Tumgik
#zdenerwowanie
pustazapalniczka · 2 years
Text
Jestem dobrym człowiekiem dopóki ktoś mnie nie wkurwi
Później to już nie jestem ani dobra ani człowiek
27 notes · View notes
szara-bakeneko · 24 days
Text
Ktoś: Jak się dzisiaj czujesz?
Ja:
Tumblr media
1 note · View note
jazumst · 3 months
Text
Jazu ratunkowy
Żeby Was... Praca w niedzielę jest nieprzewidywalna. Posłuchajcie:
Zaczęło się standardowo. Pierwszy bum po świeży chlebek którego nigdy nie było i nie będzie na otwarcie. No i piwo na chorobę wspomnienia dnia poprzedniego. Później był luz. Zacząłem robić zamówienie. - Do 13 zeszło szybko. O 13 przyszła Ola. Korzystając z dobrodziejstwa osoby dodatkowej, pojechałem na inny sklep po rolki do terminala, bo dziś już by nie mieli. Tak SWS, kurwa, o nas dba. Nie ważne. - Akurat jak wróciłem jebiący fajkami, przyjechał SWS z żoną. Że otwymał zamówienie na chemię (w tym rolki) potwierdził. Dlaczego nie przyjechały przednio udawał że nie słyszy pytania.
I teraz wpis właściwy. Przyszła babeczka po chleb i pasztet XD Kupiła poszła. Nic nadzwyczajnego. Układam karmy dla kotów i widzę jak zdenerwowana coś gestykuluje i krzyczy w telefon. Potem myślałem, że coś do mnie. Idę więc do niej i widzę jak odchodzi od samochodu. Na wycieraczce leży pasztet z chlebem XD Mówię jej, żeby tak tego nie zostawiała, bo jej zajebią a ona odpowiada wkurwiona, że nie może samochodu otworzyć, a w środku jest jej piesek, który się denerwuje jak jest sam. Czy był zdenerwowany, nie wiem. Nigdy nie miałem psa. Stał na tylnych łapach i merdał do niej ogonem. Manualnie faktycznie nie otwiera. Kluczyk stary model, taki jak mój. Chujowo się go otwiera. Idę z nim do sklepu. Otworzyłem. Kurwa, akurat nie mam baterii 32. Już nawet w swej głupocie i naiwności miałem wsadzić swoją, ale weszła babka panikując o psie. W swej niewyparzonej gębie powiedziałem - Spokojnie, zaraz otworzymy pimpka. - Niestety to nie był pimpek, za co mi się dostało. Ach, pierdoleni psiarze. Kij w dupie twardy jak psi stolec na chodniku po zimie. Jakoś tak wyszło, że wysłałem ją 50m dalej do Żabola. Teleportowała się chyba jebana, bo po mniej niż minucie wpadła z baterią. Otworzyłem. - Wycałowała niePimpka, wyściskała mnie. Pojechała. - Po godzinie dzwoni Balbina. Wie, że nie chcę z nią gadać, ale dzwoniła do niej znajoma, że jej znajoma dopiero ochłonęła i zrozumiała co się stało. Szuka do mnie kontaktu i czy może jej dać do mnie numer. ZABRONIŁEM! Powiedziałem, że naprawdę nic się nie stało, sama przecież ogarnęła baterię. Ja tylko zmieniłem. Jest git, cieszę się, że jej i niePimpkowi nic nie jest. Balbina cośtam nagadała jaka ta pani jest mi wdzięczna, że odwdzięczyć itd. LOL O.O
Koniec.
23 notes · View notes
wszystkoinic · 1 year
Text
11.06
Jestem zagubiona. Ciągły stres i zdenerwowanie. Codzienność zaczyna mnie przerastać.
55 notes · View notes
kotekzielony2 · 17 days
Text
Tumblr media
Z ŻYCIA SAMOTNIKA - wpis 8 (15.05.2024)
"Najszybsze moje zlecenie ever!"
Zastosowałem pewną zmianę w swoim pamiętniku. Od teraz każdy mój wpis ma swój tytuł! Jeszcze nie wiem czy zmiana jest tylko tymczasowa czy na stałe, ale myślałem o niej, żeby łatwiej się można zorientować (bez czytania wpisu) o czym dany wpis jest.
Jak wiemy, życie pisze przeróżne scenariusze. Czasami coś bardzo mile nas zaskakuje, innym razem wręcz przeciwnie. Temat planów filmowych poruszyłem już kilkukrotnie w swoich esejach i generalnie samo uczestniczenie na nich wiąże się nieraz z dużym ryzykiem. Nigdy nie wiadomo co się na planie wydarzy, o której godzinie usłyszymy słowa potwierdzające fajrant, choć w większości przypadków jest możliwe przynajmniej przybliżone ustalenie godziny końca pracy. Na tej podstawie zdecydowałem się na dość odważny krok by przyjąć, jak się okazało, najkrótszy plan w całej mojej 6-letniej historii!
10 maja 2024. Dzień nie zapowiadał się na zbyt wyjątkowy. Przed sobą miałem jedynie króciutką, wieczorną, dwugodzinną pracę na ochronie, do której zacząłem uczęszczać na początku maja. Około południa przeglądałem media społecznościowe w poszukiwaniu jakiegoś ciekawego dla siebie planu filmowego. Zgłosiłem się na kilka planów, aczkolwiek nie spodziewałem się wielkiego zainteresowania moją osobą. Wśród ofert znalazł się jeden plan, na który błyskawicznie zareagowałem, bo zaledwie kilka minut po ukazaniu się ogłoszenia. Ku mojemu zaskoczeniu, niedługo później otrzymałem zaproszenie na ten plan (!), na 16:30. Problem jedynie zrodził się w mojej głowie kiedy uświadomiłem sobie, że tego samego dnia idę na ochronę, na 20:30 i żeby wszystko się udało, musiałbym opuścić plan nie później niż chwilę przed 20:00. Dowiedziałem się, że całość ma potrwać między godzinę a półtorej maksymalnie, a przy tym scenariuszu spokojnie dałbym radę zjawić się w drugiej pracy. Zaryzykowałem więc i pojechałem na plan. Po przybyciu na miejsce szybko uzmysłowiłem sobie jak duże musiałem mieć szczęście, że na tym planie się znalazłem, albowiem oprócz mnie zapisały się zaledwie... trzy osoby. Nie spotkałem też nawet innych statystów Polaków, więc byłem jedynym przedstawicielem ojczystego kraju! Wypełniłem umowę i w międzyczasie słyszałem jak ekipa szykuje się do realizacji sceny - wydawało mi się wtedy, że nasza kolej (mieliśmy jedynie poddać się małej sesji rekwizytorskiej) nadejdzie dopiero po zrealizowanej scenie. Lekko zdenerwowany zerkałem na zegar, ponieważ musiałem skończyć do wpół do 20:00, a minęła prawie siedemnasta i czas nieubłaganie leciał. Szczęśliwie, lekka trema, która mi towarzyszyła, dość szybko zeszła, bo w pewnej chwili zaproszono nas w liczbie czterech osób do pokoju, gdzie miała odbyć się sesja, tym samym byłem już niemal pewien, że ryzyko, które podjąłem, się opłaciło. I rzeczywiście! Wszystko co nam zrobiono to kilka śmiesznie prostych zdjęć, spojrzałem na czas i okazało się, że zaliczyłem właśnie najkrótszy plan począwszy od 2018r! Od godziny zbiórki do fajrantu minęły zaledwie... 44 minuty! Jeszcze nigdy nie postawiłem swej pracowitej stopy na tak krótko! Dla porównania mój poprzedni rekordowo krótki plan trwał 51 minut i odbył on się w lipcu 2023. Po odebraniu pieniędzy zostało już tylko wrócić do domu, chwilę odpocząć i ruszyć na drugie zlecenie, choć obawiałem się, że powrót będzie dłuższy kiedy moje gałki oczne zarejestrowały ten korek ze zdjęcia. Ostatecznie jednak udało się spokojnie wrócić do siebie w czasie i do końca dnia niczym nie musiałem się już przejmować.
