Tumgik
#zgrabna dziewczyna
fajnelaskinago · 4 months
Text
Tumblr media
Długonoga brunetka czaruje seksowną sylwetką.
5 notes · View notes
autistic-dishes · 11 months
Text
Sweetspo dla osób z krągłą buźką <3
Niecałe 20 lat temu, wiele chudych supermodelek miało pulchne policzki. Wtedy każda 4n4 dziewczyna marzyła o zaokrąglonym kształcie twarzy. Dlaczego? Bo wyglądały jak laleczki! Małe, zgrabne i urocze laleczki.
Minęło zaledwie dwadzieścia lat i moda się zmieniła. Teraz w wyobrażeniu większości osób każda szczupła osoba musi mieć wystające kości policzkowe i praktycznie wklęsłe policzki. Ale to nie prawda!
Twój kształt twarzy nie świadczy o tym, jak chuda jesteś.
"Laleczki" z wczesnych lat dwutysięcznych mogą być tak samo zgrabne i chude jak "her0in chic" z lat 90.
"Moda przemija styl pozostaje".
Powiedziała kiedyś Coco Chanel.
Modą jest, który kształt twarzy jest uznawany za "chudy". Ale pamiętaj, że ta moda nie jest wieczna i możliwe, że za 10, 20 lat obróci się o sto osiemdziesiąt stopni.
Natomiast supermodelki pozostaną chude, ponieważ high fashion - który zawsze będzie oznaką stylu - wygląda dobrze tylko na chudych osobach.
Nie przejmuj się swoją buźką. Będziesz piękna tak długo, jak będziesz zadbana, chuda i zgrabna. <3
Modelki na zdjęciach: Natalia Vodianova, Gemma Ward, Agyness Ward, Anja Rubik, Caroline Trentini, Vlada Roslyakova
Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media
8 notes · View notes
szukamznajomego · 1 year
Note
Jakaś dziewczyna chętna na spróbowanie z drugą dziewczyną? Mam chłopaka ale bardzo chciałabym spróbować jak to jest z kobietą 😩💗💦 lubię starsze, wysokie, w każdym rozmiarze a przede wszystkim boobies ale proszę nie sugeruj się tym, po prostu napisz! blog: isheart
Najlepiej warszawa i okolice, mam prawie 20lat, zgrabna i raczej nawet ładna🙈 możemy się zakolegować albo pozostać anonimowe i po prostu spróbować…
3875.
2 notes · View notes
fajne-laski · 2 years
Photo
Tumblr media
Zgrabna dziewczyna w bikini z urzekającym spojrzeniem.
4 notes · View notes
happyg-olucky · 2 years
Text
W naszym byłym mieście z widzenia znałam taką młodą dziewczynę, chyba mieszkała gdzieś niedaleko, kojarzyłam ją bo zawsze była z ekipą dzieciaków najpierw trzy dziewczynki takie z burzami loków, potem znów z wózkiem i małym chłopczykiem. Czasem z mężem, bo te dzieciaki do niego podobne.
I tak sobie myślałam, ze taka młoda, zgrabna, tyle dzieci tak ogarnia itp,
A teraz patrzę a tu jedna znajoma udostępnia na fejsie zbiórkę... a na zdjęciu tamta dziewczyna. I opis...lat 32... zaawansowany rak piersi z przerzutami, złe rokowania...samotna mama piątki dzieci od 2 do 15 lat... z mężem się rozstała tuż przed diagnozą...bez pomocy w wynajmowanym mieszkaniu...
Nie znam jej a ciągle o niej myślę, jakie życie jest kurwa okrutne.
4 notes · View notes
gwiezdny--plomien · 3 years
Text
Błagam, nie.
Notatka od autora: Zainspirowana działalnością @linkemon, postanowiłam wesprzeć ją w tworzeniu miejsca na polskie fanfiki na tumblerze. A przed Wami, jedna z zapowiedzianych przeze mnie prac Canon x Oc. Mam nadzieję, że Wam się spodoba. Będę wdzięczna za każdą wskazówkę.
The story will be soon available in English.
Asahi Azumane x Original Female Character
Opis: Łucja Lisiak została wyznaczona, aby towarzyszyć swojej szkolnej drużynie siatkówki w podróży na japoński obóz treningowy organizowany przez jedną ze znajdujących się w Tokio szkół.
Ostrzeżenia: Soulmate AU, bluźnierstwa
Liczba słów: 1 938 słów
Będąc szczerą, od początku miała złe przeczucia w sprawie tego wyjazdu. Kto normalny zaprasza drużynę z drugiego końca świata, aby przyjechała do jakiegoś przypadkowego liceum pograć przez parę dni w siatkówkę? Kimkolwiek był ten Nekomata, miał szalone pomysły. Zabierała się z chłopakami z dwóch powodów. Pierwszy, była najbliższą osobą do menadżera grupy.
(Gdy chłopcy usłyszeli, że w Japonii jest ktoś taki, momentalnie stwierdzili, że Łucja niezaprzeczalnie zabiera się z nimi.)
Drugim istotnym faktem było to, że była dosłownie jedyną osobą w całej szkole, o ile nie okolicy, która była w stanie komunikować się płynnie w języku japońskim.
Podróż miała trwać dwa tygodnie. Pierwszy tydzień już minął. Łucja, chłopcy i trener spędzili szalony czas zwiedzając Japonię. Teraz mieli spędzić następne pięć dni mierząc się z miejscowymi drużynami na boisku w szkole, której nazwa nic nie mówiła, a po wpisaniu jej nazwy w Google nie otrzymywało się żadnych konkretnych odpowiedzi. Tak więc, tak Łucja się martwiła. I to dość mocno. Dzięki paru latom spędzonym w tym kraju oraz pracującemu tu ojcu, znała narzucane tu przez społeczeństwo normy i bądźmy szczerzy, jej chłopcy, nie byli nawet blisko do ich spełnienia. Nie chodziło o to, że byli niegrzeczni. Łucja uznawała ich za najnormalniejszą grupę w jej liceum. Jednak była pewna, że na obozie będzie niezręcznie.
Azjatycka pogoda dawała im w kość. Nie było mowy o noszeniu ubrań z długim rękawem lub długimi nogawkami. Dziewczyna nie zamierzała ratować nikogo, gdyby dostał udaru. Dzięki temu ich tatuaże były na widoku. Piękne, wytatuowane w skórze pierwsze słowa, które miały paść z ust bratniej duszy. Starsi uczniowie już dawno znaleźli swoje drugie połówki, więc nie zwracali uwagi na to, czy ktoś zobaczy ich znamiona, czy nie. Normalnie Łucja starała się nie pokazywać go publicznie. Był… Specyficzny i często prowadził do konfrontacji na które, nie miała siły. Co czyniło go tak niezwykłym, spytacie. Cóż… Słowa, które widniały na jej ramieniu nie były w jej narodowym języku. Zamiast zgrabnych łacińskich literek, jej skóra wytworzyła zdanie napisane w kanji.
Tekst, był aż, od bólu klasyczny i za każdym razem, gdy jej młodsza siostra go widziała, przewracała oczami z głośnym jękiem.
P-przepraszam, za przeszkadzanie ci! A-a-ale… Wydaję mi się, że powinniśmy siebie lepiej poznać, ponieważ…
No cóż, nie była to ckliwa ballada o uczuciach, ale Łucja i tak uwielbiała swój tatuaż. Uważała go za niezwykle uroczy i nie mogła się doczekać spotkania z jego autorem. Jednak nic na siłę. Wiedziała, że na wszystko przychodzi odpowiedni moment, więc nie wiązała żadnych większych nadziei z tym wyjazdem. Spotkanie swojej bratniej duszy wśród bandy spoconych chłopców nie było niczym przyjemnym.
Po długiej podróży w ciasnym, śmierdzących busie w końcu jej drużyna dotarła na miejsce. Zza drzwi dało się słyszeć uderzenia piłek o podłogę, Łucja widziała też grupkę chłopaków biegających z okrzykiem na pobliskie wzgórze.
- Yyyy, czy to jest to normalne zachowanie, o którym opowiadałaś nam przez ostatnie tygodnie?
- Nie… - mruknęła niewyraźnie. - Dobra, lepiej wejdźmy. Już i tak się spóźniliśmy. Nie róbcie niczego dziwnego.
Karol, kapitan drużyny, odważnie otworzył prowadzące do głównego budynku drzwi. Ich oczom ukazały się liczne boiska pełne młodych graczy. Powoli przemierzali salę, kątem oczu przyglądając się swoim gospodarzom.
- Lol, jesteśmy od nich wyżsi. Ale jaja.
