Tumgik
#sztuczny
beznadziejnaaaaa · 1 year
Text
W końcu przychodzi taki moment, że nie masz już siły udawać uśmiechu.
221 notes · View notes
trwamwtymbezsensie · 1 year
Text
"Witamy w XXI wieku.
Tutaj seks jest darmowy, a miłość kosztuje.
Tutaj, gdzie utrata telefonu jest gorsza niż utrata wartości.
Gdzie ćpanie jest modne, a jeśli nie, to jesteś przestarzały.
Gdzie mężczyźni zdradzają swoje kobiety, a kobiety jeśli nie zdradzają, to dlatego, że boją się, że zostaną same.
Gdzie łazienka stała się studiem do zdjęć.
Kobiety boją się ciąży bardziej niż HIV.
Gdzie dostawa pizzy, przyjeżdża szybciej niż karetka.
Gdzie ubrania decydują o wartości człowieka, a posiadanie pieniędzy jest ważniejsze niż posiadanie przyjaciół czy nawet rodziny.
XXI wiek gdzie mężczyźni chcą tylko związków bez zobowiązań.
Gdzie miłość jest sztuką.
XXI wiek, tutaj przetrwasz tylko wtedy, gdy bawisz się rozumem, a jesteś zniszczony, jeśli działasz sercem."
16 notes · View notes
n-inna-n · 9 months
Text
Nadzieja miała być matką głupich, ale była też jedynym, co popychało ją w stronę zmian. Tak bardzo pragnęła mieć nadzieję, że stanie się coś, co ją zaskoczy i sprawi, że na nowo zacznie cieszyć się każdym dniem. Nie chciała dłużej nakładać uśmiechu, sztucznego, bolesnego uśmiechu, który wysysał z niej całą energię.
-Edyta Prusinowska - "Opowiem o tobie gwiazdom"
5 notes · View notes
mimanchimoltoo · 1 year
Text
I know the pain that you hide behind the smile on your face.
9 notes · View notes
semij · 2 years
Text
watching a movie in german is like being hit with a bunch of bricks. why is it dubbed. gdzie jest mój ukochany lektor.
3 notes · View notes
singularitatems · 1 month
Text
cena w pln
-
Czy dużo Cię kosztuje
szczery uśmiech?
którego tak często się pozbawiasz
Jak dużo płacisz w złotówkach,
by on zawitał na Twej twarzy?
a później o nim zapominasz
Jaka jest cena życia?
skoro ciągle przepłacasz
Ile należy wydać złotych?
by ten uśmiech na twarzy sztucznie nałożyć
27 notes · View notes
chimerqa · 1 month
Text
W pracy mieliśmy planowane ćwiczenia p/poż. Zanim straż dojechała, to kolega by wziął i spłonął xD natomiast my się ewakuowaliśmy bardzo sprawnie.
Był sztuczny dym i w ogóle atrakcje na tip top. Przechodnie myśleli, że serio się pali, jakiś typ w ogóle stanął i zaczął nagrywać pewnie z myślą o turbo sensacji. Jak się sprawą rypnie, to go ziomki wyśmieją srogo ;D
Tumblr media
Mialam dziś ochotę na tę owsiankę, ale z przyzwyczajenia zrobiłam omleta;D też był w pytę! Zwłaszcza, że wczoraj sosy z SFD przyszły, więc czekoladowego (ze śmieszną ilością kalorii) nie żałowałam i dojebałam na bogato.
Na jutro zrobię owsiankę z czymś zapiekanymi!
26 notes · View notes
the-road-to-dreams · 8 months
Text
Musisz to tylko przeczekać. Czasami warto tylko się sztucznie uśmiechać. Dusisz się w sobie, uciekasz. Ale nie możesz się poddać.
119 & 07/09/23
67 notes · View notes
whatever228sworld · 1 year
Text
Przez lata kształtowałam w sobie nienawiść do samej siebie. Zaszło to tak daleko, że nawet nie potrafiłam określić kiedy to się zaczęło. Pamiętałam każde słowo, które mnie do tego popchnęło. Do autodestrukcji.
Za gruba. Za głupia. Mogłabyś schudnąć. Nie jedz tego. Jesteś beznadziejna. Masz okropny charakter. Brzydkie włosy. Zbyt leniwa. Denerwujesz mnie. Mam Cię dość. Wszyscy mają cię dość. Nienawidzę Cię. Nie ufam Ci. Brzydka.