Oczywiście na planach zdjęciowych nie zawsze jest tak bajkowo i kolorowo. Zwykle ekipy filmowe pracują po 12 godzin a to oznacza też, że statyści, epizodyści czy aktorzy również mogą spędzić na planie mniej więcej tyle czasu. Należy także uwzględnić ewentualne garderoby, make-up + dojazdy, a to wszystko pochłania jeszcze więcej czasu. O ile tamten piątek okazał się bardzo miły i radosny, to tuż po tym dniu uczestniczyłem przez trzy dni z rzędu na jednym z najcięższych moich planów filmowych w historii... I choć to już opowieść na inny raz, to chcę tylko słowem pożegnania zwrócić uwagę, że na początku maja wystartował sezon turystyczny (podczas którego zyskujemy w każdy weekend i święta możliwość przejechania się unikalnymi, zabytkowymi pojazdami), a przez ostatni weekend, wtedy kiedy solidnie męczyłem się na planie, na linię 100 wyjechał jeden z moich ulubionych autobusów (MAN NG313 #3322) i niestety nie miałem zupełnie kiedy nim pojeździć... Egzemplarz ten nie pojawia się szczególnie często i jestem niemal pewny, że następna okazja do przejechania się fajnym MAN'em z 2002 roku szybko nie nadejdzie. #3322, jeszcze cię dorwę!
7 notes · View notes
twprince · 2 months
Text
Jestem taki wściekły tak strasznie zdenerwowany.
Na wszystko
Na każdego
Na siebie
Nienawidzę siebie
Nie jestem w stanie spojrzeć ostatnio nawet w lustro
Mam ochotę zbić wszystkie lustra
Uderzyć w nie
Głód mi pomaga
Głód jest wspaniały
Chce zostać sam
Chce być sam
Nie chce żeby ktokolwiek był obok mnie w tych dniach.
Ale nie chce być sam.
Bo boje się co jestem w stanie ze sobą zrobić
Ale lepiej zrobić coś sobie
Niż komuś innemu.
9 notes · View notes
linkemon · 2 months
Text
Aomine Daiki x (chubby) Reader
Resztę oneshotów z tej i innych serii możesz przeczytać tutaj. Zajrzyj też na moje Ko-fi.
Some of these oneshots are already translated into English. You can find them here.
Tumblr media
"— ᴊᴇᴅʏɴʏᴍ, ᴋᴛᴏ́ʀʏ ᴍᴏᴢ̇ᴇ ᴍɴɪᴇ ᴘᴏᴋᴏɴᴀᴄ́… — ᴢᴀᴄᴢᴀ̨ᴌ ᴅᴀɪᴋɪ, ᴊᴀᴋʙʏ ᴘʀᴏ́ʙᴜᴊᴀ̨ᴄ sɪᴇ̨ ᴜsᴘʀᴀᴡɪᴇᴅʟɪᴡɪᴄ́. — …ᴊᴇsᴛᴇś ᴛʏ sᴀᴍ? — ᴢᴀᴋᴏɴ́ᴄᴢʏᴌᴀ ᴢᴀ ɴɪᴇɢᴏ ᴅᴢɪᴇᴡᴄᴢʏɴᴀ."
sᴘᴏᴊʀᴢᴇɴɪᴇ ɴᴀ ᴄʜᴀʀᴀᴋᴛᴇʀ ᴀᴏᴍɪɴᴇ ɪ ᴊᴇɢᴏ ᴢᴍɪᴀɴʏ ᴡ ᴘʀᴢᴇᴄɪᴀ̨ɢᴜ ɢɪᴍɴᴀᴢᴊᴜᴍ ɪ ʟɪᴄᴇᴜᴍ. ʙᴏ ᴍᴏᴢ̇ᴇ ᴊᴇᴅɴᴀᴋ sᴀ̨ ʟᴜᴅᴢɪᴇ, ᴋᴛᴏ́ʀᴢʏ ᴘᴏᴛʀᴀғɪᴀ̨ sᴘʀᴀᴡɪᴄ́, ᴢ̇ᴇ ᴋᴏsᴢʏᴋᴏ́ᴡᴋᴀ ᴢɴᴏ́ᴡ ɴᴀʙɪᴇʀᴀ sᴇɴsᴜ…
ᴅᴏᴅᴀᴛᴋᴏᴡᴇ ɪɴғᴏʀᴍᴀᴄᴊᴇ:
ᴡ ᴏɴᴇsʜᴏᴄɪᴇ ᴡʏʀᴀᴢ́ɴɪᴇ ᴢᴀᴢɴᴀᴄᴢᴏɴᴇ ᴢᴏsᴛᴀᴌᴏ, ᴢ̇ᴇ ʀᴇᴀᴅᴇʀ ᴍᴀ ɴᴀᴅᴡᴀɢᴇ̨, ᴀʟᴇ ᴍʏśʟᴇ̨, ᴢ̇ᴇ sᴘᴏᴋᴏᴊɴɪᴇ ᴍᴏᴢ̇ɴᴀ sɪᴇ̨ ᴡᴄᴢᴜᴄ́.
Aomine przystanął na żwirowej ścieżce. Nasłuchiwał przez moment. Z sali gimnastycznej dochodziły dziwne odgłosy. Momoi mówiła mu kiedyś, że jest nawiedzona. Przez moment naprawdę jej uwierzył, ale potem spotkał Kuroko. Chłopak ze swoim zapałem do ćwiczeń i umiejętnością odwracania uwagi całkiem nieświadomie zachowywał się jak prawdziwy duch. Daiki wyśmiał głupie plotki następnego dnia, ale teraz już nie był taki pewien, czy nie tkwiło w nich jednak ziarno prawdy. Sprawdził telefon, by upewnić się, że niczego nie pomylił:  
Tetsu  
Rozchorowałem się. Nie będzie mnie dzisiaj na treningu.  
A więc nie. Powinien być tu tylko on sam. Rozejrzał się nerwowo wokół siebie. Szkolny plac był pusty. Nie było nikogo, kto mógłby mu towarzyszyć. Cała drużyna rozeszła się już do domów. Zdenerwowany oblizał wargi. Właściwie mógłby odejść, ale przecież nie będzie tchórzył... chyba.  
— Cholera! Idę! — Ścisnął mocno swoją piłkę od kosza.  
Nie był przecież mięczakiem. Ludzie w gimnazjum nie powinni obawiać się wymyślonej zjawy. Z pewnością ktoś się tylko nabijał. Dumnie uniósł głowę. Przyspieszył kroku w obawie, by nie rozmyślić się w ostatniej chwili.  
Delikatnie uchylił drzwi i rozejrzał się po sali. Mocne halogeny rozświetlały pomieszczenie. Dodało mu to otuchy.  
Przez środek boiska biegła dziewczyna. Sprawnie kozłowała w kierunku kosza. Odetchnął z ulgą. Z pewnością nie była straszydłem. Można nawet powiedzieć, że wyglądała bardzo ładnie. Szczególnie biorąc pod uwagę jej kształty. Aomine już dawno przestał się przejmować tym, jak inni widzą jego postrzeganie płci przeciwnej. Jeśli kobieta miała duży biust, to nie widział nic złego w tym, by go podziwiać. Komplement jak każdy inny.  
Przez moment stał w progu, oglądając, jak ćwiczy. Wyglądało na to, że szlifowała podstawowe umiejętności. Kozioł. Prawa. Lewa. Rzut. Zaraz potem odwrotna wersja. I tak w kółko.  
