadnić dlaczego (intuicja ig). Najpóźniejszą datą jest 1666 rok, gdyż na początku akcji powieści panna Jeziorkowska nie nosi żadnej żałoby, w przeciwieństwie do swojej towarzyszki. A wedle tradycji żałoba po rodzicu trwać powinna okrągły rok (nie wykluczam, że w XVII wieku mogły obowiązywać inne, najpewniej dłuższe okresy żałobne, jednak nie dotarłam do żadnych informacji na ten temat). Tym sposobem przechodzimy do śmierci pana Drohojowskiego. Najwcześniej nastąpić ona mogła w grudniu 1667 roku, gdyż na początku fabuły Pana Wołodyjowskiego Krzysia nosi żałobę po ojcu (najbardziej konkretna informacja na jej temat no cap!!!). Mogły to także być wcześniejsze miesiące 1668 roku (od stycznia do, w zasadzie, samego października), gdyż narrator zaznacza wyraźnie opisując postać panienki Drohojowskiej, że “była w żałobie, bo niedawno ojca straciła”. A jak panowie zginęli? Cóż, miejmy nadzieję, że honorowo, jak na podolskich obywateli przystało: na polu bitwy, z szablą w ręku. Nie mamy w tej materii żadnych informacji, ale spokojnie, fanfiki już się piszą.
Jak więc widać na załączonym obrazku postacie Basi Jeziorkowskiej i Krzysi Drohojowskiej są o wiele głębsze niż z początku mogłoby się czytelnikowi wydawać. Czy było to intencjonalne ze strony Sienkiewicza – nie nie wiadomo. W tej sytuacji myślę, że napisał obie panny jako sieroty, aby “ułatwić sobie” sprawy związane z ich zamążpójściem (brak rodziców = brak przeszkód, bo przecież jeśli stolnikowa była przychylna Michałowi i Ketlingowi, to stolnik zapewne również, dzięki wpływowi swojej małżonki). Wydaje mi się jednak, że Sienkiewicz nie przemyślał dokładnie tego, iż tworząc bohaterki rodem z Podola i biorąc pod uwagę czasy, w jakich osadził Pana Wołodyjowskiego, narzuci im tak mroczną i ciężką przeszłość. Albo inaczej: mógł mieć świadomość z czym podolskie korzenie będą się w XVII-wiecznej rzeczywistości wiązać, ale nie przywiązywał do tego większej wagi, bo ani Basia, ani tym bardziej Krzysia nie były głównymi bohaterkami książki (co do Basi można się kłócić, zwłaszcza po jej ślubie z Michałem, ale no nie oszukujmy się, to on był tutaj najjaśniejszą gwiazdką Henia). Sienkiewicz ot, naskrobał dziewczynom jakieś tło, tak o, żeby nie wzięły się kompletnie z powietrza, nie przewidział jednak, że ktoś (hihi) będzie w tym aż po łokcie grzebać.
26 notes · View notes
niechciaana · 1 year
Text
Czasami wystarczy odejść z dobrymi wspomnieniami
Jeśli ciągle będziesz czytać ten sam rozdział, nigdy nie skończysz książki
Nigdy nie prosiłeś o zbyt wiele, po prostu prosiłeś niewłaściwą osobę
Jeśli cię to uszczęśliwia, nie musi mieć sensu dla innych
Jeśli możesz tak bardzo kochać niewłaściwą osobę, wyobraź sobie, jak bardzo możesz kochać właściwą osobę
Nigdy nie zakochuj się w czyimś potencjale
154 notes · View notes
tearsincoffe · 5 months
Text
[09.12.2023]
Dobry wieczór moje miłe Motylki! 🦋
"Leżę na łóżku, przyjaźnię się z sufitem i męczy mnie świadomość, jak wiele rzeczy w życiu potrafiłbym dobrze robić."
- Leopold Tyrmand
Pozwolę sobie zacząć od motta ponieważ jedyną wędrówką jaką dzisiaj odbyłam była ta po własnej głowie. Ciało protestowało wobec opuszczania pieleszy, głowa nie potrafiła skupić uwagi na czymś produktywnym. Zostałam zamknięta z własną świadomością. To dzięki niej szkolna psycholog nadała mi miano "ewenementu" oraz "ciekawego przypadku". Oceńcie własną miarą takt powyższych słów. Samoświadomość dobrych parę lat więzi mnie w klatce równocześnie wypychając ku niebiosom aby za moment brutalnie ściągnąć do piekieł. Poświęcam więc moją młodość na analizę nie robiąc nic aby wprowadzić w życie wyciągnięte wnioski a czas namacalnie płynie mi przez palce. Czasami zakładam, że w tym jednym nieszczęśliwym ciele mieszkają dwie (albo i więcej) Thalie. Siostry na wzór Any a także Mii. Racjonalna Thalia walcząca bezskutecznie o wydostanie się z więźenia własnego umysłu oraz autodestrukcyjna Thalia przywiązana do cierpienia niczym Jaś do Małgosi. Przecież lepsze jest znane piekło niż nieznajome niebo. Poza tym, zasługujesz aby pokutować. Czemu? <chwila ciszy> ... a pamiętasz jak tydzień temu zapomniałaś powiedzieć "do widzenia" wychodząc ze sklepu? Teraz cierp za swoje grubiańskie zachowanie! Usilnie marzyłam o zostaniu głosem rozsądku, aby znajomi postrzegali mnie jako osobę wyrozumiałą i przedobrzyłam. Dopuszczam do siebie multum scenariuszy których zakończenie monotonnie przyjmuje ten sam schemat, to ja jestem winna. Na tym gruncie wyrosła fałszywość. Prawię nienawistne tyrady aby po dziesięciu minutach spędzonych sama ze sobą przyjąć na siebie wszystkie grzechy osoby besztanej. Czy to cofa wypowiedziane chwilę temu krzywdy? Oczywiście, że nie! Skrajność równa się braku kontroli, ciągle zmieniam decyzję dając mi czas na przemyślenia pewnym jest, iż wstrzymam się od głosu. Stąd kotwice znalazłam w "diecie motylkowej". Mój jedyny obecnie pewnik to cyferki rozpisane w notatniku na cały miesiąc. Mam kontrolę nad własnym życiem w jednym małym aspekcie, a raczej wmawiam sobie, że ją mam. Jedzenie od dziecka pomiata mną jak chce. Wcześniej umierałam z przejedzenia dzisiaj płaczę przypadkowo połykając naskórek z ust bo może on mieć puste kalorie. Całe życie jestem więźniem własnego umysłu, tych dwóch Thalii które prowadzą wojnę "Polsko-Polską" a gdzieś pośrodku pozostaje uniwersalna względem śmiertelnej bitwy świadomość podszeptująca, iż te skrajności mnie wykończą. I ma rację. Pisanie tego wiedząc, iż nie poczyniłam dzisiaj żadnego kroku (dosłownie a także w przenośni) rozrywa mi żebra chociaż cielesna powłoka, mimika pozostaje obojętna. Lecz wewnętrznie jestem świadoma, i to mnie rani. Dochowując pełnej szczerości muszę zdradzić wam obrzydliwy sekret którego bardzo mocno się wstydzę. Między spaniem a bólami egzystencjalnymi bezmyślnie przeglądałam filmy osób z nadwagą ładujących w paszcze chorobliwe ilości jedzenia. Oh, jaka ze mnie hipokrytka! Gdybyście tylko zobaczyli obraz żałości jedzący z bólem, jakby za karę jakim byłam na początku roku. Błąkam się między materiałami odczuwając perwersyjną wyższość aby ciemny ekran kończący pokazał mi w odbiciu twarz gorszą niż te które chwilę wcześniej oglądałam. Mimo wyrzutów sumienia kontynnuje seans powtarzając cykl chomika biegnącego w kołowrotku. Ciągle te same błędy. Dwie Thalie, Alkaida w głowie, cierpienie. Czy kiedyś odetchnę?
Chciałam zatoczyć koło kończąc tak jak zaczęłam lecz wertując w pamięci cytaty z "Lalki" nie potrafię zdecydować się na jeden. Szukając pozytywów, przyszła interpretacja lektury nie będzie wyzwaniem gdy czuję duchową bliskość ze Stanisławem (bynajmniej nie na poziomie zamiłowania do o wiele młodszych kobiet.)
Spożyte kalorie: 0kcal na 0kcal
Spalone kalorie: 5kcal
Wstyd mi się do tego przyznawać ale wywodzę się z domu gdzie najgorsza prawda jest lepsza od kłamstwa. Oceńcie moje lenistwo własną miarą, w końcu po to czytamy cudze bilanse, aby się porównać, może poczuć wyższość. Czyż nie? Lub tylko mierzę Was własną miarą.
Bilans: -5kcal
Wybaczcie infantylnie edgy otoczkę wokół powyższego wpisu. Koniec końców jest to coś na wzór pamiętnika a tak właśnie wygląda dzisiaj mój nastrój.
Chudej nocy Motylki! 🦋
33 notes · View notes
myslodsiewniav · 8 days
Text
Chwila refleksji po majówce
6 maja 2024
Znowu życie mi zapierdala jak szalone i znowu gubię ważne, ale tak ulotne refleksję. Na bank napiszę jeszcze o wakacjach w Turcji, bo jest kilka wrażeń do spisania (Hamam <3), ale póki co po majówce jestem. I po majówce mam refleksje.
Tak, jak pisałam wczoraj: mam masę zaległości i zaliczeń do nadrobienia, nie wspominając o pracy, o zdrowiu (nadal choram) i do tego mój weekend majowy długi nie był: sobota i niedziela 4-5 maja miałam zjazd. Więc myślami byłam przy tym i innych zaliczeniach, których termin oddania nieubłaganie się zbliża, a ja mam tylko pomysły i masę researchu. Teraz z tych puzzli musi coś powstać, a z tego surowego, autorskiego tworu, który powstanie trzeba złożyć wypieszczony na 200% obrazek (tj. "obrazek", ale bez względu na to czy to ma być merytoryczny tekst, czy grafika, czy podcast czy dokument z obliczeniami - każde ma być tak zajebiste, żeby służyło za portfolio i żeby prowadzący zajęcia nie mieli wyboru i wstawili mi 5).
