Tumgik
#szacun
fujimen · 1 year
Text
zgubiłaś mi się moja mała Małgorzatooo
0 notes
drawing--4--fun · 10 months
Text
Tumblr media Tumblr media
There are 2 ways you can go about making a Polish Spiderman....
The first one is obviously inspired by folklore (a costume from Łowicz to be specific). I imagine she's a typical protagonist type - energetic and fun-loving, but with a strong sense of justice. She goes around saving her small town in a Sailor-Moon kinda way.
(zrobiła swój kostium sama, wykorzystując strój z zespołu tańca ludowego, do którego należała i rękawiczki z komunii xD)
Kamil is a typical Polish dresiarz. His universe is more dark and gritty... I suppose he's more of an anti-hero, beating villains up to gain szacun na dzielni. He's grown up in a difficult environment but he's trying to do good, in his own way.
107 notes · View notes
myslodsiewniav · 11 hours
Text
29-04-2024
Dzień dobry, pamiętniczku. Uczcijmy minutą ciszy mój raz-do-roku-manikjur. Ciiii~~~~~~sza. Wczoraj bezwiednie, tworząc projekt, odgryzłam całą emalię z paznokci (z jednego całkiem, z kilku częściowo). Ech. Ale na wakacjach miałam piękne pazy i czułam się jak dorosła, zadbana kobieta. xD
Dziś źle spałam - chyba jednak, cóż, jestem chora. Zanim dostanę leki na ten pęcherz mam czekać na wyniki posiewu - w lepszym scenariuszu będą dziś wieczorem, w gorszym jutro wieczorem. Ech. Jadę na lekach przeciwbólowych, clotrimazolum i akceptacji zbyt częstych wizyt w WC (a przez to słabego snu).
Wczoraj byłam tak przebodźcowana, że nie uszyłam tego projektu. Ech. Wpadałam z jednej króliczej nory w drugą, rozkojarzenie maksymalne, ale o tym zaraz.
Wczoraj na zajęciach, przez te 8h, mieliśmy zarazem pierwsze i przedostatnie spotkanie z prowadzącą jeden z przedmiotów. MEGA babeczka. Imponuje widzą, imponuje doświadczeniem, budzi zaufanie tym, że w życiu od 20 lat zarabia na tym czego nas naucza (kolejna nauczycielka, która zaczyna znajomość z grupą od "drodzy państwo, jestem wciąż szkolącym się praktykiem." i to tak bardzo czuć, tak bardzo różnią się te zajęcia praktyków od pracowników stricte akademickich, ech, bardzo mnie to cieszy, bo czuję vibe w jakim ona na co dzień pracuje, jaki sama znam z pracy czy z rozmów z pracującymi znajomymi). Imponuje również sposobem przekazywania wiedzy i takim brakiem nadęcia: totalnie bez problemu odzyskuje naszą pełną uwagę, gdy ma coś ważnego do powiedzenia, ale też z przyjemnością pozwala nam na burze mózgów do której się włącza z humorem, podrzucając pomysły, zadając trudne pytania czy pozwalając na dygresje. I z tych dygresji też potrafi wyciągnąć wnioski i włączyć je jako przykłady do prezentowanego tematu. Mi imponuje jeszcze jedną rzeczą: to był nasz pierwszy 8h blok ćwiczeniowy i zarazem przedostatni (za miesiąc kolejne 8h), bo zbierając zgody na indywidualny tryb nauczania itp dowiedziałam się, że ta Pani poza byciem znakomitą profesjonalistką w swojej dziedzinie i mamą (jej dwa główne zawody, szacun, że tak fajnie o tym mówi <3) jest również nomadką. Od stycznia do teraz jej bazą była południowa Azja (dlatego miałam problem, by się z nią złapać :P). OMG marzę o takim żyćku i podziwiam osoby, którym się udaje tak żyć. Jednak fakt, że pani NIC nam o tym nie powiedziała prezentując się też dał mi ogląd na jej profesjonalizm w temacie. Świetna babeczka.