W pewnym momencie piłka odbiła się od kosza i poturlała się wprost pod jego nogi. Daiki podniósł ją i zakręcił na palcu. Wirowała przez moment. Posłał ją z powrotem w stronę uczennicy. Musiał przyznać, że miała refleks, bo złapała ją poprawnie.  
— Cześć! — zawołała, kozłując. — Też przyszedłeś poćwiczyć, Aomine-san?  
Na jego twarzy musiał odmalować się szok. W końcu nie co dzień spotykał nieznajome wiedzące, kim jest.  
— Skąd znasz moje nazwisko? — Podszedł bliżej.  
— Trudno nie znać członka Pokolenia Cudów, chodząc do Teikō — odparła.  
Chyba do tej pory nie zdawał sobie sprawę z tego, jak bardzo jest rozpoznawalny. Jego kariera dopiero nabierała rozpędu. Czuł, że pewnego dnia zajdzie daleko, ale chyba wszystko działo się szybciej niż myślał. To Kise mógł się pochwalić popularnością. Wszędzie biegały za nim fanki. Błagały o autograf, wspólne zdjęcie albo zostawiały mu prezenty. Nie zazdrościł mu. Bywały okropnie upierdliwe.  
— Jestem w klubie koszykarskim, więc oglądałam wasze mecze — dodała.  
A więc jednak się mylił. To jeszcze nie było jego pięć minut sławy. Może to i lepiej.  
— Hmmm… — Niski pomruk wydobył się z jego gardła. — Co powiesz na jeden na jeden?  
Był przekonany, że odmówi. Większość ludzi bała się z nim grać. Jeśli już go widziała, to powinna wyczuć porażkę. Lata ulicznej koszykówki zaszczepiły w nim dzikie instynkty. Rozwinął refleks do wręcz nadludzkiego poziomu. Nie bał się przyznać, że jest dobry. Znał swoje możliwości i stale przesuwał granice tego, co go wstrzymywało. To zniechęcało sporo osób, które nie widziały sensu, by się z nim mierzyć.  
Jednak dziewczyna ku jego zdziwieniu odłożyła na bok swoją piłkę i z uśmiechem stanęła gotowa do walki.  
— Jestem [Reader]. — Wyciągnęła rękę.  
Potrząsnął dłonią, czując silny uścisk. Z pewnością nie brakowało jej siły.  
Daiki nie był do końca pewny, jak to działa.  Czy sport mógł być jakąś formą komunikacji, którą rozumieją tylko wybrani?  Z jakiegoś powodu wydawało mu się to prawdą. Ta rozgrywka zdawała się mówić więcej o nowo poznanej osobie niż gdyby miała mu to przekazać słowami.  
Miała zapał. Wkładała w koszykówkę serce. Rzucało mu się to w oczy bardzo wyraźnie. Szczególnie, że Tetsu był jego przyjacielem. A on ucieleśniał to podejście. W tej rozgrywce był jakiś upór. Nie taki dziki, jak jego własny, a raczej rozważny. Dziewczyna ważyła swoje opcje.  
Po kilku minutach pojął, w czym rzecz. Wiedział, dlaczego tego wieczora trenowała zwykłe podstawy. Miała prawdziwy talent do rzutów. Może nie taki na miarę Midorimy, ale jednak duży. Wszystko wpadało idealnie, jeśli nie zdążył stanąć do obrony. Nieważne, jak dziwacznego kąta by nie obrała. Nabiła całkiem sporo punktów. Nie mogła się jednak z nim równać. Skoro rywalizowali na poważnie, postanowił nie dawać jej forów. Blado wypadały jej zwody. Trudno też było jej nadążyć za morderczym tempem biegu. Podejrzewał, że podania też idą jej średnio. Nie miał jednak okazji ich ujrzeć, bo byli tylko we dwójkę. Bezczelnie więc wykorzystywał te słabości, by ostatecznie zdobyć miażdżącą przewagę.  
Czekał na moment, gdy się podłamie. Na tę dobrze mu znaną minę, którą coraz częściej widział na twarzach rywali. Na chwilę olśnienia, kiedy zrozumie swoje braki w obliczu jego umiejętności. Jednak ona nie przestawała. Nawet gdy zmęczona upadła, podniosła się i kontynuowała. Ktoś mógłby powiedzieć, że w takim razie powinien przerwać. On jednak widział w jej oczach wolę walki. Rozpoznawał ten głód godnego przeciwnika. Taki sam, jaki trawił niego samego, więc nie potrafił się powstrzymać.  
Czuł ciepło, ale nie z powodu potu lśniącego na opalonej skórze. To było jakieś radosne uczucie, objawiające się w okolicy brzucha. Gdy się uśmiechała, coś w środku niego trzepotało, pragnąc się wydostać na powierzchnię. Chciał kontynuować, wiecznie niezmęczony. Im dłużej się nad tym zastanawiał, tym głupsze mu się to wydawało.  Czy to mogła być miłość od pierwszego wejrzenia?  
Cholera!  — pomyślał .  Naprawdę się rozproszył, przez co zabrała mu piłkę. Z trudem zdobyła kolejny punkt. Mimowolnie poczuł, jak na jego usta wkrada się uśmiech. To właśnie była prawdziwa koszykówka. Taka, jaką lubił.  
Nie był idiotą. [Reader] mu się podobała. Może miłość to było za duże słowo, ale coś w niej go pociągało. Od wyglądu, przez grę, aż po ten zapał, którym emanowała. Chciał spędzić z nią więcej czasu i lepiej poznać.  
— Wpadnę kiedyś obejrzeć twój mecz — rzucił niby od niechcenia.  
Powiedział to, skacząc do kosza. Wolał być odwrócony plecami. Nie brał porażki pod uwagę. Ale na wszelki wypadek jednak lepiej byłoby nie oglądać jej twarzy, gdyby mu odmówiła.  
Dziewczyna przystanęła na moment. Dopiero wznawiali grę po zdobytym punkcie, ale widział, że w jej postawie coś się zmieniło. Jakby nieznacznie zesztywniała.  
— Chętnie bym cię zaprosiła, ale nie gram w pierwszym składzie. — Trafiła za trzy punkty.  
To go zdziwiło.  Czyżby żeńskie Teikō w tak krótkim czasie zdobyło silne zawodniczki?  Wydawało mu się, że wciąż ich szukano. Semestr dopiero się zaczął. Zdecydowanie powinna się tam znaleźć. Co prawda w rozgrywce z nim wydawała się przeciętna, ale on to on. Poza tym jej błędy nadawały się do całkiem szybkiej korekty. A z taką celnością drużyna z pewnością daleko by zaszła.  
— Dlaczego? — Chłopak był naprawdę ciekawy.  
Spodziewał się, że machnie na pytanie ręką. Satsuki zwykle tak robiła, gdy pytał ją, co się dzieje. Często mówiła, że to nie jego interes i że nie powinien się wtrącać w nie swoje sprawy (no chyba że chodziło o Kuroko, to zupełnie inna rzecz). Ona jednak nie była Momoi.  
— Trenerka i kapitan uważają, że ktoś z moimi wymiarami nie może grać — oznajmiła prosto z mostu.  
Zupełnie nie tego się spodziewał.  Co miał teraz powiedzieć? Że mu przykro? Że to idiotyczne?  Dziewczyny, z którymi do tej pory przebywał, pewnie właśnie to chciałyby usłyszeć. Zwykle też lubiły sobie nawzajem mówić, że wcale nie mają nadwagi. Ostatni raz, gdy powiedział przyjaciółce, że przytyła, nie odzywała się do niego przez tydzień.  
