Tumgik
#ani Bo bani
catladychronicles · 23 days
Text
Tumblr media
HAPPY FRIDAY ♥️😝
230 notes · View notes
clumsyexpression · 2 years
Text
⤺ All in a Name⤻
Some nicknames that One Piece Men find to be terms of endearment, much to your dismay ❤
also interpret some of these...however you may ( ͡° ͜ʖ ͡°)
Tumblr media
Ace: Hot Pocket
His favorite and most delicious go-to snack that he could have 17 times a day every day and never get tired of because he loves them so so much. He doesn’t discriminate on any of the flavors nor does he care how long its been in the freezer aka doesnt care if it's freezer burnt to oblivion when he has to reach super far back in his secret stash and when he accidentally overcooks one in the microwave, it still tastes just as good – having a super hot, goopy mess makes it all the better ( ͡° ͜ʖ ͡°)
Corazon: Y/N, Y/N, bo-banie, Bonana-fanna fo-fanie, Fee fi mo-manie ~ Y/N!
He loves cute names and he loves passcodes so it kinda works in tandem. Yes, he sings the whole song, depending on how much of it you allow him to finish
Crocodile: Alligator
You deadass came up with this yourself and he’s never used it once. I mean, yeah, he still sees you later, but never will you be able to make this man say this, or ever call you a gator.
Franky: Jane
‘It’s just like that one Jim Carrey movie if you think about it!’ Everything is like a Jim Carrey movie to him. And if you were his partner-in-crime, your name – personality notwithstanding – is automatically Jane…..like in that one Jim Carrey movie.
Katakuri: Lofthouse Cookie
It’s a highly controversial topic for the both of you. He claims that they do indeed taste good, you say they are the abomination of the dessert world – if you could even really call it food. I dunno, that’s between yall. But the sentiment is there lol
Kid: Socket Wrench
Very handy and capable of doing many jobs ( ͡° ͜ʖ ͡°)
Killer: Ravioli-Ravioli-Give-Me-the-Formuoli
It doesn’t get much better than pasta nor does it matter what kind. But ravioli is stuffed with good stuff and is more filling, as are you to him.
Kuzan: Bazoongas
‘Why? What’s wrong with that? Everybody loves bazoongas. I love bazoongas. I love you. Bazoongas.’
Law:  Dihydroxyphenyl
Because he’s not very forthcoming with his feelings, he likes to make you figure it out. Will vacillate between cholecalciferol and the other obnoxiously named chemical compounds that compose Omega-3 Fatty Acids. They’re all good for the heart, and even though he may not outright say it in layman’s terms, that’s what he means. ‘Cholecalciferol-ya, I need another dose.’ ‘I could use some of my Eicosapentaenoic acid-ya right about now.’
Luffy: Number 9
Cause a Number 9 on any menu never disappoints and will always make him happy, regardless of what life brings. Even if y'all somehow end up in a fancy schmancy restaurant, the 9th item on the menu is the go-to though most of the time he doesn’t even count lmao
Marco: Berdst Friend
Totally just a cute punny name, absolutely not what it actually references
Mihawk: Jalapeño Popper
You’re very spicy and what’s better than you to complement a glass of wine?? Can you guys tell that I don’t drink or smoke pffft
Sanji: Egg
They are supposedly aphrodisiacs and like, people eat them in everything. You have the same effect on him, so there’s no better nickname that’s more fitting ♡ according to him
Smoker: Marlboro Lights 100s
His first love before cigars. Will always hold a special spot in his heart. But forreal tho – why do people by these up?? Really don’t miss those days having to sell’em lmao
Usopp: Hacky Sack
Hacky sacks would make perfect ammunition for his slingshots, but he could never because he couldn’t bear to cast something so personable and cozy like that away – even against an enemy maybe – and that’s the same regard he has for you.
X Drake: Sarah, Plain and Tall
Not so much a nickname rather than something he has to mutter under his breath to keep it together. Just..try not to flash any more skin than you already are and everything should be gravy.
Zoro: Swiss Army Knife
He doesn’t really call things cute or adorable, but you know what he means when he calls you his little Swiss Army Knife cause they’re super cute and have so much going on, but you would never know it at first glance..unless..you know…show all your goods and what you can do by bearing it all ( ͡° ͜ʖ ͡°)
460 notes · View notes
gabybutterfly · 2 months
Text
Dzisiaj miałam pierwszy wdż w tym roku. Pani zaczęła nawiązywać do tego co robiliśmy rok temu. Wszyscy jedynie zapamiętali film: 💗 aż do kości 💗 o anoreksji. Więc pani powiedziała coś w stylu: ,, I co? Dalej nie rozumiecie czemu się głodzą?"
Droga Pani, po pierwsze: oglądałam ten film tysiąc razy i jest on dla mnie jedynie jeszcze większą motywację.
Po drugie: Ja wiem, czemu się głodzą. Wiem co to znaczy być grubą, ale ty chyba nie rozumiesz(albo na pewno nie, przecież widać, że ciebie nie interesuje waga)
Po trzecie: to na twoich lekcjach zaczęłam wchodzić w świat any, więc nie wiem, błagam nie puszczaj tego filmu tym dzieciom, bo to może nieźle straumatyzować (jak mnie)
A poza tym twoje teorie o ankrektyczkach są do bani. Ale naprawdę mnie zmotywowało to jak powiedziałaś, że ,,te dziewczyny zjedzą w jeden dzień plasterek jabłka i pójdą robić brzuszki, żeby to jeszcze spalić "- uwierz mi chciałabym tak.
26 notes · View notes
umierajxstad · 6 months
Text
pora na pełną szczerość. w końcu - sama przed sobą chociażby.
jest mi źle. kurewsko, kurwa, źle. wiem, że mówiłam to już nie raz w życiu, i pewnie jeszcze nie raz powiem. myśli przygniatają mnie do podłogi, jestem w jakby ciągłym transie, odrealnieniu, potrzebie. najgorzej jest nawet nie wiedzieć co się chce, kim się jest i kim się będzie. bo co raz częściej myślę o tym, że nie chce być wcale. ani teraz, ani już nigdy. boli mnie ciągle serce, nie mogę przełknąć jedzenia, nie jestem w stanie na niczym się skupić na tyle, na ile bym chciała. zagłuszam myśli głośna muzyka, ale one okazują się najczęściej być jeszcze raz takie głośne. decybele w głowie. kurwa, głośno. i ciężko. na serduchu czuję takie przygniecenie, w bani mam ciągłe kłótnie i awantury. sama ze sobą się, kurwa, kłócę. bo nie wiem czego chce i czego potrzebuje. i jest mi przykro, że tyle ludzi olewam, tylko dlatego, że nie wiem co mogłabym im powiedzieć. nie potrafię przecież rozmawiać o uczuciach, mimo tego, że czuję tyle, ile tylko mogę albo i jeszcze więcej.
jakie są te moje uczucia w końcu?
nie wiem. patrzę w lustro i nie widzę siebie, tylko jakąś pustą skorupę bez wyrazu, puste oczy, praktycznie na zawołanie szklą się od łez.
ciężko mi zasnąć, ciężko mi wstać. tylko siłownia trzyma mnie przy życiu chyba już teraz. chociaż i tak jak z niej wychodzę w mojej głowie siedzi tylko “kto przyszedłby na mój pogrzeb i kto by za mną choć trochę zapłakał? kto by zatęsknił?”
bo ja nie jestem chyba aż takim złym człowiekiem. chociaż nim się właśnie czuję. przesiąkniętą do szpiku kości złem skorupą.
