Tumgik
#piekło bez kwiatów
stray-with-a-muffler · 6 months
Text
There's so much Jigokurahana content on here compared to twitter, it feels like I'm home
3 notes · View notes
poprostudave · 8 months
Text
Starożytność czy nowożytność, grunt to mieć łeb na karku.
Seiji Tono
Yoru Michio, Ruka Todo "Jigoku Kurayami Hana mo Naki", tom 4.
4 notes · View notes
Text
i don't really know what this thing is, I wrote it like two weeks ago at school ,, I'm not much of a writer sorry 💀 also I may have blocked my two irls so that they don't see it yeah
i jest tylko po polsku, because my writing in English is even worse, but enjoy!!
Na początku nie istniała. Jak cień przytłoczona ciężką, czarną spódnicą jakby z ołowiu. Przepychana między skórzanymi butami oficerów i żołnierzy. Gdy na nią patrzyła widziała niewinność, a może jej iluzję? Na pewno desperację, a raczej rezygnację. Gdy wojna dobiegała końca zdarzyło im się rozmawiać. Wtedy chyba myślała, że umrze, więc otworzyła się, rozlała praktycznie od razu. Jąkała się i oddychała jakby była pod wodą, ale Zorin prawie fizycznie mogła poczuć jej chęć bycia wysłuchanym. Mogła wejść jej wtedy do głowy, wydrzeć zastrupione koszmary chowające się po kątach świadomości jak skopane kundle. Ale nie musiała nawet zadawać pytań, młoda kobieta jej wtedy ufała. A może był to tylko strach przed śmiercią. Obdarzyła ją zaufaniem może przez płeć w poczuciu jakiejś kobiecej więzi, lub w akcie desperacji. Sama nie uważała się za godną takiej dobrej cechy. Jak można tak bezkrytycznie otworzyć się przed osobą, której nie obchodzi nawet strona , dla której walczy? Osobą, która bez skrupułów mogłaby zabić niewinnego cywila? Może Rip czuła, że coś je łączyło. Może była to chęć do życia, albowiem obie chciały żyć, w innych jednak tego słowa znaczeniu. Może czarnowłosa miała nadzieję, lub była na tyle naiwna by wierzyć, że starsza kobieta chcę tego z tej samej definicji, jak ona. Że nadal, mimo wojny chce spełnić marzenia, wrócić do rodziny, zostawić cały ten brutalny militaryzm w tyle, zamknąć go w słoiku, aby zniknął jak płomień świecy bez tlenu. Jednak jedynym czego od życia chciała Zorin było przeżycie, nie doświadczenie śmierci. Sama nie była pewna dlaczego, nie potrafiła dopuścić do siebie możliwości utraty życia. Może po prostu nie miała za co umierać, dla kogo. Nie chciała, aby jej śmierć była bez sensu i znaczenia.
Tamtego dnia w schronie, betonowej skorupie okrytej dudniącą ziemią, na której rozgrywało się piekło Zorin nie myślała o niczym. Chciała walczyć, ale była kobietą.Na domiar złego przez ciemniejszą skórę musiała usuwać się z widoku, więc utknęła z panienkami z BDM. Nie należała ani do armii, a nie do nich.
A gdy opuściły podziemną norę nie łączyło ich już nic. Jakakolwiek więź zniknęła, ponownie stały się nieznajomymi sobie ludźmi. Pojawiła się za to nadzieja, lub coś, co nosiło jej przebranie. Nadzieja bowiem miała być czymś pięknym, pozytywnym, dającym siłę i ukojenie. Zmiana w teoretycznie nieśmiertelną, nadludzką, nieludzką wręcz istotę wydawała się tylko nadzieję udawać. Lecz dokąd sięgała pamięcią Zorin nie utożsamiała się z człowieczeństwem. Czasami nawet czuła się jak zwierzę. Brak szczególnego celu poza zaspokojeniem  podstawowych instynktów, brak kodeksu moralnego i magiczne moce sukcesywnie oddalały ją od ludzkości. Nie miała więc nic do stracenia.
Rip zaś wydawała się człowieczeństwo kochać, trzymać przy sercu jak dogmat, jak dziecko trzyma się matki w czasie ewakuacji, aby nie zgubić się w tłumie spanikowanych ludzi. W kieszeniach czarnej spódnicy, faszystowskiego kaftana trzymała najróżniejsze, zdaniem Zorin, pierdoły. Szmaty, karteczki, sznurki, stare klejące się do siebie landrynki z dodatkiem poszarpanych płatków wysuszonych kwiatów.
Dlatego też nie mogła przestać się dziwić, gdy zobaczyła dziewczynę u boku Majora. Stała przygarbiona w długim,poszarpanym płaszczu, spod którego widać było chude kostki i zniszczone polowe buty. Dziecinne warkocze opadały jej na ramiona, a kosmyki włosów wpadały do szeroko otwartych niebieskich oczu. W rękach trzyma strzelbę.
Jakiś czas później, już po upadku rzeszy, gdy jedynym bezpiecznym dla nich miejscem stał się pokład poduszkowca widziała ją w laboratorium. Miała zamknięte , opuchnięte oczy. Blade, widocznie wychudzone ciało spoczywało bezwładnie przykryte białą ceratą nie poruszało się ani trochę, klatka piersiowa nie podnosiła się. W końcu nie była już człowiekiem. Czarne włosy spływały po stole operacyjnym jak smoła. Przypominała wtedy bezbronne dziecko, chociaż takowym już nie była. Nadal głupia.
to miało mieć zakończenie, ale ono kurwa nie miało sensu i raczej go już nie napiszę,bo mi się nastrój zmienił ✨👍
6 notes · View notes
forthedarkmessiah · 2 months
Text
Wieczór na łące
Rozpoczyna się nieśmiało pierwszy letni wieczór. Zmęczone dwunastogodzinną pracą słońce chyli się ku horyzontowi, zalewając go purpurową posoką. Nie przeszkadza mu w tym najdrobniejszy strzęp obłoku. Złota poświata kładzie się wśród bujnych traw i kwiatów łąki, wydobywając z nich coraz dłuższe cienie. Jest ciepło, nawet bardzo, jak na tak wczesne lato. Od czasu do czasu daje o sobie znać delikatny powiew, przeczesując niewidzialnymi palcami źdźbła. Po wschodniej stronie nieba można dostrzec pierwsze niewinne gwiazdy. Swoją obecnością szczyci nas nadgryziony księżyc.
Lecz my nie przejmujemy się nadchodzącą nocą. Wypoczywamy na dużym kocu w szkocką kratę. Leżysz wygodnie, z rozprostowanymi nogami, wspierając się na łokciach. Spoglądasz niewidzącym wzrokiem w dal, ssąc od niechcenia źdźbło trawy. Ja waruję u twojego boku, z głową złożoną na twoich z lekka kościstych kolanach. Mogę przyglądać ci się ukradkiem, jak marszczysz czoło i wyraźnie się nad czymś zastanawiasz.
– Jesteś tam? – zapytuję ostrożnie i niewinnie. Sprawiasz bowiem wrażenie nieobecnego duchem.
Potrzebujesz trochę czasu, aby oderwać się od absorbujących myśli. Wypluwasz źdźbło i skupiasz na mnie uwagę. Przez chwilę wyglądasz tak, jakbyś zobaczył mnie po raz pierwszy.
– Słucham? Mówiłaś coś? – odpowiadasz pytaniem na pytanie. Twoje wysokie czoło wciąż przecinają zmarszczki.
– Tak. – Biorę głęboki wdech. Moje serce goni jak oszalałe. – Jak myślisz, co czeka na nas tam, za granicą życia i śmierci? Co się dzieje z człowiekiem, kiedy zamilknie jego serce, kiedy krew przestanie płynąć w jego żyłach, kiedy już nigdy nie zaczerpnie oddechu? Jak myślisz, o co tutaj chodzi?
Potrzebujesz chwili, aby znaleźć właściwe słowa.
– Wiesz, czasem zdarza mi się o tym myśleć. Co sądzę na ten temat? Myślę, że każdy dostaje to, w co wierzy i na co zasługuje. Jeśli wierzysz w brak Boga – po śmierci zastaniesz tylko pustkę. Jeśli jednak uważasz, że nie jesteśmy samotni i osieroceni, na pewno spotka nas coś pięknego, coś, czego nie sposób opisać zwykłymi słowami, co nie mieści się w myślach. A co ty o tym sądzisz, mała?
Zagryzam wargi, zastanawiając się nad odpowiedzią. W końcu zdobywam się na odwagę.
– Moim zdaniem, musi istnieć coś więcej. Wydaje mi się, że nie jesteśmy sami. Załóżmy, że nie ma żadnej siły wyższej… To niedopuszczalne, żeby wszystko kończyło się wraz z nami. Wszechświat nie może być przypadkiem, nie może zmierzać ku pustce. To niewiarygodne, aby z człowieka pozostawało tylko wspomnienie. Musi, MUSI być coś jeszcze! – Uch, trochę ponoszą mnie emocje. Oddycham szparko, czuję, jak na moje policzki wstępuje rumieniec. Zwracam ciało ku tobie. – To wszystko nie może dziać się bezmyślnie, bez wyższego celu. Choć możemy tylko gdybać, to ufam, że pewnego razu spotkamy naszych bliskich zmarłych. Wiesz, czuję się bezpieczniejsza, gdy myślę w taki sposób.