Pielęgnowałam przez lata wszystkie te
słowa, które były jak sztylety w mojej duszy. Kto by się spodziewał, że kilka słów sprawi, że będę płakać przed lustrem prawie codziennie robiąc makijaż, żeby każdy myślał że świetnie się trzymam, Brak uczuć wszedł mi w nawyk, a na twarzy widniał
sztuczny uśmiech - maska.
Chociaż tak na prawdę w głowie analizowałam każde słowo, ton głosu, wiadomość czy spojrzenie. Myśli mnie zabijały. Wszędzie widziałam kłamstwo - bo jak można myśleć o mnie dobrze, lubić mnie czy kochać, skoro ja tego nie potrafię tego dokonać?
Zatopiona w autodestrukcji dążyłam do perfekcji.
Bałam się. Każdego dnia bałam się, że już dłużej nie wytrzymam.
A najbardziej bałam się, że nawet jeśli ktoś będzie chciał mnie ocalić to na to nie pozwolę. A co gorsza - razem utoniemy w moim mroku.
230 notes · View notes
mrocznaksiezniczka · 1 year
Text
Przez lata kształtowałam w sobie nienawiść do samej siebie. Zaszło to tak daleko, że nawet nie potrafię określić kiedy to się zaczęło. Pamiętałam każde słowo, które mnie do tego popchnęło. Do autodestrukcji. Za gruba. Za głupia. Mogłabyś schudnąć. Nie jedz tego. Jesteś beznadziejna. Masz okropny charakter. Brzydkie włosy. Zbyt leniwa. Denerwujesz mnie. Mam Cię dość. Wszyscy mają cię dość. Nienawidzę Cię. Nie ufam Ci. Brzydka. Pielęgnowałam przez lata wszystkie te słowa, które były jak sztylety w mojej duszy. Kto by się spodziewał, że kilka słów sprawi, że będę płakać sama w ciemnym pokoju prawie codziennie , żeby każdy myślał że świetnie się trzymam, Brak uczuć wszedł mi w nawyk, a na twarzy widniał sztuczny uśmiech - maska.Chociaż tak na prawdę w głowie analizowałam każde słowo, ton głosu, wiadomość czy spojrzenie. Myśli mnie zabijają. Wszędzie widzie kłamstwo - bo jak można myśleć o mnie dobrze, lubić mnie czy kochać. Zatopiona w autodestrukcji dążę do perfekcji. Boję się. Każdego dnia boję się, że już dłużej nie wytrzymam.A najbardziej boję się, że nawet jeśli ktoś będzie chciał mnie ocalić to na to nie pozwolę. A co gorsza - razem utoniemy w moim mroku.
125 notes · View notes
impossibl3e · 6 months
Text
brak cierpliwości, brak obecności, sztucznie próbujemy trwać w tym gówniе
PRO8L3M - Forever
21 notes · View notes
beznadziejnaaaaa · 1 year
Text
Teoretycznie mam wyjebane, praktycznie DOBRZE UDAJĘ...
96 notes · View notes
indira2004 · 1 month
Text
11.04.2024 czwartek
Nie nadaję się do żadnych relacji. Mam przyjaciół oczywiście; niektórzy są tacy, że przywdziewam maskę i znają tylko kawałek mnie w wersji, którą chcę się podzielić, a niektórzy znają mnie na wylot, na przestrzał i na litość boską.
Natomiast z mężczyznami...
Ten wydawało mi się, że mnie lubi, tak na serio. Dałam się zwieść, bo długo zajęło mu wejście w standardowe koleiny konwersacji.
Moje znajomości wyglądają tak: poznajemy się online-lubimy się na tyle na ile jest to możliwe-poznajemy się na żywo-nadal się lubimy, ale już coś jest inaczej-przestajemy rozmawiać, a wymówka jest zawsze taka sama, jedna z dwóch - on nagle ma powód do strasznych zmartwień, którego nie miał przed poznaniem mnie lub też nagle pracuje po 48 godzin na dobę i jest tak zajęty, że nie ma kiedy wziąć telefonu do ręki.
Szkoda tylko, że komunikatory mają wbudowaną opcję "last seen".
No więc wejście w te koleiny zajęło mu dobre trzy tygodnie, za to z grubej rury. Najpierw nastąpiło olanie mnie, które postanowiłam przemilczeć, no a teraz ma kłopoty i mnóstwo pracy.
Ponieważ jednak jest ogólnie całkiem spoko, to zdecydowałam się wyrazić wątpliwości, on wysłuchał, przyjął do wiadomości, zmodyfikował zachowanie, no i tu zmierzam do sedna: mam wrażenie, że jest w tym sztuczny. Nieszczery.