ale wiesz co jest w tym najgorsze? że tego po mnie nie widać. śmieje się, żartuje, gadam, słucham i opowiadam. nikt nie wie co naprawdę we mnie jest. chciałabym móc komuś powiedzieć, kto mnie wysłucha i przytuli i powie mi, że nie jestem wcale taką idiotką, za jaką się uważam. potrzebuje tego jak sam skurwysyn. znów siedzę, jest wpół do pierwszej w nocy. wcześniej już praktycznie zasypiałam, ale parę myśli wybiło mnie ze snu doszczętnie. nawet sobie teraz nie przypomnę, co to były za myśli. ale zjebały mi względnie dobry humor. i jak zasypiałam, to zobaczyłam tą jedną twarz w takim półśnie. kurwa mać, jaka ze mnie idiotka.
chce komuś powiedzieć te wszystkie chujstwa, które mi zalegają w głowie. wiem, że to nie byłaby miła konwersacja, ale chciałabym kogoś, kto wysłucha, nawet jeśli pierdolę trzy po trzy i jestem jednym wielkim chaosem. i nie zbagatelizuje tego, co mu powiem.
potok słów. palce uderzają szybko w klawiaturę na telefonie, guzior na słuchawkach, łzy kapiące na pościel i koszulkę i ta jebana, pierdolona pustka. niby czujesz tyle, a jak przychodzi co do czego, to nie czujesz nic konkretnego. i tylko udajesz, udajesz, udajesz. a tak naprawdę chłonie Cię czarna dziura, marzysz o tym, żeby Cię już tu nie było. bo do niczego się nie nadajesz, i jesteś wiecznym problemem. nie umiesz pokochać nikogo szczerze, masz jakieś, kurwa, dziwne fantazje i szukasz bodźców, które dadzą Ci jakiekolwiek odczucie. nieważne czy to dobre, czy złe uczucie. jakiekolwiek. byleby coś poczuć. byleby zabolało, albo nie. chociaż i tak częściej boli, niż cokolwiek innego. a jak nie boli samo z siebie, to chcesz zrobić wszystko, dosłownie wszystko, żeby zabolało. i nagle ta jedna żyletka do golenia łba wydaje się taka kusząca, nagle czujesz w nozdrzach ten dziwny zapach ciepłej krwi, słyszysz, jak kapie na posadzkę - i to ona się zaczyna wydawać taka realna, więc siedzisz i marzysz o tym, by poczuć jak ścieka Ci z ud czy z ręki. skądś, po prostu. albo nagle widzisz oczyma wyobraźni (tak kurewsko realnie) swoje ciało zawieszone bezwładnie na pasku od spodni, który właśnie zapinasz. przerażające nie? a jednak widzę to codziennie, ba - kilka razy dziennie. czuję tą cholerną krew, nawet w ustach. tak cudownie metaliczny smak. wyzwalający, i żywy, w końcu coś czuję. po czym uświadamiam sobie, że ona tam naprawdę jest i naprawdę ją czuje, bo tak mocno zgryzłam sobie policzki od środka.
ja naprawdę myślałam, że to minęło. że jestem w końcu lepszą wersją siebie samej, że moje demony poszły spać i tak szybko nie wstaną, naprawdę tak myślałam. i teraz chcę siebie ukarać, bo naiwna ja - uwierzyłam w to, że to będzie ich naprawdę długi sen, a może nawet zdechną gdzieś tam w środku mnie i nigdy już nie wrócą.
przepraszam wszystkich tych, których zawiodłam. tak szczerze przepraszam, jest mi cholernie przykro, że nie umiem być dla Was takim wsparciem, jakiego oczekiwaliście. że jestem dla Was problemem, zmartwieniem czy wkurwieniem. nie chciałam tego, naprawdę.
o ile w ogóle ktoś o mnie myśli.
bo ja o sobie już przestaje myśleć. liczy się tylko to, żeby przeżyć kolejny dzień, jakoś. ale czuję, ze mnie to wszystko pożera od środka, bardzo powoli. chyba wolałabym już szybką destrukcję, i szybki koniec. nieważne czego koniec, ja chcę tylko spokoju ducha. nieważne jak go osiągnę, ja chcę go osiągnąć. nawet jeśli miałoby mnie tu zabraknąć, ale oznaczałoby to koniec wojny, to tego właśnie chce.
przepraszam. nie umiem być inna. mimo tego, że bardzo bym chciała.
kocham zbyt mocno, zbyt mocno się przywiązuje, zbyt szybko…
a Tobie chcę podziękować. bo dzięki Tobie coś poczułam. będziesz wiedzieć, że to o Tobie, na pewno. o ile kiedykolwiek odważę się pokazać Ci to wszystko, i powiedzieć, dać przeczytać. wątpię w to. ale może kiedyś się dowiesz. naprawdę chcę Ci podziękować, bo te rzeczy, które do mnie piszesz, dają mi jakąś dziwną, mistyczną siłę. wiem, że ja nie jestem tak ważna dla Ciebie, jak Ty dla mnie, bo ja nie mogę być dla nikogo tak wyjątkowa. boli mnie przez to serducho, bo pomimo mojej świadomości i beznadziei, to jestem tylko człowiekiem i chcę się czuć wyjątkowa. nie jestem, nie byłam i nigdy nie będę. ale to dzięki tym rozmowom mam motywację. nikt mi jej tak dawno nie dał, nic nie pomagało, ale nagle zjawiłeś się Ty i, nie wiem jak, bo nie upewniasz mnie w żadnej z wartości, czuję się choć trochę lepszą osobą. może to przez czas, który dla mnie poświęcasz? bo nie oszukujmy się, jest to ogrom chwil, i słów, które znaczą dla mnie cholernie dużo. dziękuję, naprawdę.
jest dużo osób, którym mogłabym teraz dziękować.
ale nie mogę podziękować sobie samej. bo ja przez siebie ginę. albo zginę, jeszcze nie wiem.
dobranoc. śpij dobrze.
a ja postaram się chociaż w snach mieć lepsze jutro.
3 notes · View notes
symfonia-o-pienknie · 6 months
Text
26.10.23r, czwartek
Zjedzone - 1250 około
Limit - 1200
Spalone - nie mogę ćwiczyć:(((
Byłem w szpitalu. Masakra. Byłem załamany. Kroplowka jeśli gugl nie klamał miała 500 kcal... JEDNA A JA MIALEM ICH W PIZDU. DZIENNIE NAWET 5. Spokojnie ana się nie wydała miałem podejrzenie ostrego zapalenia wyrostka ale jest Już okej. Stwierdziłem że zacznę wszytko od początku. Bo co zjem po staremu to odbije napadem i dupa a nie kotlety mielone. Mam już NOWY plan iiii założyłem zeszyt o anie. Przez chwilę przyznam sie chciałem odejść od tego. Bo na ogół trochę miś ie ptzrylo i mam normalna wagę :/ przynajmniej trochę Urosłem. ALE NADAL JESTEM ELFEM. Pofarbowałem włosy na fioletowo z okazji zaczecia od początku. Myślałem trochę jak to zrobić bo na skinny purple albo ana in Trening przechodzić nie chce. Trochę za długie. idąc droga myślenia starych motylkowych blogów najlepiej zacząć od
A) 800
B) od swojego zapotrzebowania i odejmowac 100 codziennie
A że te dzie opcje wydają się mi do bani. Bo Moje sapotzrebowanie to jakieś 2000~2200 nie pamiętam a jak Jem 800 to zazwyczaj binge wlatuje na 3 dni lol WIEC MĄDRY JA WYMYSLIŁ SOBIE 1200 KCAL jutro 1000 i bla bla bla.
Czasem lepiej jest zrobić dwa kroki w tył żeby zrobić kolejne trzy naprzód.
Trzymajcie się chudo !
D Z I E Ń U D A N Y ✅️
6 notes · View notes
jazumst · 1 year
Text
Jazu Grający
Żeby Was... Pogoda do bani, na koncie 35zł. Posłuchajcie:
Poszukałem jakiejś gierki na dwoje. Oczywiście z przeceny ^^ No wziąłbym WORMSy za 7zł, ale pamiętam, że u Nadwornego chuja było widać, a uwierzcie, że ekran ma przepotężny. Wypadło na Naruto 4.