— Znam tę minę. — [Reader] ostentacyjnie przewróciła oczami. — Tylko nie mów, że ci przykro. Nie potrzebuję pocieszenia. Wiem, że jestem grubsza niż większość dziewczyn z drużyny i znam swoje ograniczenia. Ale to nie daje tym dwóm sukom prawa, by patrzeć na mnie z góry. Dostanę się do pierwszego składu i pokażę im, że nie miały racji. — Mówiąc to, wróciła do gry.  
Nie wiedział, co go bardziej zszokowało. To, że właśnie nazwała nauczycielkę suką (z tego, co o niej słyszał, to całkiem jej się należało), czy to, że akceptowała fakt, z którym większości trudno byłoby się pogodzić. Rzeczywiście była szersza w pewnych miejscach, ale nie widział w tym przeszkody. Szczególnie z jej grą. Jeśli podciągnie się wystarczająco, prędzej czy później dostanie awans.  
— Kobiety z kształtami są atrakcyjne!  
Wystawiła mu środkowy palec, na co się uśmiechnął. Zdecydowanie była odświeżająca w porównaniu do jego dotychczasowych znajomych.  
— No co? Mówię prawdę!  
Potrząsnęła głową i pokozłowała w stronę kosza.  
Wybił jej piłkę z rąk, po czym przegonił o krok. Wyskoczył w górę. Może nie był to idealny wsad. Wciąż trochę brakowało mu wzrostu oraz siły, by zrobić to tak, jak należy. Mimo to na moment zawisł w powietrzu. Z radością patrzył, jak pomarańczowa smuga przechodzi przez obręcz. Wiedział, że popisuje się jak gówniarz, ale nawet nie próbował z tym walczyć.  
— Jestem pewny, że się dostaniesz. — Popatrzył jej w oczy na moment. Chciał, żeby wiedziała, że się nie droczy. Naprawdę tak uważał.  
Odgarnęła do tyłu sportowy kucyk. Nic nie odpowiedziała. Po prostu ponownie ruszyła do gry. Tak spędzili cały wieczór.  
Nagle przez pisk sportowych butów przebił się dzwonek jego telefonu. Już miał zamknąć klapkę, gdy na wyświetlaczu ujrzał:  Matka . To zwiastowało kłopoty. Nakrzyczała na niego, gdy tylko odebrał. Do tego stopnia, że odsunął urządzenie od ucha. Miał dziś wrócić szybciej, żeby pomóc jej nosić ciężkie worki. Próbował się bronić, ale zegar na sali wyraźnie wskazywał, że jest grubo po czasie. Rozłączył się w połowie tyrady. Już i tak nic nowego by mu nie powiedziała. Zostało mu tylko jak najszybciej biec do domu.  
[Reader] śmiała się na boku przez cały czas. Widocznie szalenie bawiło ją patrzenie, jak dostaje kazanie.  
— Dzięki za grę! — Zabrała swój plecak z podłogi.  
— Dziękujesz mi za to, że wgniotłem cię w ziemię? — wyszczerzył się Aomine.  
Uderzyła go w ramię. Nie bolało, choć miała sporo siły. Po prostu miał na tyle wyrobione mięśnie, że niewiele poczuł.  
— Odegram się następnym razem. —  Dziewczyna zmełła w ustach przekleństwo.  
— Kto powiedział, że będzie następny raz? — Chłopak uniósł brew.  
Wydawało się, jakby byli dobrymi znajomymi, choć spotkali się zaledwie tego dnia. Dziwnie się z tym czuł. Szczególnie, że wszystkie dziewczyny, jakimi się do tej pory interesował, wyróżniały się jedynie wyglądem. Z żadną nie udało mu się zawiązać nici porozumienia. Przyjmowały do wiadomości, że interesuje się sportem, ale żadna nie widziała w nim tego, co on. Tak jakby pojmowały ogół, ale nie wiedziały, czym jest sama istota jego pasji.  
Co prawda miał przy sobie Satsuki. Na nią jednak nie potrafił spojrzeć inaczej niż na młodszą siostrę. Mieszkali blisko i znali się od dzieciństwa. Poza tym robiła maślane oczy do jego najlepszego kumpla. W jakimś stopniu pojmowała, co siedzi w głowie Daikiego. Jednak spotkać kogoś spoza zwyczajnego kręgu znajomych, kto by go rozumiał, nie zdarzyło mu się od wieków.  
Zmierzali w stronę drzwi. [Reader] nic nie powiedziała, odkąd zanegował pomysł powtórzenia spotkania. Zerknął na nią kątem oka.  
— Jakbyś chciała kiedyś razem potrenować, to i tak już pomagam koledze z drużyny. Siedzimy tu prawie każdego dnia o tej porze. Możesz dołączyć. — Aomine podrapał kark.  
Kuroko raczej nie powinien mieć nic przeciwko temu. Jak go znał, to pewnie jeszcze się z tego ucieszy. Szczególnie, że w pewnym sensie byli bardzo podobni.  
— Serio? — Miał wrażenie, że cała jej twarz nabrała blasku. Możliwe jednak, że było to tylko światło księżyca wychodzącego zza chmur.  
— Taaa — mruknął potwierdzająco.  
— No to widzimy się! — Odbiegła zadowolona.  
***  
Aomine w najlepsze wsuwał burgera i zajadał go frytkami. Chrupiąca bułka, soczyste mięso i jakieś niepotrzebne warzywne dodatki. Ten znajomy smak przywoływał wspomnienia. Do tego jeszcze wielka cola. Pociągnął przez wielką rurkę. Ciemny, zimny i słodki płyn buzował bąbelkami. Poczuł się zupełnie jak kiedyś, na początku gimnazjum. Tylko że lepiej. Tak sobie powtarzał.  
Bo teraz było późno w nocy. Ciemno i cicho. Nikt mu nie przeszkadzał. Na zmianie w Maji Burgerze siedział tylko jeden pracownik i zajmował się swoimi sprawami. Nawet nie spojrzał w jego stronę.  
Kiedyś, gdy tu przychodził, otaczał go gwar. Koledzy bijący się o to, kto pierwszy zamówi albo kto komu wisi pieniądze. Zdawało się, że ciepłe popołudnia zniknęły gdzieś bardzo daleko. Jakby wydarzyły się odległe lata temu, choć wcale tak nie było. Nie tęsknił. Nie mógł, bo sam to wybrał. Tę samotność, która jak na złość dawała o sobie znać w takich momentach, jak ten.  
Daiki oparł głowę o szybę. Neony rozświetlały nieciekawe widoki. Zerknął na stolik. Zamówił stanowczo za dużo jedzenia. Nie pokona tego wszystkiego i kasa się zmarnuje.  Czemu w ogóle to zrobił?  Już od dawna nie przychodził tu z chłopakami. Widywali się na meczach, ale tylko oficjalnych. Nie chciał się z nimi spotykać, więc unikał ich jak ognia. Zresztą z tego, co wiedział, oni też już przestali spędzać wspólnie czas. Nie byli drużyną, tylko zbiorem indywidualistów. A teraz każdy z nich skończył naukę w Teikō.  
Odezwał się cichy dzwonek nad drzwiami. Nie przejął się nim do momentu, aż usłyszał znajomy głos. Zamarł z burgerem w połowie drogi do ust.  
[Reader]. To ona odbierała właśnie swój shake przy podświetlanej ladzie. Nie wierzył w bogów, ale w tej chwili modlił się, by go nie zauważyła. Co było okropnie głupie, jak się nad tym zastanowić.  Bo niby czemu miał się jej bać?  Nie wyszło im. Tylko tyle i aż tyle. Właściwie to nawet nie mieli jak zerwać. Nigdy oficjalnie nie ogłosili, że są parą. Nie przejmowali się takimi rzeczami. Kiedy dotarli do etapu randkowania, wszystko w jego życiu zaczęło się sypać. Oznajmił jej, że nic z tego nie wyjdzie. Przyjęła to do świadomości i byli naprawdę niezłymi przyjaciółmi. Do momentu, gdy odsunął również przyjaciół, a ich kontakt znacznie się ograniczył.  