Zapada głęboka cisza. Ponownie układam się u twojego boku, wspierając potylicę o twoje uda. Nie sprawiasz już wrażenia pogrążonego w rozważaniach. W pewnym momencie, zupełnie niespodziewanie, unosisz rękę w stronę ciemniejącego nieboskłonu. Sprawiasz wrażenie, jakbyś chciał schwytać coraz odważniejsze gwiazdy.
– Widzisz, mała? – przemawiasz ostrożnie, z rezerwą. – Wszystko jest tak blisko. Zdaje się, że zaciskam palce na niebie. Ze wszystkim jest bardzo podobnie. Wystarczy przytulić się do drzewa, aby odkryć pulsujące w nim istnienie. Wystarczy, że wyszeptamy imiona gwiazd, żeby oswoić wschodzącą noc. Nie bój się chodzić po wodzie – obiecuję, że nie utoniesz. Mała, możesz wszystko, wszystko, czego pragniesz. Piekło ma miejsce wyłącznie w twoim umyśle. Uwierz mi, świat cię kocha. Bóg cię kocha. Nie jesteś tutaj sama, czuwają nad tobą piękne anioły. No i ja, jeśli uda ci się w to uwierzyć.
Podrywasz się nagle, strącając mnie ze swoich kolan. Klękasz obok, chwytasz w dłonie moją twarz. Nasze oczy dzieli kilkanaście centymetrów. Czuję na policzku świeży, tchnący cynamonem oddech. Wpijasz się wzrokiem w moje oblicze.
– Mała, pragnę zadedykować ci wszechświat. Pragnę, żebyś przeszła na drugą stronę tej czarnej, wartkiej rzeki. Proszę, zbliż się do mnie, do mojego serca – chcemy dla ciebie dobrze. Słyszysz, jak szepce nadchodzący wieczór? Carpe diem, moja miła. Nie zapominaj, że posiadłaś w życiu to, co najważniejsze: spełnioną samotność. Od ciebie wszystko zależy. Słodka… – Wciąż nie odrywasz ode mnie oczu, tak, jakbyś chciał zapamiętać moje rysy twarzy na zawsze. – Pragnę, abyś podążała za mną. Żebym to ja podążał za tobą. Czy nie widzisz, że w tym wszystkim obecny jest boży palec? Mała, zanim zaśniemy tej nocy, obiecaj mi jedno: wspólnymi siłami odkryjmy prawdę. Uwierzmy, że jesteśmy silniejsi od złej niemocy. Zaufajmy łzom, które nas przepełniają. Słyszysz, mała?
Nie odpowiadam. Jestem pod znacznym wrażeniem twoich słów. Nie spodziewałam się, że umiesz mówić tak wyjątkowo. Jako że nie znam trafnej riposty, ujmuję w dłonie twoją kochaną twarz. Podnoszę lekko głowę, aby odszukać twoje usta.
Tak. Z pewnością jest coś więcej oprócz martwej ciszy i lodowatej przepaści. Tam, po drugiej stronie, na pewno czeka na nas coś jeszcze. Czy nie słyszymy szelestu kroków na tym nierównym, wyszczerbionym trotuarze? Czy nie czujemy, jak blisko nam do księżyca? Wciąż łykamy łzy, ale są to łzy słodko–kwaśne. Nie wierzymy w ból, nie wierzymy w samotność. I choć przepełnia nas tęsknota za snami, zrozumiemy sens obopólnej egzystencji.
Pora wstawać, mój najmilszy. Słowa są zbyt blisko, myśli – zbyt daleko. Zaraz zapadnie zmrok, nie odszukamy drogi powrotnej. Musimy iść, żeby jutro móc znów się odnaleźć. Nie mamy wyjścia, powinniśmy stawić czoła północy. Jutro tutaj wrócimy, możesz mi wierzyć. Wszystko będzie na swoim miejscu, przekonasz się. Wspólnymi siłami zerwiemy maskę z oblicza miłości. Doszukamy się melancholii, która nas pokrzepi. Trzymając się za ręce, udamy się na drugą stronę świata. I będzie tak, jak zawsze.
Kocham cię, miły. Dziękuję, że mogę ci o tym powiedzieć. Pewnego dnia przebudzimy się w lepszym czasie. Powitają nas piękniejsze pragnienia. Chodź, mój drogi. Pora wstawać… Pora, aby doczekać się jutra. Nie, nie samotność jest nam pisana. Nie. Nasze słowa tętnią zgodnym rytmem. Wzruszenie zaciska się na gardle, łzy napływają do myśli… Dziękuję. Dziękuję, że jesteś tak blisko, na wyciągnięcie oddechu. I niech tak pozostanie. Aż do końca.
Tumblr media
1 note · View note
dzeikobb · 3 years
Text
04.06.2021
Przepracowuję się, tygodnie biegną bardzo szybko. Słuchałem wczoraj, jak Dukaj mówi, że żyjemy w rzeczywistości zapośredniczonej, że nie ma powrotu do świata niezapośredniczonych doczuć. Rano rozładował mi się telefon i nie miałem czasu go naładować (nie miałem siły i czasu też posprzątać mimo próśb A., pralka zacięła się w połowie prania, mokrych ubrań nie zdążyłem rozwiesić, mogłem je tylko położyć na krawędzi wanny, na grzejnikach i na parapecie), jechałem więc do pracy bez możliwości patrzenia w telefon. Założyłem słuchawki i podpiąłem je, udając, że słucham muzyki, żeby mi nikt nie przeszkadzał. Jazda metrem bez zanurzenia w duchu była znacznie dłuższa - na znacznie więcej zjawisk zwracałem uwagę - znacznie więcej myśli przepływało mi przez głowę. Patrzyłem na udającą drewno okładzinę ścian wagonu, na schemat metra nad drzwiami, na twarze i wystające sponad masek nosy kobiet, które jechały ze mną. Zastanawiałem się, jak uratować się przed nieuchronną i nieograniczoną władzą zautomatyzowanych cenzorów, jaka szerzy się w duchu. Czy jedynym wyjściem jest pozbawienie się dostępu do ducha? W dzisiejszych czasach to jak skazanie się na niepełnosprawność i społeczne wykluczenie.
Spłynęliśmy do Warsy jak resztki piw, win i wódek, które wylewasz z rana do zlewu po domówce spływają do okrągłego otworu i znikają w nieznanych, by za jakiś czas połączyć się z Wisłą.
Na after u mnie w piątek wieczór dotarł tylko Ar. Na zakupy w Biedronce wydałem ostatnie pieniądze na koncie - zostało z szesnaście złotych. W domu zdecydowałem, że trzeba zerwać lokatę, choć do jej zakończenia zostały tylko cztery dni. Kliknąłem na "zerwij lokatę" - i aplikacja powiedziała, że można to zrobić tylko w dni robocze od 8:00 do 20:00. Zamurowało mnie. Zdałem sobie sprawę, że nie dam rady zapłacić nawet za wejście na Mroczną. Sprawdziłem, ile mam gotówki w portfelu - początkowo nie mogłem doliczyć się nawet czterdziestu złotych. Stałem osłupiały pośrodku pokoju, a potem zacząłem z niedowierzaniem na głos mówić o sobie, jakim idiotą jestem. Doliczyłem się po chwili czterdziestu złotych w portfelu - w dwóch banknotach i pięciozłotówkach, ale to starczyło tylko na wejście, na napoje czy taksówkę nie zostało już nic. Zacząłem się śmiać z absurdalności sytuacji i mojego zupełnego braku planowania. Szybko myślałem, co robić - prosić kogoś o pożyczenie pieniędzy, obiecać, że zwrócę za taksówkę potem, zapłacić za wejście i nic nie kupować na barze - jednocześnie otwierałem szuflady i pudełka, futerały na okulary - nic nie było. Przewracałem zakurzone papiery na biurku. Mój wzrok padł na stary telegon huawei - nagła intuicja - zajrzałem do kieszonki: w środku tkwiło dwieście złotych w gotówce. Nie mogłem uwierzyć w szczęście głupiego, jakie mi się trafiło. Wydałem prawie wszystko tamtej nocy.
Siedzieliśmy w salonie, piliśmy - on jagermeistera z sokiem pomarańczowym, ja soplicę wiśnia w czekoladzie. Zjedliśmy pizzę. Znowu zacząłem od książek, pokazałem mu Księgi Jakubowe, ale potem się zreflektowałem i przeprosiłem, że zawsze mnie znosi na te same tematy. Powiedział mi, że za dużo przepraszam. Zacząłem zadawać mu pytania. Dowiedziałem się więcej o jego życiu - że studiował ekonomię, zamienił na informatykę, że przed techno słuchał metalu, grunge'u i rapu, jak zaczął chodzić na Mroczną. Mieszka w Warszawie od 2012 - dłużej ode mnie! Studiował na Vistuli. Mówił, że ekonomia była zbyt abstrakcyjna, że nie miała związku z rzeczywistością, że musiał wkuwać nic nie mówiące nikomu modele i teorie. Informatyka i programowanie znacznie bardziej mu odpowiadało, bo mógł nabywać konkretnych umiejętności, zrobić konkretne rzeczy - zrobić stronę, napisać program. Siedziałem na podłodze, on na sofie. Wciąż pytałem go, co sobie życzy, czego potrzebuje, czy chce coś jeszcze zjeść. Patrzyłem na tatuaże na jego nogach, na czapeczkę z płaskim daszkiem, na ostre rysy twarzy pod czarną bródką.