Jednak mimo wszystko intensywna dawka wiedzy, praca kreatywna, przez 8h, z trzema przerwami dała się we znaki. Byłam bardzo zmęczona. Ale - co fajne - znowu uparłam się, żeby wynieść z tych zajęć jak najwięcej się da, czynnie uczestniczyłam w burzy mózgów i to znowu się opłaciło. Po zajęciach pani prowadząca powiedziała, że tym kilku aktywnie uczestniczącym w zajęciach osobą daje 5. Dostałam 5! I jeszcze przegadałam z nią kwestię zaliczenia przedmiotu - nie muszę zaliczać sama, mogę skorzystać z tego co wypracowałyśmy na zajęciach w grupach maksymalnie 3 osobowych. Rzecz w tym, aby to później merytorycznie zaprezentować - jeżeli będę mogła to będę prezentować, a jeżeli nie będzie mnie to biorę na siebie graficzne sklejanie prezentacji. I na razie to tyle, ale na pewno wrócę do tematu tego przedmiotu, bo widzę go bardzo "moim", czuję to, to Project Management, ale też dotykamy bardzo nowego, dopiero od 2 lat akademicko nauczanego, badanego i wyodrębniającego się zagadnienia Employer branding.
Ciekawi mnie to. Zobaczymy jak to zagadnienie (i badania nad nim, kierunek w jakim pójdzie eksploracja tematu) będzie stało za 2 lata, ale póki co przykleiłam sobie do notatnika jarzeniowo-żółtą karteczkę w miejscu tych zajęć. Na kartce napisałam "Pomysł na pracę dyplomową: EB + AI" - zobaczymy, brzmi spoko, wymaga skonsultowania i sprawdzenia czy za te 2 lata temat nie umrze, a mi zajaranie nie zwietrzeje.
To zaskakujące jak inaczej jest studiować mając te 30 lat na karku i wiedząc co się lubi, gdzie są mocne strony itp. Wszędzie widzę dla siebie szanse, albo dość szybko rezygnuje z tematów, które wiem, że mnie nie jarają. Gdybym miała taką samoświadomość i wiedzę, doświadczenie mając 19 lat... Kurde, tyle nerwów bym zaoszczędziła!
ANYWAY - na ćwiczeniach pracowałyśmy w grupie nad Case Study. Mogła to być firma (mała, duża, średnia; istniejąca, upadła albo taka, którą chcemy założyć; o zasięgu międzynarodowym lub krajowym itp), organizacja pozarządowa (NIC o mechanizmach takich organizacji nie wiem, więc nawet nie wiedziałabym od czego zacząć, jak szukać plusów i minusów - ten temat wymagałaby researchu w tym obszarze od absolutnych podstawowych definicji i konstrukcji) albo inne przedsięwzięcie... i tu mi wskoczył pomysł, zapytałam na forum "A czy może to być event?" - za pytanie dostałam pochwalę i propozycję by ze swoim projektem iść w tę stronę, bo takich projektów jeszcze nie było na tej uczelni na zaliczenie tego przedmiotu (i oczywiście temat podłapało kilka osób z grupy, więc mamy kilka grup, każda opowiada o evencie).
Ech. Potem był etap eliminacji tematu, który chcemy omawiać (ja miałam dwa pomysły na eventy, potem doszedł trzeci, ale wolałabym, abyśmy zadecydowali demokratycznie w grupie i zrobiły burzę mózgów). Trochę to trwało. W końcu doszłyśmy do zgody, omawiamy jeden, coroczny festiwal i jego problem. Podzieliłyśmy się pracą, ale co godzinę zajęciową okazywało się, że prowadząca wprowadza nowe zagadnienie, nowy aspekt względem którego oczekuje, że poddamy analizie naszą wybraną firmę/organizację/event. I znowu trzeba było dzielić się pracą i szukać.