No i jeszcze w piątek, sobotę, a potem też w niedziele jedna z grup projektowych postanowiła się ze mną pokłócić na mesendżerze xD, bo ich zdaniem bezczelnie podpinam się pod ich pracę, a ledwo co zrobiłam xD. To o tyle kuriozalne, że ludzie nie mogli pojąć co do nich mówiła, a naprawdę kończyły mi się pomysły jak innymi słowami opisać to samo, co do nich mówię. I kuriozalne o tyle, że NIC z tego by się nie wydarzyła, gdyby nie ich własne skomplikowanie sprawy w marcu xD
Otóż mam ten indywidualny tryb studiów i po prostu dla formalności musiałam się wpisać we wspólny dla roku plik realizacji zadanego tematu - tyle, że ja realizuje temat sama i referuję go sama, a w zasadzie nie sama, a z moim partnerem, który ma w tym semestrze zajęcia z tą samą wykładowczynią co ja, temat podobny, możemy się fajnie uzupełnić i w tym celu nagrywamy audycję radiową. Najpierw ja dostałam wytyczne do swojego projektu, a jakoś miesiąc później on mi opowiadał, że ma zajęcia z taką zajebistą starszą panią - okazało się, że to ta sama. No i od słowa do słowa skończyło się na "A możemy razem? Pozwoli nam Pani? Będzie fajnie!" xD No i wyszło to tak właśnie: mam dlatego troszeczkę inne wytyczne niż reszta mojego rocznika, ale formalnie musiałam się wpisać we wspólną tabelkę pod tematem z dopiskiem "indywidualny tryb nauczania". Z doświadczenia wiem jednak, że nadprogramowa osoba w grupie (szczególnie, że te grupy dla studentów miały ograniczenia co do ilości osób realizujących dane tematy) budzi popłoch wśród młodych studentów, a oni nie wiedzą jak sobie z tym radzić (sami nie zapytają o co kaman, pewnie by mnie wykreślili), a zamiast tego potrafią to rozkminiać na chacikach z przyjaciółmi tygodniami (serio, doświadczyłam już tego w zeszłym semestrze... i serio to rozumiem, ten narastający stres i niepewność, a przy tym strach przed wejściem w konfrontację, która może wyskalować nieadekwatnie do problemu, ech, naprawdę cieszę się, że stara dupa jestem momentami i to wszystko jest już za mną). Dlatego od razu jak się wpisałam napisałam do jedynej osoby z listy już wpisanych do projektu osób z info "Hey, wpisałam się w ten sam temat co ty do grupy projektowej z przedmiotu XXXX. Daję znać: nie bójcie się, nie rozwalę wam grupy, ani projektu. Wpisałam się, bo muszę dla formalności się wpisać, ale będę temat referować osobno, bo mam w tym semestrze indywidualny tryb naucza. Ciągle możecie mieć zespół składający się z tylu osób ile przewidziała prowadząca. Życzę wam powodzenia. Będę wdzięczna, jak przekażesz to info reszcie zespołu."
Przekazała.
I od razu dodała mnie do grupki na mesendżerze z tą resztą ludków. Dodała jako zdjęcie zrzut ekranu z wiadomością ode mnie. Podziękowała - wraz z resztą na tym czaciku - za wyjaśnienie sytuacji. Zaproponowała, że może w takim razie napiszę im chociaż wstęp - po prostu jako uczestniczka grupy, która wykona projekt w tym semestrze osobno. Przemyślałam to, zastanowiłam się, no okay, może tak być (z jednej strony taka propozycja włączająca mnie do społeczności studenckiej, dająca namiastkę wspólnotowości, a to coś czego mi brakuje na tych studiach... a z drugiej strony dodatkowa robota, a i tak mam sporo do zrobienia indywidualnie na zaliczenia, nie mam czasu... Byłam trochę poruszona tą ich propozycją, a trochę czułam, że chcą ode mnie czegoś, czego nie mogę już dać). Zdecydowałam, że jeszcze potwierdzę im to pisanie wstępu, jak zapytam psorki. A tym czasem udostępniłam im na grupce cały swój wcześniejszy research. Artykuły naukowe na zadany temat, wyniki badań, filmy popularnonaukowe. Podzieliłam się po prostu swoim kawałkiem roboty, bo czemu nie? Jestem diabelnie dobra (moim zdaniem i to się zwykle potwierdza) w researchu materiałów. Niech mają. A potem napisałam do prowadzącej wyjaśniając, że grupa studentów z mojego roku zaprosiła mnie do napisania wstępu do ich pracy - na niemal ten sam temat co moja i mojego chłopaka praca - i że uważam to za miłe i czy się zgadza? Babeczka stwierdziła, że bez sensu, szkoda mojego czasu xD, ale jeżeli uważam, że to faktycznie było "miłe" z ich strony - to proszę napisać krótki wstęp. I dopisanie przeze mnie tego wstępu dla osób z roku zamieściła jako składową podstawy zaliczeniowej przedmiotu, a taki dokument trafił do dziekanatu, i taki dokument został klepnięty w dziekanacie, a ten durny wstęp stał się czymś na podstawie czego min. zaliczam tryb indywidualny...
No i to była głupia decyzja...
No i czas leciał, był potem wstrząs mózgu, skarga xD, konkurs, święta, wakacje i NAGLE wyskoczył piątek3 maja 2024 xD I równie NAGLE w piątek ta grupa, od tego projektu semestralnego, na zaliczenie TEGO przedmiotu ożyła. Okazało się, że mają referować w niedzielę wieczorem projekt, który niespecjalnie jest wykonany. xD I ja też tego wstępu nie napisałam. Więc w piątek wieczorem, po zejściu ze szlaku, z lampką wina w ręce napisałam im ten wstęp. Strasznie chujowa ta ich prezentacja była - coś TAK CIEKAWEGO ubrali w banalne punkty i hasła. Miałam nadzieję, że o tym ciekawie opowiedzą, ale nope - ostatecznie w niedziele po prostu CZYTALI, usnąć było można. Nie mój sposób referowania. Szkoda, serio. Bo temat jest ciekawy jak nie wiem! Anyway - napisałam w piątek wstęp. Jak to wstęp: zawierając zapowiedź tego, co na dalszych slajdach opowiadali, trochę gładkiego wprowadzenia do tego o czym będziemy mówić, trochę geografii, trochę tła historycznego, kilka clifhangerów. Takie pierdololo na 2 akapity i 4 złożone zdania (w moim stylu). I jedna data. Tyle.
Na chatcie uaktywniłam się z info "wstęp dodany" i myślałam, że tu mogę już odłożyć laptopa, ale nie. "UsUNĘłaŚ MÓj wstĘP!?" - wkurzyła się, albo spanikowała jedna dziewczyna. Sama nie wiem co bardziej, ale emocje miała duże. Powtórzyła to pytanie 3 razy, pisząc je raz za razem, w trakcie jak odpisywałam "Nic nie usuwałam, dodałam slajd". Po tym nic nie napisała.
W tym czasie inna dziewczyna - która tak swoją drogą całą majówkę poganiała do pracy resztę słowami "zrobione już? Ja chcę mieć 5! Macie to robić tak, żeby było 5! Muszę dostać 5!" - chciała wiedzieć skąd wzięłam te słowa, które wpisałam, bo mieliśmy korzystać tylko z takich-a-takich materiałów (tj. mieliśmy podaną bibliografię i podane sugerowane do tej prezentacji źródła naukowe - zresztą ja też im w marcu podesłałam źródła naukowe, ale oni gdzieś w kwietniu uznali, że cokolwiek miałoby być użyte w pracy, co nie pochodzi z bibliografii od pni psor to błąd. Ech, wybiegając do przodu: pani psor podczas wykładu w niedziele 5 maja jeszcze raz wyjaśniła, że błędem jest szukanie rzetelnej wiedzy na Wikipedii oraz Chatcie GPT, że o to jej chodziło, gdy przestrzegała przed szukaniem informacji w innych źródłach w internecie, a nie o zamykanie się na różne rzetelne naukowe publikacje. Ale tamtej grupce moje analogiczne wyjaśnienie w piątek nie wystarczało... no cóż, można by powiedzieć, że młodzi są, a ja stara dupa i tyle). Wyjaśniłam jej, że sama napisałam. A ona pyta "ale skąd?", bo podobno zrobiła w tych plikach od psorki CTRL+F i szukała mojego tekstu (jebnę xD), nie mogła go znaleźć, więc założyła, że używam innych - niedozwolonych! - źródeł, a ona chce dostać 5, więc wszystko ma być wypieszczone na 5! Była wkurzona, jakby... nie wiem, jakby zakłądała, że albo kłamię, albo jestem niekompetentna. Wyjaśniłam jej, że to co napisałam to moja autorska praca, zresztą to banały i fakty zapowiadające to, co przecież znajduje się na kolejnych slajdach. Tym powinien być "wstęp w mojej opinii". A reszta grupy odpaliła się "ale to ma być z pliku od psorki!" - ale co ma być? Copy-paste? To przecież ma być autorska prezentacja na bory i lasy! Przeczytałam ze zrozumieniem i napisałam wstęp. Dziewczyna, co chce dostać piątkę w tym czasie sprawdziła te moje fakty hasłowo w "jedynym słusznym pliku źródłowym" i napisała "Sprawdziłam, może być, ale jeszcze jutro dla pewności Halina sprawdzi, jak będzie miała lepszy dostęp do neta". No i kolejnego dnia ta koleżanka z grupy, Halina (imię oczywiście wymyślone) napisała na grupie, wszystkim, że sprawdziła ten tekst ode mnie i że on faktycznie może być. Dopiero wtedy reszta grupy dała jej komentarzowi okejkę. A ja się zastanawiałam czy oni dopiero po analizie Haliny wiedzieli, że faktycznie mój tekst odnosi się do tematu? Czy oni faktycznie ten temat opracowywali!!!?? Trochę mnie zatkało obserwowanie wymiany info na tej grupce. Gdybym miała z nimi pracować na serio na własną ocenę to bym uciekła.
Poczułam się tym obrażona - zaznaczam, to okay, jak w grupie osoby się wzajemnie sprawdzają, korygują. Ale to nie rozchodziło się o ortografię czy o styl, a o brak wiary w to, że jestem kompetentna. To moim zdaniem było obraźliwe. No, ale okay, nie mój cyrk, nie moje małpy. Żyłam dalej, ale OTÓŻ NIE.
Potem, w sobotę, nie mogli się dogadać kto ma jaki numer albumu - podałam im swój. Dodając, że ja to ten tryb indywidualny oznaczony w pliku pierwotnym, jako dodatkowa osoba. Potem, też w sobotę, wybierali jednak inną szatę graficzną - tu wydaje mi się, że im poogłam, pochwaliłam wybór kolorów, pomogłam z czytelnością tekstu (wtedy nikt nie podważał mojego wkładu). A potem, też w sobotę, się posprzeczali kto ma referować. Byłam zajęta własnymi projektami i uczestniczniem w ćwiczeniach mojej grupy, więc nie nadążałam na bieżąco za tym ich rozpierdolem, a jak odczytałam to okazało się, że wytypowali mnie na osobę referującą prezentację przed całym rokiem. xD
Myślałam, że jebnę. xD Ponownie. xD
Więc im mówię, że życzę im powodzenia, że tak jak informowałam na początku tego projektu, mam indywidualny tryb, zadanie muszę przygotować sama i zreferować na innych warunkach, bezpośrednio przed psorką. Że zgodziłam się napisać wstęp - napisałam, podałam im źródła z których zdecydowali się nie skorzystać - ich prawo i tu mój wkład w ich projekt się kończy.
Wkurzyli mnie, tym bardziej, że ta co chciała mieć 5 nagle okazało się, że jest na jakiejś fajnej wyprawie i nie może referować, ale chce dostać 5 i ktoś ma się zgłosić.
Ta Halina też była na jakiejś fajnej wyprawie, dlatego nie ma dostępu do sieci, więc ona referować nie może (serio - jak coś próbowała mówić, to cały czas ją przecinało. Po odgłosach mogę strzelać, że była na kajakach, albo w ogóle gdzieś na wodzie).
Nagle wszyscy tam chorzy, przerzucający się odpowiedzialnością itp itd.