I teraz zastanawiam się, na ile mam rację, bo miałam rację chyba we wszystkich przypadkach minionego pięciolecia, a na ile mój mózg wszedł w te koleiny i jest to samospełniająca się przepowiednia?
W ogóle bardzo się staram, żeby tymi wydeptanymi ścieżkami nie podążać, ale naprawdę, mam permanentne deja vu.
I dla jasności, zanim zostanie mi zarzucone, że myślę o miłości, pierścionku i wyznaniach, nic z tych rzeczy.
Chciałabym kogoś, kto pod tym względem jest jak mój ojciec: totalna akceptacja wszystkiego. Taką sobie wybrał, widziały gały, inaczej nie będzie.
Mam poczucie, że muszę się zmienić, żeby ktoś mnie polubił.
Córką i wnuczką też jestem beznadziejną. Pocieszam się, że dla mojej siostry jestem dobrą siostrą, ale z bratem już takiej więzi nie mam.
15 notes · View notes
drifftingg · 1 month
Text
Dziś jest 15 kwietnia to wyjątkowy dzień :33333
To dzień w którym mówimy minimum jednej osobie w naszym życiu, jak baddzo jest dla nas ważna. Ale nie tylko ta osoba ale też relacja z nią. Może wydawać się że osoba i relacja z nią to to samo, ale uważam ze tak nie jest. Po pierwsze relacja z osobą może np być dla nas ważna bo ta osoba jest wsparciem albo motywatorem lub po prostu przyjacielem, nie tylko mamy przyjaciółkę ale dodatkowo łączy nas więź relacja.
U młodych osób może to być mniej częste przeżycie ale może tez już macie pierwsze za sobą - mieliście kogoś bardzo bliskiego i nie macie, nie w wyniku klotni, nie bo się już nie lubicie tylko po prostu więź się stopniowo osłabiała aż w końcu podupadła całkowicie.
Chciałbym wiec powiązać 15 kwietnia z faktem żebyście pomyśleli o tych osobach i o relacji jaką macie i jaka was łączy. Może na razie nie widzicie różnicy w tym podziale ale zaufajcie mi warto o tym pamietam mimo wszystko.
A po drugie chciałbym to powiązać z faktem że jedyną chyba rzeczą jaka powtarza się wielokrotnie i odpowiednio często aby ją wyszczególnić z tzw porady od osoby starszej dla młodych ludzi - to żeby skupić się na relacjach i bliskich osobach, przyjaciołach bo zawsze z nami będą jeśli zadbamy o relacje z nimi, można tez dorzucic rodzine ale sami wiecie że jej wybrać nie można - można dbać i starać się o relacje z członkami rodziny ale zwykle jeśli nie ma obustronnych starań w dobrej wieże to nie wyjdzie.
Ja się z tym zgadzam a mam 25 lat - z tym ze to najważniejsza rzecz ważniejsza od pieniędzy itd. I co ja przez to rozumiem, ze tak samo jak dbamy o wiele rzeczy w życiu: wykształcenie, dobra sylwetkę, kondycję, życie zawodowe. Powinnismy starać się tez o nasze relacje u je pielęgnować - czyli czasami nawet ustalić sobie „sztucznie” ze będziemy do kogoś pisać co jakiś czas żeby spytać co słychać albo jeśli nasze życia się tak potoczyły ze nie widujemy naszego przyjaciela zbyt czesto - ustalić sobie obustronnie że w ramach dbałości o relacje będziemy raz na miesiąc się dotykać pogadać. Podobno relacje o które się dba przez 7 lat juz zostają n całe życie ale to nie jest chyba fakt naukowy ale może to orawda ze jak kogoś mamy w życiu orzez 7 lat i dbamy o więź to już go nie zapomnimy itd.
Ja wam chciałem powiedzieć ze jestescie super :3 jeśli sobie piszemy na pw, w komentarzach, wymieniamy lajki to ja te nicki pamietam i bardzo lubię.
Ale pamiętajcie tez o innych ludziach w waszym życiu nawet jeśli relacja jest super silna i zdrowa to można to celebrować u świętować z tą osobą!
10 notes · View notes
jazumst · 4 months
Text
Jazu w krainie absurdów
Żeby Was... Nie wiem co się dzieje. Posłuchajcie:
SWS zapierdala sobie z rodziną na nartach. a my żyjemy sobie samopas. Ja wiem, że nie mój interes, ale jak będzie mi płakał, że jest biedny, to jednak mój. 6osób za granicę... No ale chuj, ja nie oceniam.