Około północy dotarliśmy na Mroczną. Nie było kolejki, ale ochroniarze kazali nam chwilę poczekać. Zapytali Ar, co go dzisiaj sprowadza. Odparł, że Parallx. Mnie zapytali o dowód. Gdy sprawdzali plecak Ar, odkryli młynek do zioła. Nie przejęli się tym jednak zbytnio, oddali mu i pozwolili nam iść. W szatni spotkaliśmy J. Ar opowiadał mu z entuzjazmem o swojej przygodzie na wejściu.
Mój umysł był znacznie jaśniejszy tamtej nocy. Noc dzięki temu trwała dłużej i pamiętam więcej. Wpadłem na patio na L i M. Były zaaferowane, z plecaka L zniknęła paczka tytoniu, usiłowały ją znaleźć lub ustalić, czy ktoś jej nie ukradł. Sprawdzaliśmy na dziedzińcu-palarni, ludzie patrzyli na nas rozbawieni - nie było. L była zdruzgotana. Próbowałem uspokoić sytuację. Ostatecznie zdecydowały, że pójdą do domu.
W którymś momencie podążyłem za Ar do czerwonego pokoju z poduszkami, na kanapę na antresolce nad schodami na dół. Ar był tam wyjątkowo uprzejmy i podzielił się ze mną. Dziękowałem mu, bardzo tym poruszony, bo sam mówił wcześniej, że ma niewiele i że obiecał już kilku osobom.
Zdaje się, że zmienili lokalizację DJ-ki. Jest teraz w połowie dłuższej ściany prostokątnej sali, wcześniej była pod krótszą ścianą, na końcu sali, co nadawało jej wrażenie podziemnej świątyni. Teraz proporcje - także dzięki zmianie kolorystyki świateł - uległy zmianie, sala zmniejszyła się, nabrała bardziej realnych wymiarów, jest bliżej tego świata, bliżej rzeczywistości. Podszedłem tak blisko DJ-ki w momencie największego uniesienia, że uwiesiłem się prawie na jej ściance. Pod szybką ludzie stawiali wodę i butelki piwa. Unosiłem ręce, wyrzucałem w powietrze zaciśniętą lewą pięść. Raz - dwa - trzy - cztery - pięć - sześć - siedem - osiem. Już niczego więcej nie chcę, tylko móc tańczyć tak w zachwycie do końca wszystkich światów.
Wszedłem do łazienki. Zamknąłem się w kabinie. Zobaczyłem, resztki czego leżą na metalowej półce ponad sedesem. Niewiele myśląc odkręciłem czapkę daszkiem na tył, pochyliłem się i przystawiłem tam nos. Wstrząsało mnie potem ze zgrozy, że zrobiłem coś tak niehignienicznego, że zdolny byłbym wywołać następną pandemię. Mogłem tylko zawierzyć w skrupulatność sprzątających Mroczną i siłę odporności mojego organizmu.
Spędziłem trochę czasu na patio. Padał drobny deszcz. Tańczyłem w tym deszczu, ciesząc się ochłodzeniem. Pojawili się D, S, K. "O, cześć Indica Jones!", zawołałem podając K rękę. Potem zdałem sobie sprawę, że mogłem go pomylić z najlepszym przyjacielem S.
Odnalezienie królestwa niebieskiego
Nastąpiło w Warszawie, w piątek czwartego czerwca roku pańskiego 2021. Odnalazłem je w twarzy młodego mężczyzny tańczącego na patio.
Mroczna jest modelem i próbką królestwa niebieskiego. Inne warszawskie kluby próbowały osiągnąć podobny efekt - nazywając się Niebem, Miłością, Nową Jerozolimą - ale to Mrocznej się udało. To miejsce po czasie i historii. To miejsce, gdzie człowiek nie ma już żadnych potrzeb, żadnych celów, żadnych żądz. To miejsce, gdzie spełniły się już wszystkie marzenia. Na tym patio, o trzeciej nad ranem, w lekkim deszczu na mokrych deskach tańczyłem - a ze mną na podestach, na scenach, wśród kwiatów i świateł tańczyli moi bracia i siostry, wszyscy piękni, wszyscy młodzi, wszyscy uśmiechnięci, spełnieni, odnalezieni, wieczni. Nie byli starzy, nie byli bogaci, nie byli zepsuci, nie odziedziczyli majątku, nie popełnili żadnych zbrodni, nie zniszczyli sobie ani nikomu innemu jeszcze życia. Zasłużyli na to wielkie piękno. Dzieci tego kraju. Dzieci tego miasta. Niewinne i bez historycznej odpowiedzialności. Łagodni i łagodne. Szczęśliwi. Szczęśliwe. Osobliwa fabryka powszechnej szczęśliwości. Nie dla każdego. Nie dla każdej.
Wśród tamtych ścian, pod tamtym kawałkiem jaśniejącego z wolna nieba wypełnił się boski plan, dokonało się przeznaczenie świata. Mroczna to zbawienie obiecane przez proroków, Mroczna to niebo, które sami sobie zbudowaliśmy. Już nie da się piękniej, lepiej, przyjemniej. Nie da się bardziej po ludzku. Na Mrocznej doświadczyliśmy najwyższej godności.
Być może odnalazło niebo jeszcze kilka innych osób - w Berlinie, w Tbilisi, na jakiejś nadbałtyckiej plaży. Myślę jednak, że wszyscy oni znaleźli po prostu przypadkiem zagubiony w zielonych cieniach dopływ Mrocznej. Ja, który doświadczyłem piekła (piekło znajduje się na granicy skóry), tym lepiej wiedziałem, kiedy znajdywałem królestwo niebieskie, obszar doczuć najwyższej wartości dzielonych w najpiękniejszy sposób z Tymi Obok Mnie.
Moja wdzięczność wobec tego miejsca i tego, co było dane mi tam doświadczyć, jest tak wielka, że podejrzewam, że nie doceniliby jej ani menadżerowie, ani właściciele, ani żaden z grających tam artystów, zostałbym raczej wyśmiany za bycie naiwnym, dziecinnym i pretensjonalnym, tak samo jakbym wdzięczność tę ubrał słowa i spróbował gdziekolwiek opublikować, komukolwiek opowiedzieć, nawet gdybym spisał ją na kartce i wcisnął w kopercie w skrzynkę pocztową Mrocznej 38. Każdy zredukowałby to do prostego "naćpał się i pierdoli od rzeczy". W Polsce nie docenia się wdzięczności, w Polsce wdzięczność jest z założenia podejrzana i godna wyśmiania, w Polsce za każdym wyrazem wdzięczności widzi się czyiś interes, w Polsce żadne uczucie nie ma prawa być bezinteresowne.
Co jakiś czas wracałem do szatni, otwierałem szafkę i psikałem się dezodorantem. Za którymś razem zdjąłem bluzę i chodziłem już tylko w samej czarnej koszulce Levi's. Moje dresowe spodnie były nieco za grube jak na tak ciepłą noc.
Pod koniec światła pociemniały, migały szybciej, ledwo mogliśmy odnaleźć się w ciemnościach i tym migotaniu. A. uwiesił się na mnie, ubrany w jasną płócienną koszulę całkowicie odpływał, przymykając oczy. Uściskałem go, poszedłem kupić wodę, wróciłem, podałem mu butelkę, wypił całą, napełniłem ją na nowo w łazience, wróciłem do niego, znowu wypił. Podziękował mi.
Na after zgarnęła mnie nowopoznana A. Poznałem ją przez Ar. Pojechaliśmy do mieszkania niejakiego M, który próbował dostać się na Mroczną około czwartej, ale go nie wpuścili. Miałem wrażenie, że pojechaliśmy na Bródno, a potem zorientowałem się, że jesteśmy na Sielcach. Niezwykle uprzejmi wobec sprzedawcy kupiliśmy sobie po parę piw, niektórzy po soku, po czekoladzie. W mieszkaniu poznałem niejaką K, która wyglądała, jakby wyszła prosto z obozowiska dzieci-kwiatów w 1971 i nieustannie dostawała ataków nieopanowanego śmiechu, sarkastycznego Polaka-Francuza o spojrzeniu jastrzębia oraz G, Gruzina z Tbilisi o czarnych włosach i orlim nosie, który, jak się okazało, spotkał D. na imprezie w Tbilisi w kwietniu. Jaki ten świat mały!