— Mogę się przysiąść? — Bezceremonialnie wpakowała się na siedzenie naprzeciw niego.  
— Jeśli chcesz — odburknął cicho.  
— Koniec gimnazjum. Szybko zleciało, co? — [Reader] bawiła się słomką. Jakby nie do końca była pewna, co powiedzieć.  
Nie dziwił jej się. Niezręcznie było tak siedzieć. Jak za starych czasów. Praktycznie się nie widywali. Nawet nie wiedział, co dokładnie zamierza teraz robić. Szła do Shūtoku, ale na tym jego wiedza się kończyła. Po tym, jak dostała się do pierwszego składu, zaczęła grać w oficjalnych meczach. Z pewnością przyjmą ją z otwartymi ramionami. Wmawiał sobie, że go to nie interesuje. A jednak łowił wiadomości o niej od wiecznie trajkoczącej Satsuki. A, gdy przeglądał telefon, śledził jej media społecznościowe. W głębi serca wiedział, że gdyby naprawdę miał ją gdzieś, to już dawno przestałby chłonąć tę wiedzę przy każdej możliwej okazji.  
— Tak, bardzo szybko — przytaknął Aomine.  
Zapadła niezręczna cisza. Dzwoniła mu w uszach, niemiłosiernie przypominając, że jest inaczej niż kiedyś. Dawniej siadała tuż obok niego. Obejmował ją ramieniem, które żartobliwie strząsała. Potem opowiadał jakieś nieśmieszne żarty, kłócąc się o to, jaką strategię przyjąć w kolejnym meczu.  
Wciąż wyglądała tak pięknie, jak pierwszego dnia, gdy ją spotkał. Nadal palił się w niej ten żar, którego jemu tak rozpaczliwie brakowało.  
Spojrzał na stół.  
— Chcesz burgera? — zadał pytanie, wyciągając kanapkę w jej stronę.  
— Wow, mój ulubiony! Dzięki!  
Przeklął się w myślach. Nieświadomie kupił ten, który kochała najbardziej. Właściwie wszystkie na jego tacy były preferencjami osób z Generacji Cudów.  
To pewnie był pierwszy raz od dawna, gdy ucieszyła się z czegoś, co zrobił. Bo na pewno nie była zadowolona z tego, kim się stał. Częściowo żałował, ale nigdy do końca.  
Przez jakiś czas jedli w milczeniu. Przeżuwał powoli. Wydawało mu się, jakby stracił apetyt. Kęsy grzęzły gdzieś w gardle.  
— [Reader]… jesteś na mnie zła za…? — zaciął się. — Sama wiesz… — zakończył niemrawo.  
Ile różnych rzeczy kryło się pod tym stwierdzeniem. Urwał treningi. Zostawił ją i Kuroko samych sobie. Nie miało znaczenia, że wtedy już radzili sobie świetnie. Przestał spędzać z nimi czas. Opuszczał mecze. Zarówno te swoje, jak i jej. A potem też zwykłe spotkania i rozmowy. Zaniedbał to wszystko, co razem zbudowali.  
Przerażało go, jak sentymentalnie brzmi. A jednak tak bardzo chciał wiedzieć, co ona o tym myśli.  
— Nie jestem, Aomine-kun. Jest mi przykro, ale nie jestem zła. Rozumiem cię.  
Przerastało go to, jak bardzo koszykówka rządziła jego życiem. Kochał ją. A najbardziej to uczucie rywalizacji, którego już nie doświadczał. Im lepszy się stawał, tym mniej zostawało mu do odkrycia. Ćwiczenie sprawiało, że rywal wydawał się jeszcze słabszy. Daiki stał na boisku i ziewał. Każdy kozioł, dwutakt, zwód i wsad przestały mieć sens. To było błędne koło. A jedynym sposobem, w jaki sobie z nim radził, było niegranie. Więc odsuwał wszystkich, którzy mieli do czynienia z tym przeklętym sportem. Zaczął od zespołu. Potem jego menadżerki i przyjaciółki — Satsuki. Kończąc na Kuroko i [Reader].  
Ze zgrozą zdał sobie sprawę, że właśnie im zarzuca coś jeszcze. Był zazdrosny. Cieszyli się tą dyscypliną. To było coś, czego pragnął, a od dawna nie mógł osiągnąć. Wciąż mieli wiele przed sobą. Bawiła ich gra. Podczas gdy on się wypalił. Z tej niegdyś jasno płonącej pasji został zaledwie tlący się ogień. Dlatego tym ciężej było mu ich widywać. Choć z nimi był najbliżej przez cały swój czas w gimnazjum.  
— Jedynym, który może mnie pokonać… — zaczął Daiki, jakby próbując się usprawiedliwić.  
— ...jesteś ty sam? — zakończyła za niego dziewczyna.  
A więc naprawdę go rozumiała. Jako chyba jedna z niewielu osób w jego otoczeniu.  
— Jestem pewna, że któregoś dnia spotkasz kogoś, kto będzie dla ciebie idealnym rywalem. — [Reader] popatrzyła mu głęboko w oczy. Chyba pierwszy raz od dawna.  
Była tak podobna do Kuroko, ale też jednocześnie inna. Dokładnie to samo powiedział mu kiedyś przyjaciel. Przez jakiś czas naprawdę mu wierzył. Grał, próbując dojrzeć moment, gdy będzie lepiej. Tylko że nigdy nie było. A potem trener złożył mu propozycję. Już nie musiał trenować. Tak długo, jak zjawiał się na oficjalnych meczach, wszystko było w porządku. Wtedy ostatecznie porzucił nadzieję na zmiany. Miał dosyć wiecznego czekania. Obietnica złożona chłopakom na sali gimnastycznej wydawała mu się ostatnia deską ratunku. Teraz, gdy rozeszli się do różnych szkół, stanowili jedyną jego szansę na poczucie choć części tego, co kiedyś. Był jednak pewny, że ich umiejętności nie wystarczą, by stanowić zagrożenie, a co dopiero go pokonać. Ta myśl ciążyła w jego umyśle od dawna.  
— Zamierzam się dostać na zawody krajowe — oznajmiła [Reader]. — Może wtedy uznasz mnie za godnego przeciwnika. — Na jej twarzy zagościł lekki uśmiech. Wydawała się być nieobecna, siorbiąc swój shake. — Zagrajmy wtedy jeden na jeden jak za starych dobrych czasów.  
Nie wiedział, co odpowiedzieć. Chciał, by stała się wystarczająco silna. Z drugiej jednak strony chyba nie potrafił uwierzyć, że jest w stanie to zrobić. Bo jego zdaniem nikt nie był. Młody Aomine bezgranicznie uwierzyłby w jej możliwości. Ten starszy miał z tym problem, bo nie ufał już nikomu i niczemu. Spuścił więc wzrok, wracając do jedzenia.  
— Dzięki za burgera. Chyba pora na mnie. — Dziewczyna wstała ze swojego miejsca.  
Odeszła kilka kroków, po czym jakby pod wpływem impulsu odwróciła się.  
— Zawsze możesz do mnie zadzwonić — dodała i z tymi słowami odeszła.  
***  
— Jeszcze raz, Tetsu!  
Chłopak ponownie źle ustawił ręce. Aomine musiał podejść i je poprawić. Powinien wypchać piłkę sprzed klatki piersiowej, jeśli to miało zadziałać. Pokręcił głową.  