//
Kiero w końcu była jako trzecia na zmianie, więc ogarnęła zaplecze. Rozcięła sobie "fucka" o nakładkę na półkę. Już dawno mówiłem żeby ojebać taśmą. Stawiała się, stawiała, ale w końcu wymusiłem żebyśmy krawędzie obkleili.
//
Przychodzi jakiś Wiesiek z wąsem po zwroty dla królików SWS. Nikt mi nic nie powiedział. Kurwa, udany typ XD Tego nie da się opowiedzieć, go trzeba poznać. Wesoło będzie miał SWS na chacie po powrocie.
//
Przyszła otyła z Blacka. Tym razem wszystko przeszło gładko, ale czuć było żal za ostatnie spotkanie. Wymieniła wszystko, jest git.
//
Zmarł dziadek męża Kiero. Ona przeżywa to mocno razem z mężem. Straszna historia, nie będę się zagłębiał. Teraz Kiro bierze wolne w sobotę.
//
W piątek byłem ostatni raz w pracy. Wiatr porwał śmietnik, więc schowałem go do blaszaka. Stał tam do wczoraj. Nikt nawet się nie zorientował.
//
"Pościągali ozdoby świąteczne". Okna wyglądają jakby ostre porno kręcono. Sztuczny śnieg zmywali na mokro i są straszne białe mazy. A starczyło zetrzeć kartką, albo skrobaczką do szyb. I Kiero na to pozwoliła! OoO
//
Zwrotów leży cała kupa. SWS nie ma, więc nie ma komu zabrać ewentualnie co by chciał SWS. - Spisane? -Spisane! - No to wypierdalam. Nagle słyszę, że kilka rzeczy nie było. Mózg mi wysiada czasami.
//
Nie jest źle. Naprawdę nie jest jakoś specjalnie źle, ale po prostu niektóre rzeczy mnie przerastają. O, a!!! Znalazłem jeszcze jakieś stare sitko do zlewu z czasów studenckich. Z dwoma nie wiem co zrobiły, ale zlew okruchami zapychają codziennie. Dobra, niech mają. Dałem je w piątek. Wczoraj zlej zapchany, sitko leży wjebane do pojemnika na noże. Pytam, dlaczego?! Bo im przeszkadza. Ba dum!
//
No to jadę.
10 notes · View notes
myslodsiewniav · 8 months
Text
Trochę o realizacji półtoramiesięcznego projektu :P i trochę o budzącej reflekcje książce
22-09-2023
Obecnie mam w domu taaaaaaki syf, że głowa mała. Wybebeszyłam WSZYSTKO, ale to WSZYSTKO co nadawałoby się do wystawienia na sprzedaż. Wyrzuciłam kilka rzeczy do śmieci - porozciągane i dziurawe. A te, które moim zdaniem są fajne fotografuje, mierze i wystawiam.
Korzystając z rad wprawionej sprzedawczyni (dziękuję <3 elpopo) i szkoleń marketingowych wypróbowałam co działa, a co nie działa. Właśnie kończę trzeci tydzień sprzedaży na Vinted po chyba ośmiu lat powtarzania, że "szkoda to wyrzucić, schowam do szafy i wystawię na Vinted, ale obfotografuję to JAK BĘDĘ MIAŁA CZAS" -_-" No i czasu nie było. Osiem lat chomikowania i masę rzeczy wyrzuconych. A potem siostra mojego faceta zostawiła mi dwa wory ciuchów i zaczęłam tonąć w ciuchach i workach. Aż do teraz. Obfotografowane, pomierzone, opisane.
Wczoraj kupiłam worki próżniowe - frustruje mnie, że to wszystko nie sprzedaje się "od ręki", ale trudno, nic na to nie poradzę. Ale miejsce w przestrzeni zamierzam odzyskać dlatego to co już wystawiłam leci do worków próżniowych i głęboko na najwyższą półkę szafy, za walizkę podróżną. Chcę odzyskać przestrzeń.
Wczoraj sprzedał się mi pierwszy zestaw. Bardzo mocno zeszłam z ceny, ale I TAK zarobiłam na tym 100zł. To nie zwraca się biorąc pod uwagę czas jaki przeznaczam na fotografowanie i mierzenie, opisywanie itp. ALE to zawsze jakiś pieniądz i zarazem dochód.