Odcięłam się.
Aż znowu mnie wywołali, że za mało zrobiłam, bo tylko ten wstęp - zapytałam czego ode mnie oczekują już nawet nie podjeżdżając by przeczytać tej konwersacji. A laska, że nie wie. Że może coś mogłabym zrobić. Wyjaśniłam jej raz jeszcze, że mam dokładnie 6 razy więcej roboty do zrobienia na zaliczenie tego przedmiotu, niż oni i nie mam zamiaru. Wyjaśniłam jeszcze raz "mam IOS, zaliczam tę pracę z innym studentem, miałam dla was napisać wstęp, tak się umówiliśmy", poprosiłam, aby podpisała mnie z dopiskiem IOS i tyle.
I tyle...
Coś tam jeszcze pisali podnosząc mi ciśnienie, ale nie czytałam mimo wywołań w sobotę, ani niedzielę rano. Dopiero w niedziele wieczorem, tuż przed ich referowaniem tematu (co mnie ciekawiło - łatwiej mi słuchać niż czytać) pobrałam plik. No i czytam. Mój wstęp, a potem 67 slajdów. Ostatni slajd to skład zespołu. I mnie tam nie ma.
No i się wkuuuuurwiłam.
Najpierw jeszcze dopuszczając błąd w zapisie, przeoczenie nieumyślne, zapytałam czy mogą mnie dopisać.
Na to laska co chcę dostać piątkę pyta czy oby na pewno chcę zostać dopisana skoro napisałam im raptem jeden slajd.
Odparłam "TAK XD".
Na to już cała grupa, że to tylko jeden slajd, a oni tyle roboty w to włożyli.
To ja już wkurzona - bo gdybym wiedziała, że tyle to wszystko będzie mnie kosztować nerwów, to chuja, nie zgodziłabym się na te grupki w marcu i tyle - że prosili bym napisała wstęp, więc napisałam wstęp. Wykonałam pracę do której mnie zaprosili, włożyłam w to swój czas, aby to ustalić z psorką, a teraz nie chcą wpisać, że pracę wykonałam. Nie rozumiem o co im chodzi. xD
A oni mi na to, że teraz to oni nie rozumieją o co mi chodzi.
xD
A ja, że w takim razie nie kminie, po co mnie zapraszali?
A laska od piątek na to, że totalnie nie rozumie o co mi chodzi.
xD
A ja, że przecież zaprosiliście mnie, abym napisała coś krótkiego, a ja zaproponowałam napisanie wstępu.
A laska od 5: "Być może, i?"
No kurde, smutno mi było. W poczuciu bycia wykorzystaną, robioną w konia i jednoczesnego wkuuuurwu opanowała emocje. zescrollowałam w górę, do faktów. Szukałam w tym dokładnie oknie dialogowym, tym dokładnie chatcie mojej wiadomości z 20 marca i ich propozycji - to są kurde fakt, a nie "nie wiem o co ci chodzi".
A w tym czasie laska, co wcześniej się wkurwiła na samo prawdopodobieństwo tego, że mogłam skasować jej wstęp napisała capslockiem "TO JA ZAPROPONOWAŁAM NAPISANIE WSTĘPU!".
Zignorowałam.
I korzystając ze strzałeczki "odpowiedz" odnosiłam się od razu do tych wiadomości z marca. Do tego screena wiadomosci ode mnie, który udostępniła nota bene Halina xD, do tego kto proponował, abym napisała wstęp (Halina i ta od piątek), do wyrażenia zgody przez całą grupę, o tym, jak wtedy uznałam, że to miłe z ich strony, do tego jak im wyjaśniłam, że napisałam do psorki, jak im wyjaśniłam, że teraz napisanie wstępu do ich prezentacji jest wciągnięte do mojej postawy zaliczeniowej IOS.
A laska co chce dostać piątkę wkurzyła się - jakby nie czytając tego co im podrzucam - i podesłała mi też w formie "odpowiedz", abym widziała treść własnej wiadomości z wczoraj, tej w której wyjaśniam, że nie referuję z nimi, że napisałam wstęp jak się umawialiśmy i tu się kończy nasza współpraca, bo mam własny projekt do wykonania i obronienia. Napisała, że przecież wczoraj mnie pytała czy z nimi będę referować i odpowiedziałam TO.
No tak, bo tak się umawialiśmy przecież.
Wkurzona miałam ochotę rwać sobie włosy z głowy. Ale zamiast tego szukałam sposobu komunikacji, który do tej grupy trafi. Napisałam im jeszcze raz w podpunktach, bo punkty i strzałki rozumieją oceniając po prezentacji jaką zrobili "Mam zajęcia na 2 uczelniach w tym semestrze -> wystąpiłam do dziekana o indywidualny tryb -> dostałam zgodę na IOS i indywidualne wytyczne zaliczeniowe od każdego wykładowcy -> wpisałam się do tabeli projektowej z tego przedmiotu i dałam wam 18 marca znać, że nie ingeruję w waszą pracę -> 20 marca WY mnie dodaliście do tej grupki i ZAPROSILIŚCIE, abym napisała wstęp do waszej pracy -> pomyślałam, że to miłe, ale już tak nie myślę, napisałam do psorki, wyraziła zgodę, dodała napisanie wstępu do mojego zakresu zaliczenia przedmiotu -> udostępniłam Wam swoje materiały -> napisałam wstęp do Waszej pracy na WASZE zaproszenie -> nie ujęliście mnie jako współautorki w projekcie.
To po co mnie zapraszaliście?
I po tym nagle całe tuzin uczestników grupy "Nie mogłaś tak od razu!?", albo "trzeba było tak od razu, teraz wszystko wiadomo!", i pretensje, że przecież mogłam im od razu wyjaśnić, a tak to nikt nie wiedział.
NO WKUUUUURWIŁAM SIĘ.
Jeszcze raz podałam, ale tym razem zrzuty ekranu wiadomości w tej dokładnie grupce na msg - te z 20 marca, z 21, z 25 marca, gdzie WSZYSTKO jest wyjaśnione i gdzie oni proponują co proponują.
Odpisałam, że przecież ja im napisałam to OD RAZU, dosłownie OD RAZU jak się pojawiła lista do zapisów, 20 marca.
Mogli zapomnieć - czaję, ale to nie oni do mnie mogą w tej sytuacji mieć pretensje, a ja do nich.
Laska co chce dostać 5 odparła, że okay, faktycznie doszło do nieporozumienia i zaraz dodała plik w którym dopisała mój numer albumu z dopiskiem, że pomogłam im "gościnnie". xD
Kurwa, ludzie.
Chodziłam wczoraj zła jak osa.
A ich prezentacja wyszła chujowo, bo wklejali bez zrozumienia cytaty z "Jedynego słusznego materiału źródłowego", a zapytani nie potrafili odpowiedzieć o co chodzi. I powielali nieprawdę - okazało się, że jedna osoba użyła chatuGPT i jakieś farmazony z tego wyszły na ważny temat.
Ah, well.
Karma wraca.
A ja mam już kolejny fragment tekstu do zrobienia.
Niemniej... wracając do majówki.
Miałam inne plany. Ale chyba nie wyszło zarówno przez to, że w myślach wciąż mam napoczęte projekty i myśli o tym, jak je udoskonalić, pracę nad biznesplanem MOJEGO biznesu xP (bo po grant idę, a w przyszłości może po dofinansowanie) i jeszcze mam chory pęcherz. Jak i przez to, że mój chłopak źle zaplanował czas, źle wybrał i w ogóle ZNOWU wpadł w jakieś takie chaotyczne BYCIE wśród jego krewnych.
Ech.
Mój chłopak pochodzi ze Śląska. Z pięknego, atrakcyjnego turystycznie miejsca. Szlaki rowerowe, zabytki, sporty wszelakie, blisko w górki, blisko w miasteczka, o turystę się tu natyka co kilka metrów. Jego rodzice mieszkają blisko lasu, blisko szlaków i zabytkowych perełek architektonicznych.
No i tam nie byliśmy od Bożego Narodzenia.
Jego bliskich - zresztą moich też - widujemy szybko i w drodze. Moich częściej niż jego. Te studia (on: jedne, ja: dwa kierunki) i jego praca (stacjonarna, a moja zdalna) mocno ograniczają czas i możliwości ku takim slow-odwiedziną.
Dlatego w tym roku zdecydowaliśmy, że odpoczniemy w majówkę stress-free w jego rodzinnych stronach. Daliśmy znać jego rodzicom, że planujemy przyjechać i okazało się, że oni akurat na majówkę planowali wyjechać xD Dogadaliśmy się. Miało być tak, że środa i czwartek to my sami w ich chacie, całe dnie na rowerach, albo na górskim szlaku. A w czwartek 2 maja wieczorem teściowie mieli wrócić, mieliśmy zrobić wspólnie ognisko, a potem w czwórkę miło spędzić wspólnie piątek na spacerkach okolicznymi szlakami. W sobotę ja na wykładach, więc niech mój facet zrobi coś fajnego z rodzicami, podczas, gdy ja będę siedzieć na trawie i się uczyć. A w niedzielę - ja nadal na wykładach - powrót do domu - ja na słuchawkach na zajęciach na studiach od rana do nocy.
No. Fajnie to było zaplanowane. Trochę aktywnie, ale nic na siłę.
Poza tym, moje myśli co rusz uciekały do projektów, które robię, co chwilę coś dopisywałam - nie mogłam się w pełni wyłączyć, jak na urlopie w Turcji. Być może przez to, że wzięłam notatki i laptopa na tę majówkę...
No, to ja w myślach stres i planowanie zaliczeń i w... może w poniedziałek, ale chyba we wtorek, w ostatni dzień kwietnia dowiedzialam się od partnera, który skończył rozmawiać z mamą, że jednak jego rodzice zmienili plany, skracają swój pobyt. Że wracają do domu już pierwszego maja wieczorem. Ech. No okay, nie? I tak będziemy na szlaku w czwartek, możemy od razu w czwórkę pojechać? Ale temu nie dawałam więcej uwagi, bo projekty bierzące, bo perspektywa biznesu i spotkania w tej sprawie były. No i mój partner coś tam przebąkuje, że luz, że czekając na rodziców może on jednak przygotuje nasz zabytkowy samochód na przegląd korzystając z dobrze wyposażonego warsztatu ojca.
No i jak było...?
O. leżał pod tym samochodem przez 3 dni. W zasadzie 2 dni, ale z przerwą dnia drugiego na pół doby. Czyli jak zaczął w środę, tak w piątek do obiadokolacji dopiero wyznał, że naprawił.