Ech. Szukanie było spoko. Rozmowy o projekcie były spoko, tylko ten szum, głośność i wiele rozmów przy wielu stolikach doprowadził mnie do bólu głowy. No i do tego nasza grupowe koło wzajemnej adoracji "cool kids" z ostatniej ławki (bo ze mną studiują bardzo młodzi ludzie, a niektórzy z nich nie ogarniają, że studia to nie liceum i próbują przemycić szkolne standardy np: siadanie w ostatniej ławce by się kitrać przed facetkom i gadać wtedy, gdy facetka "nie zauważy" czyli wtedy, kiedy sama zaczyna coś mówić - to cholernie przeszkadza, takie buczenie z pogłosem, a na pytania "drodzy państwo, coś chcieliście dodać? Przeszkadzacie mi w prowadzeniu zajęć, a nie wiem czy czekacie, aż oddam wam głos czy po prostu chcecie wyjść, omówić coś prywatnego? Czy robimy przerwę?" - oni też tego nie kminią, nie widzą w tym partnerskiej, uczciwej propozycji, a jedynie reprymendę. Zachowują się jak przyłapani szkolniacy, prostują się w krzesłach, ręce chowają pod blatem stołu i wypalają "my nic nie mamy dodania, nic się takiego nie dzieje", ech i za raz buczą dalej, gówniarzerskie to strasznie).
Ech. U "cool kids" co zjazd od jakiegoś czasu dzieje się coś, co łatwo wyczuć, bo napięcie furkocze pod sufitem. Jest to czytelnie nie tylko dla mnie, ale już słyszałam o tym od innych osób. Więc chyba tak, jak mi się wydawało, oglądamy coś bardzo młodzieńczego, co dla kogoś może mieć finał piękny, a dla kogoś innego tragiczny. Otóż dwie laski rywalizują o względy jednego chłopaka - tego, który podczas pierwszego zjazdu spontanicznie usiadł ze mną w ławce (przede wszystkim jest BARDZO przystojny, a tamtego dnia dał się poznać jako bardzo miły, pomocny, czarujący, chociaż też bez skrępowania arogancki i pyszny - miałam flashbacki do swojego pierwszego dnia studiów architektury, gdy NAGLE wybrał mnie z tłumu najpiękniejszy chłopak na roku, siedział ze mną, z nikim innym nie rozmawiał poza mną, a budził zainteresowanie absolutnie wszystkich... no i skończyło się to bardzo skomplikowaną i ostatecznie niezbyt miłą relacją, która jednak miała na moje życie olbrzymi wypływ). Pomyślałam wtedy, że luz, podobny schemat, ale inni ludzie, inny czas, nowe rozdanie, nie ma co się nastawiać źle. Ale jeszcze tego samego dnia, po 10h zajęć, podczas ostatniego bloku ćwiczeniowego, chłopak potem mi nieco podpadł (stereotypowe myślenie o ambicjach i rolach płci w społeczeństwie min. kobieta nie powinna zarabiać, ani marnować czasu na naukę, ani w ogóle nie powinna robić nic co "niemoralne", lepiej, aby dbała o dom, porządek, gotowanie i wychowanie dzieci - OŁ NOŁ, weszłam z nim w polemikę na forum grupy, bo to były jego wnioski na temat wspólnie oglądanego na zajęciach filmu. Zupełnie inne wnioski wyciągnęłam z prezentowanego na ekranie życia bohaterki, która najpierw pracowała ponad siły w domu publicznym, która została pobita i wyrzucona z pracy za zajście w ciążę z klientem, a która znalazła dla siebie i dziecka bezpieczne miejsce do życia, pracę, wsparcie; która zarabiała codziennie na utrzymanie siebie i dziecka swoim talentem, która miała frajdę z wykonywanej pracy, która była wspierana przez patchworkową rodzinę i która dawała innym członkom tej rodziny wsparcie min. podczas jednej sceny rozlewając zupę do misek - a podczas wielu innych scen widzieliśmy ją podczas tańca, który dawał jej frajdę) i który - zaskoczenie - ostatecznie chyba będzie moim współpracownikiem (Chyba o tym pisałam, 2 tygodnie temu wstępnie weszłam z nim w negocjacje względem biznesu, który planuję rozkręcić, bo okazał się być bardzo kompetentny w obszarze, którego ja nie czuję; Oddzwonił do mnie, uprzejmie odpowiedział na masę pytań, tak zawodowo i pracowo zdaje się być bardzo dobrym współpracownikiem - nie wiem w sumie jakie jest jego stanowisko wobec mnie i czy o tym co ze mną omówił w ogóle powiedział swojej grupce przyjaciół? Wcześniej nad tym nie rozmyślałam, nie wiem jak jest, teraz o tym pomyślałam... ale w sumie jeżeli te dziewczyny wiedzą o naszych ustaleniach, to może to poniekąd tłumaczyć ich zachowanie wobec mnie. Takie trochę wrogie? Takie z rezerwą? A może po prostu tu już jest ta przepaść wieku odczuwalna i zwyczajnie mnie nie lubią, tak charakterologicznie? Nie wiem. Trudne to mimo wszystko jest dostawać ostracyzmem w grupie, ech, a od nich to czuję...).