Mam nadzieję we wrześniu zamknąć projekt "ciuchy na Vinted". Potem będę po prostu dodawać bieżące rzeczy, ale póki co chcę się wypstrykać z tych od lat zalegających ciuchów, które dla kogoś mogą stać się ulubioną sukienką/sweterkiem/spodenkami. Jak je pochowam do worków próżniowych i zostawię wystawione w sieci to będę mogła skreślić jedną z pozycji z listy TO DO, którą od lat przekładałam "na jutro" - "wystawić ciuchy na Vinted". To naprawdę ciężka robota - tak jak myślałam. I to mnie hamowało przed rozpoczęciem tego procesu przez miesiące. A teraz już chyli się ku końcowi... Zostają jeszcze koszule, koszulki, spodnie i płaszczyki. MOŻE jedna kurtka zimowa i kilka fatałaszków bieliźnianych. Fotografie robić będę do końca września, a wstawiać pewnie jeszcze do połowy października.
Wychodzi na to, że to był mój "duży projekt".
Wczoraj też jeden sweterek wpadł mi "w viral" - nie minęły jeszcze 48h od zamieszczenia ogłoszenia, a już ma prawie 300 kliknięć, masę dodań "ulubionych" i kilka rażąco niskich ofert kupna. Cóż, zobaczymy jak będzie. Dziwi mnie, że to akurat ten sweterek - fajny jest fasonem, ale to sama sztuczność. Mam wystawione ciuszki z lepszym składem - w tym pożegnałam się z bawełnianym sweterkiem w beżowy melanż, który moje koleżanki od lat próbowały ode mnie wydębić, bo taki fajny. xD A on nie cieszy się tak wielkim zainteresowaniem, jak ten sztuczny sweterek - O. twierdzi, że to przez zdjęcie dające klimat "jesieniarski"., że tylko dyniowego latte na sojowym brakuje do wypełnienia obrazka. No nie wiem. Chcę go sprzedać za max 37, a min 34 zł. To nie jest dużo w skali tego za ile takie swetry nówki z sieciówki chodzą. A jakoś nie schodzi pomimo virala.
Ogólnie moje nastawienie w związku z ponad miesięcznym "projektem Vinted" i całym procesem jest takie: jak odejdą te rzeczy, to zrobi się wreszcie miejsce na NOWE. Czymkolwiek to NOWE będzie. Na pewno będzie więcej przestrzeni w malutkim mieszkaniu. To jest mój cel - pozbyć się starych rzeczy, które zalegają.
I napawa mnie ta myśl spokojem.
Realizowałam w tym tygodniu "projekt Vinted" słuchając tej książki:
Tumblr media
I och boy...
Książkę polecam i uważam ją za solidny, empatyczny i wyraźnie kreślący środowisko reportaż.
Z wieloma tezami, postawami i twierdzeniami bohaterów reportażu się absolutnie nie zgadzam. Ba! Czuję masę sprzeciwu, a po wysłuchaniu kilku rozdziałów pod rząd czułam się po prostu brudna. Tak emocjonalnie (jeżeli mogę to tak ująć). Jednocześnie te tezy, postawy i twierdzenia reprezentowane przez bohaterów są tym czego się jeszcze 2-3 lata temu straszliwie bałam - że tylko tacy mężczyźni mogą stanąć na mojej drodze, że będą wobec mnie zachowywać się tak, jak ci bohaterowie...
Mam dużo myśli związnych z tą książką, dużo rozkmin.
Taka najbardziej podstawowa i która była już wyjściem do rozmów z moim chłopakiem, z moimi kolegami i koleżankami (jak mam przez chwilę w ciągu dnia siłę na interakcję z innymi ludźmi - bo nadal ciężko u mnie z tymi siłami, chociaż jest w sposób widoczny lepiej - to zdarzało mi się o tej książce dyskutować z różnymi osobami, tym bardziej w kontekście tego co w tym tygodniu znowu Korwin-Mikke odimbił podczas spotkania Fundacji Patriarchat, ich postulatów i ogólnie praw kobiet) to refleksja na temat tego, że WSZYSCY (my = ludzie na całym świecie) doświadczamy bólu, samotności, niemiłości i wszystkich nas to uczucie kaleczy. Niektórych okalecza i idą przez życie z tymi ranami. Życie nie jest sprawiedliwe i wszyscy zaczynamy z trochę innego miejsca: czasem bez wsparcia przyjaznego środowiska, bez akceptacji rówieśników, bez wsparcia rodziców, w emocjonalnej oziębłości, z chorobami psychicznymi, bez kapitału kulturowego, finansowego, mieszkaniowego i wielu, wielu, wielu innych czynników. A jednak doświadczając podobnych rzeczy, podobnych wydarzeń, braków, niezaspokojonych potrzeb potrafimy to przefiltrować przez tak DRASTYCZNIE RÓŻNE sita, dojść do tak odległych wniosków, ułożyć z tych wniosków prawidła według których działa świat... To fascynujące, jak ludzie mając do "zabawy" te same klocki mogą z nich utworzyć tak odległe światy. Jak to się dzieję, że doświadczenia, które mogą nas zbliżać, mogą rodzić empatię i więzi - tak nas oddalają...?