I w takich oto momentach Łucja uwielbiała fakt, że nikt nie rozumie tu polskiego. Pierwszaki musiały być jeszcze przez nią tresowane. Starsza dziewczyna trzepnęła młodszego kolegę w głowę, jako jej normalne ostrzeżenie. Trener nie zwracał już na takie rzeczy uwagi, ktoś musiał doprowadzić tych chłopców do pionu i jeśli nie ona, to nikt tego nie osiągnie.
- Zamknij mordę – syknęła. - Sam ledwo sięgasz mi do ramion, pierdku.
Blondyn skurczył się pod jej wrogim spojrzeniem i nie rzucał już żadnymi komentarzami. Przynajmniej tyle dobrego. Wypatrzyli w tłumie starca, który przedstawił im się jako trener Nekomata. Łucja uważała dobór nazwiska do nazwy drużyny za przesadę, ale mimo to i tak robiła za tłumacza, ponieważ jej opiekun nie mógł zrozumieć dziwnego akcentu Japończyka. Gdy dorośli ze sobą rozmawiali, chłopcy stali z boku i z rozkazu dziewczyny nie wchodzili teraz w żadną interakcję.
Japońska strona jedynie wpatrywała się w nich wrogo. Cóż, może niekoniecznie wrogo, ale na pewno z celem, jak to ujął Karol, ich psychicznego zniszczenia. Dwójka jej chłopaków wypięła swoje klaty, by zaznaczyć brak strachu. Łucja udała, że tego nie widziała. Dobrze, że jej kosmetyczka była pełna apapu. No dobrze, w połowie pełna. W końcu użerała się już z nimi cały tydzień. Zajęta rozmową i sprawdzania zachowania swoich kolegów, nie zauważyła spojrzeń, które kierowali w nią inni zawodnicy. Nie wiedziała też, że niedługo te spojrzenia, miały zacząć mieć jakieś znaczenie.
Początki były tak samo niezręczne, jak i męczące. Nie chodziło o brak zdolności, chłopakom szło całkiem dobrze. Jak na razie przegrali jeden mecz ze trzech, jednak ich zachowanie… Żaden z tych biednych obcokrajowców nie był przyzwyczajonych do ciągłych śmiechów, żartów i krzyków, których nie rozumieli. Parę chłopaków próbowało dogadać się z przeciwnikami po angielsku, jednak nie było to najefektywniejsze. Przez cały czas Łucja latała wokół boiska pouczając swoich chłopców i tłumaczących ich w połowie zgięta przed przeciwnikami. A potem nadeszła przerwa.
Chłopcy wymieszali się w tłum, niezrażeni uprzednimi nieudanymi znalezienia przyjaciół. Łucja zajęła miejsce, które pozwalało jej mieć każdego z nich na oku. Stała niedaleko grupki graczy z liceum nazwanego Karasuno, ponieważ tam ulokowali się najbardziej problematyczni, pierwszoklasiści. Z tego co udało jej się podsłuchać, próbowali zaprzyjaźnić się z dwójką super skocznych chłopaczków, którzy wyglądali jak dzieciaczki. (Ale z tego co słyszała byli jednymi z lepszych graczy, więc wolała się nie wypowiadać.) Niezbyt zainteresowana słuchaniem ich nieudolnego angielskiego, zaczęła rozglądać się po sali. I wtedy go zauważyła. Oczy automatycznie zwężyły się w szparki. Lepiej, żeby to był jakiś pieprzony żart.
Jeden z trzecioklasistów, Adam, jak gdyby nigdy nic stał obok którejś z menadżerek. Z daleka sytuacja nie przyciągała uwagi, ale Łucja znała tę pozę i nie zamierzała użerać się z jego flirtowaniem i romansami będąc na innym kontynencie. Postanowiła działać w typowy dla siebie sposób – stonowaną agresją. Rozejrzała się w poszukiwaniu piłki, najbliższa znajdowała się w dłoniach asa Karasuno. Łucji nie poruszał jego wygląd, no może poza bródką i fryzurą – uważała je za urocze. Ruszyła w jego kierunku pewnym krokiem. Rozmawiał z pewnym szarowłosym chłopakiem, ale dziewczyna nie miała czasu na rozpoczęcie kulturalnej rozmowy. Bez precedensów podeszła do wysokiego szatyna, patrząc mu prosto w oczy. Był to nawyk, który nabyła w gimnazjum. Nie chciała, by pomyślał, że patrzy się na jego tatuaż. Dzięki temu unikała wielu nieprzyjemnych sytuacji.
- Mogłabym ją pożyczyć?
Obaj gracze zwrócili na nią uwagę. As wpatrywał się w nią z czymś, co ona uznała za objaw ataku paniki lub zawału. I czy jej się wydawało, czy jego policzki stały się odrobinę czerwieńsze? Aha, okej. Czyli to ten typ, pomyślała. Kątem oka widziała niedowierzanie w spojrzeniu jego kolegi. Normalnie starałaby się poprowadzić kulturalną i niezręczną rozmowę z osobą, która najwyraźniej dostaje palpitacji serca, gdy rozmawia z płcią przeciwną, ale musiała ratować czyjś honor. Uśmiechnęła się więc, lekko niezręcznie i wyciągnęła piłkę z jego rąk, szepcząc ,,Dziękuję”. Szybkim krokiem opuściła towarzystwo dwóch uczniów obcego jej liceum i po chwili trzymana przez nią piłka uderzyła idealnie w bark Adama, który krzyknął wściekły.
Myślała, że nic jej już tego dnia nie zaskoczy, skoro sprawa Adama rozwiązała się tak szybko (jedna zgrabna groźba i chłopak zmienia się w baranka). Najwidoczniej była w błędzie.
- Psssst, Łucja – rzucił w ogóle niedyskretnie Karol. Chłopaki stwierdzili, że skoro nikt ich nie rozumie, mogą mówić co chcą nie stosując się do żadnych zasad, więc Łucja czekała na to, gdy któryś z nich podejdzie do kogoś i zacznie go w twarz obrażać.
- Co jest? - odparła, nawet na niego nie patrząc. Była zbyt zajęta sprzątaniem kamizelek, które rozrzucili chłopcy.
- Powiedz mi, czy powinienem poinformować chłopaków, by szykowali się do ataku?
Kapitan kontynuował swój monolog, gdy dziewczyna rzuciła mu zdegustowane spojrzenie.
- Jakiś typek cały czas się na ciebie gapił, a jego znajomi chyba o tym plotkowali. Nie wiem tego na sto procent, ale wiesz, instynkt mi to podpowiada.
W pierwszej chwili miała warknąć na niego, aby poszedł ze swoim instynktem gdzieś indziej, ale jej ciekawość zwyciężyła.
- Kto dokładnie? - spytała, podnosząc się z podłogi.
Karol wskazał kciukiem na grupkę chłopaków z Karasuno. Większość z nich rozpoznała. As, jego szarowłosy kolega, dzieciaczek od turlania i agresywny łysol.
- Hha…
- Tylko tyle? Hha? Czemu nie idziesz do nich skopać im zadków?
Było to w zasadzie dobre pytanie. Nie lubiła, gdy ludzie poświęcali jej zbyt dużo uwagi, zwłaszcza chłopcy. Zawsze, gdy widziała takiego typu zachowanie, upewniała się, by się nigdy nie powtórzyło. Jednakowoż, w tym momencie nie czuła złości. Ewentualnie, odrobinę radości? Satysfakcji? Nie miała o co chodziło, ale postanowiła zostawić to na później. Jej rozregulowane hormony nie były w tej chwili ważne.
Gdy dzień pierwszy dobiegł końca, większość uczestników udała się pod prysznic lub kontynuowała indywidualne treningi. Chłopaki z jej drużyny poświęcali ten czas, aby zintegrować się z innymi uczestnikami obozu, a trener udał się na popijawę z innymi dorosłymi. Tak więc, Łucja chwilowo rządziła. Postanowiła poświęcić wolną chwilę na rozmowę z siostrą, jednocześnie upewniając się, że nic złego się nie dzieje.
Ostatnim przystankiem na jej drodze był jeden z pobocznych pawilonów. Zajęli go uczniowie Karasuno, ale Łucja widziała tam jednego ze swoich pierwszoroczniaków. Rozmawiał z rozgrywającym Karasuno i jedną z ich zastępców menadżerki. Minęła znajomych trzecioklasistów i wdała się w konwersację z młodszymi uczniami.
- Cześć, czy wszystko w porządku? - spytała, spoglądając wymownie na Łukasza.
- Ta, jest super. Ten typek ni w ząb nie rozumie angielskiego i ona musi robić za tłumacza.