No więc są dwie dziewczyny i ten chłopak. Chłopak piękny i kompetentny. Do tego markowo i modnie ubrany zawsze. Każda z dziewczyn ma inny styl ubioru, inny typ sylwetki (skrajnie różne), inny vibe i inne kompetencje. Jedna jest na tych studiach, bo w sumie nie wie co chce studiować i czy chce studiować. Skończyła szkołę średnią i poszła jak resztą rówieśników na studia do dużego miasta. Dla niej ważniejsze niż wiedza jest możliwość spotkania rówieśników (wiem, bo o tym mówiła na zajęciach). Druga dziewczyna jest troszkę starsza (i bardzo lubi o tym przypominać), to jej drugie studia, bardzo ambitna i bardzo wygadana. Dobrze zarabia, pracuje na odpowiedzialnym stanowisku w korpo. WIE po co przyszła na te studia.
Miałam okazję współpracować w poprzednik semestrze z każdą z nich. Pierwszej trzeba było wyjaśniać jak pracować, streszczać jeszcze raz clue tematu zajęć, wyjaśniać o czym dotąd były zajęcia, dokładnie wyjaśniać czego się od niej oczekuje, a z drugą robota szła jak burza. Migiem. Porozumiewałyśmy się hasłami, celnie realizując zagadnienia. Naprawdę czułam, że ona akurat zarządza sobą i ludźmi w grupie świetnie. Do tego zupełnie nie ma tremy przed wystąpieniami publicznymi, błyskotliwie myśli, pytania wykładowców traktuje jak zaproszenie do dyskusji, nie traktuje ich jak nagan (jak ta pierwsza - ta pierwsza to taki przestraszony króliczek, który nie rozumie co robi, po co to robi, czego ktoś od niej chce. Też się z nią utożsamiam, bo pamiętam jak taka byłam podczas pierwszego roku studiów ever). Proponowałam nawet, żeby została starościną, bo moim zdaniem ma wszystkie kompetencje ku temu, ale... ech. Ona nie chce. I nadal xD nie mamy starosty/starościny, hahaha, anarchiczna grupa na uczelni.
O ile przez pierwszy semestr jeszcze ludki wybadywały grunt i ludzi, każdy był niepewny i bardziej zajmował się swoim interesem, o tyle teraz już wjechał aspekt akceptacji w grupie, przez to ta błyskotliwa dziewczyna jakby... straciła błyskotliwość. Dostosowała się do tej pierwszej. Przedtem na głos dyskutowała (min. ze mną) pomysły, dawała hipotezy, wysuwała bardzo celne wnioski. A teraz dostosowała się do cichego szeptania z "cool kids" podczas ćwiczeń w ostatnich ławkach. Teraz nie wyciąga już wniosków, tylko prostuje się gwałtownie na krześle z dłońmi na udach i daje durne wymówki jak wykładowca zwróci uwagę, że gada.
Trochę to przykre...?
Trochę szkoda?
Bo to trochę tłamszenie własnego potencjału...