Siedzieliśmy w niemal pustym pokoju, w którym były tylko dwa głośniki, stolik, dwa krzesła i parę kocy, kołder i poduszek na podłodze. Podano mi srebrną tackę; upuściłem ją; węgorze się rozsypały, część poleciała mi na koszulkę; przepraszałem i zacząłem układać je na nowo. Ar stwierdził, że stracił na Mrocznej kartę na ściankę wspinaczkową. Zebrani zaczęli opowiadać o swoich przygodach z kartami; M kiedyś wyciągnął przy płaceniu w sklepie swoją kartę, całą na biało, A przypadkowo dała swoją do zapłacenia mamie, ktoś inny białym pyłem pokryty dowód osobisty czy kartę miejską wyjęli nieopatrznie w metrze czy autobusie. Polecali, by nigdy nie używać w klubach dowodu czy karty płatniczej, zamiast tego: karty lojalnościowe sieci sklepów, okolicznościowe karty podarunkowe, takie, które rzadko wyjmuje się z portfela. Wcześniej rozmowa krążyła wokół wnoszenia różnych rzeczy w różne miejsca. A mówiła, ile może jej się zmieścić w staniku. M opowiadał, jak z kolegą wchodzili na pewien festiwal z majtkami pełnymi blantów. Zdawało im się, że wypadały im ze spodni, ale kiedy sprawdzili, okazało się, że ich blanty są bezpieczne, to innym ludziom wypadały, takie ilości były wnoszone.
Próbowałem mówić do Polaka-Francuza po francusku. Powiedziałem, że j'ai visite Paris apres d'incendie d'Notre Dame. A chodziło mi, że odwiedziłem po pożarze. Powiedziałem, że uwielbiam Prousta i Flauberta. Pochwalił mnie, mówiąc, że wystarczyłoby mi tylko parę lekcji z ćwiczeniami i dobrze bym mówił. Ze zjadliwym uśmiechem nie okazał litości katedrze Notre Dame, przywołując fakt, że na jej odbudowę znaleźli miliardy, a na mieszkania dla tysięcy bezdomnych już nie. Musiałem przyznać mu rację, że coś tu jest nie tak.
Mój nastrój zmieniał się, najpierw żywo i z otwartością opowiadałem M. o sobie i o Hejmatowie, kiedy dowiedziałem się, że on sam jest z okolic Roztocza. Później, kiedy rozmawiał z A., patrzyłem na nich, siedząc po turecku pod ścianą i starałem się nie zasnąć.
Gdy paliliśmy w słońcu na balkonie, Ar dzielił się z wolna swoimi refleksjami na temat ludzi spotykanych na Mrocznej. Że większość z nich to okropni ludzie jednak. Mówił z M., że teraz to już nie to, co jeszcze parę lat temu, że teraz wpuszczają każdego jak leci. Zastanawiałem się, których z gości obecnych na afterze Ar. zaliczyłby jako okropnych ludzi.
Usta, które otwarte były do krzyku, zaciskają się w szczękościsku i przeżuwają gumę. Oczy, które z determinacją zwrócone były w tysiącach w jedną stronę, zamykają się teraz, skupione ku wnętrzu. Pięści, które miały dosięgnąć najwyższych pięter każdego ministerstwa i każdego biura, teraz mogą musnąć co najwyżej betonowy, skroplony z potu sufit i opaść w rozgrzany, nieobecny tłum. Energia młodych ciał, która mogła rozerwać złącza wszystkich systemów, która przez tydzień zamieniła stare ulice w nowy świat, sama zagoniła się w piwnice i rozprasza się w cieple wydechów, w zgięciach kolan, w napięciu ud, w uderzeniach stóp. I żeby nie było wątpliwości - ja jestem wśród nich, wśród tych stóp, pod tymi sufitami. Sam nie wrócę na ulice przecież.
1 note · View note
moikablog-blog · 5 years
Text
Gdy byłam w drugiej ciąży chodziłam dużo po lesie. Myśli przemykały szybko, im głębiej i dalej w las tym większa próżnia umysłowa, tym spokojniej, tym pełniej odbierałam leśny świat..Dziś Nika ma 4 lata i nadal biega wśród drzew w leśnym przedszkolu 😊
Wiele w moim umyśle było miejsca na wyobrażenia i blisko mi było do przyrody. Szłam tropem wielu zwierząt rodzących w lesie, tzn. wyobrażałam sobie, że idę 😊
Zwierzęta szukają zacisza, ciepła, półmroku, postronnego miejsca, by rodzić bezpiecznie. Instynkt przetrwania „gra pierwsze skrzypce”.  
Początek trzeciego porodu spędziłam właśnie z Niką, w leśnym ogrodzie botanicznym, żaby kumkały, był maj gorący i pełen zieleni. Panti urodził się w wannie łazienkowej przy świetle świec i pełni księżyca.
Dziś wpadł mi „w ręce” wiersz Szymborskiej:
Możliwości
Wolę kino.
Wolę koty.
Wolę dęby nad Wartą.
Wolę Dickensa od Dostojewskiego.
Wolę siebie lubiącą ludzi
niż siebie kochającą ludzkość.
Wolę mieć w pogotowiu igłę z nitką.
Wolę kolor zielony.
Wolę nie twierdzić,
że rozum jest wszystkiemu winien.
Wolę wyjątki.
Wolę wychodzić wcześniej.
Wolę rozmawiać z lekarzami o czymś innym.
Wolę stare ilustracje w prążki.
Wolę śmieszność pisania wierszy
od śmieszności ich niepisania.
Wolę w miłości rocznice nieokrągłe,
do obchodzenia na co dzień.
Wolę moralistów,
którzy nie obiecują mi nic.
Wolę dobroć przebiegłą od łatwowiernej za bardzo.
Wolę ziemię w cywilu.
Wolę kraje podbite niż podbijające.
Wolę mieć zastrzeżenia.
Wolę piekło chaosu od piekła porządku.
Wolę bajki Grimma od pierwszych stron gazet.
Wolę liście bez kwiatów niż kwiaty bez liści.
Wolę psy z ogonem nie przyciętym.
Wolę oczy jasne, ponieważ mam ciemne.
Wolę szuflady.
Wolę wiele rzeczy, których tu nie wymieniłam,
od wielu również tu nie wymienionych.
Wolę zera luzem
niż ustawione w kolejce do cyfry.
Wolę czas owadzi od gwiezdnego.
Wolę odpukać.
Wolę nie pytać jak długo jeszcze i kiedy.
Wolę brać pod uwagę nawet tę możliwość,
że byt ma swoją rację. (Ludzie na moście, 1986)
Myślę, że nie ma jednej odpowiedzi..jednego niezmiennego bezpiecznego wariantu takiego samego dla każdej z nas. Są warianty nam bliższe i dalsze, rozwiązania do przyjęcia lub nie do przyjęcia.  
Jesteś Ty, jestem ja, jesteśmy kobietami.  
0 notes
agneswieckowska · 6 years
Text
Mieszkam już kilka lat za granicą i przyznaję, że pewne sprawy w Polsce zaczynają być mi odległe. Tak odległe, że nie będę już głosować w wyborach parlamentarnych i prezydenckich. Ale…..wciąż bardzo mocno identyfikuję się z tzw. małą ojczyzną. W Gdańsku bywam często. Ślędzę w internecie wiadomości dotyczące mojego miasta. Mogę powiedzieć, że nawet teraz jestem bardziej na bierząco ze sprawami Gdańska niż przed wyjazdem. Kocham moje miasto i boli mnie to co się w nim dzieje. Zadziwia mnie również fakt jak można uwielbiać obecną władzę miasta, która co i rusz wypuszcza jakiegoś babola. Ok pominę to milczeniem – w końcu mamy demokrację i każdy ma prawo się wypowiedzieć.
A więc zaczynamy plucie jadem…..
Syf.                                                                                                                         Szwecja niesamowicie zmieniła moje postrzeganie porządku w przestrzeni miejskiej. Podobno i tak jest gorzej niż to było kilka lat temu, ale takiego syfu jaki widzę wychodząc z samochodu pod domem rodziców raczej nie ujrzy się w Szwecji. Wcześniej jeszcze zanim wyjechałam do Szwecji raziło mnie to, że w Polsce wszędzie walają się papiery i inne śmieci po chodnikach. To co przyprawia o obrzydzenie to polskie śmietniki. W tej konkurencji moglibyśmy konkurować z krajami trzeciego świata. Taaa w tej materii nie różnimy się od takich np. krajów arabskich gdzie śmieci rzuca się pod nogi – bo przecież wieczorem specjalne służby to posprzątają. A co tam! Przecież sprzątaczka musi mieć co robić, prawda? Druga sprawa, to brak małych śmietników. Pamiętam, że milion lat temu za czasów znienawidzonej komuny co kawałek był mały śmietnik. Nieważne czy to była ulica Długa czy osiedle na peryferiach miasta. Wszędzie stały śmietniki i nie trzeba było maszerować przez pół miasta z papierkiem po lodzie. Wracając do dużych śmietników to flaki mi się skręcają kiedy widzę wysypujące się z kubłów śmieci bo właściel sknerzy na wywózce odpadów (np. właściciel świetnie prosperującej cukierni na Głównym Mieście). Ten problem kwitnie wszędzie. Wystarczy przejść się po zapleczu ulicy Długiej, a nie wspomnę o osiedlowych śmietnitkach. Do tego wystawki starych mebli. Przecież nie można dowiedzieć się kiedy są wywożone tego typu rzeczy. Trzeba je szybko wynieść i niech sobie tak leżą tygodniami przy okazji niszcząć trawnik.