- Świetnie – mruknęła zmęczona. - Witajcie, naprawdę miło mi was poznać. Mam na imię Łucja. Mam nadzieje, że Łukasz nie sprawia wam żadnych problemów – zwróciła się z uśmiechem do towarzyszącym im brunecie i blondynce. Dziewczyna, która przedstawiła się jako Yachi, jąkając się zapewniła ją, że wszystko idzie dobrze. Czy Łucja była, aż tak przerażająca dla tych ludzi? Dlaczego nikt z Karasuno nie był w stanie poprowadzić z nią normalnej konwersacji? Utrzymując uśmiech na twarzy, zamierzała zacząć drobną rozmowę z Yachi, gdy chłopcy by trenowali. Udało jej się zadać parę pytań na temat szkoły blondynki oraz jej obecność na obozie, gdy usłyszała za tobą dziwaczne dźwięki.
Cała czwórka odwróciła się, by zrozumieć źródło zamieszania. Łucja zmarszczyła brwi, nie wierząc w widok przed jej oczami. Gigantyczny i podobno przerażający brunet, od którego wydobyła piłkę, przerażony rzucał się popychany przez dwójkę kolegów, szarowłosego i łysola. Ci dwaj śmiali się i rzucali w jego kierunku okrzyki poparcia. Brunet próbował się wycofać, dopóki nie został postawiony metr przed nią. Wtedy zamarł z wyrazem twarzy, jakby za chwilę miał wyzionąć ducha. Jego koledzy stanęli parę metrów za nim, co nie umknęło uwadze coraz bardziej zirytowanej Łucji.
Skrzyżowała ramiona na piersi i z wymownym wyrazem twarzy patrzyła w oczy bruneta, czekając na jego reakcję. W tak bliskiej odległości była zmuszona unosić swoją szyję, z boku musiało wyglądać to idiotycznie, ale na szczęście nikt tego nie skomentował. Na sali zapanowała kompletna cisza. Wszyscy wpatrywali się wyczekująco w parę ciemnowłosych osób. Gdy chłopak wciąż się nie odzywał, uniosła brew, czekając na jakąś reakcję. Nie doczekawszy się jej, zaczęła odwracać się z powrotem do grupki pierwszoklasistów. Wtedy się odezwał, a raczej wypluł z siebie słowa z szybkością wystrzelonego pocisku.
- P-przepraszam, za przeszkadzanie ci! A-a-ale… Wydaję mi się, że powinniśmy siebie lepiej poznać, ponieważ… - z każdym wypowiedzianym słowem, jego głos cichnął, w taki sposób, że nie dało się dosłyszeć się końcówki jego zdania. A może się dało, tylko ona była zbyt wytrącona z równowagi. Jej serce waliło tak, jakby miało za chwilę wyskoczyć z jej klatki piersiowej. Wpatrywała się w niego z szeroko otworzonymi oczami. Nie, to na pewno jakiś żart. Nieporozumienie. Tylko nie teraz, w taki miejscu, nie...
10 notes · View notes
Photo
Tumblr media
Zgrabna blond dziewczyna w szpilkach karmi łabędzie
2 notes · View notes
giseleandviolet · 2 years
Text
My sweet Violet...
Violet poprawiła wstążkę na końcu swoich włosów z dużym skupieniem, starając się aby jej włosy i długi warkocz wyglądały dobrze. Kiedy upewniła się, że jej włosy wyglądają znośnie spojrzała na siebie w lustrze, aby następnie zacisnąć swoje dłonie na talii z cichym westchnieniem.
Odkąd zaczęła okres dojrzewania jej ciało w krótkim czasie zaczęło się zmieniać. Nigdy nie lubiła swoich szerokich bioder, wąskiej talii czy dużych ud. W szkole dla dziewcząt widziała wiele piękniejszych od samej siebie, które po okresie dojrzewania wyglądały pięknej niż wcześniej. Zazdrościła im dużych piersi, zgrabnej sylwetki czy gładkiej cery, której ona nie miała.
– Violet, słońce? – usłyszała głos matki. – Jesteś gotowa? Obiad jest już na stole. – jej głos był stłumiony przez drzwi sypialni.
Blondynka spojrzała na siebie po raz ostatni i odpowiedziała: – Już wychodzę, mamo.
Violet skierowała się w stronę drzwi, które następnie otworzyła. Na jej widok matka uśmiechnęła się szeroko. – Wyglądasz najpiękniej, córeczko. – mówiąc to chwyciła ją za policzki i złożyła pocałunek na czole.
Odkąd dziewczyna była mała, jej mama zawsze komplementowała jej wygląd i zawsze starała się uświadamiać córkę o jej pięknie.
– Dziękuję. – podziękowała z lekkim uśmiechem.
Obie skierowały się do jadalni, w której czekał na nich Claudio - tata Violet i mąż Ophelii.
– Już myślałem, że będę musiał zacząć jeść bez Was, piękne Panie. – zaśmiał się całując je w policzek. – Wyglądacie przepięknie.
Blondynka usiadła po lewej stronie ojca, naprzeciw swojej matki. Jedli obiad w miłej atmosferze, z muzyką grającą z gramofonu. Dziewczyna uwielbiała muzykę odkąd pamięta, ponieważ na każdym kroku jej towarzyszyła. Nigdy w ich domu nie było cicho, a muzyka i gust muzyczny rodziców skradł jej serce już w pierwszej chwili.
– Słyszałaś? – odezwał się Claudio. Violet spojrzała na niego zdezorientowana. – Wnuczka Państwa Lawrence przyjechała wczoraj.
– Victoria? – zapytała z nadzieją.
Kochała Victorię jak siostrę, której nigdy nie miała. Dziewczyny poznały się siedem lat temu kiedy odwiedziła swoich dziadków i przyszła razem z nimi na kolację przyrządzoną przez Claudio i Ophelię. Od razu bardzo się polubiły; spędziły ze sobą cały miesiąc bawiąc się, jeżdżąc na rowerze czy budując domki na drzewie, które nigdy nie przetrwały dwóch dni.
– Oh, nie, nie, nie. – odezwała się matka. – Tym razem przyjechała Gisele.
– Gisele? – zapytała.
Kojarzyła ją tylko i wyłącznie z opowieści Victorii. Była starsza od nich o sześć lat i jedyne co pamięta, to to, że dla swojej młodszej siostry była bardzo wredna.
– Możesz jej nie znać, bo przyjechała tutaj po raz pierwszy. – wyjaśnił ojciec dokładając sobie sałatki. – Państwo Lawrence poprosili także pozdrowić Cię od Victorii i przekazać, że zobaczycie się w przyszłe wakacje.
Po obiedzie Violet zdecydowała, że wyjdzie na krótki spacer aby skorzystać z pięknej pogody. Kochała słońce tak bardzo jak lato, ponieważ Dwór zamieniał się wtedy w coś pięknego. Wszędzie rosły kolorowe kwiaty, o które dbała Pani Margaret - ogrodniczka, a ogród był pełen motyli i śpiewu ptaków. Violet bardzo lubiła pomagać Margaret w ogrodzie czy szklarni, to ją relaksowało tak jak natura i świeże powietrze.
Przechodząc przez duży ogród zerknęła w stronę domu Państwa Lawrence. Uśmiechnęła się na widok balkonu w pokoju Victorii przypominając sobie ich noce przepełnione rozmowami, marzeniami i celami na przyszłe życie.
Nagle zobaczyła ruch w dolnej części posesji i zamarła.
Na kocu leżała naga szatynka, której ciało błyszczało od promieni słonecznych. Jej zgrabna sylwetka pokryta była małą warstwą potu przez wysoką temperaturę dzisiejszego popołudnia. Violet starała się odwrócić wzrok, ale nie potrafiła tego zrobić, kiedy przed nią leżała taka piękność, Blondynka skanowała jej całe ciało - nogi nieznajomej były lekko rozchylone przez co mogła ujrzeć gęste, czarne włosy na wzgórku łonowym; jej duże uda i łydki błyszczały się nie tylko przez pot i promienie, ale i olejek jaki na siebie nałożyła; małe fałdki i lekko odstające żebra były całowane przez promienie idealnie padające na jej ciało. Violet nieświadomie nawilżyła swoje wyschnięte usta gdy ujrzała jej wcięcie w talii i duże piersi z ciemnymi, sterczącymi sutkami.
Po chwili ciało szatynki poruszyło się, a speszona Violet odwróciła szybko wzrok i odbiegła w stronę własnego domu. Z szybko bijącym sercem wbiegła po schodach i zamknęła się w swojej sypialni. Blondynka ukryła twarz w swoje dłonie ciężko oddychając.
Nigdy nie widziała tak przepięknej dziewczyny, która chociażby w małym stopniu dorównywałaby swoją urodą i ciałem dziewczynie, którą dziś widziała.