Daiki nie wierzył, że uczy przyjaciela gry na dzień przed meczem. Był mu jednak coś winien. Jemu i Kagamiemu. W końcu po raz pierwszy od dawna sprawili, że spojrzał na koszykówkę z ekscytacją. Z pasją, jakiej nie czuł od czasu zanim poszedł do Teikō. To było niesamowite, że przegrana aż tak napawała go nadzieją. Nareszcie pojawił się ktoś, kto stanowił prawdziwego przeciwnika. Co więcej, Seirin chciało kiedyś powtórzyć mecz.  
Wreszcie pozwolił sobie na uśmiech podczas gry. To był właśnie sport, do którego został stworzony. Rozpierało go szczęście. Koniec z leżeniem na dachu. Teraz wróci do treningu. A kiedy następnym razem spotka kogoś lepszego, wgniecie go w ziemię. Ponownie miał w życiu jakiś cel i to było wspaniałe.  
— Mam do ciebie jeszcze jedną prośbę — oznajmił Kuroko, ponownie próbując trafić do kosza.  
— Oi, nie uważasz, że strasznie dużo tych przysług? — odpowiedział rozbawiony Aomine.  
Niebieskowłosy gracz przekrzywił głowę. Już wiedział, że mu nie odpuści. W jego wzroku była ta denerwująca determinacja. Rozjaśniała blaskiem mroki nocy dookoła nich.  
— [Reader] wygrała zawody krajowe. — Wycelował i rzucił ponownie.  
— Przecież wiem. — Daiki ziewnął, oglądając kolejny raz jedno i to samo zagranie. Ćwiczyli cały wieczór.  
— Wydawało mi się, że mówiłeś, że niezbyt interesujesz się jej życiem. — To właśnie był cały jego przyjaciel. Zawsze mówił do rzeczy, zwracając uwagę na ludzi. A teraz złapał za słówka również jego.  
— Tak jakoś wyszło, że wiem — mruknął, odwracając się plecami.  
Nagie gałęzie drzew za boiskiem nie były zbytnio ciekawe, ale udawał, że bardzo go interesują. Dla świętego spokoju.  
— Myślę, że powinieneś do niej zadzwonić. — Głos Tetsuyi był cichy, ale dotarł do jego uszu.  
Nie odpowiedział. Czuł się, jakby słuchał swojego sumienia. Prawda była taka, że oglądał cały mecz [Reader]. Wysłał jej też gratulacyjnego sms-a, ale to było prawie nic. Szczególnie, że odkąd poszli do liceów, widzieli się tylko kilka razy i zwykle przypadkiem. Oprócz tego składali sobie życzenia z okazji świąt. Na tym stała teraz ich znajomość. Z jego winy. Dziewczyna kilka razy podejmowała próby odnowienia przyjaźni, ale koszykówka wciąż stała między nimi niczym niewidzialny mur. Choć o niej nie rozmawiali, zajmowała tak dużą część ich żyć, że stawało się to ciężarem. Trudno było ją omijać. W dodatku już nie mogli spędzać razem treningów jak dawniej.  
— Nie odbierze — stwierdził Aomine.  
W końcu pewnie teraz świętowała z resztą drużyny. Należało im się.  Ale czy na pewno by go odrzuciła?  Nie był wcale aż tak pewny swoich słów.  
— Myślę, że się mylisz. — Kuroko nie na darmo był nazywany Graczem Widmo. Wyrósł tuż obok niego, gdy wcale się go nie spodziewał. Mimowolnie się wzdrygnął.  Może jednak po części był duchem?  
— Co ty robisz? — spytał Daiki, widząc, jak szybko klika coś na telefonie.  
Przyjaciel podsunął mu ekran pod nos. Wybrał jej numer. Ikonka kontaktu mrugała szybko i jasno.  
— Rozłącz się! — Aomine ogarnęła panika.  
Otrzymał tylko pokręcenie głową. Zaraz potem telefon został mu wepchnięty w dłoń. Już miał wcisnąć czerwoną słuchawkę, gdy jego ręka zamarła kilka centymetrów przed celem. Nie potrafił tego zrobić. Szczególnie nie po tym, gdy z głośnika rozległo się głośne:  
— Halo? Kuroko-kun?  
Tak bardzo stęsknił się za jej głosem. Nie przeszkadzało mu, że w tle przebijały się jakieś szumy, trzaski i toasty. Pewnie żeńska część Shūtoku cieszyła się ze swojej wygranej. Liczyło się, że ona tam była.  
Minęła chwila nim się otrząsnął.  
— Tu Aomine.  
— Hej, czemu dzwonisz z telefonu Tetsu? Coś się stało? Cicho, dziewczyny. Nic nie słyszę. — Próbowała bezskutecznie zmniejszyć ilość dźwięków zakłócających rozmowę.  
— Nie, z Tetsu wszystko w porządku… — uspokoił ją chłopak. — Dzwonię, bo… dzwonię, żeby ci pogratulować.  
Wziął głęboki wdech.  Od kiedy się bał?  A już szczególnie jej. Powinien po prostu powiedzieć to, co od dawna chciał, ale na co brakowało mu odwagi.  
W myślach przeklął przyjaciela. Zawsze w końcu wychodziło na to, że miał rację.  
— Wiem, widziałam twoją wiadomość. Nawet ci odpisałam. — Dziewczyna zaśmiała się cicho.  
— To nie koniec… dzwonię, żeby przeprosić. Za wszystko… Zrobię to lepiej, kiedy znowu się spotkamy… I chcę powiedzieć, że jeśli dalej masz ochotę kiedyś ze mną zagrać, to jestem gotowy.  
Na moment po drugiej stronie słychać było jedynie odgłosy z tła. Nie był już pewny, czy dobrze postąpił.  Może trzeba było użyć innych słów? Albo zrobić to w lepszym momencie?  Serce waliło mu niczym młot. Zdenerwował się do tego stopnia, że wstrzymał oddech.  
— Jesteś może teraz na boisku? — Pytanie całkowicie zbiło go z tropu.  
— Tak, przed stadionem — potwierdził Daiki, nie rozumiejąc, do czego zmierza.  
— Lepiej, żebyś był w formie. Zamierzam wygrać! Widzimy się za dwadzieścia minut. — Z tymi słowami rozłączyła się.  
Aomine spoglądał na telefon, czując, jak na jego twarz kolejny raz tego dnia wstępuje uśmiech. Już wiedział, że to będzie dobry mecz...  
17 notes · View notes
zywezombie · 2 months
Text
Czesc motylki! Jak mijają wam ☠święta?☠
Myślę o tym żeby wstawiać jakieś meanspo czy cos tego typu, ale chciałbym tylko tutaj was poinformować że moim celem nie jest zdenerwowanie kogoś i osoby które tego nie lubią nie muszą wcale oglądać tego co będę wrzucała. Osobiście uważam że meanspo dobrze działa na dużą ilość motylków ( w tym mnie ).
Tumblr media
8 notes · View notes
Text
Późno już. Czy aby za późno? Abym zgasł, jak świecy płomień przy podmuchu. Niezrozumienie zawodu. Zawiódł mnie instynkt, zawiodło zaufanie. Trzymaj się, odejdź, idź przed siebie. Idę więc w nieznane, z poczuciem słabości, przepełnionej gniewem. Jestem zły, wściekam się. Zdenerwowanie przeplatane z histerią. Słodycz przeszłości i wczesne oznaki upadku, które lekceważy się na rzecz wiary. Zaangażowanie zabija. Niesamowite doświadczenia, a po nich ból z natężeniem jeszcze większym. Jestem, niczym człowiek stary, który szczęście zna tylko z rolek filmu, zwanego epizodami przeszłości. Przyzwyczajenie do bycia na topie, uczucie bycia najlepszym, tym jedynym w swoim rodzaju i gorzka prawda, straszne zakończenie. Ruiny budowli, która miała być nie do naruszenia. Zabawa chwilowa nie wystarcza. Tonie statek w odmętach wód nieprzeniknionych. Uzależnienie daje o sobie znać dnia każdego. Otwieram się w jednej trzeciej i cofam krok, nim otworzę się do połowy. Spokój nie istnieje dziś. On nadejdzie wtedy, gdy scena będzie pusta. Siedzę na podeście przed widzami, sztuczne manekiny - to chyba matrix. Pragnę szybciej. Nie chcę czekać. Chcę już dziś tego, co może zdarzyć się w przyszłości. Omijając rozdziały, dojść do tego jednego. Lawiruję pomiędzy możliwościami pozytywnych ścieżek. Posmak zrozumienia. Wygrana musi czaić się blisko, gdyż przyzywam ją, imaginuję. Niech to już nadejdzie. Give me more. Rozmawiam sam ze sobą. I want it now.