Chciałam się skupić nad projektem, ale nie mogłam - nie potrafię tak nie u siebie, wszystko mnie rozprasza. Naprawdę próbowałam. Nie ejst to dla mnie komfortowe. To, że pies przybiega, to, że ktoś herbatę proponuje, albo chce rozmawiać. No to rozmawiajmy - i rzucam tą pracę, bo w końcu nota bene w gości przyjechałam, nie? A potem idę się zamknąć z pracą i zaraz O. przychodzi upewnić się czy wszystko ze mną jest okay, bo według jego babci się obraziłam i poszłam się zamknąć do jego pokoju. No nie... No i schodzę i uspokajam, że wszystko jest okay, ale mam dużo pracy do wykonania, a babcia jakoś nie rozumie... o ile prace-pracę potrafi zrozumiec o tyle pracę kreatywną, pracę z fikcją, albo w ogóle chyba pracę na studia -tego nie rozumie. Więc wybieram własny komfort godząc się na to, że zaraz znowu zaniepokojony O. wpadnie do pokoju upewnić się czy wszytsko okay, bo babcia pujdzie mu donieść na moje dziwne zachowanie - a mimo tego, ze on upewnia ją, aby dała mispokój, bo musze się skupić, babcia woli zauważać jakieś inne bodźce, które mogły mnie urazić niż fakt, że mnie rozprasza ot -że chora jestem bardziej i poszłam się położyć, bo mnie mocniej boli niż 1h temu itp.
Czułam się zaszantażowana. I te bodźce. Oni to ludzie iskry. Ekspresja duża do małych rzeczy - uczciwie to ja wiem, że sama taka jestem. Ale fakt przebywania z tak eksperesyjnymi ludźmi cały czas, dobę mnie po prostu męczy. Dla mnie spotkanie na 2-3h to dość.
No i to jest coś co chyba gdzieś przytłumiło mi w ogole czucie siebie. Miałam poczucie, że jest mi okay, ale nie tak, jakbym chciała.
Teściowie też się o coś sprzeczali, więc tam co jakiś czas pojawiał się problem. Teściu uznał, że jestem, ech, melomanką, bo mu kilka miesięcy temu - wiedząc, że lubi muzykę - podesłałam kilka utworów, które lubię. Okazało się, że zakochał się w tym co usłyszał i uznał mnie za wspomnianą melomankę. Już pierwszego dnia mnie porwał by pokazywać mi swoje "piosenki wszechczasów" - od skwierczącego, cichego, ciepłego ogniska, do domu, pod dudniące na pełnej stereo, abym cytuję "doceniła te dźwięki" jego ukochanych utworów, którymi MUSIAŁ się ze mną podzielić w podzięce za tamtą playlistę - no nie doceniłam, bo byłam tak przebodźcowana, tak go prosiłam o ściszenie, a on tego tak bardzo nie pojmował, jak mogę lubić muzykę, ale nie nakurwiać jej w decybelę, że miał lekki mindfuck. Powiedziałam, że wolę po prostu inaczej... No bo wolę inaczej. Dla mnie to już było ZA DUŻO, zwoje mózgowe mi się przegrzały, ale ku własnemu zaskoczeniu uratowało mnie nie stawienie granic, a atak alergii - po prostu zaczęło się ze mnie lać tak, że nei wiedziałam, które otwory na trzy wycierać. Uciekłam pod prysznic i tam wracałam do równowagi (a O. stonował ojca).
Kolejny dzień, 2 maja, czwartek - jest miło, od rana miło. Pogoda piękna, po alergii ani śladu. Mój chłopak już pierwszego dnia wieczorem ostrzegł, że w sumie dobrze, że zaczął pracę nad czymś-tam (pozostanę ignorantką motoryzacyjną, to wybór, tak wolę), bo znalazł przy okazji problem z czymś innym, co gdyby nam w drodze się zepsuło to mielibyśmy problem. Więc wiedziałam, że rowerów nie będzie, a ja będę miała szansę na pracę z projektami.
Siadamy do śniadanka, pyszka, na deser mój chłopak - to urocza historia - przynosi tiramisu. Sam 30.04 ubijał je, sam je przygotował. Zrobił dla mojej mamy i taty, dla siostry i Szwagra (jak jechaliśmy na Śląsk to wstąpiliśmy by ich tym utuczyć) oraz troszkę większe opakowanie z myślą o naszej dwójce, jego rodzicach i dziadkach. Jako włochofile byli zachwyceni! Tak zachwyceni, że teściu robił sobie zdjęcia podczas jedzenia, a mój partner i jego mama - przed podaniem, podczas podania i podczas dzielenia porcji. Wszyscy wrzucili tę relację na ich grupę rodzinną, dla jedynej nieobecnej tj. siostry mojego partnera. Podobno była oburzona, że nie ma dla niej!
I dla mnie tu historia ciasta się kończy.
Bo z mojej perspektywy panowie ledwie zjedli śniadanko z deserkiem i obydwaj zaczęli krążyć po tarasie z telefonami przyklejonymi do uszu. Nie wiedziałam po co teściu - ale bardzo tym wnerwiał swoją żonę. Sprzeczali się o jakiś kontekst, którego ja nie kminiłam, a który dotyczył ich syna. Ona była zła, że on coś chce zrobić z moim partnerem. Nie wiem, nie słuchałam, nie wtrącam się, poszłam po lapka i próbuję pracować. Ale widzę, że mój facet, umazany smarem (bo ledwo otworzył oczy już leżał pod maską) jest czymś zmartwiony. Okazało się, że z okazji majówki nie ma otwartych sklepów z częściami, a jak są to nie ma skąd wziąć tej części, która się zepsuła. W końcu się dodzwonił gdzieś, gdzie mieli. Przepraszał mnie, że to tak wyszło z tym autem, ale chyba jednak lepiej naprawić teraz, niż potem mieć awarię bór wie gdzie. No logiczne. Spoko.
Ja już w projekt swój nurkuję, a on przychodzi z prośbą o pokręcenie dla niego filmików z których zrobi reelsa. No okay. Wstaję, już zirytowana, rozkojarzona i idę. Kręcę. On docenia, że go wspieram (na głos), podkreśla, że nei chciał mi zabierać czasu, że teraz go tak naszło. I tak już było przez następne dni - jak nie jego mama/babcia/tata to on sam wpadał, aby "tylko na chwilkę" mnie zapytać/poprosić o nakręcenie czegoś teraz (a tamci by zapytać jak mają się moje roślinki, albo czy nie napiję się herbaty, albo czy widziałam nowy teledysk itp).
Rozpraszało mnie to w chuuuuuuj.
Nie mogłam nic napisać.
Byłam tak zirytowana próbą napisania OPOWIADANIA FANTASTYCZNEGO NA OCENĘ, że wolałam nic nie pisać. Napisałam wstęp do cudzego projektu w piątek i obejrzałam kilka tutoriali na zajęcia, które muszę obejrzeć jeszcze raz, bo byłam tak skupiona na tym, by wszystko co się dzieje wokół mnie jednak mnie nie rozpraszało.
Wyszłam na dwa spacery przez te dwa dni.
Ech.
Aż gdzieś około 2 maja południa zostałam sama w domu. Mój chłopak gdzieś pojechał z tatem (myślałam, że po te części, które w końcu namierzył telefonicznie po śniadaniu). Jego tata zastrzegał, że coś-tam do pracy musi sprawdzić i też to się łączyło z samochodami - myślałam, że jadą do sklepu. Może mi to lepiej wyjaśnili, ale taki był rozgardiasz, że nie wiem xD nie pamiętam. Pamiętam, że musiałam złapać piszczące i rozpaczające psy, aby nie wybiegły przez bramę... A teściowa pojechała po swoją mamę i na zakupy spożywcze (oraz po leki na alergię dla mnie - wdzięczność <3).
Napisałam całe dwa akapity pracy (jednej z wielu prac), kiedy pojawiła się babcia (teściowa coś robiła w domu), więc się poddałam temu żywiołowi i próbowałam z nią rozmawiać, aż nagle do ogrodu wpadają.... siostra mojego chłopaka i jej partner. Oni mają miny jakby było wielkie suprice, uśmeichy od ucha do ucha, ręce rozłożone TA DAAAAAM! A ja - jestem paskudna - poczułam się zmęczona samym wyobrażeniem kolejnej porcji bodźców i rozpraszaczy, jaka się wiązała z ich przyjazdem. Kolejne głosy, kolejne osoby, kolejne interakcje Jakiś ten ich rodzinny rozgardiasz nagle się zrobił dopełniony. Nim do mnie dotarło, że ich tu przecież nie miało być, wcale a wcale (nie planowali przyjeżdżać), że w zasadzie, gdy planowaliśmy ten weekend mieliśmy tu przez prawie dwa dni być tyko we dwoje, zrobiło się bardzo niezręcznie. Nie dostając oczekiwanych zachwytów radości (bo babcia też miała wyjebkę - widuje ich niemal co tydzień xD) poszli robić suprice w domu - mama była zachwycona!
Opowiedzieli co się stało: otóż siostra mojego chłopaka zobaczyła zdjęcia z obżerania się tiramisu i W TAMTEJ CHWILI nakazał swojemu chłopakowi pakować się do samochodu! Bo w domu mamy tiramisu! I od czasu naszego śniadania oni jechali serio-serio do nas, by zjeść tiramisu.
I tak sobie jedli tiramisu, rozmawiali o jakichś tam ich sprawach... wszyscy przy mnie. Oni (siostra O. i jej partner) byli zresztą cały czas w pracy, więc jakoś "logiczne" dla nich było, że siadali sobie przy mnie, która też siedziała przy laptopie. Oni sobie pracowali, gawędzili z mamą i babcią... a ja trwałam w stanie przetrwania. hym? Teraz, z dzisiejszej perspektywy tak to nazwę. Bo miło, że mnie włączają, ale to nie jest cos na co byłam przygotowana wsześniej, ani coś na co się umawialiśmy. Wszystkich znam i lubię, jest miło. A jednocześnie mam wyrzuty sumienia, że jestem najgorsza studentką EVER, bo nie potrafię się skupić - jakbym miała pracować w takich warunkach to luz, a tu chodziło o naukę.... Ale zaraz zeszło na naukę mojej szwagierki. No i znowu mi się etycznie niektóre rzeczy kłucą - naprawdę staram się nie oceniać, ale jej metody "cel uświęca środki" to jest to co jest 180*C sprzeczne z moim postrzeganiem etyki i moralności. Coś co budzi jej szczęście i co uznaje za przywilej jaki ją kopnął, ja bym uznała za obrazę i brak uczciwości w bardzo skonkretyzowanym w świetle prawa kategoriach. I to mi sprawia problem, a nikomu z ich krewnych nie. Jedyną osobą, która zauważyła, że mówimy o oszustwie był jej chłopak, na co ona skwitowała "zazdrościsz!". No... nie? Ale to znowu: nie mój cyrk nie moje małpy. Moja mama, gdybym jej się pochwaliła się takimi praktykami akademickimi jakimi ona się chwali objechała by mnie strasznie, usłyszałabym jak się na mnie zawiodła, że "nie tak cię wychowałam", by mówiła o konieczności sprostowania, przyznania się do tego czy tamtego, odwoływała by się do uczciwości (takiej zwykłej, ludzkiej - aż słyszę głos mojej mamy w głowie, gdy to piszę), a teściowa ma takie "wzrusz ramion póki jest wszystkim spoko".
Więc i ja milczałam...
I szczerze: bylo mi miło, fajnie ich było zobaczyć. Po prostu WOLĘ inaczej, wolę wiedzieć jak dużo sił ekstrawertycznych mam przygotować jakąc gdzieś. I no potrzebuję przestrzeni. Gdybym wiedziała jak to się potoczy to może bym dojechała tego 3 maja pociągiem po prostu...