Fabularnie ta gra leży, kwiczy i robi pod siebie. Delikatnie rzecz ujmując. Przydałby się taki typowy samouczek. To pierwszy wielki minus tej gry.
W trybie fabularnym między walkami są filmiki. Tak mnie zaczęły wkurwiać, że zacząłem je pomijać. Z fabuły wyrzuciłem fabułę. No ale ani to ładnie zrobione, ani fabuła nie pociąga. Czasami miałem wrażenie, że została napisana na bieżąco. Żeby tylko coś było.
Osiągnięcia do zdobycia są wymyślone z dupy, bo nikt nie pokazał w praktyce jak na przykład używać combo. Zadanie "tak poste" jak podniesienie miecza okazało się niewykonalne, bo przycisk B służący jako atak wolał w połowie wrócić do swojej pierwotnej funkcji zamiast wspomniany miecz podnieść. I tak osiągnięcie w pizdę, i runda też w pizdę, bo przeciwnik zdążył się pozbierać i nam wjebać sromotnie.
W trybie walki 1 na 1 jest już lepiej. Chociaż nadal nie wiem jak wykonać drugi naładowany atak. Po prawdzie to nie wiem nadal jak wykonuję te które wykonuję :P Wiem, że YYYB to mocny atak naładowany. YY i przytrzymane B to słabszy. Na więcej nie ma czasu, bo gra jest tak pierdolenie dynamiczna, że na jakieś tam kombinacje wymyślne nie ma czasu i wali się w guziki losowo. Mógłbym z Latoroślą zagrać i wyglądałoby to tak samo, bo ona też jedynie bezmyślnie w guziki umie walić.
Dałem za gierkę dwie dychy. Normalnie jest za 109zł. Powiedzmy, że niech będzie. Ale 10zł to byłaby uczciwa cena za takie gówno.
Załaduje mi ktoś konto za piątkę? To na Wormsy mi jeszcze starczy XD
8 notes · View notes
malaazagubionaa1 · 2 years
Text
' I choć nie chcę być nazywana tu przez ciebie zołza
Ani tą zła
To wiesz sam skarbie jak trudne jest na tym świecie sie ...
CHUJ WAM W BUZIE I W DUPY
Przepraszam tobie kochanie - NIE,
Bo ty w sumie nie jesteś zły ani niczemu winny, że oni zjebani i myślą tylko o sobie i nie umieją się słuchać ciebie jak mówisz, że mają zamknąć te swoje mordy, spojrzeć w końcu na innych i być cicho jebane głąby
Głosy zbyt mocno zagłuszają im myśli na bani żeby MOGLI oni usłyszeć cokolwiek
To o tych co schizofrenia zjada im to co mają w głowch ogólnie to trochę mi ich nawet szkoda w sumie, ale nie za wiele, większość z nich sami sobie zostali karmą i dopadła ich schorowana głowa ' ~ małaazagubionaa1👑 ~ \ MOJE WŁASNE /
2 notes · View notes
Text
22.08.2023 r. 22:50
Po roku nadal podobam się J. Źle się z tym czuję.
Ostatnio mnie naszło, że chciałam się z kimś całować, ale przez wzgląd na jego uczucia nie mogę mu złożyć takiej propozycji. Nie chcę, żeby to jeszcze bardziej zwiększyły się jego uczucia do mnie.
W sumie to nie wiem "co on we mnie widzi" tak samo jak Ty nie wiedziałeś co ja w Tobie widzę. Ale tu uważam, że on po prostu dobrze się przy mnie czuje, że to bardziej przywiązanie lub coś w tym stylu. Ale napisałam mu, że mam za bardzo zrytą banie na kogoś na poważnie teraz. Powodem jest też to, że gdybyśmy byli razem to pewnie by były w końcu jakieś Wasze uroczystości rodzinne i co miałabym Cię wtedy tam po prostu spotkać? To byłoby bardzo dziwne i sądzę, choć pewnie by tak nie było, że mógłbyś wtedy pomyśleć, że nigdy nie przestałam czegoś do niego czuć, a to nieprawda. Ogólnie wydaje mi się, że ja miałam jego obraz w głowie, który mi się podobał.
Ostatnio przez 13.08 znowu mi było smutno. Płakałam. Rano miałam spuchnięte oczy. Nikt nie zauważył. Ale już jest trochę lepiej. Katuje się trochę na siłowni - to moje rozwiązanie.
Spodobał mi się nowy gatunek muzyczny - metalcore, głównie krzyczą, ale jest super.
Wyznałam J, że gdy mi smutno to potrzebuję przytulenia. Nie chcę dostawać pytań jaki jest tego powód ani jego "rad", które nic nie dają oprócz utwierdzania mnie w tym, żeby mu nie mówić o powodach. Już wprost mu to napisałam, bo coś nie ogarniał chyba, ale nadal tego nie dostałam.
Teraz jak to piszę to znowu mi smutno. Brakuje mi Ciebie. Niby rozumiem, że skoro Ci wstyd za to jak mnie potraktowałeś to nie możemy być znowu razem, a z drugiej strony rozumieliśmy się bez słów (czego mówisz, że nie pamiętasz).
Dzięki Tobie przynajmniej mam teraz typ chłopaka, który mi się podoba.
Chciałabym się kiedyś jeszcze z Tobą spotkać. Minęły dopiero 3 miesiące odkąd oficjalnie urwałam z Tobą kontakt. Ale chyba nawet bez tego, po tym jak wiem, że kogoś masz i tak bym do Cebie nie napisała. Chciałabym Cię chociaż zobaczyć. Czasem, nie wiem czemu, skoro teraz się lepiej czujesz, mam rozkminy czy żyjesz, ale widzę czasem jakieś rzeczy, które lajkujesz, więc jest to jakiś znak.
Tęsknię za Tobą.
0 notes
thelinethatmademefree · 6 months
Text
Nienawidzę niedziel
Heetsy to ewidentnie szukanie urozmaicenia oraz dopaminy. Znowu kupiłam paczkę. Bo z dopaminą mam dziś problem. Niestety. Nie radzę sobie z dniami bez planu. Takimi gdy się budzę i czuję się sama oraz doskonale wiem, że nie czeka mnie nic fajnego.
Szczęście nie pochodzi z substancji. Szczęścia nie ma w subtancjach. W całym tym procesie jestem zła na terapię. Bo ja nie wiem gdzie jest moje szczęście. W dodatku się powtarzam, czego nieznoszę. Bo wciąż nie wiem jak ugryźc ten temat. Subtancje to narzędzie.
Większą radość sprawiło mi robienie sobie zdjęć na pregabie niż granie po kreskach. Chciałam rozwinąć tą myśl ale kompletnie straciłam na to ochotę. Uważam jednak, że to bardzo ważna wskazówka i nie mogę sobie pozwolić na pominięcie tej obserwacji.
Sort był gorszy. Ma to związek z problemami na rynku po banie w Holandii. Wiedziałam o tym już przed zakupem i byłam przygotowana na ewentualne problemy. Nie był jednak na tyle fatalny abym była niezadowolona z działania. Brakowało nutki euforii, typowej dla tej subtancji. Nie miałam pełnej satysfakcji z zażycia. Po wykończeniu swojego zakupu postanowiłam łyknąć wieczorem 150mg pregabaliny na uspokojenie się. Tu zadziało się niespodziewane bo czułam się… o wiele bardziej zadowolona i o wiele lepiej. Ćpuńską rozkminą jest czy to chodzi o działanie subtancji czy o czynność, którą wykonywałam. Bo granie na napince nie jest ani niczym nowym ani ciekawym, zaś pokazanie sobie na zdjęciach zmianę do której doszłam własnym wysiłkiem i poświęceniem… to już jest coś totalnie łał. Czy tu nie chodzi może o coś co wychodzi z wewnątrz? Ten sukces i duma, radość ze schudnięcia? W końcu to nie widok w lustrze ani selfiaki wysyłane znajomym, a zdjęcia z samowyzwalacza, normalnego aparatu, pod zupełnie innym kątem. Widać w pizdu, że jestem mniejsza. Kompletnie zmieniła mi się twarz, szyja i ramiona. Czy to jednak ten alkoholowy luz na psychice zwyczajnie był w tamtym momencie o wiele bardziej pożądany, bo kryształ mi tego nie dostarczył?