Ludzie są fascynujący.
To banalna refleksja, bardzo powierzchowna w sumie, ale zarazem pozostawiająca miejsce na zadumę i brak oceny, na akceptację, że ktoś ma tak bardzo inaczej niż ja i to też wynika z potrzeb i tęsknot tej osoby...
I ten aspekt mam już przegadany, przeanalizowany, zasymilowany.
Uspokaja mnie myśl o tym, że samotność jest wpisana w ludzkie życie, że sami na świat przyszliśmy i sami z niego odejdziemy dlatego trzeba dbać nieprzerwanie o relację z sobą samym - to być może najbardziej burzliwa i najtrudniejsza relacja KAŻDEGO żyjącego człowieka. Poznanie tej osoby, tego ciała, jego mroków i jasności to jest ogromna podróż. Każdemu - w tym sobie - życzę jak najwięcej romansu w tej przestrzeni. I dojścia do współpracy i przyjaźni. Ale to trudne... niemniej myślenie o samotności w ten sposób (nie umniejszając całemu bólowi jaki z samotnością jest związany!) mnie zawsze podbudowuje, daje mi siłę: bo na coś mimo wszystko mam wpływ...
To co mi nie daje spokoju, a co uwydatniła ta lektura to... poczucie bycia oszukaną. Znowu. I to przez tą samą osobę xD. Znowu. Ech. Wiele z przytoczonych w książce haseł, wiele miejsc (w sieci), wiele slangowych określeń i przekonań co do relacji damsko-męskich to jest coś co słyszałam NIE RAZ będąc w związku z moim byłym chłopakiem. I podczas powrotów do niego. Coś co budowało moje wyobraźnie o działaniu relacji damsko-męskich jakich oczekują mężczyźni i zarazem co mnie przerażało, powodowało panikę, bo JA TAKICH RELACJI NIE CHCIAŁAM BUDOWAĆ, chciałam inaczej, a to "inaczej", którego chciałam i na które on się zgadzam, co do którego zapewniał, że też go chce okazywało się być z jego kłamstwem. A potem wracał do haseł, do opowieści, do tłumaczenia mi "jak myślą mężczyźni" itp. Tej jego wizji świata nie potrafiłam objąć zrozumieniem: nie wiedziałam gdzie zaczyna się prawda i kończy kłamstwo, co jest u podstaw, co jest mechanizmami. Do tego próbowałam znajdować jakieś części wspólne z moją definicją miłości i moim pojmowaniem "budowania związku" - łeb pulsował od tych fikołków, wykluczających się oświadczeń, niezaadresowanych potrzeb, zarzutów... I były rzucane hasła, były strzępki o których wyjaśnienie prosiłam, a ich nie dostawałam i w sumie nie wiem dlaczego: dlatego, że nie potrafił o tym mówić (pomimo własnego bólu i głębokiej potrzeby zaspokojenia własnych tęsknot, których nie spełniałam i nie rozumiałam czego on chce, dlatego pytałam wprost, a on wolał manipulować i kłamać, robić uniki, niż poprosić wprost odsłaniając się i pokazuję najmiększą część swoje "ja"?)? Czy dlatego, że nie chciał, bo wiedział, że gdy poznam jego światopogląd, system wartości i potrzeby to odejdę, odrzucę (dlatego wolał półprawdy, kłamstwa, manipulacje i utrzymywanie nieprawdziwego obrazu swojej osoby, aby sprawiać wrażenie, że zaspokaja moje potrzeby)?
Kurde, ciężkie.