Kolacja dla Violet jest więcej niż stresująca, ponieważ kiedy wieczorem weszła do kuchni, ujrzała obok swojego miejsca dziewczynę, którą obserwowała dzisiejszego popołudnia.
– Violet kochanie! – zawołała ją Ophelia. – Państwo Lawrence przyszli z Gisele dziś na kolację. – uśmiechnęła się szeroko wskazując na stół.
Spojrzała w stronę sąsiadów i przywitała się serdecznie. – Dobry wieczór, Państwu. – posłała im uśmiech i niepewnie podeszła do swojego miejsca.
– Cześć. – usłyszała a po sekundzie na jej ramieniu znalazła się dłoń szatynki. – Miło mi Cię poznać.
Violet spojrzała w jej stronę i po raz kolejny dzisiejszego dnia została oczarowana przez jej piękno.
Twarz Gisele była definicją piękna. Pełne usta, które kolorem przypominały róże rosnące w ogrodzie; zielone oczy koloru zielonej trawy, w której kochała leżeć godzinami; zgrabny, prosty nos; policzki muśnięte różem. Violet przyłapała się na tym, że sama chciałaby musnąć jej policzki swoimi ustami lub opuszkami palców.
– Cześć, mnie również jest miło Cię poznać. – blondynka uśmiechnęła się do niej nieśmiało a policzki zostały pokryte rumieńcem, gdyż przypomniała sobie jej piękne, nagie ciało w świetle słońca.
– Usiądź, kochanie. – odezwał się Claudio patrząc na dziewczyny z uśmiechem.
Violet zajęła miejsce obok Gisele a jej myśli ciągle uciekały do szatynki siedzącej obok. Spojrzała kontem oka na jej piękną, czerwoną suknię z dekoltem. Zauważyła pieprzyk na jej obojczyku i kolejny na prawej piersi. Nastolatka poprawiła się na swoim krześle i sięgnęła po kieliszek wina stojącego obok talerza. Zrobiło się jej dziwnie gorąco i nie wiedziała dokładnie dlaczego.
– Gisele, na długo przyjechałaś? – zapytał Claudio.
Dziewczyna uśmiechnęła się do niego szeroko ukazując tym swoje proste, białe zęby. – Jestem u dziadków do końca lipca.
– Oh, to prawie cały miesiąc! – zauważyła uradowana Ophelia. – Jestem pewna, że Ty i Violet się dogadacie i miło spędzicie razem czas.
Blondynka zacisnęła dłoń na widelcu kiedy poczuła na swojej kostce muśnięcie. – Oczywiście, że spędzimy miło czas. – odpowiedziała pozytywnie starsza. – Prawda, Violet? – zapytała.
Violet odchrząknęła i ponownie chwyciła kieliszek z winem gdy muśnięcie na jej kostce i łydce stało się mocniejsze.
– Zgadza się. – kiwnęła głową zerkając na zadowoloną Gisele.
Podczas kolacji Violet nie mogła się skupić na jedzeniu i rozmowach przez dotykającą ją stopę Gisele. Naga kostka i łydka blondynki mrowiła od dotyku i materiału pończochy szatynki.
Nie wie co się z nią działo, ale nowy dotyk na jej ciele bardzo jej się spodobał. Za każdym razem kiedy czuła ruch na swojej kostce czy łydce, przechodził ją przyjemny dreszcz i czuła się jakby pływała w gorącej wodzie. Violet nie wiedziała co się z nią dzieje, ale podobało jej się to bardziej niż sądziła.
– Violet, słonko – zaczęła Ophelia. – Może pójdziesz z Gisele do swojej sypialni i pokażesz jej swoje nowe vinyle?
Violet rozejrzała się zdezorientowana za bardzo skupiona na swoich myślach. Zerknęła na Gisele, która upiła łyk wina zostawiając na szkle ślad swoich ust przez szminkę. Gardło Gisele poruszyło się gdy przełknęła a szeroki uśmiech pojawił się na jej twarzy widząc gdzie wylądował wzrok młodszej.
– Z ogromną chęcią zobaczę Twoje nowe vinyle, Violet. – wyznała patrząc dziewczynie prosto w jej błękitne oczy.
Blondynka zarumieniła się i poprawiła swojego warkocza patrząc na rodziców i gości. – Dziękuję za kolację. – mówiąc to wstała i odsunęła krzesło na, którym siedziała.
– Kolacja była niesamowita, Pani Ophelio, – pochwaliła Gisele. – A teraz wybaczcie, pójdę wraz z Violet obejrzeć jej vinyle.
Nastolatka uśmiechnęła się do szatynki i gestem ręki poinformowała ją, że ma pójść za nią. Szły do sypialni w ciszy, a ich kroki i ciche oddechy były jedynym odgłosem w korytarzu.
Gdy dotarły do drzwi, Violet odwróciła się w stronę szatynki, która już na nią patrzyła. – Przepraszam za bałagan, który tam zobaczysz.
Gisele zaśmiała się łagodnie i położyła swoją dłoń na łokciu młodszej. Violet poczuła ciepło w tamtym miejscu, ale próbowała to ignorować,
– Spokojnie, słodka. – zachichotała a blondynka poczuła łaskotanie w brzuchu przez to jak ją nazwała. – Moja sypialnia to istne tornado. Babcia ciągle mówi abym tam posprzątała, ale cóż, mam lepsze rzeczy do robienia.
Violet spojrzała na nią ciekawa otwierając drzwi do swojej sypialni. Zamknęła drzwi i ruszyła w stronę komody po zapałki aby rozświetlić ciemny pokój.
– Co masz do robienia w takim razie? – zapytała zapalając świeczki na szafkach. Gisele usiadła na jej łóżku a jej suknia uniosła się wysoko ukazując koronkę pończoch.
Blondynka odwróciła szybko wzrok lecz Gisele uśmiechnęła się przyłapując młodszą na patrzeniu.
– Cóż.. odkąd tutaj jestem to opalam się lub podziwiam różne rzeczy. – wyznała bawiąc się kokardą na swojej talii.
– Co podziwiasz? – odezwała się Violet zaciekawiona.
Gisele przygryzła wargę nie odwracając wzroku od blondynki, która z gracją poruszała się po pokoju z zapałkami i zapalała świeczki.
– Naturę – podniosła jeden palec. – Ogród. – uniosła środkowy. Violet spojrzała na nią i czekała aż zacznie kontynuować. Była ciekawa czy Gisele podziwia to samo co ona. – Ciebie.
Blondynka upuściła zużytą zapałkę kiedy usłyszała co powiedziała Gisele. – Słucham?
Szatynka uśmiechnęła się do niej dumnie. – Ciebie.
Violet nie wiedziała co powiedzieć, bo co? Ktoś taki jak Gisele podziwia kogoś takiego jak ona?
– Nie żartuj sobie ze mnie, to nie jest miłe. – powiedziała podnosząc zapałkę z dywanu aby następnie położyć ją do pudełka z resztą zużytych świeczek.
Gisele spojrzała na nią zaskoczona. – Dlaczego miałabym żartować?
Violet westchnęła i usiadła na parapecie. – Nie jestem jakąś pięknością, a po drugie jesteś dziewczyną.
Gisele wstała z łóżka i udała się w kierunku blondynki. Uniosła jej podbródek aby spojrzała jej w oczy, co uczyniła.
– Jesteś jedną z piękniejszych dziewczyn jakie widziałam na swoje oczy, słodka. – mówiąc to położyła jej dłoń na policzku. – A to, że jestem dziewczyną powinno utwierdzić Cię w przekonaniu, że mówię prawdę.
– Dlaczego? – zapytała nieśmiało nadal patrząc w oczy Gisele.
– Ponieważ dziewczyna potrafi docenić piękno drugiej dziewczyny jak nikt inny.
Blondynka uśmiechnęła się lekko do Gisele i cicho podziękowała. – To miłe z Twojej strony.
Szatynka pochyliła się i musnęła ustami jej policzek. – Mogę pokazać Ci coś miłego.
Zdezorientowana nastolatka spojrzała na nią. – Co masz na myśli?
Starsza uśmiechnęła się do niej i odsunęła się. – Chodź. – mrugnęła okiem i ruszyła w stronę łóżka.
– Gisele? – Violet nie wiedziała o co chodzi starszej dziewczynie. – Po co?
Gisele zaśmiała się cicho i poklepała lewą stronę łóżka patrząc wyczekująco na blondynkę. – Zamknij drzwi na klucz i chodź.
Zdezorientowana blondynka podeszła do drzwi i przekręciła kucz. Niepewnie skierowała się w stronę łóżka kładąc się obok Gisele.
– Co robisz? – zapytała gdy Gisele schowała kosmyk jasnych włosów za jej ucho.