Nie żałuję. Stworzyłam sobie podwaliny do tego zakupu, czekałam, wybrałam dobry moment, na moich zasadach. Marcin wiedział, był wyrozmiały, kupiłam też odpowiednio mało. Było i jest ok. Jednocześnie nie wiem co myśleć o własnych cyklach. Nie przeszkadza mi moje zażywanie jeśli jest pod absolutną kontrolą… Niestety dociera do mnie i to bardzo wyraźnie, szczególnie w ostatnim czasie, że z takim podejściem nie mam absolutnie żadnych szans na jakąkolwiek zmianę. Bo się nie wstydzę, bo nie robię nic złego, bo w większości nie żałuję oraz nie widzę szkód. Nie pasuję ani do bycia rasowym ćpunem ani do systemu. Nie wiem gdzie jest moje miejsce. Rok temu było inaczej. Było łatwiej. Nie mówiłam wprost, że nigdy moim celem nie było trzeźwienie. Teraz już o tym mówię. Trochę klops. Redukcja szkód, które są tak małe, że je bagatelizuje. Jaki to ma sens? Jednocześnie podoba mi się wizja zażywania o wiele rzadziej, niż robiłam to w ciągu tego roku. Teoretycznie do tego dąże.
Jestem też hipokrytką i doskonale o tym wiem. Od dawna. Tak, moje postępy są niesamowite co nie zmienia faktu, że mam problem. Oczywiście, że mam. Ten problem nie jest stałą. Raz będzie lepiej, a raz gorzej. To wszystko to jest bardzo, bardzo zwiły labirynt, w którym wciąż mam prawo się gubić oraz potykać.
Nie wiem. Autentycznie nie wiem ani co dalej ani czego ja kurwa chcę. Zaczęłam ciąć dynie.
0 notes
rekord-odbioru · 9 months
Text
Tumblr media
21.7.23
Spod ziemi wykopie, ale Bedo musi być. Pobiłam wcześniejszy rekord ;) fotka niżej tuż sprzed chwili, upite zaledwie ponad 2ml, bo teraz całą strzykawkę 2 zaciągam do samego końca
Tumblr media
Zostawiłam białego laptopa, skoro nie udało się go sprzedać za 300. Poprzednia buteleczka z niecała połowa zawartości bardzo zle skończyła w ubiegła niedziele, bo rzucało mnie po Bedo i mef, wiec spędziłam dobę w szpitalu i o zgrozo, w pasach. Ale wszystko co zle tez kiedyś się skończy, toteż zostawiłam w chuj tego laptopa w lombardzie za 200 i ani myśle go odbierać. No i teraz to można jechać do Synka. Trzeba…. Od tygodnia nie byłam, aż z Otwocka dzwonili do Matki Tomka. Ładnie mi dziś przez tel powiedział… z tym kurwiskiem, Aneta tez chciał brać ślub xd dobra beka. Jeszcze się potężnie zastanowię odnośnie naszego ślubu… Tylko na dobrej bani jestem na tak, po tych jego zdradach, stronach z kurwami. Wypiera się, kłamie nawet w drobnych sprawach, chce wciąż więcej niż mogę mu dać choć i tak dostał za dużo…
Po co mi to wszystko? Drogi pamietniczku, coś czuje, ze mój ostatni dzień nadchodzi wielkimi krokami. Bedziesz świadkiem mojego upadku.
0 notes
catladychronicles · 7 months
Text
Tumblr media Tumblr media
I present thee Anakin the boot guardian ; protector of soles 👢
454 notes · View notes
baddreams11-1 · 3 years
Text
Praktycznie od zawsze zastanawiało mnie, co mają w głowach samobójcy. O czym myślą tuż przed ostatnim oddechem i jak bardzo do bani musiało być ich życie, by doprowadzić się do takiego stanu. Nigdy tez nie sądziłam, że pare lat później stanę się takim człowiekiem. Czy to oznacza, że mogę sobie odpowiedzieć na te pytania? Przecież żyję, dostałam drugą szansę, zostałam uratowana. Czy naprawdę mi się udało, czy umarłam właśnie wtedy, a to kim jestem teraz, to tylko mój cień, który nie zazna już spokoju na tym świecie. A więc co popchnęło mnie do tak makabrycznej decyzji? Dlaczego akurat wtedy śmierć wydawała mi się jedynym słusznym rozwiązaniem? Każdy człowiek ma swoją historię. W mojej zaś zniszczyli mnie ludzie i choroba, na którą cierpię. Od zawsze miałam wrażenie, że poza mną w pomieszczeniu jest tez ktoś inny. Ktoś, kto mnie obserwuje i śledzi każdy mój ruch. Później przerodziło się to w nagle zmiany nastroju, z euforii do depresji, z depresji do manii i tak w kółko. Przez to zjebałam sobie dosłownie każdą relację. Z rodziną, przyjaciółmi, chłopakiem. Choroba postępowała, a ja nie byłam w stanie nic z tym zrobić. Moja przyjaciółka miała dość mojego użalania się nad sobą. Patrząc na to teraz nie dziwie jej się, chciałam jej pokazać co się ze mną dzieje. Pokazać, że rozpierdalam się. Najwidoczniej pokazałam to w zły sposób, ponieważ w zamian dostawałam pytania typu „czy ty zawsze musisz być taka negatywna?". Wtedy pojawiły się kolejne pytania. „Dlaczego taka jestem? Czy naprawdę taka jestem? Czy ona próbuje mi zrobić na złość? Przecież zawsze chciała dla mnie jak najlepiej. Chciała dla mnie jak najlepiej? Co jest prawdą do kurwy?!” Pytania powtarzały się w mojej głowie całe dnie i noce. Przez otoczenie byłam nazywana Wampirem, ponieważ przez natłok myśli usypiałam dopiero nad ranem. Prowadziłam życie nocne. O ile można było to nazwać życiem. Człowiek będąc przez tak długi okres sam na sam ze swoimi myślami zaczyna się w nich zatapiać. Kolejne pytania. „Kim jestem? Dlaczego taka jestem? Dlaczego tak się czuję? Jak z tego wyjść? Jak się czuć normalnie?". Nie dostając odpowiedzi mózg zaczyna odpowiadać na nie sam. Zaczynasz kreować nowy świat wokół siebie, po to, by ani sekundy dłużej nie patrzeć na ten realny. Chory mózg zaczyna tworzyć chore scenariusze. Zaczynałam słyszeć coś w zakamarkach mojej głowy. Podpowiada mi coś, stara mi się coś powiedzieć ale było to zbyt odległe żeby usłyszeć co mówi. Może chce mi pomóc? Tak bardzo potrzebuje pomocy. Chce pomocy. Pomoże mi? W końcu głos staje się bliższy i silniejszy. I ironio, to mój głos. Z każdym dniem jest głośniejszy. Krzyczy, aż w końcu przejmuje nade mną kontrolę. Jestem tylko ciałem, chory mózg już dawno przejęła postronna wersja mnie. Która tym razem? Obca ja okazała się najgorszą wersją mnie. Jest tą, która skrzywdzona przez świat, nie ma już nic do stracenia, bo przecież wszystko, co się liczyło zostało jej odebrane. Kilkanaście tabletek. Będę miała spokój. Krzyki w końcu zostaną opanowane. Podpowiadała mi, że to jedyne wyjście. Że nie mam nikogo. Że każdy mnie nienawidzi. Znienawidzona. Tak bardzo znienawidzona. Kilkanaście tabletek, łzy, ataki paniki, krzyk, ból, aż w końcu upragniona ciemność. Potem zaś nastało coś dziwnego. Po ciemności nastało światło. Tak intensywne, jakby nalegało wręcz o otworzenie oczu. Szpitalne świetlówki oświetlały białą jak ściana twarz. Co dziwne, głosy, które były tak bardzo natarczywe ucichły. Został tylko jeden. Ale ten nie był tak destrukcyjny, jak ten poprzedni. Mogłabym nawet przyznać, że był jak przyjaciółka, której tak bardzo mi brakowało. Miałam ochotę tańczyć w deszczu, wykorzystać każdą możliwą chwilę. Bawić się. Tak! Chcę się bawić! Tak bardzo chcę jeszcze zostać na tym świecie. Nie wszystko stracone! A wiec po burzy nastało słońce, lecz co nastanie po słońcu? To pytanie gniło w mojej głowie. Ona wciąż tam jest. Wiedziałam, że szczęście się kiedyś skończy a ja znowu będę prowadziła walkę. Czy tym razem przegram? Przecież ceną tej walki jest moje życie. Nie chce umierać, ale ona chce. Chce mnie całą. Ciągła walka. Wygrana?