Psie gówna gdzie popadnie.                                                                                 Tego chyba nigdy nie pojmę. Jeżeli stać kogoś na kundla (nie wspomnę o rasowcach) to chyba stać go również na woreczki na kupy? Co ja mówię! Przecież my, Polacy kochamy w sklepie każdą rzecz pakować w foliową siateczkę. Nie można tej siatki potem wykorzystać na kupę pupila? Aaa no tak przecież ta kupa ma wielkie zęby i palce odgryzie! Zasrane trawniki to standard, ale nie powiem co mnie strzela kiedy widzę zasrane chodniki. W takiej chwili zawsze się zastanawiam czy kundlarze nie widzą tych kup na chodnikach? Jakieś specjalne okulary albo soczewki noszą które wymazują im te kupy z pola widzenia?
Chamscy kierowcy i rowerzyści.                                                                             To jest też temat rzeka. Nie będę wspominać o tym, że czasami trzeba się wepchnąć pod koła żeby cham na czterech kółkach łaskawie się zatrzymał. Nie mogę się doczekać kiedy Polska dojrzeje do szwedzkiego standardu w którym kierowca musi się zatrzymać przed przejściem widząc pieszego. Już widzę te miny chamów za kółkiem. To co mnie też wpienia to parkowanie na chodnikach w taki sposób, że pieszy musi się dosłownie przeciskać między autem a płotem. Na takich to naklejka z karnym kutasem to za mało. Piękna rysa na masce skutecznie by wyleczyła z chamskiego parkowania. I jeszcze jedno. W Polsce wiele osób nie potrafi parkować albo inaczej – parkuje się tak, żeby mieć pół metra na otwarcie drzwi z każdej strony. A to że ktoś już nie zaparkuje bo nie ma miejsca to za przeproszeniem w dupie. Najważniejsze, że ja zaparkowałem.Aaa i Polak potrafi zaparkować dosłownie wszędzie. Chodniki przecież są po to żeby na nich zaparkować, a że stoją jakieś barierki to nie szkodzi. Polak potrafi!
Ludzie którzy zazdroszczą wyjazdu za granicę.                                            Taaa to znają wszyscy którzy wyprowadzili się albo wyjeżdżają do pracy za granicę. Zawsze znajdzie się jakaś menda, która policzy ile musisz zarabiać, że stać Cię na tyle wyjazdów “wakacyjnych”. Zawsze ktoś Ci wytknie, że do Polski przyjeżdżasz zrobić zęby i włosy. Nie kończącym pytaniem będzie czy wyjechałeś na zawsze i czy wrócisz do kraju (a niby do czego wracać jeżeli wciąż jest w Polsce słabo z pracą). Nie wspomnę o tabunach osób, które myślą, że wszędzie to kasa spada z nieba bo tylko w Polsce trzeba się narobić żeby coś zarobić. I jeszcze to mamrotanie, że w Polsce jest piekło tak jakby w każdym innym państwie był raj. Ciekawe jest to, że zazwyczaj takie teksty puszczają ludzie, którzy wcale tak źle nie mają w Polsce i nawet nie pomyślą o emigracji.
Niszczenie zieleni (kwiatki).                                                                     Sztokholm jest bardzo zielonym miastem – inne szwedzkie miasta również. Zawsze mnie zadziwia to, że tutaj rośnie tyle kwiatków i krzewów kwitnących – i nikt tego nie rwie! Rzadkością jest, że dziecko zerwie kwiatek albo listek. Wiele razy byłam świadkiem kiedy rodzic upominał swoje dziecko, że nie wolno zrywać kwiatów z trawnika – a kwiatki były niczyje. W Polsce jeżeli coś rośnie na trawniku to jest państwowe a to oznacza, że można to rwać i niszczyć do woli. Krzew bzu na trawniku osiedlowym? Minuta pięć i jest ogołocony z kwiatostanu. Szczegół, że bez po kilku godzinach w dzbanku więdnie. Szczegół, że na trawniku krzewy sadzi spółdzielnia z opłat mieszkańców. Szczegół, że ten krzew mogła zasadzić prywatna osoba. Jak nie ogrodzone to je moje i mogę sobie narwać do pożygu. Taaa a jeszcze lepiej wykopać albo wyrwać komuś z ogródka pod oknem. To pewnie też państwowe. Bo w naszym kraju wszystko musi być ogrodzone drutem kolczastym, a drut najlepiej pod prądem. Nie wspomnę o dzieciach, które rwą kwiatki pod czujnym okiem rodziców. To gdzie te lekcje przyrody na które uczęszczaliśmy??? Sramy się za przeproszeniem z ekologicznym jedzeniem, a swoich dzieci nie potrafimy nauczyć prostej rzeczy, że nie wolno niszczyć zieleni?
Polak na schodach ruchomych.                                                                                  My Polacy jesteśmy bardzo energicznym narodem. Uwielbiam nas za szybkie pakowanie się do środków transportu. Czas to pieniądz a my tych pieniędzy przecież zbyt wiele nie mamy. W Sztokholmie kiedy widzę, że ktoś pędzi do autobusu albo przemyka po chodniku to od razu wiem, że to może być rodak. Co ciekawe nasza energia dziwnie wyparowuje na schodach ruchomych. Nagle wszyscy mają masę czasu. Stoją takie święte krowy na tych ruchomych schodach – najlepiej parami, tak żeby zatarasować przejście. Przecież nie można stać z jednej strony i odwrócić się do osoby stojącej poniżej żeby sobie popaplać. Nieee trzeba stać obok siebie – przecież nikomu się nie spieszy i nikt nie będzie chciał przejść obok nas.
Dziurawe ulice i chodniki.                                                                                      Nie wiem jak to wygląda w innym miastach polskich ale Gdańsk pod względem dziur w ulicach i koszmarnych chodników mógłby wziąć udział w konkursie na najbardziej dziurawe miasto. To co Wam pokazuję na zdjęciach to ścisłe centrum miasta. Czy tak powinno wyglądać Główne i Stare Miasto? A takie dziury i wyboje są wszędzie – nawet w nowo położonych chodnikach.
Wysokie krawężniki – Gdańsk “przyjaznym miastem dla niepełnosprawnych i matek z dziećmi”.                                                         Jakiś czas temu jedno z gdańskich muzeów szczyciło się tym, że zamontowało rampę dla wózków inwalidzkich. Co to była za “spuszczalnia”, że jak wspaniale Miasto Gdańsk dba o niepełnosprawnych. Ciekawe, że na testerkę wybrano osobę na elektrycznym wózku inwalidzkim. Nie trafiały do zachwyconych tym faktem argumenty, że co z tego że muzeum ma windę i rampy wewnątrz skoro niepełnosprawny nie może się wydostać z domu, a potem przejechać przez miasto. Teraz sobie popatrzcie na te zdjęcia powyżej. Wyobrażacie sobie przejechać na wózku po takich falach i dziurach??? A krawężniki??? My z dziecięcym wózkiem napracowaliśmy się z podjazdami, a wózek osoby niepełnosprawnej? Nie da rady! I to ma być miasto przyjazne matkom z dziećmi i niepełnosprawnym osobom? Teraz wiem dlaczego w Gdańsku nie widać niepełnosprawnych. To nie to, że oni nie istnieją. Oni nie mają jak poruszać się po mieście.
Gówniana woda (dosłownie).                                                                  Słyszeliście jak się teraz nazywa Gdańsk i Trójmiasto? Srańsk i Srajmiasto. A wszystko dzięki gównianej aferze. Podobno Gdańsk ma jedną z najlepszych wód w Polsce (ta w kranach). I jedną z najdroższych. Swego czasu z niedowierzaniem oglądałam spoty reklamowe z szeryfem Gdańska vel Budyń w którym popijał wodę z kranu. Jak się potem okazało ta woda to wcale nie była ta z kranu tylko źródlana z butelki. No co tam ważne, że tabun mieszkańców Gdańska uległ tej wizji. Ja jej nie uległam, a teraz po ostatnim pobycie w rodzinnym mieście jestem wręcz przerażona. Wszystko przez moją Dzidziunię. Jesteśmy wciąż na etapie wyparzania butelek. W Gdańsku po pierwszym wyparzeniu zastanawiałam się o co chodzi, że butelki są całe w szarym osadzie/kamieniu. Po kolejnym stwierdziłam, że już rozumiem dlaczego moja Mama ciągle odkamienia czajnik (w Szwecji jak dotąd ani razu nie odkamieniałam czajnika). Z przerażeniem uzmysłowiłam sobie ile przez te wszystkie lata mieszkania w Gdańsku wchłonęłam kamienia. Pytanie ile osób w Gdańsku ma kamienie które powstały od picia wody z kranu. Teraz się nie dziwię, że firmy sprzedające wodę źródlaną robią fantastyczny biznes. No ale wracając do tematu. Nie wiem czy wiecie ale kilka tygodni temu w Gdańsku miała miejsce duża awaria w przepompowni wody. W jej wyniku do Raduni zostały wylane ścieki. Propaganda w Gdańsku głosi, że nic się nie stało i nawet będzie się można kąpać w Zatoce. Gówno prawda! Normalnie kąpieliska są często zamknięte z powodu różnych zanieczyszczeń, a co dopiero po takiej, gównianej bombie. Najlepsze jest w tym to, że zamiast skorzystać z okazji i wypowiedzieć niewygodną umowę (firma obsługująca wodę zarabia na Gdańsku krocie) miasto stara się o odszkodowanie. No i co z tego, że odszkodowanie zostanie przyznane? Przecież firma ma już w planach podwyżki za wywóz ścieków i prędzej czy później odbije sobie straty – łącznie z kosztami sprowadzenia nowych pomp. Najlepsze jest jednak w tym to, że wielu mieszkańców Gdańska nadal jest zachwyconych faktem, że Gdańsk ma prawie najlepszą wodę w Polsce! Są gotowi płacić krocie za gównianą wodę z kamieniem bądź chlorem.