Tym cięższe, że w skali w której sami bohaterowie reportażu mierzą to, czy mężczyźnie przysługuje kategoria "przegryw" mój ex nie łapie się w taaaaak wielu polach... a miał na ich punkcie wiele emocji, wiele złości. Wielokrotnie przy mnie o tym wspominał. Pamiętam na pamięć ile liczy obwód jego głowy do cholery! Na przykład twierdził, że "nie ma twarzy czada", na co reagowałam parsknięciem, bo to był mierzący niemal 2 metry, barczysty, ciemnowłosy facet z kwadratową szczęką. Pytałam go - jak mi wyjaśniał te wszystkie "Chady", "Stacy", "Becky" itp - czy on kiedyś widział się w lustrze? Klasycznie przystojny typ! Kwadratowa szczęka, regularne rysy, bujny zarost! O czym on gada!? A ona się wkurzał prezentując całe swoje ciało: że może to (twarz) jest okay, ale cała reszta (ciało poniżej twarzy) to jakaś porażka, to jest definicja przeciwieństwa Chada. Przypomnę: facet prawie 2 metry wzrostu (a "przegrywy" licytują się między sobą, czy to miało przysługuje osobom poniżej 180 czy 177 czy 160...). Tak go zapewniałam, że jest piękny, że mi się podoba, że żałuję, że nie może spojrzeć na siebie moimi oczami... Aż się poddałam: to on sam, najlepiej na terapii powinien zbudować pewność siebie, a nie podkarmiać się czasami komplementami. Teraz wiem, że na 99% przebywał w sieci w środowisku z którym się identyfikował i z którym WYBIERAŁ się identyfikować poprzez objętą perspektywę również na własne ciało. Twierdził, że kobiety żądzą światem (no jego światem na pewno: despotyczna babcia i matka), mówil o tych alfach, beciakach, gówniakach, o jakiś teoriach ewolucyjnych i umiejszał logice rozmowy i wymiany poglądów (i to go i mnie doprowadzało do szaleństwa: proponowany przeze mnie model rozmowy jak równy z równym, z przestrzenia na okazanie wrażlwiości i omówieniem potrzeb był dla niego jak zaprzeczenie wszystkiego czegoo z czasem nauczył się ze środowiska wszelkich pillów - to nas prowadziło to frustracji, do omawiania celów omawiania problemów zamiast akceptowania jakiegoś logicznego tylko dla jednej strony sposoby rozwiązania problemu. Bez rozmów. Z zarzucaniem złych intencji... Ech). Odnośnie innych "wymiernych" klasyfikujących mojego exa w kategorii może nawet nie przegrywa, on jakieś inne określenie wobec siebie używał (w końcu miał dziewczynę i uprawiał seks), ale udowadniał mi MULTUM cech na temat których miał kompleksy, a o których nie będę pisać z szacunku. Do tego nie jest chory psychicznie... ale jego zaburzenie osobowości nie pomaga w budowaniu zdrowych relacji (serio, brak choroby zamiast cieszyć tylko dołował, bo odbierał punkty do uważania się za osobę przynależną do środowiska do którego przyjanleżność ewidentnie czuł - a moje zapewnienia, że z tym zaburzeniem można pracować go frustrowały i obrażały, budziły złość... Nie rozumiałam tego, ale wygladało to tak, jakby żałował, że nie jest chory, bo wtedy znałby zasady, przynależałby tam, gdzie przynależeć chciał, to by wyjaśniało inne wydarzenia w jego życiorysie... Teraz, po lekturze tej książki rozumiem to, kiedyś nie potrafiłam, a on nie potrafił mi tego wyjaśnić).
Najgorsze w tym wszystkim jest podejście tego środowiska do kobiet - jak do istot z innego świata, jak do czegoś między zwierzętami, a matką zapewniającą potrzeby emocjonalne; kobiet nie jest i nie może być partnerką w związku, może mieć potrzeby ale tylko takie na jakich zaspokajanie "przegryw" i "incel" jest gotowy, a seks to nadrzędny cel do osiągniecia przez mężczyznę, najważniejsza wartość płynąca z bliskości. A wraz z tą optyką, z tym uprzedmiotowieniem, wciśnięciem w ramki i indywidualne oczekiwania bycia Manic Pixie Dream Gril takiego randowmowego "Przegrywa", z odgórnym odrzuceniem przyzwolenia na bycie sobą, ze swoimi wadami i zaletami było zdanie sobie sprawy, że to WSZYSTKO było to czego się obawiałam wychodząc do mężczyzn, chodząc na randki, piszą na Tinderze. W ogóle myśląc o PONOWNYM wejściu w związek z nową osobą! I nagle spłynęło olśnienie: było tak nie dlatego, że coś na którymś etapie życia sobie wkręciłam, że tak działają relację międzyludzkie tylko dlatego, że byłam z osobą, którą kochałam, która kochała mnie, to było pierwsze doświadczenie miłosne. I która (ta osoba, mój ex) nauczyła mnie miłości nie nazywając NIC Z TYCH RZECZY WPROST (zazwyczaj), ale zarazem ucząc mnie poprzez doświadczenie tych prawideł, którymi jego świat się rządził.
Rodzi to złość, niezgodę, poczucie bycia oszukaną. Znowu.
Cieszę się, że teraz jestem w innym miejscu w życiu.