3 notes · View notes
nymphettii · 8 months
Text
💌🧸🎀💐
Chciałabym, aby uczucie po napadzie towarzyszyło mi cały czas.
Te obrzydzenie do jedzenia i samej siebie.
Te zdenerwowanie i obawa, że zepsułam wszystko na co jeszcze parę dni temu, tak ciężko pracowałam i tak wiele poświęciłam.
Ta chęć do wymiotów i wyrzucenia całego jedzenia z domu.
Ta motywacja do długich treningów i jeszcze dłuższego postu.
I te przysięgi...
Ile bym oddała, gdybym potrafiła chociaż trochę dotrzymywać obietnic, które składam przed samą sobą, nikim innym...
"Już nigdy więcej nie tknę jedzenia"
"Już nigdy więcej nie będę miała napadu"
"Będę jadła tylko w ekstremalnych momentach i to tylko maksymalnie 200 kcal, nie więcej."
"Będę codziennie biegała z rana, ćwiczyła trzy razy dziennie i robiła 10 tysięcy kroków".
💌🧸🎀💐
11 notes · View notes
annpositivitylife · 10 months
Text
Jestem zmęczona. po prostu dość.
Odstawiam te leki (SSRI), to nie były duże dawki, ale tak mi się teraz kręci w głowie.. Mam jakieś dziwne mrowienie czasem, czuję się jak przed okresem. No i czuję frustrację na siebie, a nie powinnam. Potrzebuję czasu po prostu a ja się tak na siebie irytuję.. Bo nie mogę zebrać myśli, skupić się, czytać, a mam taką ochotę na tyle rzeczy. No i denerwuję się.
Niszczę swoje zasady miłości do siebie, cierpliwości itp. Bo chcę wszystkiego na już, teraz, tresuję siebie jak psa xD.
Zadręczam siebie samą myślami, nie potrafię docenić fajnego faceta. Obawiam się że nie potrafię w związek, zdrową relację. Czuję się tak nieswojo. Znowu chcę kogoś odtrącić, by znowu być w swojej bezpiecznej przystani, samotności. Przeszkadza mi, że już każdy w rodzinie wie, że się spotykam (sama nie chciałam tego rozpowiadać), to, że nie odpowiada mojej siostrze. Okej, nie musi, to mój związek. Ale nie podoba mi się jej ocenianie, side eye 🫣. W przypadku jej chlopaka dosłownie przez pół roku nie wiedzieliśmy jak brzmi jego głos i też było dziwnie, więc nie musi teraz patrzeć na mnie wzrokiem jak z Sądu ostatecznego. Nie moja wina, że kojarzy jej się z chłopakiem który ją źle potraktował. W sensie podobny wygląd i auto xD.
Wymanifestowałam chłopaka jak chcę, z blond włosami nawet🙈, normalnego, chodzącego do kościoła (wiem, sama jestem czarownicą, ale no xD), który sam się stara, proponuje spotkania, nie żałuje czasu. A ja mam w sobie jakąś taką złość, jakbym chciała go (i siebie) ukarać za to, że się do mnie zbliżył i go teraz odtrącić. Skojarzyłam po prostu posiadanie chłopaka z czymś złym, z ograniczeniem wolności, rozumu xD itp. Nie chcę tak się zatracić żebym się nie liczyła, ale potrzebuję bardziej powoli, pomyśleć samemu czego chcę, jak jest po prostu. To jest tak jak powiedziała laska z tego filmu, randki samemu nadal i że to jest moment wycięty z życia, nie ma spokoju. To piękne i niepokojące jednocześnie. Nie chcę żeby to było jedno wielkie zapomnienie jak z D.
Do odkładania leków na dodatek, mam 52 kg. Na pewno nie chciałam ważyć tak mało. To nie jest niedowaga, ale moją wagą docelową bylo 55 kg. Z jednej strony nie chcę się specjalnie objadać teraz, ale zmartwiło mnie to, że nie kontroluję tego. Poza tym, czuję się jak nie ja, ubrania na mnie nie pasują. No i uslyszałam tyle niemiłych komentarzy, że mam dośc. Nawet nie niemiłych, ale po prostu ciągle ktoś zwraca uwagę na to jak wyglądam. Przeszkadza mi to, bo nawet ja się tak nie skupiałam na tym. Nie przyzwyczaiłam się do swojego wyglądu w lustrze, nadal biorę duże rozmiary w sklepach. No i waga niczego nie zmieniła, nie czuję się lepiej, wręcz teraz czuję że jest nie tak coś, że za chuda jestem. Mimo że wyglądam bardziej jak "nastolatka", marzyłam o tym, to wątpliwości i tak jest dużo. Nie mam siły po prostu.
Nie znam się aż tak na dietach, nie wiem co powinnam zrobić w tym momencie. Jeść więcej białka, ogólnie więcej jeść i ćwiczyć na mięśnie? Nigdy tego nie robiłam. Znałam się tylko na odchudzaniu.
Nie byłam pewna czy to w ogl pisać, nie jest to nic miłego, no ale takie jest życie czasami. Wszystko przysłania mi w tej chwili odkładanie leków, czuję to zdenerwowanie i niezadowolenie, wiem, że to nie jest "moje", tylko spowodowane tą sytuacją. Wiem, że to kwestia tego i że muszę poczekać i będzie lepiej. Ale jest trudno
Tumblr media
Pocieszające jest to że robię testy z prawa jazdy, umiem coraz więcej tarota, przynajmniej te prostsze pytania mi wychodzą. Nawet karty pokazały że ja i M. to okej i że jego uczucia są szczere, ale to ja mam blokady🙈
9 notes · View notes
anas-son · 9 months
Text
Tumblr media
Hejoo!!
Jestem z siebie taki dumny (a jednocześnie taki zdenerwowany i zły) bo myślę że ogarnąłem trch swój mechanizm.
Rano nie zjadłam śniadania (zamiast tego poszedłem na spacer) ale niestety brat poszedł ze mną do sklepu... I co? oczywiście kupiłam jakieś glupoty
Bo wiem że na zakupy nie idzie się głodnemu. Kupiłam jezyki tyci (tyci tylko z nazwy💀) i zjadłam chyba z 8. Czułem się mega źle załamka totalna. Napad płaczu. Matka się drze że nic nas nie nauczyla i same głupoty kupujemy. Całe szczęście później jej przeszło.
No i jak już ochłonęłam to zobaczyłam post, ktory mn zmotywował do ćwiczeń! Zrobiłam ok. 1h workout na całe ciało i jest zajebiście. Oczywiście słodycze poprawiłem jeszcze innymi głupotami ale chuj. Wiem że jutro będzie lepiej.
Zaplanowałem sb na jutro i pojutrze całe dzień i wgl mam plan żeby trch schudnąć do szkoły więc będę codziennie ćwiczyć i chodzić na spacery+ możliwie omijać śniadania. No i jest zajebiście i guess. Myślę że nie zjebe. Juhu!!
Dam wam znać jak mi poszło i ile schudłem przez te prawie dwa tygodnie przed szkołą.