Niemniej mama (teściowa) wystawiła im to tiramisu autorstwa mojego partnera dla którego przejechali całe województwo.
W piątkę siedzieliśmy na tarasie, troje z lapkami, dwie z herbatkami i smalltalkowaliśmy. Jakiś rzeczy się dowiedziałam nawet itp.
A mojego partnera jak nie było tak nie było. I jego taty też nie. W końcu jak zadzwoniłam z pytaniem kiedy będą (pantonimą proszona przez te dwa "Suprajsy" żebym nie zdradziła, że czekają tutaj z recenzją tego tiramisu w ramach suprajsa) - opowiedział mi podekscytowany, kurcze, nie wiedział, że to tyle zajmie i nie był swiadomy, że tyle tego czasu upłynęło. Przeprosił mnie, a potem oszacował, że chyba wrócą do godziny, bo przed chwilą byli na jeździe próbnej samochodami do innych województw. [No kurwa].
A jakieś pół godziny później na ich rodzinnym czacie (ja nie mam dostępu, ale dziewczyny zdawały relacje) teściu pochwalił się, że kupił samochód! Wysłał akt, pokwitowanie, swoje zdjęcia przy nowym nabytku i syna za kierownicą.
No i byl taki dumny z syna! Bo syn mu pomógł wybrać, że o coś tam zapytał. A że oni obydwaj to auto-świry to się przerzucali komplementami.
Przyjechali niemal 2h później, z krzykiem i wrzaskiem oblewając kupno nowego samochodu (do pracy) mojego teścia! Szampan wjechał, potem zamówienia (tj. większość z nas chciała piwo zero). Opowieści teścia jaki ten samochód był super, że lepszy niż inne, którym dziś próbował umówić jazdy testowe (aha... i tak się dowiedziałam co się działo przy śniadaniu), a także racząc nas anegdotkami jak jego syn szacował przestrzeń (tj. czy ja się w niej zmieszczę na stojąco i na leżąco) oraz od razu zapewnił, że już z synem ustalił, że pożycza nam to auto na wakacje, jako kampera.
Ech.
No i weszły rozmowy o tiramisu. Wszystko, wszędzie, naraz.
A mój chłopak szybciutko przebrał się w ciuchy do pracy i wskoczył pod auto. Mama go żałowała, że cały weekend leży pod samochodem i ciągle brudny chodzi. A on prędziutko coś-tam zrobił dla mamy i rzuca do mnie "to tak za dwie godziny możemy wyjechać".
Ja wciąż myślami przy rowerach - nie wiem w sumie skąd je wziąźć, bo w garażu ich nie widziałam, chociaż podobno tam są, ale mówię "spoko, a gdzie? Jakąś trasę wybrałeś?" - bo mu przecież, pisałam niedawno zostawiam planowanie, bo to lubi. A on w szoku lekkim. Niezręczie się zrobiło. Aż mnie pyta "A to ja Tobie nie powiedziałem, że chcę z tobą pojechać po te jedyne części w regionie? Tylko pomyślałem, żeby to z Tobą ustalić". Ja w śmiech, że nic takiego nie mówił i nagle coś, jakiś chaos, może psy?, może ktoś ma do mnie pytanie?, nie wiem, tam ciągle jest głośno i chaotycznie. Zaczęłam robić coś innego zjadana poczuciem winy, że się obijam zamiast robić zadania zaliczeniowe... i wylądowałam przed komputerem...
Dopiero te dwie godziny później w samochodzie, w CISZY, złożyłam kropki i zpaytałam "Myślałam, że pojechałeś z tatem po te części. To po co w ogóle pojechałeś? Gdybyś przez ten ranek zrobił to co miałeś, to teraz, popołudniu już miałbyś samochód z głowy...", a na to mój chłopak, w widocznym zmieszaniu "W zasadzie nie wiem po co tam pojechałem... tato mówił, że jestem mu potrzebny do pomocy, ale to wszytsko można było zrobić bez mojego udziału. I faktycznie, prawdopodonnie już bym naprawił samochód w tym czasie... Przepraszam, nie wiedziałem, że tak daleko jedziemy i że tyle nam zejdzie".
No...
To na razie tyle, potem dokończę.
Tylko dodam, że dzień 3 był absoltnie spoczko... ale nie czułam, że całość to była ta majówka, na której miałam być.
I nie wiem...
Rozmawialiśmy już o tym i o tej rozmowie miał być ten wpis, ale teraz widzę, że buzowało we mnie masę emocji...
9 notes · View notes
angie-massei · 14 days
Note
Analiza/geneza twojego wspaniałego designu Bonifacego?
Bardzo chciałabym napisać coś mądrego, ale prawda jest taka, że design Bonifacego przyszedł do mnie we śnie, po kilku szkicach uznałam, że mi nie pasuje ale nadal chcę coś z tym zrobić i efekt jest jaki jest. Jestem z niego naprawdę zadowolona ale jednocześnie strasznie mnie śmieszy, bo jest bardzo prosty. Skleiłam taki kolaż, który pokazuje kolejność od pierwszego szkicu (tego ze snu lmao), przez jakieś tam eksploracje i inspiracje po efekt końcowy - który też jest końcowy na ten moment, bo ciągle tak myślę o tych jego włosach i one się pewnie subtelnie jeszcze zmienią.
Tumblr media Tumblr media Tumblr media
Na początku miał być znacznie młodszy, tak z 10 lat a akcję chciałam osadzić najpóźniej w latach 20 XX wieku - stąd w ogóle fryzura. Pierwotnie jako strój rozpatrywałam albo biała koszula + krótkie spodenki + pończochy albo strój marynarski (który w efekcie przypadł Filemonowi)
Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media
Potem uznałam, że przeniosę akcję w lata 70 i dam mu taki typowy prlowski szkolny fartuszek, zrobiłam go starszego, żeby różnica wieku między nim a Filemonem i Szczeniakiem była większa. Z podniesieniem wieku szkolny fartuszek przestał mieć rację bytu a jak zrobiłam go fanem Beatlesów, Marlene Dietrich i Audrey Hepburn to ten strój się jakoś sam nasunął.
Ogólnie strasznie go lubię i niesamowicie mnie cieszy, że tyle osób podziela mój entuzjazm.
14 notes · View notes
beherit7-nonexistence · 2 months
Text
Czasem bywa ciemno, mrocznie. Słońce gaśnie, wszystko pokrywa mrok. Oczy potrzebują dużo czasu, aby przyzwyczaić się do ciemności. Wędruję tak powoli, ze strachem by nie upaść, nie potknąć się i nie wyrządzić sobie szkody. Stoję w miejscu, gdy inni maszerują. W świetle latarni patrzę na nich, cienie przesuwają się wszędzie, a ja jako jedyny zauważam swój. Ten cień przypomina mi o tym, że tu jestem. Przypomina mi o chwilach z przeszłości, kiedy w taki sam sposób, niezmiennie mi towarzyszył, wraz z innymi rzeczami, które szalenie mocno trzymają i nie chcą puścić. To zjawisko każdemu znane, lecz ja kołyszę się pośród gąszczy zagubienia zbyt często. Słuchawki na uszach i olśnienie. Nie wszystko jest takie samo, acz schemat podobny. Szarość przykryła to, co było ważne. Niezrozumienie otaczającej rzeczywistości. To co miłe, miesza się z bólem. Już nie wiadomo, jak to naprawdę jest. Porównać to można do zachwiania równowagi. Brak pewności, umysł sygnalizuje, że coś jest nie tak. Shhhhh. Kolejny dzień. Ale nie chcę ciągle czekać. Niecierpliwość i znużenie powinnością. Brak poczucia sensu w stawianiu małych, regularnych i powtarzalnych kroków. Tik tok, zegar tyka. Chmury przykrywają niebo. Światła samochodów. Następnie śpiew ptaków. Pętla czasowa. Przeznaczenie, czy głupie wybory? Idiotyzm. Burzenie stabilizacji, regularne i nierozważne. Lęk. Oddech donośny pośród szumu ciszy. Zawroty głowy i okno na podwórze. Trzeba iść. Wolałbym chcieć, a nie musieć. Dlaczego taki jesteś? Dziwny. Jesteś nieco dziwny, bardzo niezrozumiały. Jesteś zaburzony, niezdefiniowany i strachliwy. Rzec by można - pojebany. Ano jestem sobą, takim właśnie delikatnym kolcem róży. Płynę teraz przed siebie, bądź płynąłem jeszcze niedawno, mając obrany kurs. Teraz tylko znajduję się na statku, bez steru, zdany na pastwę wiatru i prądów wodnych. Powtarzam sobie, że potrafię. Powtarzam sobie, że daję radę. I tak właśnie jest. Ale co jest obecnie warte świeczki? Wszystkie pogasły, zapałki już się skończyły. Szum fal, a ja leżę na plaży w ciemności. Zimny piasek. Zimno. Odczuwam chłód. Przypływ. Siły natury, a ja ich częścią. Dziś, czy jutro - zaprzepaszczone szanse otwierają nowe możliwości, by poczuć niebo na ziemi...
9 notes · View notes
osamotniony-smiec · 26 days
Text
Mam zaraz 22 lata i jak pewnie wielu z Was tutaj mam fobię społeczną. Od ponad tygodnia moje zdrowie fizyczne się trochę podupadło. Poprosiłem moją matkę (tylko z Nią mieszkam) w ten sam dzień rano kiedy się wszystko zaczęło czy nie zawiozła by mnie do szpitala, bo dziwnym trafem mam objawy jak przy udarze. Pierwszy raz miałem takie coś i tylko to przychodziło mi na myśl, bo nie znam nic innego kiedy osłabia się jedna strona ciała... Powiedziała, że mi nic nie jest, zdrowy jestem to Ona ma prawo źle się czuć, bo wróciła z pracy. Zrobiło mi się głupio, bo przecież prawie ciągle jest w pracy i jak ją mogę się źle czuć... Ale kolejnego dnia czułem się gorzej, a w poniedziałek kiedy już utykałem, zrobiłem się siny i inne takie pomyślała, że mi coś jest i zabrała mnie do rodzinnego, a lekarka dała skierowanie do szpitala.
Na sorze była miła tylko wtedy kiedy spotykała znajomych i mówiła ile my tu siedzimy, że ze mną źle coś. Opieprzała innych za ich plecami, a kiedy zamieniała z nimi słowo stawała się jak ją to mówię "matką polką". Neurolog nic nie znalazł i wieczorem zaczęła, być wściekła, że straciła cały dzień prze ze mnie... Nie moją winą jest przecież jak funkcjonują szpitale w tym kraju, ją mogę po prostu czekać na moją kolej... Potem zaczęła mi część ciała coraz bardziej słabnąć. A Ona nawet nie wrzeszczała na mnie kiedy czegoś nie zrobiłem lub nie potrafiłem... U Niej niezbyt często się to zdarza. Uświadomiłem sobie, że naprawdę muszę źle wyglądać...
Lekarz kazał mi po badaniach, które miałem przyjechać do Niego na oddział. Okazało się, że wzięła sobie nawet wolne, aby mnie zawieść... Co było dla mnie dziwne...