Cała prawda o Gdańsku.                                                                                             Ile razy przyznam się, że jestem z Gdańska to słyszę masę zachwytów, że w takim pięknym mieście mieszkam. Tak, Gdańsk jest pięknym miastem i ma duży potencjał. Niestety ten potencjał jest powoli niszczony. W ścisłym centrum buduje się molochy handlowe i wysokościowce której sprawiają, że Stare i Główne Miasto jest coraz bardziej ściśnięte. Zaczynam mieć wrażenie, że najlepiej by było wyburzyć wszystkie zabytkowe budowle a na ich miejsce postawić nowoczesne apartamentowce, które pokazują jak miasto się rozwija. W końcu nie można wciąż żyć w średniowiecznym skansenie, prawda?
Zatwierdza się projekty koszmarki, które po wybudowaniu okazują się jeszcze większym koszmarem, ponieważ dziwnym trafem każdy projekt ewoluuje i w fazie końcowej wygląda zupełnie inaczej (kładka na Motławie).
Praktycznie nic się nie buduje w nawiązaniu do starej zabudowy Gdańska. Na siłę wciska się nowe budownictwo które pasuje jak pięść do nosa. Najgorsze jest to, że wielu osobom to pasuje. Gdańsk się przecież rozwija! Nie można wciąż żyć w skansenie! A w czym się niby rozwija? W budowie mieszkań, które albo stoją puste bo zwykłego śmiertelnika na nie nie stać, czy w budowie molochów handlowych? No tak ale dzięki molochom pracę dostaną  magistrowie których marzeniem jest podawanie naburmuszonej paniusi kolejnych gaci.
Nie wspomnę o traktowanych po macoszemu osiedlach otaczająceych Stare i Główne Miasto. Tunel poniżej jest jednym z kilku przez który strach przejść.  Strach iść nim w dzień i w nocy bo nie wiadomo kiedy się zarwie. Często jest zalany wodą tak, że trzeba brodzić po kostki w….no właśnie nie wiadomo w czym. Ten stan trwa od kilkudziesięciu lat bo ciągle nie ma sensu go remontować – “przecież ma być niedługo” zlikwidowany. Inne przejścia podziemne wyglądają podobnie, no może nie grożą zawaleniem ale równie często są zalane.
Do tego możemy dodać gdańskiego “Titanica”, “dziurę wstydu” która już co prawda nie jest dziurą wstydu ale nadal straszy i most syfiastych kłódek czyli  tzw. most miłości. “Titanic” leży sobie na dnie Motławy i nikt nie może zmusić właściciela żeby go wydobył. A co tam, niech sobie leży w końcu które z polskich miast ma swojego Titanica? “Dziura wstydu” już obrosła legendą. Swego czasu przez słabo zabezpieczony parkan wpadł do niej robiący zdjęcia zagraniczny turysta. To spowodowało, że w końcu ktoś pomyślał o lepszym zabezpieczeniu. A gdyby wpadło dziecko? Obecnie dziura jest zasypana ale nadal to wygląda beznadziejnie. Miasto zasłania się tym, że to działka prywatna. Tu też nikt nie może zmusić właściciela do jakiś działań, a pewna gdańska fundacja wywala pieniądze na prowizorkę mającą upiększyć to miejsce – dodam, że tędy codziennie przechodzą tabuny turystów. Wspaniała wizytówka Gdańska, prawda? No i tzw. most miłości. Ten most jakiś czas temu otrzymał przepiękną balustradę. To było naprawdę coś ponieważ most znajduje się zaraz przy Ratuszu Staromiejskim i Wielkim Młynie. Wspaniale nawiązywał do starej zabudowy Gdańska. Niestety ktoś wpadł na “genialny” pomysł zrobienia z niego złomowiska pt. “Most miłości”. W tej chwili nie widać już pięknej balustrady. Widać wyłącznie zardzewiałe kłódki. Nie wiem czy już jest niebezpiecznie oprzeć się o balustradę. Wiadomo – zardzewiałe kłódki równa się zardzewiała balustrada, która w każdej chwili może się zarwać. Ciekawe kiedy ktoś do niej wpadnie i coś sobie złamie. Oby to był zagraniczny turysta bo wtedy będzie natychmiastowa reakcja jak w przypadku “dziury wstydu”.
p.s. tak wiem, że mogę nie wracać i nikt nie będzie za mną płakał.
10 rzeczy które mnie wkurzają w Gdańsku (Polsce). Mieszkam już kilka lat za granicą i przyznaję, że pewne sprawy w Polsce zaczynają być mi odległe.
0 notes
grimangelakum · 7 years
Text
New Alternative Universe Undertale !  Witam cie w nowym AU !
Undertale jest własnością Tobiego Foxa
http://undertale.com/ -prosimy o spieranie autora dalszemu rozwoju arts tycznego.
( seria gier ) Disgaea jest własnością firm Nippon Ichi ( Nis America)
http://www.nisamerica.com/
???? – jest pomysłem GrimAngel oraz Turpistyczna. (grimangelakum.tumblr.com)
Nethertales jest Alternative Universe ( równoległe przed światy ) jest tworzony na potrzeby eventu urodzinowego Undertale dla stron http://handlarz-iluzji.blogspot.com/search?updated-max=2017-09-15T23:42:00%2B02:00&max-results=1&start=6&by-date=false  oraz dla stron https://grimangelakum.tumblr.com.
Opowiadaniu mogą się pojawić przemoc, przekleństwa, Treście obrażające wartość społeczne, przekonania religijne i jak światopogląd oraz głupawki i na pewno brak treść pornograficznych.
Jest to dzieło FanBase Parodii autorki nie mają żadnych korzyść materialny tylko komforty psychiczny i satysfakcje że ktoś przeczytał opowiadanie
Prosimy nie wrzucać bez pozwolenia na inne stronę lub Wattpad. Albo zostaniecie ukarani przy pomoc skarpetek Overlorda Laharda i jego Wasala Etnę .
Jeśli ktoś chcę wykorzystać postaci albo historii do swojego opowiadania prosimy o kontakty przez stronę internetową GrimAngel
Dziękujemy za uwagę i życzymy przyjemne czytania i banana na buzi.
*https://soundcloud.com/phallophobia/disgaea-ost-2-whisper-of-hell 
Ciemne *, mroczne królestwo, ukrywające w swych mrokach najciemniejsze moce i złowieszcze demony, karmiące się bólem i cierpieniem upadłych dusz. Gdzie usłyszysz tylko jęki i lamenty grzejników, morderców, złodziei, gwałcicieli, terrorystów, którzy z własnej głupoty zginęli w imię wierzeń oraz Szalonych Yaoistów i fandomu,* skazanych na wieczne męki, rozdzierającą rozpacz, wżerające się w umysł ofiar oraz memów** internetowych które zalały Internet.
To raj płynący mlekiem i miodem niegodziwości, gdzie złe uczynki to chleb powszedni dla demonów. W tym świecie jest jedna zasada...
                                                 Zabijaj albo Giń!
Nasza historia zaczyna się przy zapomnianym przez demony wejściu, przy samej górze Mt.Ebott, w ludowych przekazach nazywaną " góra samobójców". Tam właśnie pewien nieszczęśnik miał pecha i wpadł do ciemnej czeluści góry, po czym słuch o nim zaginął... Czy na pewno?
Tak się zaczęła Nasza opowieść…..
                                                   Chapter One
                                          Welcome to Netherworld!
                                                     Część I.
W ciemnej, mrocznej jaskini, w złej sławie górze Mt.Ebott, do której ledwie dochodziły promienie słońca, na samy dnie, prawie nie było widać leżącego nastolatka.
- Ymmmm - jęknął chłopiec, który ledwie ocknął się z długiego snu. Przez pierwsze minuty spoglądał na miejsce, w który teraz był, nie wiedział gdzie jest, jak tutaj się dostał . otworzył swoje oczy i zauważył przed siebie ciemną i mroczną Ścieżkę. przewrócił się na plecy, co spowodowało, że przypomniał sobie, że ma na sobie plecak oraz latarkę, która mocno i natrętnie wbija mu się w kręgi kręgosłupa ! Zignorował ból, który przeszywało jego ciało, bo wszystkie części ciała były tak obolałe, że nie potrafił rozpoznać, która część ciała mocniej go boli. Spojrzał w sufit ciemnej dziury, w której leżał, zauważył, że koło siebie ma cztery filary, prawdopodobnie z okresu antyku czy coś w tym stylu... nigdy nie był dobry z historii więc nie potrafił stwierdzić, z jakiego okresu pochodzą te zabytkowe filary. Próbował wstać z małej polanki kwiatów, której nie znał...