UWAGA! Jeśli posiadasz problem podobny do mojego natychmiast skonsultuj się z psychologiem. Zachęcam również z całego serca do kryzysowego telefonu zaufania - 116 123 (koszty rozmowy są bezpłatne). Ratuj siebie. Pozwól sobie pomóc. Spróbuj wygrać. Wałcz. Masz dla kogo.
2 notes · View notes
klubidzpanstad · 4 years
Text
Cztery lata IPP TV
Tumblr media
Sekciarska internetowa telewizja Idź Pod Prąd świętuje swoje czwarte urodziny. To już cztery lata wulgarnej, prostackiej i antypolskiej propagandy na You Tube. Przez dwa i pół roku wspomagał ich wynajęty do tego celu Marian Kowalski, który za reklamę sekty przytulił kwotę prawię pół miliona złotych po czym, jak powiedział szef IPP, nasrał na stół i sobie poszedł szukać opiekunów w okolicach partii rządzącej. Z okazji urodzin widzowie i wyznawcy IPP dostali prezent czyli starannie moderowany live chat z Pawłem Chojeckim podczas którego odpowiadał on na niezbyt wymagające pytania. Na początku pada pytanie "kiedy pan został pastorem", więc Chojecki opowiada którąś tam wersję swojego "nawrócenia" i kiedy postanowił mianować się "pastorem", później są pytania o ulubione placki i takie tam głupoty więc skupimy się na tych kilku, które w jakiś sposób mogą zainteresować fanów i obserwatorów działalności sekciarskiej szczujni. Ciekawostką jest niedawny wywiad z ambasadorem Izraela Aleksander Ben Zwi, który urzędowanie w Polsce rozpoczął, a jakże, od węszenia za "antysemityzmem". Wywiad ów przeprowadził "żydowski łącznik" IPP czyli Ivan Belostenko. Odbył się on w ambasadzie Izraela, co, jak podkreślił Paweł Chojecki, jest wyróżnieniem, ponieważ nie każe medium jest zapraszane do ambasady. Nic dziwnego jednak, że środowisko lubelskiej sekty tego zaszczytu dostąpiło skoro Belostenko od jakiegoś już czasu kontaktuje ich z różnymi działaczami żydowskimi a takie kontakty ogarnia im Jonny Daniels, o czym mówił niedawno Chojecki. Od razu przypomniało mi się jak przez kilka miesięcy Chojecki wraz z Kowalski wypominali innej internetowej telewizji (e-Misja TV) udział w jakiejś uroczystości, bodajże w ambasadzie rosyjskiej. Wielokrotnie podkreślali, że oni po ambasadach nie chodzą a tu proszę... Wątpliwym jest oczywiście by ktokolwiek zaprosił do jakiejkolwiek ambasady Kowalskiego bo było by to nawet poniżej protokołu dyplomatycznego Liberii czy Somalii, ale wyróżnienie środowiska, które tak ciężko pracuje na rzecz państwa Izrael to co innego, tym bardziej właśnie, że Jonny mógł tam szepnąć słówko. Pozostajemy przy tematyce żydowskiej bo następne pytanie dotyczy ustawy Just Act 447 i tego czy powinniśmy się jej obawiać jako państwo i naród. Ciężko było by spodziewać się, że programowo nastawiona na działalność pro-izraelską sekta i jej lider zmienią narrację w tym temacie, więc Chojecki powtarza, że oczywiście nie, bo władze USA przyjmują sobie ustawy po to by nic z nich nie wynikało. "Pastor" wyjaśnia więc, że sprawa faktycznie jest nieprzyjemna i jest ona błędem polskiej dyplomacji. To bardzo częste tłumaczenie Chojeckiego jeśli chodzi o tarcia na linii Polska - Izrael lub Polacy - Żydzi. W tym temacie zawsze winni są Polacy, polska dyplomacja, polskie władze i na koniec zawsze wychodzi, że "nie można mieć pretensji do Żydów / Amerykanów", że w jakiejś sprawie podejmują wobec nas wrogie działania. Jeśli więc sojusznicy, a za takich podają się Amerykanie i jako takich przedstawia "pastor" Żydów,wykorzystują wszelkie sposobności aby dotkliwie nam zaszkodzić to gdzieś po drodze  zmienił się chyb sens znaczenia sojuszu.    Najciekawszym w tej sprawie, jeśli chodzi o komentarz Chojeckiego, jest to, że wini a to również amerykańską polonię, która nie jest należycie zorganizowana. Tutaj znów zaczyna się pokrętne a jednocześnie infantylne tłumaczenia wpływów społeczności polskiej i żydowskiej w amerykańskiej polityce. Chojecki mówi więc, że w Stanach Zjednoczonych jest ok 100 tysięcy Żydów, którzy mogą wywierać wpływ na rząd a nie mogą tego zrobić Polacy, których jest 10 milionów. Dziecinne porównywanie liczb sprzedawane niezbyt zorientowanym widzom IPP, bez szerszego kontekstu funkcjonowania lobby żydowskiego w USA to przykład standardowej manipulacji stosowanej przez tę sektę. Chojecki zapomniał dodać, że Amerykanie, których stawia swoim widzów za wzór to w dużej części fanatyczni chrześcijańscy syjoniści, którzy z pomocą swoich liderów naprawdę mogą wywierać wpływ na rząd jeśli chodzi o sprawy żydowskie czy izraelskie co robili już w przeszłości. Amerykańscy protestanci, ewangelicy którzy stawiają sprawę żydowską ponad interesy własnego państwa jest tam wiele milionów i tworzą oni oddane Izraelowi lobby, którego liderów zresztą reklamuje i zna Paweł Chojecki. Można porównać to w ten sposób: w Polsce syjonistyczna sekta występująca przeciwko własnego państwu i narodowi to kilkadziesiąt osób w Lublinie i kilkuset sympatyków w Polsce i na emigracji. W USA są to miliony zainfekowanych chrześcijańskim syjonizmem wyznawców. Kolejną sprawą jest owo niezbyt dobre zorganizowanie się polonii. Sprawa Just Act 447 była akurat tą, która spowodowała największe od lat zorganizowanie się tamtejszych Polaków (podobnie było ze sprawą przeniesienia pomnika katyńskiego w New Jersey), którzy próbowali w jakiś sposób wpłynąć na władze USA, organizowali także manifestacje sprzeciwu. To właśnie ich Chojecki nazywał ruską agenturą, co robi zresztą i w tym programie, to na tych własnie Polaków pluł i bluzgał ich zaangażowanie, jednocześnie