– Całowałaś się kiedyś? – zapytała głaszcząc zarumieniony policzek dziewczyny. Violet rozszerzyła oczy szeroko i kiwnęła głową twierdząco. – Z kim? – zapytała starsza.
Violet zawstydzona odezwała się po chwili. – Kiedyś z kolegą.
– Podobało Ci się? – dłoń z policzka przeniosła na jej talię i lekko ją ścisnęła. Podbrzusze Violet załaskotało a oddech przyśpieszył.
– Nie. – odpowiedziała szczerze.
Violet miała dwanaście lat kiedy po raz pierwszy złączyła z kimś swoje wargi w pocałunku. Pocałunek był obleśny, ponieważ chłopiec, z którym to zrobiła wpychał jej na siłę język przez co jej usta i broda były lepkie i mokre. Od tamtej pory już z nikim się nie całowała.
– Mogę Cię pocałować?
– Słucham? – zapytała Violet myśląc, że się przesłyszała.
Gisele spojrzała na nią łagodnym wzrokiem i lekkim uśmiechem. – Zapytałam się czy mogę Cię pocałować.
Violet kiwnęła twierdząco głową i ostatnie co widziała przed zamknięciem swoich oczu to powiększający się uśmiech szatynki.
Ręka Gisele, która leżała na jej tali przysunęła ją bliżej i wtedy poczuła miękkie wargi na swoich. Jej ciało przeszedł dreszcz a w podbrzuszu łaskotanie zwiększyło się dwukrotnie.
Usta Gisele były przyjemne, miłe i miękkie. Po chwili szatynka poruszyła ustami dając znak aby młodsza zrobiła to samo. Usta dziewczyn pasowały do siebie idealnie, tak jak przysunięte do siebie ich ciała. Z każdym ruchem warg, Violet czuła jak traci kontrolę nad swoim ciałem a przyjemność osiedla się na każdym calu jej ciała. Nagle poczuła muśnięcie języka na swoich ustach, przez co zaskoczona rozchyliła wargi. Język Gisele natychmiast odnalazł język Violet. Blondynka przeniosła swoją dłoń na kark starszej i przyciągnęła ją do siebie bliżej. Prawa noga blondynki odnalazła miejsce na biodrze Gisele. Ich pocałunek pogłębił się gdy ciepła dłoń szatynki przeniosła się z talii na odkrytą nogę młodszej. Gładka dłoń Gisele zaciskała się na jej łydce, następnie na udzie aż skończyła zaciskając na jej jędrnym pośladku. Violet jęknęła głośno przytłoczona przez przyjemność, którą czuła. Jej całe ciało drżało pod ustami i dłonią Gisele.
– Gisele.. – jęknęła, gdy palec starszej chwycił koronkę paska bielizny.
Szatynka odsunęła się od młodszej i spojrzała na nią, Jęknęła na widok zarumienionej twarzy, zaszklonych oczu i napuchniętych od pocałunku ust. – Czego potrzebujesz, słodka?
– Dotknij mnie, proszę. – poprosiła łamiącym się głosem.
Gisele pocałowała ją w skroń, policzek a na koniec złożyła na jej ustach mocny pocałunek.
– Mogę Cię rozebrać?
Violet zadrżała na jej zachrypnięty głos. – Proszę. – zgodziła się.
Gisele rozwiązała kokardę na przodzie jej sukienki rozluźniając tym gorset. Szybko rozluźniła materiał i już po chwili mogła w pełnej okazałości oglądać jej piersi. Szatynka chwyciła za przód sukienki i ściągnęła ją przez dół ciała zdejmując ją a następnie mokrą bieliznę dziewczyny.
– Widzisz siebie? – zapytała z jękiem lustrując ciało młodszej. – Jesteś taka piękna.
Gisele pochyliła się nad jej szyją aby pocałować ją delikatnie. Całowała, lizała i czasami nawet lekko przygryzała szyję niebieskookiej. Prawą dłonią chwyciła jej prawą pierś a lewą ściskała jej pełne udo.
Violet jęknęła czując jak palce Gisele zaciskają się na jej sterczącym i twardym sutku. Czuła Gisele na całym swoim ciele; czuła ją na swojej szyi, nogach, udach, piersiach i brzuchu. Usta Gisele badały całe jej ciało, najdłużej zatrzymując się na sutkach co sprawiało, że nogi młodszej drżały tak mocno, że szatynka zarzuciła je sobie na biodra i skrzyżowała jej kostki nad jej czerwonej sukni.
Kiedy pocałunki Gisele przeniosły się z sutków na brzuch i biodra czuła się tak dobrze, że spod jej zamkniętych powiek uciekło kilka łez. – Wszystko w porządku? – usłyszała.
Otworzyła oczy i zamrugała. Pokój był pogrążony w ciemności i dzięki świeczkom mogła ujrzeć szczęśliwą i zarumienioną twarz Gisele.
– Czuję się tak dobrze. – wyznała szczerze. Dłonie Violet odnalazły drogę do policzków starszej i już po chwili usta dziewczyn były złączone w pocałunku.
– Cieszę się. – powiedziała Gisele odsuwając się od niej. – Teraz poczujesz się lepiej.
Violet zapłakała z przyjemności gdy poczuła język Gisele na swojej łechtaczce. Ścisnęła ramę łóżka a nogami przycisnęła do siebie starszą dziewczynę. Poczuła jak język Gisele rozprowadza jej soki po całym kroczu. Po chwili dreszcz uderzył w jej ciało gdy Gisele zassała się na jej łechtaczce i trzymając ją w ustach włożyła w nią palec.
Nastolatka zacisnęła się na nim, gdyż nigdy nie wkładała w siebie niczego i było to dla niej nowością. Aby uspokoić młodszą, dziewczyna pogłaskała czule jej biodro.
Chwilę później była przyzwyczajona do czegoś w sobie, że sama poruszyła biodrami. Szatynka spojrzała w jej oczy a Violet uśmiechnęła się zarumieniona. – Możesz się ruszyć.
Gisele poruszyła palcem i jednocześnie językiem na co Violet zareagowała jękiem. – Oh kurwa.
Violet czując przyśpieszoną pracę koleżanki westchnęła a swoje dłonie przeniosła na włosy starszej, które pociągnęła. Gisele zajęczała między jej nogami. – Jesteś taka mokra dla mnie, słodka. Smakujesz tak dobrze.
Blondynka zadrżała kiedy Gisele włożyła swój palec głębiej niż wcześniej a jej język dołączył do palca. Czuła, że długo nie wytrzyma. Ciepło i przyjemność, która zwiększyła się w pewnej chwili była tak przytłaczająca i dobra, że odchyliła swoją głowę, plecy wygięła w łuk a mięsnie napięła. – Oh Gisele. – jęknęła kiedy przyjemność ją obezwładniła. Czuła się tak bardzo wrażliwa po tej chwili, że małe ssanie jej łechtaczki przez Gisele stało się przyjemnie boleśnie.
– Gisele.. – wyjęczała nadal przyćmiona nieznanym uczuciem.
– Jest dobrze, słodka. – szatynka podniosła się i złożyła mokry pocałunek na jej policzku. – Spisałaś się tak dobrze, jestem z Ciebie dumna.
Starsza położyła się obok młodszej i przytuliła ją do siebie. Violet czuła koronkę i wstążkę od gorsetu na swoim czole gdy wtuliła się w koleżankę. – Nie wiem co to było, ale dziękuję.
Gisele zaśmiała się miło. – To była czysta przyjemność.
Kiedy Violet zasnęła zmęczona po zbliżeniu, Gisele pocałowała ją w policzek i przykryła jej nagie ciało kocem leżącym na łóżku. Przekręciła klucz w drzwiach i z małym uśmiechem na ustach wróciła do jadalni pełnej śmiechów.
– Gisele, kwiatuszku! – zawołał ją dziadek. Szatynka zaśmiała się i pokiwała mu.
– Violet zasnęła, była bardzo zmęczona. – wyjaśniła spoglądając na zarumienionych od alkoholu rodziców Violet. – Jeśli nie będziecie mieli nic przeciwko, to wrócę do domu i przygotuję się do spania.
Gisele napełniła wannę wodą i weszła do ciepłej wody z uśmiechem. Odchyliła głowę i zamknęła oczy relaksując się. Jej prawa ręka dotknęła sterczących sutków, które ścisnęła między palcami. Lewa ręka zacisnęła się na brzegu wanny kiedy drugą wędrowała między swoje uda. – Oh.. – westchnęła kiedy dwa palce wślizgnęły się bez problemu do jej wnętrza. Fale na wodzie zwiększyły się z każdym szybszym ruchem nadgarstka. – Violet. – jęknęła przenosząc swoją prawą dłoń na sutek. Pod zamkniętymi powiekami widziała drżące ciało blondynki; jej napięte mięśnie, głośne jęki i westchnienia, które odbijają się nadal echem w głowie. Kiedy nawilżyła językiem swoje usta, zapłakała głośno. Jej język nadal miał smak Violet. Nadgarstek szatynki wykonał dwa ostatnie ruchy nim ciało dziewczyny wygięło się w łuk a ona zacisnęła się na swoich palcach z imieniem Violet.