Ledwie wstał i poczołgał się w stronę najbliższej ściany, oparł się na lewej dłoni, która z prędkością światła uświadomiła go, że jest złamana. Ból tak był porażający, że jego biedny mózg wysłał najbardziej przerażającą myśl jaka mu wpadła, tylko jedno słowo, bardziej zdanie mu przez usta przeszły – Siostra Faustyna….
- O Boże, jestem następną ofiarą siostry Faustyny !!! - powiedział z przerażeniem nastolatek. Wiedział od samego początku, że kiedyś ta kobieta zrobi mu krzywdę, przerażało go, że on skończy tak samo
jak poprzednie dzieci. Jak Danny, który próbował zaćpać się na śmierć żelkami z Biedronki, a lekarze** nie wiedzieli co robić - ratować dzieciaka czy robić smart fonami fotki dzieciakowi, który zapchał się żelkami ! Albo jak Melanie, która próbowała się zaciąć żelowym mydełkiem Fa przy muzyce Krzysztofa Krawczyka, albo jak Arturowi, który był ukochanym uczniem Siostry Faustyny, co spowodowało, że po ukończeniu liceum ubzdurał sobie, że jest reinkarnacją Hitlera ! Biedak przez 2 tygodnie chodził po Wrocławiu w kostiumie zielonego ogórka, krzyczał, że jest Hitlerem, a z jego komórki leciała piosenka dla dzieci o nazwie „ cztery zielone Słonie”.
Najgorzej miała mała Sara, która nie dawno pojawiła się w sierocińcu Św. Jakuba, malutka po kilku godzinach postanowiła, że musi uciec ! Wpadła na pomysł, że zostanie tancerką Go Go. Na szczęście nikt nie chciał zatrudnić 4-letniej dziewczynki do klubu Go Go. A teraz opiekun socjalny pilnuje małolaty, żeby nie wpadła w gorsze tarapaty albo na inne pomysły tego typu, np. takie jak sprzed tygodnia ! czyli zostać prostytutką w żłobie***….
Im dłużej szedł przez mroczny korytarz, tym bardziej przypominały mu się legendy o „ukochanych” podopiecznych siostry Faustyny. Teraz on został jej pupilkiem ! Najgorszy koszmar każdego ucznia podstawówki lub sieroty Św. Jakuba - w normalnych sierocińcach jak ktoś zostaje ulubieńcem to ma fory u opiekunów oraz nienawiść innych sierot, ale nie w tej placówce! Bo każdy wie, że ta siostra to kłopoty ! Wszystkie dzieciaki***  omijały ją na kilometr, a reszta opiekunów nic nie robiła, bo kto będzie dyskutować z dyrektorką placówki*** ? Przez tą kobietę 5 razy wylądował w szpitalu, 10 razy był zagrożony w szkole, 16 wyjazdów na jakiekolwiek wakacje, wczasy, ferie czy też zieloną szkołę, 27 razy obawiał się o życie…. 38 razy zniweczyła próbę adopcji ! Za każdym razem kiedy nasz bohater miał nadzieję, że wreszcie ucieknie z tego piekła - zakonnica niweczyła te plany i robiła z dzieciaka ofiarę lub wariata, co spowodowało, że już nigdy więcej nie widział potencjalnych rodziców.
W tej chwili już przestał marzyć o normalnej rodzinie, własnym pokoju, małym piesku, rodzeństwie albo planowaniu z rodzicami wakacji lub studiów prawniczych, lub ewentualnie politologii, nie wspominając o normalnym dzieciństwie, którego nie ma i nie będzie miał ! Dwa tygodnie temu stuknęła mu 13-nastka, wraz tortem oraz zwęglonymi prezentami i firankami zniknęła nadzieja, że znajdzie dom, bo nikt nie chce adoptować 13-nastolatków… Wiele razy błagał psychologów i nauczycieli, żeby zgłosili opiece społecznej, żeby go przenieśli do innej placówki lub rodziny zastępczej. Ale nikt mu nie wierzył.. siostra Faustyna tak załatwiła, że wszyscy uważają go za kłamcę i świra. To nie jest tak, że kobieta się nad nim znęca czy bije. Tylko, że jest przykładem przysłowia „dobrymi chęciami piekło jest wybrukowane" , dosłownie! Ma tysiące „dobrych pomysłów”, które powodują katastrofy gorsze od huraganu Irma! Przy niej organizacja ISIS to mały pikuś. Pan Pikuś!
Kiedy ledwie doszedł obolały do końca korytarza postanowił, że jak wydostanie się z tego miejsca to pójdzie do najwyższej instancji kraju i wyjawi prawdę na temat tego sierocińca! Dla dobra innych dzieci całego świata, dla byłych podopiecznych, którzy do dzisiaj mają traumę i najważniejsze - dla samego siebie. Poczuł w sobie tak wielką determinację, że zapomniał o zawodach bólu jakie jego ciało tej chwili rozgrywało***. Doszedł do wielkich otwartych drzwi, było widać po kolumnach piętno czasu, na samym górze kolumn, może bardziej łuków widniał dziwny symbol, chłopak nie potrafił rozpoznać symbolu ani nawet opisać, co dokładnie na nim jest. Chłopiec przez chwilę poczuł na sobie jakiś mroczny oraz nieprzyjemny wzrok. Spojrzał za siebie, ale nikogo nie było. Czuł, że ktoś lub coś go obserwuje.
Bardzo szybko postanowił, że pójdzie dalej bo czuł się zagrożony. Przeszedł przez drzwi i zobaczył następne ciemne pomieszczenia, na samym środku była jasna mała polanka, nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie jeden mały szczegół. Na małej polance były kwiaty, ale nietypowe kwiaty!
- Siemanko! - odezwał się złoty kwiat - jestem Kwiatek (Flowey), Kwiatek kwiatuszek –uśmiechnęła się roślinka.
Chłopiec zdębiał, nigdy w życiu nie widział i nie słyszał, żeby kiedykolwiek kwiaty mówiły ani uśmiechały się, nie mówiąc że kwiaty nie posiadają ust, oczu , nawet nie widział, żeby stokrotka, bo tak się wydawało mu, że może być stokrotką, posiadała twarz. To nie ma sensu, pomyślał, kwiaty nie mają strun głosowych , nie mają organów… może mają, nie wiem, bo z biologii też jestem „noga” .
Flowey przez chwilę słodko spoglądał na naszego bohatera , poruszał łodygą w rytmie nie słyszalnej melodii.
*https://soundcloud.com/mr-flareon33/undetale-floweys-theme
- Hmmm, jesteś tu nowy w podziemiu? –zapytał się kwiatek. Chłopiec instynktownie kiwnął głową.
- Ojejku! Musisz być zdezorientowany - odpowiedział kwiat, który coraz bardziej mu się przyglądał. W tym się zgodził chłopiec w myślach, jest bardzo zdezorientowany, nie wiedział, co odpowiedzieć, przez kilka sekund była niezręczna cisza, było tylko słychać bzyczenie jakiejś pszczoły... normalnie spodziewał by się świerszcza jak w kreskówkach, które oglądał przez dziurkę w drzwiach.
Nagle kwiatek zakłócił nieprzyjemną ciszę – ktoś powinien Cię nauczyć jak tu wszystko działa ! Myślę, że taki koleżka jak ja świetnie się do tego nada. Gotowy? No to lecimy!
Nagle zrobiło jeszcze bardziej ciemno i mroczno a na klatce piersiowej pojawiło czerwone serduszko.
- Widzisz to serduszko? To Twoja dusza, w niej kumuluje się Twoje istnienie ! – powiedział kwiatek, chłopiec próbował dotknąć lewitujące serduszko, które koło niego latało, jak zwyczajna mała pszczoła.
- Twoja dusza jest słaba, ale może urosnąć w siłę jeśli dam trochę LV.
- LV? - zapytał nastolatek, kojarzył Level z gry "Fire Emblem", ale nigdy w życiu, na co dzień czy coś w tym stylu.
- Nie wiesz co oznacza LV**? To oczywiste, to LOVE! – odpowiedział szybko Kwiatuszek.
Chłopcu wydawało się, że ten skrót to chyba nie jest Love i chciał zapytać czy na pewno, gdy nagle poczuł dziwne mrowienie w prawej nodze.
- Może chcesz trochę Love? - zapytał kwiat z niewinną miną. Nastolatek chwilę się przyglądał, jednocześnie próbował ignorować dziwne mrowienie, które wspinało się po jego nodze coraz wyżej, tak jak by coś po nim chodziło.
Kwiatek kontynuował odpowiadanie na pytania, które nie padły. - Nie martw się. Podzielę się z Tobą trochę LOVE! - a potem uroczym uśmiechem mrugnął.
- Brzmi jak rasowy pedofil grasujący w okolicach mojej podstawówki - odpowiedział młodzieniec.
Nagle w powietrzu pojawiły się białe ziarna, które wyglądały trochę niebezpieczne, ale chłopak uznał, że takie ziarna nic mu nie zrobią.
-Spójrz tutaj - pokazał Kwiatek listkami na ziarenka - podzielę się z Tobą troszkę Love dzięki tym malutkim „przyjaznym ziarenkom” . Jesteś gotowy ? No to ruszamy ! Złap ich jak najwięcej !