próbując przedstawić Żydów i Amerykanów jako tych, którzy nic przeciwko nam nie robią. Zakłamanie i perfidia tego człowieka nie mieści się w żadnej skali, ale jest zrozumiałe ponieważ jego sekta jest programowo nakierowana na taką właśnie działalność w Polsce. Do tego dokłada oczywiście swój idiotyczny pomysł polegający na "dogadaniu się z Izraelem", który według niego, z pomocą nowojorskich żydowskich prawników pomoże nam uzyskać reparacje wojenne od Niemiec i Rosji z czego Polska odpali im działkę. Dziecinny i kretyński pomysł Chojeckiego, który od dłuższego już czasu sprzedaje swoim wyznawcom, a nawet organizuje im pozory działania w tym kierunku poprzez tworzenie kolejnych internetowych petycji, był już wyjaśniany wielokrotnie przez wiele osób, jednak Chojecki nigdy nie odniósł się do ich zastrzeżeń. Chodzi o to, że wysunięcie podobnej propozycji było by po prostu przyznaniem, że Polska ma wobec Żydów jakiekolwiek zobowiązania, tylko po prostu nie ma ich z czego spłacić. Sprawa reparacji jest dziś nie do zrealizowania z wielu powodów i wykorzystywana jest jedynie jako populistyczny wabik na wyborców, głównie PiS. Oczywiście każdy kto tak uważa jest "ruskim agentem". Widzowie i wyznawcy Chojeckiego to dwie grupy: cyniczni oszuści zorientowani na realizację interesów żydowskich wynikających z ich skopiowanej z USA religii oraz zdezorientowani naiwniacy przed ekranami komputerów, którzy nie mają zielonego pojęcia jak te sprawy wyglądają i dlatego wystarczają im takie historyjki. Zastanawiające jest to, że żaden z widzów IPP nie zauważył, że żaden Ben Zvi, Szewach Weiss, Barbur czy Daniels, który od czasu do czasu pogłaszcze Polaków nie powiedział nigdy, że roszczenia dotyczące mienia bezspadkowego (!) są bezpodstawne, ale zawsze jest to "jakoś to trzeba załatwić, dogadać się". Przechodzimy do kolejnej sprawy. Jeden z widzów pyta czy możliwa jest jeszcze współpraca sekty z Marianem Kowalskim. Jak widać ten wątek jeszcze siedzi w niektórych wyznawcach Chojeckiego. Nic dziwnego, wszak wielu ludzi znalazło się w kręgu jej wyznawców właśnie dzięki pracy Kowalskiego jako wabika. Z pewnością brakuje im wyszukanego dowcipu Mariana czy kilku "kurew" i "chujów" pomiędzy cytatami z Biblii. Tuż po ich rostaniu wśród fanów IPP przeprowadzono czystki. Bany na ich czacie i w komentarzach otrzymali ci wyznawcy, którzy nie mogli się zecydować czy Kowalski czy jednak Chojecki. Potem nastąpił okres wzajemnych uszypliwości, choć było to bardzo ostrożne zwłaszcza ze strony Kowalskiego, który zdawał sobie sprawę, że gdy zacznie bardziej podskakiwać to może się zdziwić ponieważ Chojecki od poczatku wiedział, że Kowalskiemu nie mozna ufać i nie dopuszczał go do informacji, które ten mógłby wykorzystac przeciw niemu w przyszłości.    Kowalski "poszedł na swoje", rozpoczął wraz z czwartą żoną tworzenie własnej telewizji na wzór IPP jednak, tak jak wszystko czym do tej pory się zajmował, okazał się to kompletną klapą pod każdym względem. Dziś przygarnięty przez Michała Rachonia występuje w jego porannym programie oraz nadaje patostreamy  własnego mieszkania, w których żebra o o pięć złotych za dukanie z kartki swoich komentarzy. Jest jednak tak nudny jak przysłowiowe flaki z olejem także raczej nie dostaje za nie nawet jednej dziesiątej tego co płacił mu Chojecki. Ponowne zbliżenie nastąpiło podczas sprawy sądowej Kowalskiego, podczas której w roli świadków występował Chojecki i jego córka Eunika. Teraz znów jest grzecznie, dyplomatycznie, a znając moralny kręgosłup byłego bramkarza klubu "Grafitti" nie można całkowicie wykluczyć, że jeszcze kiedyś zobaczymy ponownie najbardziej krzykliwy i żenujący duet polskiego internetu. Jak się okazuje Marian Kowalski nada jest w sercu i pamięci "pastora" Chojeckiego a ten nie zapomni mu do końca życia tego co zrobił dobrego. Chojecki mówił kiedyś, że "Marian przyprowadził do Jezusa więcej ludzi niż jakikolwiek ksiądz katolicki". Owszem przyprowadził... może nie do Jezusa a do sekty, która dzięki niemu zyskała wielu nowych ludzi, ale chodzi o to, że obaj na tym zyskali. Tak czy siak sam guru nie mówi "nigdy", nie stawia jak na razie warunków, ale sygnał na dzielnicę Czechów został wysłany, więc jeśli Marian zmienił już operatora internetu co obiecywał swoim widzom, to może się ucieszyć, bo Rachoń wiecznie potrzebował go nie będzie, z projektu "czwartej nogi PiSu" raczej też niewiele wyjdzie, wykształcenia ani fachu w ręku żadnego a rybki też chcą jeść. Jak do tej pory Kowalski pytany o możliwość powrotu do IPP mówił, że nie ma o tym mowy, ale... sami wiecie. Chojecki także zauważył, że Kowalski spuścił z tonu jeśli chodzi o ich temat, więc możemy jeszcze naprawdę doczekać się wielkiego "come back" :) Marian zresztą także został spytany o to przez widza swojego kanału (a może Agata napisała mu to pytanie aby nie musiał sam z siebie wyrywac się z życzeniami dla byłego pracodawcy?). "Jak ten czas szybko leci" - rozczulił się Marian. No leci, leci... konto też się szybko kurczy. Więc czego życzy im Marian? Marian nikomu źle nie życzy bo to przecież dusza człowiek, a redakcji IPP aby dalej szła pod prąd, ale zmniejszyła potencjał wytracania sojuszników. Yyy... no dobra. Teraz będzie najlepsze: "Trwanie przy zasadach jest bardzo ważne". To mówiłem ja, Marian Kowalski. No i życzy wiary i zdrowia, ale nadal twierdzi, że no chyba nie wróci bo musiałby iść na kompromis a on, jak wszyscy wiedzą, na kompromisy nie chadza. Dobranoc.