Cieszę się, że mój obecny partner pokazuje mi, że związek może wyglądać tak bardzo inaczej i zarazem być wszystim o czym marzyłam lub nie odważałam się marzyć. I być zwykły, zwyczajny. Spokojny. Bezpieczny.
Ech.
Inna rzecz o której myślałam czytając ten reportaż: niektóre z tych skrajnych poglądów, niektóre bardzo wokalne niesprawiedliwe stwierdzenia, niektóre przekonania o działaniu świata (ale w rewersie) jeszcze 2-4 lata temu sama miałam, sama je reprezentowałam. Mówił przeze mnie BÓL i samotność, tęsknota. Mówiło poczucie niesprawiedliwości, rozdarte rany, zawiedzione zaufanie i poczucie braku miłości. Łzy mi w oczach się kręciły, kiedy czytałam o chłopakach, którzy tęskną za tym by kogoś w życiu za rękę potrzymać. Ja to czułam. Ja to znam. Rozumiem potrzebę, głęboką i wiążącą w gardle szloch tęsknotę za bliskością, za dotykiem, za akceptacją. Za banalnym dotykiem! I życzliwością! Nie mówiąc o budowaniu głębszych relacji, więzi, poczucia, że można w kimś mieć oparcie. Sam dotyk po takim poście wieloletnim od bliskości z drugim człowiekiem, samo muśnięcie rąk to jest jak trzęsienie ziemi. Nie dziwię się gwałtownym i skrajnym założeniom, nie dziwię się okrutnym przekonaniom... bo sama to przechodziłam z poczucia rany i tęsknoty. Dziwie się braku otwartości na możliwość, że wcale nie mają racji, że świat może działać na innych prawach, w ramach innych wykładników, a relacje mogą się tworzyć na inne sposoby... Życzę im prawie wszystkim (bohaterom książki) by znaleźli w sobie odwagę na otwartość by zweryfikować swoje przekonania o kobietach, o świecie i pozwolić sobie na przyznanie do pomyłki. I życzę tym osobą by na swojej drodze poznali kogoś, kto im udowodni - jeżeli będą otwarci na weryfikację i przyjęcie, że trzeba tego świata nauczyć się na nowo - że warto być odważnym.
To jest refleksja mojego chłopaka po wspólnych 2 latach - "jesteś o wiele odważniejsza niż kiedyś". I to jest fakt. Mniej muszę wiedzieć przed podjęciem decyzji by czuć się bezpiecznie.
Druga jego refleksja po rozmowie o tej książce to "im więcej dowiaduje się o twoim byłym tym lepiej rozumiem jak dewastujący dla ciebie był tamten związek, jak ciebie wikłał latami, jak wielką pracę odwaliłaś na terapii i jak to jest niesamowite, że mimo logice i olbrzymiemu lękowi zdecydowałaś się zaufać mi, takiemu młodemu szczeniakowi. Doceniam. Bardzo. I rozumiem jak wiele to dla ciebie znaczy" - powiedział ni z gruchy ni z pietruchy jakieś 2h od rozmowy na temat książki, wjeżdżając ze mną na parking przed Lidlem. Nie byłam na to przygotowana. Poryczałam się ze wzruszenia. Bo naprawdę tak było... zaufanie temu cudownemu, radosnemu człowiekowi to była PRACA.
Ech... Myślałam o nim - moim ex - ostatnio. Ta pora roku, kiedy wyskakiwał jak królik z kapelusza, ponowny roczek mija. Szłam na siłkę, a potem do sauny, jeszcze przez centrum, z torbą sportową przewieszoną przez ramię. Słuchałam muzyki, myślałam o kolejności w jakiej odwiedzę poszczególne sauny, kiedy NAGLE wyskoczyło mi spomnienie naszego spotkania w saunie, sprzed kilku lat. Kiedy w tych ciemnościach, pośród ludzi chillujących na saunowych ławeczkach siedzący obok mnie mężczyzna szepną TYM GŁOSEM, że jestem jego zdaniem piękna. A ja jak oparzona się zgięłam jak scyzoryk podczas, gdy ciało walczyło z dziwną mieszkanką: szalonego podeniecenia i zwalczania odruchu wymiotnego (a już czułam żółć w ustać) - bo ciało wiedziało, że to mój oprawca, wiedziało, że to źle skończy i że jestem napalona na tego człowieka jak nie wiem... Tyle sprzeczności: tortura i narkotyk, trudno się oprzeć pomimo tego, że wiem, że mi zaszkodzi. Ech.
Dobrze, że go nie ma.
Tak dobrze...
Mam nadzieję, że typ kiedyś będzie się mimo wszystko leczył...
9 notes · View notes