1 note · View note
fajnelaskinago · 2 years
Photo
Tumblr media
Zgrabna laska na plaży kusi sexy ciałkiem.
20 notes · View notes
Photo
Tumblr media
Zgrabna dziewczyna w szpilkach pstryka sexy selfie.
1 note · View note
spragnione · 6 years
Note
Chciałbym żeby moja dziewczyna która jest piękna zgrabna i ma świetną figurę pozbyla się tego gowna to znaczy kompleksów bo nie potrzebne Jej są
wyslij mi z anonimka swoje marzenie
7 notes · View notes
malvamodels-blog · 7 years
Photo
Tumblr media
Our Top 💎 KARLA @karlaantosiak 💎 #topmodel #supermodel #model #modelka #selfie #newyear #2017 #piekna #mloda #zgrabna #dziewczyna #malvamodels 🔥🔥🔥
1 note · View note
stupidogioco · 6 years
Note
To czemu wiekszosc facetow uwaza ze laska z malymi cyckami to juz nie podnieca ?
A kto Ci takich bzdur naopowiadał? Dziewczyna ma mieć fajny charakter, być zabawna, rezolutna. Serio nigdy nie popatrzyłem na dziewczynę w stylu „eee ma małe cycki to Elo”.Fajna z charakteru, ładna buzia, szczere oczy, zgrabna pupa, dobry bajer i jestem Twój :p
1 note · View note
lord-wpierdolu · 7 years
Note
160 cm (mała wiem), zgrabna. Duże piersi. Sylwetka jak wielu uważa "idealna". Włosy brązowe proste do połowy pleców. Szare oczy. A charakter hm.... wredna dla tych którzy zasługują. Średnia 5,0 ale nie jestem typem kujonki. Często gram w gry i jestem raczej koleżanka do piwa u meczu niż dziewczyna na randkę 😂
Biorę 😈
4 notes · View notes
harrys-my-baby · 7 years
Text
ROZDZIAŁ III
ILOŚĆ SŁÓW : 2597 SHIP : Larry Stylinson OPIS : Pożegnania są trudne. Szczególnie te w ostatniej klasie, kiedy wiesz, że twoi przyjaciele wyjeżdżają w różne strony świata i nie zobaczycie się przez następne lata. Zawsze obiecujecie sobie, że się wkrótce spotkacie i będziecie o sobie pamiętać do końca życia. Mijają jednak trzy miesiące, a większość nie pamięta imion osób, których jeszcze przed chwilą nazywali przyjaciółmi. Dla Louisa i Harrego to było o wiele więcej, niż zwykłe “do zobaczenia” i poklepanie po plecach. Wstrzymywanie łez trwało już tygodnie, aż w końcu nadszedł ten moment. Ta chwila, kiedy stali pod bramami liceum, wiedząc że to ostatni raz. Po pięciu latach okazuje się, że jednak nie był ostatni. MASTERPORT —–   Siedzenie w cienkiej koszuli na dachu pod koniec jesieni, kiedy inni ludzie zaczynali chodzić już w grubych kurtkach prawdopodobnie nie był najlepszym pomysłem.
  Harry uświadomił to sobie trzeci dzień leżąc w łóżku i mając ochotę na nic innego niż śmierć i może jakąś ciepłą zupę. Miał gorączkę, katar, kaszel i nie mógł mówić. Zatopiony w pomiętej pościeli i około ośmiu zużytych paczek chusteczek usłyszał stłumiony dźwięk przychodzącej wiadomości.
  Jak poparzony zaczął panicznie szukać telefonu, mając nadzieje, że to Payne. Naprawdę miał ochotę na rosół.
  Zajrzał wszędzie - pod łóżko, na regał, przegrzebał wszystkie śmieci rozłożone na stole i nic.
  Z pomocą przyszło mu kolejne powiadomienie które tym razem słyszał o wiele lepiej. Dźwięk dochodził z łóżka, co przypomniało mu, że poprzedniej nocy zasnął przeglądając instagrama. Od razu rzucił się i zaczął przeszukiwać pościel. Znalazł i odblokował, a na ekranie pojawiło się coś, czego się nie spodziewał.
To nie był Liam, a nieznany numer.
Nieznany o 9:42
Słyszałem że jesteś chory, czuję się trochę winny, mogłem dać ci wtedy kurtkę, przepraszam. Louis
Nieznany o 9:44
Mam twój numer od Chloe, nie stalkuje cię.
  I Harry uznał to za wyjątkowo kochane, ale kiedy zobaczył Chloe na wyświetlaczu jego uśmiech zbladł.
  Miał ochotę uderzyć się bardzo mocno w twarz, za każdym razem kiedy poczuł zazdrość o Louisa. Teraz był dla niego praktycznie obcym człowiekiem. Wspomnieniem.
  Jednak nie ważne jak mocno by się zapierał, nadal czuł to kiedy chociażby przez ułamek sekundy Tomlinson patrzył tylko na niego. Czuł się źle i nie wiedział czy to przez tą jesień, chorobę czy przez ludzi.
  Chloe wydawała się być idealna dla chłopaka. Ładnie razem wyglądali i Louis uśmiechał się przy niej. Błyszczące włosy, zniewalający uśmiech ozdobiony szeregiem białych zębów i zgrabna sylwetka. Rzeczy które niebieskooki prawdopodobnie kochał, a Harry nienawidził. Czuł do niej nieodpartą niechęć i wiedział, że to było złe, ale nie mógł z tym nic zrobić.
  Odpisał Louisowi, a Louis jemu, potem znowu on Louisowi i na każdą kolejną wiadomość czekał jak na dzień dziecka.
  Chłopak dalej był zabawny i ich rozmowa kleiła się tak, że Styles praktycznie zapomniał, że coś takiego jak czteroletnia rozłąka w ogóle istniało. Pomiędzy wiadomościami dopracowywał projekt mieszkania Tomlinsona i jej na laptopie leżącym obok. Wybierał właśnie wzór dywanu, kiedy usłyszał klucz przekręcany w zamku.
  Oczywiście, od razu wiedział kto to, bo taki dostęp do jego mieszkania mają jedynie trzy osoby - on sam, jego mama i Liam.
  Dał mu klucze ozdobione namalowanym kotkiem już półtora roku temu tak na wszelki wypadek. Nick też miał swoją parę, ale je zgubił i od tamtej pory zawsze musi pożyczać od Payne'a, lub używać dzwonka.
-Liam, kochanie, jesteś, już myślałem, że umrę samotnie - powiedział ze sztucznym dramatyzmem Harry widząc sylwetkę chłopaka pojawiającą się w progu pokoju
-Jesteś takim idiotą, Styles. Jak mogłeś pomyśleć, że to dobry pomysł wychodzić na dwór bez kurtki kiedy jest zerowa temperatura?
-Poprawka, nie myślałem. Co mi przyniosłeś?
-Nie jestem twoją kelnerką. - powiedział poirytowany
-Liaaaaaaam! - zaprotestował Harry
-Rosół i dokupiłem ci leki i chusteczki - westchnął
-Jesteś moim ulubionym człowiekiem kochanie - powiedział rzucając mu się na szyję
-Ew, ty moim nie - odsunął ręce bruneta od siebie - i nie przytulaj mnie, bo jeszcze się zarażę, fuj.
  Harry uśmiechnął się pod nosem, bo dobrze znał Liama. Wiedział, że te wszystkie słowa odrzucenia to tylko marne próby ukrycia tego jak miękkim i kochanym człowiekiem jest. Próbował czuć się przez to jak poważny mężczyzna, podczas gdy tak naprawdę był dla Stylesa jak mama. Troszczył się i dbał o niego tak jakby Harry był czterolatkiem, a nie dorosłym facetem. Ale naprawdę to doceniał.
  Payne usiadł na rogu łóżka podając przyjacielowi miskę z podgrzanym daniem. Chłopak podziękował i zaczęli pogawędkę. Zaczęło się niewinnie, od tematu ciąży Tamary z sektoru 4, a skończyli na Louisie Tomlinsonie.
  Uczucie niezręczności zapadło od razu jak tylko imię zostało wspomniane, a im bardziej brnęli w temat tym gorzej czuł się Harry.
-Nawet nie wiem dlaczego tak jest, okej? Sam tego nie rozumiem.