Okazało się, że przy lekarzu jak zwykle musiała odegrać swoją rolę. Opieprzała od góry do dołu. Jaka to Ona mądra nie jest... (Gdyby coś to Ona sama przyszła na to spotkanie. Oczywiście chciałem zostać sam, ale jak zwykle przecież ja nic nie umiem, nic nie załatwie, bo Ona musi zawsze wszystko wiedzieć. Nie dało się Jej powiedzieć, bo Ona wie lepiej- zawsze tak robi przy obcych.
I właśnie do sedna... Czy to jest normalne czy jest coś konkretnie nie tak? Wiem, że mam duże trudności w funkcjonowaniu z ludźmi, ale to nie oznacza, że się nie staram... Próbowałem coś powiedzieć, ale Ona zawsze przekrzyczy.
Zaczęła czuć satysfakcję i nie wiem "władczość" kiedy musiałem o coś Ją poprosić, ponieważ nie wszystko mi dobrze idzie. Zaczęła naśmiewać się z mojego wyglądu czy tego jak próbuję sobie radzić..
Wieczorem przywiozła mi leki, wcześniej sama załatwiając receptę i inne rzeczy z tym lekarzem- bo przecież Ona załatwi szybciej i lepiej i w ogóle sama tam pójdzie,bo ma zmianę w tym samym szpitalu.Powiedziałem Jej w końcu, że dziękuję za nie, ale na drugi raz nie musi się tak unosić i ogóle przy obcych. Obraziła się na amen i kazała wypierdalać...
Jak mam nauczyć się jakiegokolwiek funkcjonowania z ludźmi jak wiecznie to słyszę?
Czuję się nic nie znaczącym śmieciem i czuję wyrzuty sumienia względem tego i lekarza- czuję się spierdoleńcem do potęgi...
9 notes · View notes
theophan-o · 8 months
Text
Tumblr media
Słynna scena zabawy w Rozłogach — tak, jak wyszła spod pióra Henryka Sienkiewicza w 1883 r.
Tumblr media
Autograf Henryka Sienkiewicza (1846-1916), fragment IV rozdziału I tomu powieści "Ogniem i mieczem". Dokładnie ten:
...tak blisko, iż prawie ramieniem dotyka jej ramienia, widział rumieńce nie schodzące z jej twarzy, od których bił żar, widział pierś falującą i oczy, to skromnie spuszczone i rzęsami nakryte, to błyszczące jak dwie gwiazdy. Bo też Helena, choć zahukana przez Kurcewiczową, choć żyjąca w sieroctwie, smutku i obawie, była przecie Ukrainką o krwi ognistej. Gdy tylko padły na nią ciepłe promienie miłości, zaraz zakwitła jak róża i do nowego, nieznanego rozbudziła się życia. W jej twarzy zabłysło szczęście, odwaga, a te porywy, walcząc ze wstydem dziewiczym, umalowały jej policzki w śliczne kolory różane. Więc pan Skrzetuski mało ze skóry nie wyskoczył. Pił na umór, ale miód nie działał na niego, bo już był pijany miłością. Nie widział nikogo więcej przy stole, tylko swoją dziewczynę. Nie widział, że Bohun bladł coraz bardziej i coraz to macał głowni swego kindżału; nie słyszał, jak pan Longin opowiadał po raz trzeci o przodku Stowejce, a Kurcewicze o swoich wyprawach po „dobro tureckie”. Pili wszyscy prócz Bohuna, a najlepszy przykład dawała stara kniahini wznosząc kusztyki to za zdrowie gości, to za zdrowie miłościwego księcia pana, to wreszcie hospodara Lupuła. Była też mowa o ślepym Wasylu, o jego dawniejszych przewagach rycerskich, o nieszczęsnej wyprawie i teraźniejszej wariacji, którą najstarszy, Symeon, tak tłumaczył: — Zważcie, waszmościowie, iż gdy najmniejsze źdźbło w oku patrzyć przeszkadza, jakże tedy znaczne kawały smoły dostawszy się do rozumu nie miały go o pomieszanie przyprawić? — Bardzo to jest delikatne instrumentum — zauważył na to pan Longin. Wtem stara kniahini spostrzegła zmienioną twarz Bohuna. — Co tobie, sokole? — Dusza boli, maty — rzekł posępnie — ale kozacze słowo nie dym, więc zdzierżę. — Terpy, synku, mohorycz bude. Wieczerza była skończona — ale miodu dolewano ciągle do kusztyków. Przyszli też kozaczkowie wezwani do tańcowania na tym większą ochotę. Zadźwięczały bałabajki i bębenek, przy których odgłosach zaspane pacholęta musiały pląsać. Później i młodzi Bułyhowie poszli w prysiudy. Stara kniahini, wziąwszy się pod boki, poczęła dreptać w miejscu, a podrygiwać, a podśpiewywać, co widząc pan Skrzetuski sunął z Heleną do tańca. Gdy ją objął rękoma, zdawało mu się, iż kawał nieba przyciska do piersi. W zawrotach tańca długie jej warkocze omotały mu szyję, jakby dziewczyna chciała go przywiązać do siebie na zawsze. Nie wytrzymał tedy szlachcic, ale gdy rozumiał, że nikt nie patrzy, pochylił się i z całej mocy pocałował jej słodkie usta. Późno w noc znalazłszy się sam na sam z panem Longinem w izbie, w której posłano im do spania, porucznik zamiast iść spać, siadł na...
A tak nasz najmilszy Mistrz Henryk zapisywał TO ukochane nazwisko i poprawiał swój ukraiński (wiem, jestem nerdem, ale nie powstrzymam tego:-):
Tumblr media
Rękopis w zbiorach Zakładu Narodowego im. Ossolińskich, sygn. 12582/II. Wersja zdygitalizowana dostępna jest tutaj:
20 notes · View notes
poznajezycie · 7 months
Text
nie wiem czy starczy mi sił na tą walkę . powoli przegrywam sam ze sobą...
Taki mały update z tego co się u mnie działo od ostatniego wpisu:
Zbieram siły w sobie by rozstać się z partnerką , matką moich dzieci. Poszedłem do Pani prawnik by mi wszystko wytłumaczyła i wyjaśniła mi jak będzie u mnie wyglądać sytuacja po rozstaniu.
Najbardziej boli mnie stan jak patrzę na dzieci to same łzy mi lecą, że muszę odejść od nich oraz, że oni będą kartą przetargową aby ujebać mnie w alimentach i innych sprawach. Rozrywa mi serce bo tak ich pokochałem, że nie wiem jak to będzie wyglądało wszystko. Najgorsze jest w tym wszystkim, że jestem sam. Rodzina się odkręciła ode mnie, znajomi i nie wiem jak to ogarnąć aby stać mnie było coś wynająć itp. totalny rozpierdol mam na bani. Nie mam z kim porozmawiać aby wyrzucić ten ciężar z siebie.
2. SZKOŁA - OFICJALNIE JESTEM FOTOFRAFEM ! zdałem państwowy egzamin zawody i zdobyłem to 💪 Teraz kończę grafikę ale nie mam sił i czasu by podejść w najbliższym czasie do egzaminu. Przesuwam to w czasie 🙂 ale i tak jestem z siebie dumny , że pomimo wychowania dzieci , ciągnąć dwa etaty znalazłem czas na szkołę i ukończenia tego co było moją wisienką na torcie chodź z wyniku nie jestem w pełni zadowolony bo znam swoje umiejętności ale nic się nie uczyłem więc poszedłem z wolnej stopy na free do egzaminu więc nie dziwię się.
3. ZDROWIE zniszczony, zdeptany, zmolestowany psychicznie jestem. Po wielu latach zapisałem się do psychiatry. Czekałem ponad półtora miesiąca na wizytę i wczoraj odbyła się ona. Opowiedziałem jak wygląda moja sytuacja życiowa, co mnie sprowadza do doktora i co mnie ucieszyło bo Pani doktor powiedziała, że padłem ofiarą ghostlightingu. Ze mną jest wszystko okej. Nie muszę robić testów, nie muszę brać psychotropów tylko przepisała mi skierowanie na psychoterapię aby podbudować mnie w tym okresie jakim będę potrzebował pomocy specjalisty ale tu kolejki za rok dopiero abym mógł się dostać ale będę kombinował aby to jakoś przyspieszyć ten proces :/ 4. U moich rodziców nie dzieje się za dobrze. Mama przyznała się mi , że ojciec próbuje ją bić. Znęca się psychicznie nad nią. Nie wiem jak mam jej pomóc. Nie dość, że mam swoich problemów masę to jeszcze jak to się dowiedziałem to ścięło mnie z nóg. Totalnie nie rozumiem co się wydarzyło u nich, że mają między sobą kosę. Martwi mnie, że może dojść do jakiejś tragedii. 5. Finanse - przez ten związek oraz to, że posiadam dzieci popadłem w mega długi. Mam około 20 koła długu już. Pomimo, że pracuje na dwa etaty to ciągle mało bo ciągle ja muszę wszystko finansować ( bo ona mając 1000 plus i 1000zł dziecko plus 2000 od zusu to nie wiem na co przepierdala kasę a jak zwrócę uwagę jej na to i przedstawiam jej moje problemy finansowe to jestem najgorszy) i tu pojawia się kolejny problem, że jak odejdę od niej to sąd może spojrzeć na moje zarobki za ostatnie miesiące i dojebać mi alimenty w których się nie wypłacę. Gdzie tu sprawiedliwość? Siada mi zdrowie, byłem u lekarza bo mam chujowe wyniki z krwi. Mam skierowanie do neurologa bo mam zawroty głowy i mega mam kucie i pieczenie w klatce. Miałem robione ekg ale tu nic nie wyszło. Powoli tracę nadzieje na lepsze jutro, na lepsze życie. Powoli brakuje mi sił i jak nie dotrwam to poinformuje was. Mam dość już życia. Nie umiem znaleźć rozwiązania na te problemy, które mnie dotknęły. nie przypuszczałem, że jedna osoba może tak zniszczyć drugiego człowieka... dziękuje, że jesteście <3 jesteście moim tlenem. staram się być u was jak tylko mi czas pozwala a jego mam dostatecznie mało.... "karuzela życia trwa nie będę się przejmował tym czego jeszcze nie ma nie chce się zatrzymać nie wiem kiedy wysiąść mam a jak spadnę no to wstanę i zacznę od zera"
https://www.youtube.com/watch?v=RNPQJvrA-uo
16 notes · View notes
mikoo00 · 4 months
Text
✨3
❄️Praca miałem na 10 Strasznie mi się nie chciało wstawać bo... Well Zeżarłem cały mały słoik nutelli na noc Te napady mnie wykończą ale wstałem ledwo żywy i się nie spóźniłem do pracy Parę miesięcy temu by tak nie było Ciesze się, że już mam to wstawanie "zaprogramowane"
Bałem się, że nie przeżyje w pracy Gdzieś tam mój nastrój był beznadziejny Jeszcze ta obsesja na punkcie bycia grubym w tym momencieDoslownie przez to, że nienawidzę swojego ciała teraz odechciewa mi się żyć
Myślę o tym cały czas, robię się strasznie wybuchowy Nie przyjemny dla innych i dla przedmiotów Przeklinam na cały regulator
Wczoraj np maszyna do lodów mi wybuchła XD w sesie lody wytrysneły.. Szybko chciałem zlozyc zamówienie Na raz robiłem szejka, nalewalem sok jabłkowy, w głowie już miałem cole do zabrania i nagle dupa Loda debilnego nie mogłem zrobić wszystko inne musiałem zostawić Bylem niesamowicie wkurwiony,, No kurwa mać japierdole co za gówno jebane" Prawdopodobnie nawet klienci przy ladzie to słyszeli 💀
Poprostu nie chce mi się iść do pracy Wstyd mi za to jak wyglądam Najchetniej przeleżałbym ten proces chudnięcia w domu tak by nikt mnie nie widział, nie oceniał
Boże jak zaczynałem tam pracę to ja byłem taki chudy W wakacje nawet Teraz moje spodnie mnie obciskają nie widać thigh gap
Po prostu nie mogę..