DOBRANOC<33
Tumblr media
7 notes · View notes
nasze-zd · 4 months
Text
Konsultacje
Dzisiaj byłem na konsultacjach w szkole naszego najmłodszego. Trochę za późno wyjechałem z pracy, to raz. Miałem strasznie ciężki plecak, to dwa. Znowu mocno wiało w twarz, to trzy. Nie zapisałem numeru sali, to cztery. Przez to wszystko wpadłem do szkoły w ostatniej chwili i ruszyłem w pierwsze miejsce, gdzie upatrzyłem jakichś ludzi.
Trafiłem od razu do sali gimnastycznej, gdzie w grudniu było zakończenie roku. Jakaś pani grała tam z czwórką dzieci w kometkę; zapewne pozalekcyjne zajęcia sportowe. Od razu z daleka zapytała mnie, jak mi pomóc — zlany potem, zdyszany i w stroju rowerowym wyglądałem na zagubionego.
 — Czy wie pani, gdzie jest pani Paula? — pytam. — A którego numeru sali pan szuka? — Nie wiem, znam tylko nazwisko. — A która grupa? — zażyła mnie pani.
No właśnie. Tu nie ma tak prosto, że jest klasa "2 c". Po pierwsze, numeracja lat idzie przez wszystkie szkoły. Jeśli ktoś jest np. na pierwszym roku intermediate school, czyli odpowiednika pierwszej gimnazjum, to jest Year 7 (siódmy rok). Nie możesz wtedy powiedzieć, że jest w pierwszej klasie, bo to tak, jakby powiedzieć: "football for metal" na piłkę do metalu — nikt nie skuma, o co chodzi.
Po drugie zaś, roczniki dzielą się na grupy, a grupy mają nazwy — np. "żuczki", czy "karaluszki" u młodszych, czy bardziej zauważalne zwierzęta u starszych. Tylko, że te nazwy są lokalne, a lokalne nazwy są w moim "ulubionym" języku obcym: Maori. Whakaute, Waikanae, Waiuru, Whangarei, Whaikatane, Whanganui — któraś z nich jest nazwą grupy, a wszystkie to autentyczne nazwy własne. Powodzenia w zapamiętywaniu!
 — Drugi rocznik? — próbuję. — Niestety, musi pan znać numer sali. — odpowiada pani, ciągle bardzo miło i wyraźnie chcąc pomóc. — A gdzie są sale, w których odbywają się konsultacje? — rezygnuję powoli, myśląc, że po prostu udam się w ogólnym kierunku i znajdę. — Wszędzie wkoło.
I to jest druga prawda o tutejszych szkołach. Nie przypominają one zwartych budynków w rodzaju naszych pogierkowskich trzydziestolatek, tylko są najczęściej rozrzucone na paru hektarach gruntu, w licznych parterowych lub dwupiętrowych pawilonikach, poprzetykanych boiskami i placykami. Po raz drugi powodzenia w obleceniu tego w 2 minuty, jakie mi zostały!
Ale!
Dzieci, które grały z panią w kometkę, od razu przerwały grę i przysłuchiwały się naszej rozmowie. Gdy już odczytałem z komórki nazwisko nauczycielki (którego też, zdenerwowany swoją nieporadnością, zapomniałem), dwójka z dzieci zaczęła wołać:
 — O, proszę pani, ja wiem!, ja wiem!, ja wiem gdzie pani Paula jest! — To może pokażecie panu, tak będzie najlepiej. — Tak, tak!
I poleciały ze mną, naprawdę podjarane. I zdążyłem!
Strasznie fajne mają tu nastawienie na nieobojętność, od najmłodszych lat. Niesamowite.
2 notes · View notes
jazumst · 4 days
Text
Jazu opromieniony
Żeby Was... Chwalmy Pana za ten cud! Posłuchajcie:
Co ja Wam będę dużo pierdolił. Wczorajszy dzień przeczołgał mnie po ziemi i wypełnił po brzegi gównem. Byłem pewny, że mam zmianę z Olą. Ta, z Olą. Kalejdoskop grafiku się zmienił i byłem z Balbiną. Z Balbiną. Kurwa, jakbym sam był. - I to w sumie tyle w temacie wczorajszym, bo nie mam zamiaru sobie psuć dobrego nastroju, jaki mam teraz.
//
Wstałem wypoczęty. Jak dawno! I nawet sen miałem przyjemny, a nie jakieś narkomańskie haluny. - Następnie zadzwoniła KM. Nie ma dziś dostawy! Rozumiecie? Nie ma!!! Nie będę musiał tyrać za Balbinę, bo z tą kurwą niemrawą również mam dziś zmianę. Poczułem ulgę porównywalną z wyrzyganiem się po długiej męczarni, albo wyszczaniu po powrocie z baru autobusem. - Zdenerwowany zgłosiłem zażalenie Niantic, że odrzucili moje nominacje. Jak byk widać, że punkty są tam gdzie oznaczyłem, i spełniają wszystkie wymagania. Odrzucenie ich jest kretynizmem i blokuje rozwój gry w dziurze jaką są MST. Dziś rano przyszła wiadomość, że akceptują oba spoty ^^ Niby nic, ale dla grających to wiele. Lbk stało się naszpicowane punktami bardziej niż Trójmiasto. Każdy jebany garaż jest stopem. W MST chujem wieje. Niemytym i zgrzanym letnim upałem w za ciasnych CottonWordach. Teraz będzie motywacja żeby ruszyć dupę z domu.
//
Choć nie wierzę w zabobony ale strasznie się ich boję, nie będę chwalił dnia ledwo po wschodzie słońca. Koi to jednak moje otarcia i siniaki, których nabawiłem się wczoraj w robocie.
I tym pozytywnym akcentem żegnam się z Paniami ;]
8 notes · View notes
cl3arbon3s · 4 months
Text
86.40kg
Jakoś tam idzie ale nie tak jak powinno.
Wiem że trochę zaniedbałam ed przez ten czas ale teraz staram się wrócić.
Kupiłam sobie dzisiaj takie duże herbatniki i myślę teraz ile kcal ma jeden taki herbatnik.
W pracy ostatnio mamy zapierdol i przez to wszyscy chodzą zdenerwowani.
Jeśli chodzi o jedzenie to robię nadal bilansy codziennie ale mam zawsze po 900/1000kcal więc nie chce ich tutaj pokazywać bo czuję się mega źle.
Ogólnie nadal będę tu pisać posty co jakiś czas ale niekoniecznie będą to bilansy.
4 notes · View notes
moscovrium · 1 year
Text
23.05.23r
Pomieszanie z poplątaniem
Czuję się po prostu źle.
Zawsze gdy czuję się "źle" to towarzyszy mi też smutek, żal, czasami zdenerwowanie na świat i na to że jeszcze tutaj jestem. Teraz czuję się źle i pusto. Jakbym nie miała organów i duszy.
Ale dalej mam? Prawda?
Jeszcze nie zatraciłam się w myślach na śmierć?
prawda?
Czuję również duży lęk. Jakby zaraz miało się wszystko zawalić. Wszystko skończyc, aczkolwiek to akurat trochę mnie uspokaja. Myśl o tym że zaraz mnie tu nie będzie. Zaraz skończy się ta cała męczarnia. Miliardy myśli, teorii, scenariuszy. Na to jak dalej potoczy się moje nędzne i bezsensowne życie. Chciałabym żeby to wszystko się już skończyło. Moje problemy w domu, z nauką i z samą sobą.
Gdyby znalazła teraz lampę z dżinnem, moje trzy życzenia wykorzystała bym na to aby nikt już nie czuł się źle, nie czuł się tak jak ja; o spokój na tym pogmatwanym świecie i o własną śmierć.
Tumblr media
7 notes · View notes