-Ale czujesz coś do niego?
-Nie. Tak. Nie wiem... Nie umiem tego wytłumaczyć. Ja wiem, że to cztery lata, ale przez ten cały czas to uczucie gdzieś tam było, a kiedy go zobaczyłem to uderzyło mnie z całej siły. - Liam westchnął nie wiedząc co powiedzieć.
  Zawsze stał murem za Harrym i chciał zrobić to też teraz, ale to było coś więcej niż mandat za picie w miejscu publicznym czy wylany drink na czyjąś koszule. Tym razem chodziło o uczucia, a Payne wiedział jak bardzo impulsywny chłopak potrafi być.
-Wiem że to zabrzmi typowo ale, jeśli rzeczywiście go kochasz, to może lepiej pozwól mu być szczęśliwy?
-Chce żeby był szczęśliwy - przerwał - ale ze mną.
  Dobrze wiedział, że zachowuje się jak dziecko, ale nie mógł nic na to poradzić. Liam siedział obok niego, patrząc smutnymi oczami w jego stronę. Kiedy już otwierał usta, żeby coś powiedzieć, przerwał mu dźwięk dochodzący z tylnej kieszeni spodni. Przeprosił i odebrał telefon.
  Osoba po drugiej stronie słuchawki była bardzo zdenerwowana a chłopak próbował się ją uspokoić. Harry nie wiedział kto to, ani o co chodzi, więc czekał w ciszy. Połączenie zostało przerwane.
-To klient, muszę lecieć, przepraszam że cie tak zostawiam.
-Nie ma sprawy, dziękuję za zupę. - i naprawdę nie miał mu za złe, bo po pierwsze, przyniósł mu jedzenie, a po drugie nie musieli kontynuować tej żenującej konwersacji.
-Dokończymy tą rozmowę, Styles - wtrącił ostatni raz chłopak owijając szalik wokół szyi. Minęły dwie sekundy a wraz z trzaśnięciem drzwi w mieszkaniu znowu nastała cisza.
  Nie na długo, bo z echem rozbrzmiał dźwięk kolejnej przychodzącej wiadomości. Nieodczytanych od wciąż nieznanego numeru zbierało się coraz więcej. Harry przez chwile zastanawiał się czy zapisać go jako Louis czy Louis i serduszko. Ostatecznie został Louis.
  Odpisał mu i czekał na nowe powiadomienia. Z każdej kolejnej cieszył się jak dziecko. Wtedy zrozumiał.
  Przez ten czas miał wielu partnerów. Chłopaków i dziewczyny. Kilkumiesięcznych i jednonocnych.
  A nawet orgazmy z nimi nie dawały mu tyle radości co linijka tekstu od Louisa Tomlinsona.
~*~
  Dni choroby dla Harrego były rutyną spania i jedzenia na zmianę. Czasami rozmawiał z Liamem i odpisywał niebieskookiemu. Nawet nie miał ochoty pracować nad niczym, a w szczególności nad projektem mieszkania Chloe.
  Im dalej brnął w ponowną znajomość z Louisem tym częściej jego serce przyśpieszało podczas wymieniania wiadomości i tym dłuższe wykłady prawił Payne.
  Po czasie przebytym w łóżku i kilogramach leków które zażywał w końcu wrócił do pełni sił. Mógł zająć się pracą w swoim biurze i znów codziennie chodzić pieszo mając nadzieję że tym razem nie będzie tak zimno.
Zawsze było.
  Siedział przy biurku znudzony tysiącem zleceń do wykonania. Kochał MS ale czasem po prostu miał dość. Szczególnie jak mógł porównać tydzień leżenia w ciepłej pościeli, do garbienia się przy laptopie.
  Nagle naszła go wielka chęć wspominania i wpadł na pomysł zalogowania się na swojego facebooka. Oczywiście sześć razy wpisał źle hasło, ale za siódmym razem weszło.
  Ukazała mu się biało niebieska witryna. Sam wygląd wzbudzał w nim nostalgie, bo w liceum był od tego prawdziwie uzależniony. Przerzucił się na twittera i wrócił do tradycyjnych smsów. Kliknął na ikonkę swojego profilu i zobaczył swoją twarz trzy lata wstecz. Niby nic, a jednak bardzo się zmienił i sam potrafił to zauważyć.
  Znalazł zakładkę z fotografiami i zaczął przesłać od najnowszych. Kilka zdjęć z imprez, kilka zapozowanych na różnych mostach czy przy morzu. Czuł się zażenowany, ale nie przestawał przesuwać w prawą stronę.
  Praktycznie ciągle natrafiał na zdjęcia z Louisem czy samego chłopaka. Grzywka była wtedy dłuższa i wchodziła mu do oczu, ale nie wyglądał źle. Nawet lepiej niż dobrze. Był tak skupiony na facebooku, że nawet nie usłyszał trzykrotnego pukania w drzwi.
  Zupełnie zapomniał o tym, że jest w pracy i że był umówiony z klientem. A raczej klientką, bo przez drzwi weszła Chloe Jackson ubrana w sukienkę do kolan, zupełnie nieprzystosowaną do pogody. Zmarszczył brwi na ten widok, ale przypomniał sobie o kulturze.
-Przepraszam, zamyśliłem się - mówił pośpiesznie zamykając kartę z otwartymi zdjęciami - usiądź proszę. - wskazał na krzesło, a dziewczyna wykonała prośbę
  Harry pokazał jej projekt mieszkania opowiadając o szczegółach i zmieniając rzeczy które nie podchodziły jej do gustu. Bolało go to, że musiał się stosować jednocześnie unikając jej jak ognia. Starał się jej nawet nie dotykać.
-Nie wierzę, że to już wszystko - uśmiechnęła się, a Styles widział jak w jej oczach budowała się wizja idealnego życia. Piękny ślub, dziecko a później starzenie się z Louisem przy boku. Jedyne co malowało się na jego twarzy to obojętność. Niestety, tym razem mimika była przeciwieństwem walki rozgrywanej w jego głowie.
  Podał jej plany, a ona podziękowała. Kiedy już otwierała drzwi z zamiarem wyjścia odwróciła się z powrotem w stronę biurka.
-Hej, Harry, meble zamawiamy już dziś więc tak pomyślałam... nie chciałbyś przyjść do nas na domówkę? - zapytała
-Słucham?
-Jeśli nie chcesz to rozumiem, ale pomyślałam, że jeżeli ty i Louis się znacie, to zaproszenie ciebie jest dobrym pomysłem. W dodatku całe to mieszkanie jest twoją zasługą.
-Oh, okej, podaj mi informacje smsem, albo dzwoń. -Okej, dziękuję ci jeszcze raz! - ostatecznie drzwi wydały pusty dźwięk.
  Nie był pewien, czy pójście tam jest dobrym pomysłem. Musiał przemyśleć wszystkie za i przeciw.
  Przeciw : Prawdopodobnie będzie znał tam dwie osoby, jest możliwość że zobaczy zbyt wiele interakcji Jackson z Tomlinsonem
  Za : Będzie tam Louis
  I tym oto 1:2 za wygrywa i Harry oczekuje wiadomości.
~*~
  Z niebieskookim cały czas wymieniał się SMSami, więc uważał za zupełnie zbędne teksty od Jackson relacjonujące mu postępy w remoncie. Musiał być jednak miły, więc zawsze odpisywał coś grzecznego, albo wysyłał kilka pasujących emoji. Dowiedział się, że impreza odbywa się w czwartek za dwa tygodnie, aczkolwiek Tomlinson zaproponował mu wcześniejsze spotkanie. Nawet nie śmiał odmówić.
  Przerzucili się na rozmowy przez telefon, więc Harry musiał zachować pełne opanowanie, żeby nie krzyknąć "TAK!!!" do telefonu. Na szczęście chwilę później do jego drzwi zapukał Nick, więc mógł piszczeć do woli.
  Grimmy był mniej opiekuńczy w takich sprawach, więc nie prawił mu morałów o konsekwencjach, tylko zrobił im śniadanie. Do spotkania zostały mu jeszcze cztery godziny więc wszystko robił w spokoju. Obejrzeli razem kilka filmów na youtube i zaczęli wybierać ubrania, które zielonooki powinien ubrać. Czuł się jak nastolatka z filmów romantycznych, ale postanowił to olać.
  Ostatecznie postawił na czarne rurki z rozcięciami na kolanach i musztardową bluzę. Do tego czarna kurtka i skórzane buty. Ostatni raz przed wyjściem spojrzał na zegarek i otworzył drzwi.
-Podwiozę cię - zaoferował Nick, kiedy czekali na windę
-To tylko dwadzieścia minut pieszo.