2 notes · View notes
emily-doll · 5 years
Text
i said Yes to Heaven
Jeju.. i już luty. Jeszcze 2 miesiące i będzie nasza pierwsza rocznica poznania się. Rany w moim sercu choć głębokie już się zabliźniły. Ostatnio nawet spotkałam Gt i jego dziewczynę i się do nich uśmięchnęłam, a on to odwzajemnił. Ona wyglądała po prostu strasznie, chyba jeszcze gorzej niż jak była pulchna, wyglądała jak jakiś blady wieszak z worami pod oczami. Ja nie wiem co oni tam robią, bo nie interesuję mnie ich życie, nawet nie zaglądam na ich profile, ale raczej nie jest z nimi za dobrze. Tylko czasami słyszę od kogoś, że widział w aptece Gt jak kupuje strzykawki. No nic. Nie czuję już nienawiści, bardziej jakiś żal. Do niego. Do niej nie mam emocji żadnych i szacunku. Ale w sumie ja nie o tym.. Jutro nasze pierwsze walentynki. Jedziemy do Zakopanego, bo tak sobie zażyczyłam. Oczywiście nie pozwała mi płacić grosza za wyjazd. Właściwie zawsze ze mnie płaci. Kompletnie nie umiem się do tego przyzwyczaić. No w sumie jest po prostu dorosłym mężczyzną.  By nadać wspomnieniom intensywne kolory, na Sylwestra wybraliśmy się do Gdańska. Nigdy nie byłam nad morzem zimą. Czułam się jak dziecko gdy poszliśmy na plażę w grudniu. Umiem znowu tak czerpać radość jakbym dopiero co przyszła na świat. To było niezwykłe doświadczenie i byłam najszczęśliwsza w całej galaktyce. Dostałam od niego na gwiazdkę Instaxa, bo wie jak kocham robić zdjęcia. Nie miałam wkładów do aparatu więc jeździliśmy po całym Gdańsku i szukaliśmy wkładów do aparatu, bo w żadnym multimedialnym sklepie nie mogliśmy zanieść. Już ja się poddałam przy trzecim sklepie, a ten dzwonił do nich ciągle i  tylko mi taxówki zamawiał żebym zdążyła przed zachodem na plażę. Takie małe gesty, ale naprawdę widzę jak mu zależy na mnie i jak mnie straaaasznie kocha. Zachwyca się moim ciałem jak jakiś psychol, ciągle mówi jaka jestem piękna i cudowna i pojebana pozytywnie. Miłe to jest, czuje się przy nim najśliczniejsza, a najlepsze uczucie jakie poznałam to zaufanie. Ostatnio na imprezie Kasia rozstała się z Borysem więc praktycznie miałam imprezę z bani. Musiałam przy niej być bo dostała jakiegoś ataku paniki.. Kasia polubiła mega Darka, więc jej nic nie przeszkadzało, że Darek chciał być z nami. Siedzieliśmy chyba z dwie h w pokoju i ją pocieszaliśmy.. Narzekała na Borysa co on tam odpierdala i Darek ciągle odnosił się do uczuć do mnie, że on by postąpił inaczej i rzeczywiście tak jest. Słodkie to było bo chciałam iść spać obok Kasi, żeby nie była sama i poprosiłam Darka żebyśmy spali w jednym pokoju i nie chciał się zgodzić, bo według niego to było słabe. Ja w ogóle nawet o tym nie pomyślałam, ale on powiedział, że nie chce spać w pokoju z żadną inną dziewczyną niż ja. Powiedziałam mu, żeby zluzował i w końcu położyliśmy się w łóżku rodziców, a Kasia bobas w łóżku Michała. Gadaliśmy do piątej rano, a ja się wtulałam w jego śliczne ramiona i słuchałam jak słodko i dojrzale ją pocieszał, całując mnie w główkę. Naprawdę moje serce w takich momentach bije dla niego szybciej. Rano we trójkę jak taka super paczka poszliśmy na Kebaba i spacer i fajnie się zrobiło. Niby jest luty, ale pogoda była już taka marcowa i powoli zaczęliśmy czuć wiosnę. Tak się rozpisałam, a to wszystko miało na celu podkreślić to jak bardzo mu ufam. W ogóle wszystkie moje koleżanki się nim zachwycają i to jest fajnie, bo ja wiem, że on jest mój i wiem to na sto procent, że on nie chce nikogo innego. Ufam mu tak maksymalnie i nawet nie boję się, że się na tym przejadę. W ciągu tego prawie-roku ani razu nie było sytuacji bym miała jakieś wątpliwości czy obawy, ani razu nie poczułam, że coś może być nie tak. Zresztą widujemy się codziennie i gadamy codziennie, przeprowadził się obok mnie więc mam sukę na oku. haha. żarcik, to tekst Natsona z Kołobrzegu użyty w stosunku do mnie. Ot co, fajne wspomienie. W Gdańsku było jak w bajce.. właściwie chyba pierwszy raz powiedziałam "Kocham Cię". On już wcześniej mi to mówił i czekał długo aż sama to powiem, wcale nie było mi tak łatwo. Jak to ja - popłakałam się o północy ze szczęścia, że jestem w tym miejscu w którym jestem teraz. Wtedy też z moich ust padły te magiczne słowa. Cały wyjazd był wspaniały, było tak magicznie, codziennie się kochaliśmy po kilka razy i poznawaliśmy siebie jeszcze bardziej. Kocham go i widzę naszą przyszłość razem, ale jestem jeszcze trochę dzieciakiem. On chce już ze mną mieszkać, ale nie wywiera na mnie presji.. ale dla mnie to jednak za dużo. Moi rodzice go uwielbiają, a zwłaszcza tata. Razem sobie piją whiskey i gadają, kiedyś we trójkę się razem upiliśmy i było śmiesznie. Wszyscy mają takie " jezu jaki on mądry" Nawet Przemek, kolega taty, bardzo mądry facet który wzbudza we wszystkich mega szacunek miał w stosunku do Darka pozytywne emocje i na luzie sobie gadali przy świątecznym stole. Nic a nic nie muszę się za niego wstydzić. Może to podstawa normalnego związku, ale wcześniej nie mogłam o tym nawet pomarzyć. Jestem dla niego najważniejsza i to jest takie niesamowite, wcześniej sobie wmawiałam i musiałam się przekonywać, że Gt o mnie myśli poważnie, a teraz po prostu żyje sobie z dnia na dzień i niczym się nie martwię bo mam wsparcie w postaci D. <3 Najlepsze jest to, że nawet nie zauważyłam jak przytyłam. Ważyłam ledwo co 50 kg rok temu jak Gt był na odwyku i myślałam wtedy, że jestem gruba.. teraz z braku stresu przytyłam i ważę zdecydowanie więcej... aż bym tak chciała schudnąć 3 kg, ale cycki mi urosły i Darek nie może przestać się jarać i zabrania mi chudnąć. Słodkie to jest. Macał by moje ciało 24/7 5 marca robię kolejny tatuaż. Ma dla mnie ogroooomne znaczenie. Rok temu w marcu siedziałam z Kasią na Pasterniku i słuchałyśmy "Yes to Heaven" Lany i to był najlepszy dzień ever. Słońce wyszło i poczułyśmy wiosnę i chyba calusi dzień byłyśmy na podwórku, spacerowałyśmy po kabackim jakieś 3 h. Wtedy poczułam tak naprawdę pierwszy raz, że mogę być szczęśliwa i pogodzić się z przeszłością. To był taki pierwszy malusi duchowy wewnętrzny ruch w mojej pućkowatej głowie. Otworzyłam się na niebo na ziemi, które istnieje! Dla mnie istnieje, jestem taka szczęśliwa. Dlatego właśnie na mojej rąsi pojawi się niedługo napis "yes to heaven" w takiej samej czcionce jak ma Lancia na paluszku. Wiem, to zachodzi pod obsesję, ale Lana jest najważniejszą artystyczną duszą w moim życiu od 8 lat. I już na zawsze będzie. Jaram się opór, oczywiście Dari idzie ze mną. Już się rozpisałam, a tyle bym jeszcze napisała, wiele się u mnie dzieję. Pamiętniczku, jestem szczęśliwa! Obwieszczam to na dzień dzisiejszy.  Napiszę coś jeszcze po Zakopanem! A tak właśnie - gór też nigdy nie widziałam Zimą. Dzieję się <3 Całusy, emily
1 note · View note
jazumst · 1 year
Text
Jazu na ziarnku grochu
Żeby Was... Noc była do bani. Posłuchajcie:
Sam dźwięk wichury mi nie przeszkadzał. Nawet go nie słyszałem. Mam dwa akwaria w pokoju i woda zagłusza większość dźwięków. Natomiast katar i ciśnienie odstrzeliły mi noc, którą dobił Piąty z Kierowniczką.