Bo kolejna sprawa - właśnie ten chłopak. ZAWSZE te dwie dziewczyny siedzą po jego dwóch stronach i trajkoczą szeptem. Do niego. xD Go nigdy nie słyszę, ale one napieprzają na zmianę jak najęte, a ten ich szept jest coraz bardziej wysoki i nerwowy. Zabawne (i wkurzające też) jest to, że on ledwo co mówi. A wywołany do odpowiedzi jest tak cholernie kulturalny, grzeczny, czarujący i grający na zwłokę (ale dzięki temu zawsze wyratowuje się z sytuacji), że od kilku zjazdów, kiedy tylko gość się odzywa zauważyłam, że inne osoby, spoza grupy "cool kids" przewracają oczami. xD Serio, on otwiera budzie mówiąc jak bardzo powoli i bardzo grzeczne, bardzo okrągło, bardzo wręcz książkowo, jak jakiś Pan Darcy z czasów regencji "Rozumiem, że chce pani, abym zreferował w podpunktach zagadnienie XXX? Jak najbardziej mogę to zrobić. Zacznę, jeżeli pani pozwoli, od aspektu, który najbardziej przykuł moją uwagę i który wymaga głębszego zastanowienia według mnie..." - a połowa sali wywraca oczami, albo ledwie powstrzymuje uśmiech. Wydaje mi się, że to nie jest mimo wszystko szydera, że to bardziej taki próg zwalniający tej naszej dyskusji. Coś takiego, że wszyscy wiedzą, że coś jest INACZEJ. Robi się nagle poważniej, przesadnie grzecznie i wolniej, a napięcie rośnie, bo chodziło przecież o kilka haseł, jedno zdanie, a dostajemy ich w nadmiarze. Niemniej, biorąc pod uwagę moją ostatnią rozmowę telefoniczną z nim (merytoryczną i naprawdę w porządku) mam teraz wobec niego o wiele więcej ciepłych uczuć - może jest po prostu na spectrum Aspergera? Bo to jak on mówi to na 100% nie jest fałsz, ani trolling. To jego styl wypowiedzi. Potrafi szybciej i mniej "w stylu okresu regencji", ale tak naprawdę trudno mieć do kogoś pretensje, że używa poprawnej polszczyzny i mówi pełnymi zdaniami.
Jestem na chłopaka bardziej otwarta teraz - okaże się jak ta znajomość się potoczy.
Anyway - wydaje się, że chłopak jest bardziej zainteresowany tą "błyskotliwą", można powiedzieć, że wczoraj widzieliśmy, że obydwoje są zainteresowani tą relacją. Chichranie, spojrzenia itp. Ale czuć przez to jeszcze mocniej napięcie i wzmarza się buczenie ze strony ten pierwszej dziewczyny i zaangażowanie w imbienie całego grona "cool kids".
[Jak zaproponowałam tą błyskotliwą na stanowisko Starościny, ona od razu wyznała, że mogłaby być zastępcą, że lepiej, aby Starostą został ten "przystojny" chłopak... i być może koleś ma kompetencje, nie wiem niestety, nie miałam okazji z nim współpracować, po prostu nie wykazał się do tej pory ani inicjatywą, ani działaniem w obszarze kontaktu z wykładowcami czy dziekanatem. On sam nie odpowiedział nic na tę wysuniętą kandydaturę, potem na niego głosowała cała grupka "cool kids" i tyle...]
To taka grupka, co patrzy na resztę z wyższością, daje znać, że dużo fajnych rzeczy wspólnie robi po zajęciach i wokół której skupia się reszta trochę biernie obserwując ich animusz. Ech. Czuć taką szkolność.
Ja zostaję więc outcasterem, mam swoje sympatyczne koleżanki. On też nie czują się zaimponowane opowieściami kto i ile wypił czego, a jedna - ta moja ulubiona gotka <3 - sama z siebie zauważyła, że kurcze, nie rozumie dlaczego ta "bystra" dziewczyna z nimi trzyma, że przecież taka fajna była, takie ma doświadczenie, tak była odważna (gotka ją za tą odwagę i szybkie, merytoryczne riposty podziwiała - sama jest posrana z tremy jak ma się odezwać) a teraz jakby cofnęła się w rozwoju, jakby stłamsiła swoje najlepsze cechy.
No. Jak wczoraj opowiedziałam mojemu chłopakowi, że na zajęciach było głośno, ale ciekawie, to tylko się uśmiechnął "Niech zgadnę, fan club tego chłopaka?". xD No, chyba jednak narzekałam na ich buczenie podczas zjazdów częściej niż myślałam.
Poza tym... Wracając.