-I pięć autem
-No nie wiem, jedziesz w innym kierunku... - powiedział Harry nie chcąc się narzucać. Znali się od pięciu lat, ale on nadal czuł się źle prosząc go o jakąkolwiek przysługę.
-W moim samochodzie jest bardzo ciepłoo - przypomniał z głupim uśmiechem w kąciku ust
-Dobra, masz mnie. - i po chwili siedział w aucie chłopaka wyglądając przez okno. Obserwował staruszki niosące torby z zakupami zrobionymi w warzywniaku na rogu, dzieci poubierane w ciepłe kurtki i wełniane czapki bawiące się w parku i zwykłych przechodniów wracających z pracy. Nie minęło dużo czasu, a byli już na miejscu. Wysiadł, pomachał Nickowi i wszedł do kawiarni.
  Rozejrzał się, jednak nigdzie nie było Louisa. Spojrzał na zegarek, który pokazywał, że chłopak miał jeszcze kwadrans na dodarcie do celu. Chciał do niego napisać, ale uznał, że to byłoby natrętne, a Tomlinson pewnie prowadził.
-Co podać? - Harry gwałtownie poderwał głowę do góry, żeby zobaczyć tam uśmiechającego się, młodego kelnera z małym notesem w dłoni.
-Jeszcze się wstrzymam, czekam na kogoś - odpowiedział
-Randka, hmmm? - uśmiechnął się chłopak pisząc coś na kartce
-Nie, nie, nie - zawstydził się Harry - to przyjacielskie spotkanie.
-Taaa - rzucił ostatni raz i nie tracąc uśmiechu przeszedł do następnego stolika gdzie siedziała zaczytana brunetka. Odblokował telefon gdzie zobaczył dwa smsy. Pierwszy był od Liama
Lima 17:34
Powodzenia!!
  A następny od Louisa
Louis 17:57
Będę za 5 minut
  A Styles odczuwał to jakby cała wieczność miała przechodzić koło niego. Kiedy czwarty raz zaczynał liczyć czarne kafelki w suficie, rozbudził go trzask drzwi wejściowych. W progu stał Tomlinson z włosami rozwianymi od wiatru i granatowej kurtce. Uśmiechnął się do chłopaka, kiedy tylko zobaczył jego głowę ponad siedzeniami i podszedł w jego stronę.
-Hej, Harry - przywitał się wyciągając dłoń w jego stronę, a zielonooki ją uścisnął. Nie zdążył nawet odpowiedzieć na przywitanie bo od razu podbiegł do nich ten sam kelner.
-Czy teraz może pan złożyć zamówienie? - zapytał z kącikami ust wyciągniętymi w górę.
-Espresso i ciasto czekoladowe - odpowiedział Harry mrużąc oczy.
-Dwa razy - wtrącił Louis. Chłopak pokiwał głową i poszedł w stronę kuchni.
  Rozmowa zaczęła się niezręcznie, jednak bardzo szybko przeszli do swobodnej pogawędki. Czasem nawet śmiali się trochę za głośno, ale w tym momencie żaden z nich nie widział w tym nic złego.
-Jak tam u Chloe? - zapytał od niechcenia, udając że zależy mu na odpowiedzi.
-Dobrze, chyba
-Chyba?
-W sumie to nie widziałem jej od dwóch dni, nawet nie wiem czy jest w Londynie - odpowiedział oglądając cukierniczkę stojącą na stole pomiędzy nimi - a jak tam twoje życie miłosne? Masz dziewczynę, chłopaka? - speszył się słysząc to pytanie, ale wszelkimi siłami próbował tego nie okazywać.
-Aktualnie nie mam nikogo i chyba nie szukam. Żyje pracą i przyjaciółmi, tak jest łatwiej - wzruszył ramionami.
  Tym razem do ich stolika podeszła wysoka kobieta. Podając zamówienia powiedziała "smacznego" i odeszła. Wzrok Harrego opadł na posiłek. Kiedy zobaczył przesadnie dużo czekoladowych serc powtykanych w każdy centymetr ciasta przewrócił oczami tak mocno, że aż zabolało go czoło. Poczuł się jeszcze gorzej, kiedy zobaczył że na talerzu Louisa jest to samo.
  Poszukał chłopaka wzrokiem i nie zajęło mu to długo. Stał wychylony połową za ścianą ciała i obserwował całe zajście. W momencie w którym zobaczył, że zielonooki mężczyzna go zauważył szybko schował się. Harry widząc, że Tomlinson nie przejął się ozdobami, zaczął jeść.
~*~
  Tak zatracili się w potoku słów, że nie spostrzegli momentu w którym niebo zmieniło barwę na granat, a w kawiarni zostało kilka osób, w tym oni. Harry widział, jak Louis "dyskretnie" ignorował osobę która dzwoniła do niego już szósty raz i nie przeszkadzało mu to.
  Jednak następnego dnia musiał wstać do pracy z samego rana i nie powinien być zmęczony, a siedzenie poza domem po dziesiątej wcale mu w tym nie pomagało.
-Chyba powinienem już wracać
-Masz racje, zawiozę cie - odpowiedział Louis patrząc na zegarek
-Skąd wiesz, że sam nie przyjechałem samochodem?
-Bo boisz się usiąść za kółkiem? - zaśmiał się - chodź i podaj mi adres.
-To chwilę stąd, nie musisz
-Taaa, a ty zamarzniesz podczas drogi - przewrócił oczami - i Styles był miło zaskoczony, że pamiętał takie szczegóły w jego zachowaniu.
  W pełni ubrani i zapięci zaczęli kierować się w stronę auta. Louis stanął przed drzwiami pasażera i dramatycznym ruchem otworzył je. Harry odchylił głowę śmiejąc się.
-To teraz na Charing Street, Janie. - powiedział poważnym głosem
-Oczywiście, jaśnie pani - odpowiedział podłapując dowcip.
  Jechali spokojnie kontynuując rozmowę. Kiedy czerwone światło zagrodziło im drogę Tomlinson oznajmił, że ma ochotę na gumę. Oczywiście, paczka leżała w schowku idealnie przed nogami zielonookiego, więc Louis musiał się po nią schylić całym ciałem co wywołało u Harrego rumieńce i zawstydzenie. Szybko się opamiętał kiedy przypomniał sobie, że przecież nie jest piętnastoletnim prawiczkiem, a chłopak leżący na jego nogach niedługo bierze ślub. Czy powinien być na siebie zły? Chyba nie. Przecież to wszystko rozgrywało się w jego głowie. Jego fantazje nic nie zmienią.   Louis dalej planuje mieszkanie z dziewczyną. Na palcu  Chloe dalej jest pierścionek. I czy myśli mogą coś zmienić. Harry dobrze wiedział, że nie i dlatego dalej myślał.
-Chcesz gumę? - usłyszał
-Poproszę - odpowiedział, uśmiechając się w stronę pięknego chłopaka. —– Jestem najgorsza na świecie, przepraszam. Ten rozdział jest trochę nudny, ale konieczny, więc wybaczcie mi to! Nauka i życie prywatne opóźniły (znów) dodanie go, ale obiecuje że w ferie ukażą się dwa rozdziały! Dziękuję za przeczytanie i opinię!
1 note · View note
anna-lacina · 5 years
Video
"Tańczyła uśmiechnięta, rzucając powłóczyste spojrzenia. "W Polsce pewnie nabawiła by się kompleksów z powodu swoich krągłości i wałeczków - myślała Anastazja. Przyglądała się zdumiona nagłej przemianie, która dokonywała się na jej oczach: kiedy kobieta napinała mięśnie brzucha, by nim potrząsnąć, to, co przed chwilą sprawiało wrażenie galarety, na ułamek sekundy zmieniało się w sześciopak, by po chwili znów udawać pulchną poduszeczkę. - Przecież ona wcale nie jest gruba!". (...) jedna z turystek, piękna, zgrabna dziewczyna, ubrana w obcisłe spodnie, nie dała się długo prosić. Z pewnością lubiła i umiała tańczyć. (...) A jednak wyglądała żałośnie, kiedy próbowała potrząsać małym chudym tyłkiem, podczas gdy pancerka trzęsła krągłą pupą. Co do biustu, to w ogóle nie miała czym potrząsać. "Anorektyczka nie mogłaby tańczyć belly dance - pomyślała Anastazja - To prawda, że piękno jest względne, rodzice mieli rację". Przypomniała sobie te wszystkie dni, kiedy tak bardzo się starała, by ładnie wyglądać (...) I po co jej to było?" /Niebo nad pustynią/ 📖 #niebonadpustynią #annałacina #pięknojestwzględne https://www.instagram.com/p/BuHLosbgvwU/?utm_source=ig_tumblr_share&igshid=14b0id47jem95
0 notes