Tym razem starałem się zmienić swoje nastawienie Stres normalny to wszystko i jeszcze mieliśmy mieć kontrolę Ja bym tam ocipiał i się zmusiłem by myśleć "pozytywnie" Chcialem przeżyć ten dzień Będąc tu i teraz Robić coś co mi poprawi nastrój Bycie miłym dla innych i panowanie nad swoim gniewem daje mi satysfakcję
A kontrola ma ten plus, że mnie wysyłają na sprzątanie sali :3 czyli coś co lubię i mogę robić jak chce Mogę sobie siąść i się napić czegos kiedy chce Nie muszę z nikim gadać
Kierowniczka była zestresowana już chyba bardziej niż ja Zażartowałem do niej,, że tylko spokój może nas uratować" powtarzałem to sobie później w głowie XD
Nawet nie wiem kto to był u nas Chyba sanepid Specjalnie w okół nich się kręciłem i sprzątałem by mieli wrażenie, że niby jakiś syf jest ale ktoś odrazu idzie to ogarnąć XD
Szybko pojechali Wsm dziś się nie zmęczyłem jakoś bardzo Nie skakałem ze stanowiska na stanowisko jak zawsze, bo ruchu nie było Postawili mnie też na innym Mogłem se stać, kompletować zamówienia, a ktoś inny miał podawać frytki i dawać następnej osobie która zamówienie wydawała Także luzik
O i się dowiedziałem jak się nazywa osoba, która wydaje zamówienia " prezenter"
Wyszedłem dziś wcześniej Kierowniczka wypuściła mnie o 18 :3
❄️ Troche więcej o moich przemyśleniach Odkrywcze nie są i pewnie juz o tym pisałem tylko inaczej? Sam siebie nie słucham 🥴
Generalnie na meetingu w pon był temat,, czy żyje dniem dzisiejszym" To znaczy czy zadręczam się przeszłością i myślę co by było gdyby, jak to będzie? I tak to sobie odniosłem do Ed Faktycznie przestałem żyć tym jednym dniem a przecież ani nie cofnę tego co zrobiłem ani nic nie przyspieszę Zamiast planować lepiej działać Małymi kroczkami do celu
Wychodzenie z nałogu tego wkoncu wymagało ode mnie Dużo pracy i cierpliwości
Dlaczego bym miał nie schudnąć? Dlaczego mialbym tylko do tego dążyć?
Szczerze czuje pustkę po tym 2023 i nie wiem co miałbym dalej robić Nie chce by moje życie wyglądało znowu tak, że wszystko koncentruje się tylko na mojej wadze, na tym jak wyglądam bo,, Jak będę chudy to będę zasługiwał na szczescie"
Mam też problem z nadmiernym myśleniem Nawet jak coś wiem, rozumiem to będę to bez przerwy sobie przypominał, bez przerwy o tych swoich wnioskach myślał
Np napady konsekwencje i dlaczego chciałem to robić? - bo ekscytacja, ulga, więc przez większość czasu generwoalem sobie te same emocje a jako, że jestem uzależniony to oczywistym było, że w którymś momencie stracę kontrolę i uznam, ze warto się nażreć
To tak jakbym teraz myślał ciągle o tym by nie myśleć o alkoholu żeby nie wypić Konsekwencje kac i jakie były korzyści z picia-emocjonalna ulga i radość
Bez sensu A tak robiłem i co no i chlałem dalej xd
Wiem jak to działa i wiem jak sobie rok temu radziłem i generalnie przez cały rok Tylko muszę sobie odpuscic
Tak więc moje nastawienie wyglądało tak
,,Wystarczy, że będziesz liczył kcal i się ważył codziennie" Nie muszę myśleć o tym jak wyglądam ani co robić co jeść deficyt się liczy i liczenie pomaga mi kontrolować porcje
,, musisz sobie wybaczyć",, nie wiesz co będzie jutro Czas zapiernicza i zanim się nie obejrzysz będziesz albo grubszy albo znów chudy"
,, Nie jest tak że te słodycze, które lubisz wgl nie będziesz mógł jesc ani, że ci się napad już nigdy nie zdarzy"
Myśl, że mam przez cały miesiąc nie mieć napadów (jestem uzależniony też i od tego) mnie mocno przeraża do tego stopnia, że chciałem się "najeść na zapas"
W skrócie,, miej wyjebane a będzie Ci dane"
734 😘
Najmniej od miesiąca hihi
❄️Przez resztę wieczoru oglądałem sobie vlogi Machunik Poszkicowalem sobie Nic szczególnego Uznalem, że warto jest choćby sobie po szkicować i czegoś się nauczyć od innych, przerysowując ilustracje innych lepszych twórców
Oglądałem masę tutoriali parę dni temj i jak zobaczyłem swój szkic to byłem zdumiony Zapomniałem, że umiem rysować i nauka łatwo mi przychodzi Także mam motywację by się rozwijać i tworzyć ambitniejsze prace
Planuje zakupić sobie nowy tablet graficzny Taki z ekranem bym miał poczucie, że rysuje na papierze
❄️Kończę dzień zadowolony
12 notes · View notes
trudnadusza14 · 4 months
Text
9.01.2024
Obudziłam się o 8 siedziałam do 9 potem wróciłam spać jeszcze na dwie godziny
Miałam mega dziwny sen
Byliśmy na jakieś wyprawie w poszukiwaniu skarbów i nie wiem dokładnie kto to był ale tam na pewno byli osoby z podstawówki gimnazjum i liceum plus z półkoloni. Tyle że jako dzieci 🤔 i my szukamy skarbów i ja znalazłam bombę. Podeszłam do prowadzącej to zdarzenie i pochwaliłam się znaleziskiem a pani przerażona i mówi że to mam wyrzucić. Nagle pojawia się moja matka która na mnie krzyczy twierdząc że powinnam być zamknięta w domu bo świat jest za niebezpieczny i wszyscy mnie skrzywdzą a wtedy ja rzuciłam w matkę bombą i tą bomba wybuchła
I po śnie
Dziwne to było. Choć może ten sen znaczy że podświadomie jej nienawidzę. Bo to co mi gadała to prawda. Że świat jest niebezpieczny,wszyscy mnie skrzywdzą.
A prawda jest taka że ona mnie też krzywdziła
Nawet bardziej niż rówieśnicy
Potem jesscze sobie oglądałam
"Kraina lodu przygoda Olafa"
Poczekałam na kumpele i poszliśmy razem na zajęcia
Po drodze wstąpiliśmy do żabki po tymbarka
Wybraliśmy ten sam smak
I ruszamy na zajęcia
Było malarstwo
I dostałam propo że mam namalować obraz który będzie wisieć na korytarzu w szpitalu
Mam to zrobić w domu
Boże kolejna zajebbista rzecz w tym roku
Już się nie mogę doczekać aż będę to malować
Ma być motyw pozytywnych myśli
Już mam częściowy pomysł 😁
A dziś malowaliśmy ogólnie szron na szybie. Siedziałam z kumpelą i kolegą który jest niezłym żartownisiem
Jak mnie zdenerwował twierdząc że ma najgorszą pracę. Opieprzyłam trochę go 😂
Tak odnośnie samooceny. Nie pamiętam kiedy ja ostatnio sobie pomyślałam że czegoś nie umiem lub że w czymś jestem beznadziejna
Ostatnio to bardziej myślę że
- dam radę
- łatwizna
- jeszcze zobaczysz co umiem,aż szczęki ci opadną
Więc jest spory progres. Jeszcze parę lat temu miałam same myśli że jestem beznadziejna a teraz to już przeszłość
Jedynie w fazie depresyjnej zdarzają się takie myśli ale też rzadziej
Jedynie wtedy jak w tej fazie depresyjnej jestem bardzo głęboko
Tumblr media
A to mi wyszło na zajęciach. W realu wygląda jak prawdziwy bo dziś nieźle poeksperymentowałam
A powiem wam że pani mówiła że to będzie bardzo trudne zadanie
A ja se od razu pomyślałam :
"E tam trudne,dam radę,co z tego że będę malować coś takiego pierwszy raz "
Wszyscy byli zachwyceni
Naprawdę mi się udało
Na zdjęciu nie do końca widać efekty bo jeszcze było mokre a chciałam szybko zrobić zdjęcie
Poinformowałam terapeutkę o zmianie numeru i koleżanka mnie odprowadziła
Ogólnie będąc w sklepie pani w sklepie mnie straszyła że mnie ktoś porwie
Bo znowu wyszłam w sukience. Jeszcze jak wracałam wieczorem
Ale ja miałam wywalone 😆
W domu byłam taka senna że poszłam spać na parę godzin
A potem dalej czytałam książkę i później oglądałam szpital i bawiłam się z Kiarą
A Kiara kiedy się nudzi to leży tak :
Tumblr media
Takie : pobaw się ze mną 😆
Więc się pobawiłam. Ona mi zabawki przynosi ciągle żebym się z nią bawiła
I ogólnie zauważyłam że mi żółknie skóra w wielu miejscach i coraz częściej jestem blada
Nie wiem co jest grane ale na nadchodzącej wizycie powiem to lekarce
Może ta wątroba się pogarsza,ten guz może urósł nie wiem
Próby wątrobowe mam dobre ale wiem że mam tam jakiegoś guza
Może to tego wina. Lub wątroba jeszcze bardziej urosła
Okaże się
Na razie skupię się na projektach które mam do zrobienia i dam sobie odpocząć
Także to tyle
Do zobaczenia
Trzymajcie się kochani 💜
7 notes · View notes
deathissolution · 6 months
Text
[...]"Lata byłem odporny, lecz wkurwia mnie ten wyścig"[...]
[...]"Gdy jesteś sam ze wszystkim lub pakujesz walizki?
Jesteście tacy fajni, jebiecie mnie tak fajnie
I przechodzę przez piekło, i przechodzę przez traumę"[...]
[...]"Ja pracowałem nocą nad życiem, które ciągle
Nie daje mi odetchnąć, nie daje mi zapomnieć"[...]
Kartky - Depresja
9 notes · View notes
myslodsiewniav · 4 months
Text
12-01-2024
Dziś mam ważny dzień.
I oczywiście mam gonitwę spraw... ale zatrzymałam się, przyszła refleksja: jestem wdzięczna z moich bliskich. Wszystkich.