Nie mieliśmy z kim zostawić pieska na weekend. Też dłuższa historia - miała być u moich rodziców do dziś. Ale moja siostra potrzebowała opieki nad swoim pieskiem, bo robili test górski: zabrali swojego 8-mio miesięcznego synka na pierwszą wyprawę w g��ry by sprawdzić czy w ogóle planowanie wyjść/tęsknienie za górami w najbliższym czasie ma sens. Bardzo za tym tęsknili obydwoje (od jakiegoś czasu to ich wielka pasja). Oczywiście marzyli o tym, żeby zabierać misia na szlak, ale wiadomo, nic na siłe, rzeczywistość zweryfikuje czy to możliwe. Bo dotąd młody sypiał i im dawał spać tylko w domu. Kiedy wyjeżdżali do dziadków (ze strony Szwagra) noce były nieprzespane dla całej trójki. A dziecko w ciągu dnia było bardziej nerwowe, wymagało więcej uwagi, co budziło więcej stresu i tak dalej. Więc po co sobie i młodemu fundować stres? Ech. Dlatego chcieli sprawdzić jak im wyjdzie... I dla tego zakładali najgorszy scenariusz: młody ryczy, wierci się, trzeba się zmieniać w noszeniu go, oni zmęczeni w opór i do tego piesek ciągnie i wymaga uwagi. Dlatego potrzebowali oddać pieska moim rodzicom pod opiekę. A moi rodzice sami z dwoma psami na spacerku to zły pomysł, nie mówiąc o tym, że pieski mogą zacząć walczyć o dominację itp. Ech... Postanowili, że jadą w góry, opłacili hotel, wszystko zaplanowali, rodziców poinformowali, że jadą i że ich piesek zostaje u bapsi i psiadka na weekend... Nie mówiąc tego nam - myśleli, że wrócimy z wakacji i weźmiemy psa, bo oni ciągle jakoś nie przyswajają, że nasze studia zaoczne to najczęściej 12h i 12h w dwa jedyne wolne dni, często na uczelni stacjonarnie (w tym semestrze). Że nasza sunia po prostu nie ma z kim wtedy wyjść na spacer i z tęsknoty może zacząć szczekać, co może odpalić znowu sąsiada z dołu... i zgotować nam więcej problemów do zmartwień, stresu i zburzenia poczucia bezpieczeństwa.
Eh... No ale kminię. Rozumiem, że oni też potrzebują tego wypadu w naturę - inaczej zwariują, dla nich góry to paliwo do żyćka, rozumiem to. Dlatego w piątek jechałam po psa do rodziców (a nie jak planowałam przed wyjazdem na urlop - odebrać ją dziś, w poniedziałek, po zjazdowym weekendzie, po pracy). Tęskniłam za małą - to fakt, wykochałam ją bardzo, cudowna kruszynka <3 (w ogóle zobaczenie jej po tylu tygodniach i takie trzeźwe spojrzenie na tego malucha było ciekawe: jest większa niż mi się wydaje być, a jej futerko jest znacznie bardziej mięciutkie niż można zkładać - wydaje się mieć bardziej szorstką sierść, a wciąż jest puszysta i aksamitnie gładka), fanie było się spotkać z rodzicami, ale wróciłam też zmęczona...
Nie udało się nam załatwić opieki żadnego chętnego psio-wujka czy psioci na weekend, więc nasza sunia cały weekend była z nami na uczelni. xD To wymagało zaskakująco sporo Tetrisa. Było trudno, ale daliśmy radę. Niestety to też było stresujące dla pieska... A to najgorsze, mam nadzieję, że takie sytuacje awaryjne nie wypadną już. Fajnie, że dało się jednak wszystko rozwiązać kompromisem i że władze uczelni nie miały z tym problemu.