No chuj wie jak i czemu na noc dostałem kataru. I to jakiegoś takiego zjebanego, że nie powinien właściwie mi przeszkadzać, a co chwila mnie budził. Oddychać mogłem, z klimpy nie leciało. Ani górą go, ani dołem. Tylko gardło drażni i bolało. Co jakiś czas szedłem harka puścić.
Od kilku dni mam sen. To jakby epizody jednej opowieści. Przy jakiejś wannie wciskam guziki i pojawia się dźwięk, i jakby słowo? Runa? Wzór? Jeżeli dobrze pamiętam to jeszcze nie odkryłem całego. Pojebana akcja. Reszta snów równie pojebana. Np. Pierwszy zalał kuchnie. Ale tak kurwa fest. Bo przepychał odpływ w zlewie.
Około czwartej rano wpadło wojsko w osobie Piątego. Pierdolnął drzwiami, natupał nogami i pierdolnął się na swoje wyro. Myślałem, że go ukurwię. I tak leżał do 8 aż po niego z pracy przyjechali. Miał mieć na rano. Widocznie z przyczyny wichury miał na później, ale na chuj tu wlazł to nie wiem. Przyrzekam na wszystko co dla mnie święte, że następnym razem przytrzymam drzwi, niech mu w ryj odbiją.
Kiedy udało mi się już powrócić do krainy snów i abstrakcji, SMS od Kiero - "Ile mam wpisane w PITcie w dochodach". - A chuj ją to interesuje?! Zwłaszcza o 7mej rano. Odpisała tylko, że myślała, że mam wyciszony tel., żebym spał dalej a powiem jej w pracy. No kurwa... -.-
Teraz boli mnie głowa. Oczy mam niczym panda. W nosie mnie kręci. Mam ochotę kogoś pobić.
Dobry wieczór ;]
youtube
3 notes · View notes
thebaneofevil · 2 years
Text
How did this begin?
Hey y’all!
So, where did this story begin? How did it come to mind? It was quite a long time ago now, and that sounds weird to read back to myself, but stay with me here, it’s kinda funky how it started.
As a child, as I’m sure many of you did yourselves, while in a car or bus (I guess it’s probably easier to just say any moving vehicle with a window I could look out of) I would imagine a person running along the vehicle, doing some parkour-styled movements on the random thing around me. I’m not sure about most people, but I didn’t really have a specific person in mind when imagining it. I just sort of imagined one of those art model statue thingys doing the movements.
This was how it was for a small while. That is, until I grew up a little bit, and started enjoying the occasional television show. Being the small, edgy human that I was, I watched this little saturday cartoon thing called Fox Box. I didn’t have cable growing up, so this was the best I got other than PBS Kids. It had so many “cool” shows on it, that I just couldn’t help but fall in love. Unfortunately, as I’ve grown up a bit, I can’t really remember many of them, but 2 big ones have stayed with me. They were a couple of anime called Ultimate Muscle and Shaman King.
I’m sure you’re thinking, “But Banie, how on earth does this get to your story?” and I’m just at the tip of the iceberg, my friend, just hold on. With these new forms of stimulants fresh in my brain, I had new concepts to give to my parkour enthusiast modelling statue. So, Yoh Asakura and his stand-like ghost friend Amidamaru became my new guy. He would do his thing, jumping from tree to lamp post to mailbox with no worries. It was around that time that I also got into Dragonball Z. As cringey as it is to admit it, Dragonball kind of took up more of my life than I care to admit. I didn’t have internet, so when I was given a new tv show, I kinda had only that.
With Goku now taking the mantle of “new parkour dude guy”, I felt like I was getting somewhere. I had a character who could do it all: fly, power up, fight something. My trips around in a vehicle would be the most entertaining thing! God that sounds awful...
Anywho, yeah, I began making Goku fight his villains and such. Frieza, Cell, Buu, it was great. Until it wasn’t. I got kind of bored with Goku being my guy and I kinda just did the same thing, over and over. When Goku finally beat Buu, he’d just go back to Frieza, doing the same thing, time and time again. Eventually, as I began listening to the radio more on the trips, these characters would start to sing, and act like they were in a band. I also did this with Sonic characters and lemme tell ya, I hate looking back at that time of my life.
It finally took me using my brain to finally come up with something interesting. I imagined a character with the ability to take material from anything it touched and create a giant mecha styled golem thingy that would sort of wrap itself around the character and run along like that. Causing all kinds of chaos and stuff like that. It became fun again. What would this character make next? Well, this was where it really started to get interesting. With the inception of this character, I sort of threw together a few different elements of character concepts I liked at the time: trench coat (because of course there was a trench coat, I was an edgy kid after all), bo staff (as weird as it sounds, Donatello was my favorite ninja turtle), and sunglasses (cuz sunglasses are freakin cool, and you’re a coward if you think otherwise).
Awesome, I know what this character kind of looks like, but now for a name? What would this character be named? I already figured it was male, but I didn’t want to call it like Jonathon, or Frederick. Something boring like that felt... well, boring (sorry if your name is Jonathon or Frederick, I swear, you’re probably not boring :D). With nothing else to really go on, I did that thing that most kids probably do, and started making noises. I finally came up with Orbis, and that just stuck ever since. For a while, I would develop Orbis through his parkour adventures, giving him so many upgrades. I felt like it was too much, and kind of sudden to develop this character to be such a god among men (I mean, I gave him like 30 different weapons), I decided to actually give him some work. I settled on giving him the power of gravity. I imagined it kind of like Goku using ki energy, but black. As I developed him later, the gravity evolved into more of what we know about gravity today, but yes, there is still the ki-like energy blasts and balls and the like.
Eventually, I needed a villain for Orbis to fight to test out his new abilities. It was another Dragonball reference that gave me Krusher. Now, I looked at Frieza as a main influence for this villain. A sort of alien-fish hybrid that used water and glass attacks. I’m not sure where the glass came from, but I was probably like “Woah, imagine if he could also spit out glass! Aw man, that’d be cool”. Fuckin travesty that kid was, I swear. Anywho, Orbis had a villain, and that was freaking awesome. 2 characters that could duke it out that had loads of potential. But, I couldn’t just stop there. I created 3 more villains, then realized that Orbis was probably lonely. I created concepts for 5 good guys to fight alongside him and soon, The Bane of Evil was created. A group of super powered individuals in a justice league-like ensemble helping protect the world. I ended up changing these characters quite a bit over the years, but the overall story has pretty much stayed the same.
I want to say for about 5 or so years, these characters were the forefront of my vehicle ride parkour ride entertainment. Until I also got tired of looking at those guys. Cuz again, they would all just reset after fighting the last enemy. I decided to create a story, ending it with the final villain and our heroes finally achieving peace. It was great. A beginning, an end, all the great things a story should have. I was in high school at the time of that and it was freaking great. I felt like i was actually doing something worthwhile while learning about rocks and poetry and equations and stuff. I had it all... except for a good ending.
All I had was everything kind of tying up, but there were several loose ends that weren’t fully explained. For some strange reason, I decided to create 5 more characters, basically an entirely new setting, and a whole new story set after the ending of this first one. I developed those characters and holy cow was I in over my head. I did some drawings, but am I by no means an artist, and just, maybe I’ll upload those at some point, because it’s laughable how proud I was of them. I’m getting sidetracked, but yeah, that’s how it started. Just a little parkour man and probably 15 characters and 2 stories later, here I am. I’ll say about a year and some change ago I finally started getting an actual timeline with a coherent and fun story going.
I guess me putting this out there is to say that every great story has a backstory to it, and you can get inspiration from anywhere. So, if you’re young and want to create something like that, then just do it. The adventure was fun and doing research was something I didn’t think I’d enjoy as much as I did. Feel free to share your ideas as well! You never know where an idea can come from.
1 note · View note