Nagle ziarenka leciały w stronę chłopca miał właśnie trafić w duszę, gdy nagle chłopiec poczuł straszne ukłucie w nodze, powodujące, że ziarna nie trafiły .
-Hej, kolego, ominąłeś je - powiedział z wyrzutem kwiatek - spróbujmy jeszcze raz, dobrze? – znowu ziarno poleciało w stronę dzieciaka, ale ten walczył z czymś, co atakowało jego ciało. Ziarna znowu ominęły duszę nastolatka!
Chłopiec miotał się i walczył z czymś co dziwnym trafem było pod spodniami i ciągłe żądliło. Po krótkiej chwili upadł na ziemie i z nogawki wyleciała pszczoła***
- Czy to jakiś żart? - zapytał co raz bardziej rozdrażniony Flowey.
- Przepraszam, ja nie chciałem! – odpowiedział dzieciak.
- Czy Twoja czaszka jest pusta? – zapytał wkurzony Flowey który patrzył z politowaniem na dzieciaka.
- Nie, nie , nie - próbował tłumaczyć bohater, Nagle Flowey znowu przywołał ziarnka – KIERUJ W KIERUNKU ZIARENEK!!! Znaczy przyjacielskich Ziarenek – poprawił się Kwiatek.
- Okey,okey nie krzycz ! Postaram się - powiedział chłopiec i się nie ruszał oraz zamknął oczy. Ziarenka powoli kierowały się w stronę bohatera, nastolatek stał twardo na miejscu, gdy nagle przerażając ból przeszedł po całym ciele, upadł na ziemię i otworzył oczy! Zauważył, że lewa dłoń została przebita przez „przyjacielskie ziarnka”, ze świeżej rany wypływała krew, całe jego ubranie było podziurawione, jak szwajcarski ser! Spojrzał w stronę kwiatka, któremu słodka buzia zmieniła się o 360 stopni!
- Ty IDIOTO- powiedział przerażający Flowey, patrząc na chłopca, a potem zaśmiał się złowieszczo - w tym świecie jest jedna zasada ! GIŃ ALBO ZABIJ!
Chłopca sparaliżowało ze strachu oraz bólu. Nie mógł wstać, bo jego rany uniemożliwiały jakikolwiek ruch.
- Dlaczego miałbym przepuści tak wspaniałą okazję ?!
Wokół chłopca pojawiła się paleta ostrych ziaren, tysiące ziaren wisiało nad głową dzieciaka! Młody próbował uciec, ale jego ciało nie współpracowało z nim.
- GIŃ! - rozdarł się Kwiat i okrutnie zaśmiał, palety ziaren leciał w stronę dziecka! Chłopiec modlił się w duszy, żeby ktoś go uratował. Gdy ziarna doleciał, poczuł miłe uczucie i jego rany zostały uleczone. To był cud - pomyślał młodzieniec. Sam Flowey był zaskoczony gdy nagle w jego stronę poleciała ognista kula. Flowey poleciał tak daleko, że nie było widać gdzie oraz na jakie graty wpadł, bo były typowe trzaski i dźwięki z kreskówek.
- Auć - powiedział Kwiatek.
- Co za przerażająca kreatura, torturuje biedną i niewinną istotę… - powiedział tajemniczy głosy kobiety. Nagle z czeluści wyłoniła się kobieta o jasnych włosach z różowymi pasemkami, które były spięte w kok. Była ubrana w czarną suknię z białymi rękawkami oraz coś, co wyglądało jak pelerynka ze skóry czy coś w tym stylu.
- Och nie bój się, moje dziecko - powiedziała niewiasta, która szybko pomogła mu wstać. Chłopiec bardziej jej się przyjrzał i zauważył, że ma spiczaste uszy a za nimi szare rogi! ROGI!
- Mam na imię Toriel, jestem opiekunką tych ruin - powiedziała, a potem mocno przytuliła bohatera. Chłopiec został zmiażdżony przez wielki biust,a coś ostrego i skórzanego wbijało mu się w brzuch, co powodowało że nie mógł łapać powietrza.
- Eaeaaa po.. .eeee ....powietrza..- wykrztusił bohater. Kobieta puściła go i uśmiechnęła do młodzieńca.
- O, przepraszam, słoneczko - dopiero teraz Toriel zauważyła, że tak mocno przytulała chłopca że biedaczek zrobił się czerwony jak pomidor w pełnym słońcu, delikatnie odłożyła go na ziemię. Czasami Toriel zapominała, że ma taką wielką siłę, że jak przytula to nie tylko dusi piersiami, ale jeszcze podnosi ich do góry „swoje ofiary troski”.
- Przychodzę tutaj każdego dnia, żeby zobaczyć czy ktoś nie spadł ze świata ludzi. Dziecinko moja, jesteś pierwszym człowiekiem od wielu lat, który pojawił się w ruinach. Chodź, moje dziecko - pokazała Toriel drogę przed siebie - proszę, chodź ze mną, zaopiekuję się Toba – a potem spojrzała za siebie i delikatnie uśmiechnęła do dziecka. - Oprowadzę bezpiecznie przez ruiny. Proszę tędy, słodziutki – i pokazała drogę tak, jakby chciała, żeby chłopiec natychmiast podążył za nią, odwróciła się w stronę drzwi i zniknęła za nimi. - chwila! Co miałaś na myśli mówiąc „ ze świata ludzi”? - zapytał młodzieniec, ale nie dostał odpowiedzi. Rozejrzał się wokół, szukając Kwiatuszka oraz tych gratów, na które może Kwiatuszek wpadł, bo trzeba jakoś wyjaśnić skąd się wzięły te kreskówko we hałasy, które dobiegały nie wiadomo skąd, ale nic nie widział w tych egipskich ciemnościach. Było pusto jak portfelu studenta pierwszego roku studiów filozofii. Nagle uświadomił sobie, że został sam i – proszę pani, proszę poczekać na mnie - spanikował i szybciej biegł za Toriel, nieświadomy tego, że od momentu spotkania Flowey ……….życie diametralnie się zmieni na zawsze.
Nareszcie , przybyła siódma dusza, nie mogłem się doczekać tego dnia! Liczyłem każdy dzień, każdą godzinę i minutę, żeby pojawiła się moja upragniona siódma duszyczka… 
                                             Bohaterowie, 
                                                  Anioł, 
                                         Demon Oraz Bogowie
                        Nie macie pojęcia jaki ja wam los zgotowałem.....
 Mmmmyhhh.... Muah ha ha ha haha Tfuu ech ech czy to mucha?! 
Jaki cudem ona mi w leciała do ust? Bleeeee, ohyda, dajcie mi wodę! Zaraz zacznę rzygać, jakie to gorzkie, bleeee, niedobrze mi jest kiedy o tym myślę……
Next chapter to soon....
Czas na przepiski czyli wszędzie gdzie są gwiazdki :
link- Przy czytaniu tej fragmentu zaleca słuchanie melodii „Whisper of Hell” z gry Disgaea: Hour of Darkness- grę gorąco polecam! Można grać w nią ps2, psp oraz na komputerze.
** Yaoistki-bo one najczęściej tworzą ciemną stronę fandomu, tworzą na siłę okropne shiping postaciami które normalnie NIE MAJĄ PRAWA BYTU! To powodują że wiele normalnych fanów zastanowią się nad popełnieje samobójstwa przy pomocy kartki papieru A4, a jak wiecie ciężko jest poderznąć gardło taką kartą....- Kochaj Fanów bo tak głupi sposoby odchodzą….
*** Według wielu wierzeń legend - memy internetowe to dzieło Gimbusów co tak naprawdę to dzieło znudzonego Szatana który z rozpaczy że nie obejrzy polskie telewizji „Mody na Sukces” tworzył memy…
***Tego dnia wielu lekarzy umarło ze śmiechu ,a niektórzy stracili pracę L
*** Nikt małolacie nie wyjaśnił czym zajmuję prostytutki, młoda myśli że zawód prostytutki to robienie z lodów śmietankowych w lodówce i podawanie klientowi stroju Loli…
6 Dzieciak panicznie boją Siostry Faustyn i wiedzą że każdy pupil przyciąga absurdalne kłopoty. mówiąc krótko dzieciak ma Przejebane!!! Dlatego omija pupili dla bezpieczeństwa oraz życia.
*** Nikt nie wie co za debil dał jej taką funkcje, niektórzy opowiadają że jak ks. Augusty zjadły pomidora to nagle dostał zawał po zjedzeniu Donata z cukrem pudrem…
**** Na ten moment zawodów jest ciężka rywalizacją między lewą ręka kręgosłupem, nerki założył zakład buhmaterski ma niezły utarg bo wszystkie czerwone krwinki biorą udział zakładach buhmaterski. Nie pytajcie mnie tylko nerki o.O”
link 2-  Undertale Your Best Friend (Flowey Theme)- ta melodia sama przychodzi do głowy jednocześnie powoduje że wyżera ci się w czaszkę jak piosenka Duck Tales z lat 80... Help meeee!!!
** 1 dla pszczoły 0 dla bohatera :D nikt nie pokonał Pszczółki Maj-jest przyczołga wersją Mariusza Pudziana i John Cena.
0 notes