Serio, już w poniedziałek miałam taką myśl - chodzi mi po głowie świadomość, że "here we go again", bo nowy rok, warto zweryfikować co się wydarzyło, jakie wybory zawiodły mnie gdzie i jakie cele warto wyznaczyć sobie na nowy rok. I jak myślę o tej pracy - a to będzie PRACA, diabelnie kosztowna emocjonalnie praca - powrotu wspomnieniami przez cały 2023, by przemyśleć co się wydarzyło i co z perspektywy czasu można by było zrobić lepiej, a co zasługuje na medal najlepszej jakości wręczony przeze mnie-z-teraz dla tej mnie-z-przeszłości. I tak dalej, i tym podobne... no i tak stanęłam w poniedziałek rano z tą myślą to zalała mnie fala haseł i spraw, coś jak to uczucie, gdy spontanicznie i zbyt optymistycznie pomyślisz o posprzątaniu takiej kupce wstydu ze spytanych za łóżko/na fotel w sypialni ciuchów z kilku tygodni. I nagle dociera do ciebie, że nope, zrobię to później, bo na to potrzeba DUŻO czasu, zmiany organizacji szafy, bo dotychczasowa ewidentnie nie jest dla mnie intuicyjna, że przecież muszę być do tego wyspana, że powinnam to zrobić raz a dobrze, żeby temat mieć z głowy, że jak tak uczciwie się o tym pomyśli to w zasadzie robota do podzielenia na etapy, może nawet na cały weekend lub tydzień? Hym? Dlatego to odkładam.
I stałam sparaliżowana w poniedziałek, tak jak paraliż decyzyjny dopadł mnie dziś, w piątek. W pon w ręku miałam butelkę, bidon sportowy w którym rozpuszczały się elektroliy. Jakąś taką ucieczką od podejmowania decyzji od czego zacząć rewizję OBECNEGO miejsca w życiu w poniedziałkowy poranek wydało mi się wypicie łyku napoju. Dobre to jak cokolwiek innego. Wypiłam i NAGLE dotknęła mnie inna refleksja: piję wodę, w poniedziałkowy poranek, po króciutkim, ale jednak wykonanym treningu. Szykuję się do pracy, a mam przywilej pracować zdalnie - w chujowym miejscu, fakt, ale jest z tego jakiś ubogi dochód (a to ważne zanim znajdę pracę) i są plusy, jak możliwość pracy zdalnej. Stoję w mieszkaniu, które wynajmuję tylko z jednym współlokatorem, który w dodatku jest moim partnerem - kiedyś to było nieosiągalne. Stać nas na to mieszkanie. Mam małego, słodkiego pieska, który patrzy na mnie z kanapy wielkimi czarnymi oczkami. Dbam o nią, w końcu czuję, że ona też mnie kocha - w końcu podrosła, uwielbia się przytulać. Nasze początki były trudne, ale oto jesteśmy, prawie rok później - ja z bidonem w legginsach, ona na kanapie w kubraczku po sterylizacji.
Naszła mnie myśl, że ten bidon to przecież prezent od mojej kumpeli - kupiła sobie taki sam, wypróbowała, przetestowała i od razu zaopatrzyła w takie same bidony wszystkie swoje sportowo-zaangażowane koleżanki. Strasznie to urocze, że sportsmenka uważa mnie za równie zajaraną sportem osobę, jak ona sama (i to takiej rangi, jak ona - w sensie, że olbrzymi podziw we mnie wzbudzają osoby, które polegają na swoim ciele, zarabiają na swoim ciele, dbają o swoje ciało w sposób jaki nie był dla mnie osiągalny - sport, właściwie wykonywane ćwiczenia i integralność umysłu i ciała to jest wciąż dla mnie jak nauka nowego, fascynującego języka). Przyznaję, że we własnej głowie wciąż jestem ziemniakiem kanapowym. Wciąż uważam, że nie jestem ani sprawna, ani dość zaznajomiona z możliwościami swojego ciała - poznałam ułamek tego, co może. Trudno mi we własnej głowie połączyć koncepcję mojego "ja" z "osoba aktywna fizcznie", i to nawet TERAZ, po latach bardziej lub mniej regularnych treningów, poszerzania świadomości ciała, a nawet tańca, wyrażania emocji poprzez ruch na scenie w chrzanionym teatrze! Ciągle jestem niezdarnym ziemniakiem - i wciąż marzę o byciu preclem sukcesu! Ale dla mojej kumpeli sam fakt, że jako noob cieszę się sportem i czerpię z niego, jest dostatecznie legit by wciągnąć mnie do grupy osób "sportowo-zaangażowanych" i chociaż wie, że nie mam problemu z piciem wody (w ogóle to jest zaskakująco powszechne - ludzie nie potrafią pić wody, nawadniać organizmu. Ja piję dużo, na tyle dużo, że w pracy zawsze mój zespół zwracał na to uwagę "jak ty to robisz, że pamiętasz o nawadnianiu?" - a ja nie bardzo pamiętam, po prostu chce mi się pić...) to czasem potrafi w godzinach pracy zaczepić mnie pytaniem o to ile już dziś wypiłam (na bidonie jest podziałka godzinowa, więc organizuje takie wzajemne sprawdzenia czy pamiętamy).
Strasznie to miłe. Po prostu - miłe. Dużo w tym troski.
No i elektrolity - dostaliśmy duuuuuużo elektrolitów od teścia, bo czytał artykuł z którego wynikało, że ludzie po 25 roku życia cierpią na olbrzymie niedobory elektrolitów.
To też taka ojcowska miłość, troska.
Rozejrzałam się w poniedziałek po pokoju - wszędzie biało i zielono. Zielono od kwiatów, tych, które nauczyłam się sama pielęgnować i tych, których sadzonki dostałam od mamy, siostry, teściowej, babci O. Na półkach rzeźby mojego przyjaciela i drewniane rzeźby mojego partnera. Na ścianie obraz Pantokreatorki, moje cyjanotypie, dyplomy ukończonych wspólnie z moim chłopakiem wyścigów, kilka zdjęć z zeszłorocznych wypraw. I mała akwarela ze Sieny, którą pokochałam... Skarpetki od mojej przyjaciółki J., ceramika wykonana przeze mnie i ta wykonana przez mamę O., makramy mojej siostry...
Dużo, dużo, dużo... tak dużo wspomnień i tak wiele przedmiotów wykonanych z intencją, tak wiele talentu, troski, radości współdzielenia.
No i się rozkleiłam.
Jestem bardzo wdzięczna za relacje, które pielęgnuję.
Ostatnio brakuje mi czasu i przestrzeni. I sił. Na pielęgnacje taką, jaką lubię, ale to wszystko tak wiele dla mnie znaczy...'
No i dziś - mama zadbała o to, aby pomóc mi zgłosić moją pracę na pewien event.
Jadę dziś tak czy owak zdeponować u mamy pieska na weekend (znowu po 11h wykładów na dzień, w tym egzaminy, nie będziemy mieli przestrzeni i czasu by się nią zajmować) - a przy okazji ma się odbyć ten event. Dla mojej mamy to ważne - to jest coś organizowanego przez tą grupę emerytek i emerytów do której należy. Więc tam zostanę by być z mamą - wrócę do domu o jakiejś nieludzkiej porze, ALE to ważne dla mamy, więc ok.
Nie spodziewałam się, że mama specjalnie z tej okazji zrobi ucztę.
A właśnie mi dała znać bym przyjechała nienajedzona, bo będzie jedzenie.
Nie spodziewałam się również, że moja siostra tak bardzo będzie chciała ze mną i z mamą się spotkać, że stanie na głowie by zdeponować swojego syna mężowi i że uda się najpierw na ucztę, a potem na event razem z nami.
Znowu rośnie we mnie wdzięczność.
I wzruszenie.
Rzeczy się zmieniają, a marzenia się spełniają - nawet jeżeli po drodze jest trudno...
7 notes · View notes
jazumst · 6 months
Text
Stara przyjaźń
No i jeszcze druga z takich grubszych historii. Posłuchajcie:
Kiero miała zły dzień, więc i ja miałem zły dzień.
Będąc u rodziców spotkała przyjaciela z dzieciństwa. Grzecznościowe pierdy i poszli. Dwa dni później zadzwoniła matka Kiero, że Piotrek zostawił jej zaproszenie na ślub. Termin pokrywał się z urodzinami ojca Kiero, więc napisała SMS, że będzie na ślubie. Podkreślam (jak Kiero sama mówiła "PODKREŚLAM") na ŚLUBIE. W kościele. Nie na weselu. W SMSie zwrotnym dostała wiadomość, żeby nie kupowała prezentu tylko dała kasę, bo młodzi mają z kasą ciężko. No i jakoś to specjalnie dotknęło Kiero, bo ciągle powtarzała jak tak można, że tyle się nie widzieli i kasę chcą, że jej nikt nigdy nic nie dał, że z jakiej racji ona ma, że to tylko ślub a na wesele nawet nie zaprosili...
Cały dzień. Cały pierdolony dzień przeżywała tą jedną akcję. A to był dopiero początek.
//
"Kiedy twój przedstawiciel jest idiotą"
Jak już kiedyś wspominałem, żeby dostać większy gratis, czasami zamawiamy całą paletę i w hurtowni dzielą nam to na poszczególne sklepy. - Teraz jest ciężko, więc przedstawiciele firm i hurtowni walczą, żeby zamówienie przeszło właśnie przez nich. Była opcja, że jak przed przedstawiciela zamówimy paletę to on da nam gratis zgrzewkę, i jak puści to przez konkretnego hurtownika to on da nam jeszcze jedną. Więc łącznie z pakietem mielibyśmy 5zgrzewek gratisu.
Dzwoni SWS. Zadzwoniły do niego dziewczyny z MST czy muszą przyjąć paletę piwa, bo one nie zamawiały. Z takim samym pytaniem zadzwoniły dziewczyny z Wojska. SWS zadzwonił do hurtownika a ten powiedział, że Kiero mu pozwoliła puścić zamówienie na wszystkie sklepy.
Kiero jest strasznie ambitna i przewrażliwiona na punkcie pomyłek, wiec dostała szału. Zaczęła sama wydzwaniać do hurtownika. Ten nie odbiera. Zrobiła więc coś czego NIGDY nie robi, zadzwoniła z prywatnego. Nic. Mówię jej, że ma się nie martwić, bo towaru nie przyjęliśmy (możemy), a hurtownik sam przyjdzie po zamówienie. Przecież nie będzie jej unikał całe życie. I ona mu to napisała XD Że ma odebrać, bo i tak będzie musiał przyjść po zamówienie. Sekundy i oddzwonił.
Zaczął się zasłaniać, że to przedstawiciel od piwa tak wysłał zamówienie a on nie patrzył. Potem bąkał, że Kiero powiedziała, że biorą pakiet na sklepy, ale musiał nie usłyszeć, że ma go podzielić na sklepy. W końcu przeprosił.
Całą zmianę ze wściekłą babą. Możecie sobie jedynie wyobrażać co musiałem znosić cały dzień. Wróciłem do domu tak wyjebany emocjonalnie, że nawet nie wiem co robiłem, bo się odłączyłem.
//
I to już chyba ciekawsze z opowieści. Tam pierdy jeszcze jakieś są, ale to nie wiem czy warto :P
Dobrego dnia.
11 notes · View notes