ALE co fajniejsze: siostra cały weekend relacjonowała mi ich wypad w Karkonosze - młody czuł się wspaniale, miał warunki jak pączuś w maśle. Pogoda dopisała. Dzieciak całą drogę na szczyt przespał wtulony w tatusia (xD kwiczałam xD siostra też - co za sytuacja, najcięższa część podróży przespana), a w drodze na dół sobie słodko, dziecięco gadał. Po prostu coś tam "ga-ga-ga-ga!" z różną intonacją patrząc to na tatę, to na mamę i się chichrając, marszcząc, oburzając, zachwycając i w ogóle przeżywając. Nie wiadomo co przeżywał, może to, że jest wytrzęsiony, może, że fajne widoki, albo inne powietrze. Wszystkich nas cieszył jego gawędziarski entuzjazm (siostra przesyłała mi filmiki: Szwagier pyta "Co jeszcze powiesz mamie?", a młody patrzy w obiektyw telefonu siostry i "gagagaga-GA!" xD no urocze to, trudno się nie uśmiechnąć, tym bardziej, że zachęcany "no co ty, na prawdę?" robił miny i gaworzył jakieś pełne oburzenia potwierdzenie xD). Wiadomo było, że wygadany był, chętny do interakcji i zupełnie niezainteresowany płakaniem ze zmęczenia czy stresu. Nockę też przespał. Pierwszy szczyt i pieczątka ze schroniska zaliczona. Można skrzata zabierać w górki! Sis i Szwagier w niebo wzięci ze szczęścia, głowy wywietrzone, tęsknoty częściowo zaspokojone.
Jedyna wykończona osoba z ich rodzinki po tym weekendzie to Szwagier, który nie chciał się zamieniać z żoną nosidełkiem, tym bardziej podczas tej drogi na szczyt, gdy młody spał wtulony w tatusia. No i tatuś opłacił to kolejnego dnia poczuciem zmordowania i bólem (pleców, barków, bioder, nóg - wszystkiego). Więc wrócili trochę wcześniej niż planowali, aby tatuś mógł się położyć wcześniej we własnym łóżku.
No, ale wracając, bo ja to piszę po to, by napisać to co pisać będę dopiero teraz! O matko, jak dużo się dzieje, a doba jest zbyt krótka!
Zadeklarowałam, że zrobię opracowanie graficzne case study - tej pracy na zaliczenie tych zajęć wczorajszych. Część mamy już odwalone na ćwiczeniach i chciałam to prędziutko spisać, póki jestem na świeżo, póki pamiętam cały poczyniony research. No i przepadłam. Serio - przepadłam. Im głębiej w temat tym więcej niuansów. No i tej event, który opracowujemy, jego strona tegoroczna... miałam tylko pozapisywać informację, ale przepadłam czytając program...
Będzie 1 - koncert ulubionego zespołu mojego chłopaka (z Polski), 2 - będzie spotkanie autorskie z ulubionym pisarzem mojego chłopaka (takim ever-ulubionym, takim, którego czyta, kupuje wszystko co wyszło spod ręki tego typa - a wyszły rzeczy w różnych dziedzinach i kategoriach; taki typ, którego twórczość mój chłopak wspiera na patronite i który czasem pisze z nim, albo pisze ze mną xD o moim partnerze - SERIO, zaskakująco zabawny, fajny i nienapuszony typ, chociaż ma powody by unosić się dumą, ale tego wybiera nie robić), 3 - zajęcia prowadzone przez typów robiących rzeczy, które mój chłopak studiuje, które dają u frajdę i których się uczy.
No i gdzie ja znajdę inną imprezę, która ma JEDNOCZEŚNIE te wszystkie trzy rzeczy, które jarają mojego faceta? No gdzie? Koncert, warsztaty i spotkanie autorskie? Ech. Skończyłam na planowaniu budżetu by kupić bilety xD - ALE tego dnia mamy weekend zjazdowy, stacjonarnie, więc nic z tego, nie wyjdzie.
I co? I nic wczoraj nie zrobiłam, nie przygotowałam prezentacji i zarazem jestem do tyłu o wykonanie pracy z zajęć z których się urwałam.
Ech...
Jak wydłużyć dobę?
JEstem taka zmęczona...
9 notes · View notes
jazumst · 6 months
Text
Królowie zakupowi
Żeby Was... Pośmiejcie się ze mną XD Posłuchajcie:
Pan J. wygrał oryginalną koszulkę Barcelony. Chłopaki zrobili obdukcję wygranej, faktycznie oryginałka. Szacun na boisku jest.
Tanie rzeczy to nie są. W tym momencie historii wkracza król S. Zna kogoś, kto na kogoś, kto robi takie koszulki. Wiadomo, podróby, ale jak oryginalne, i można swój numer i nazwisko. Po krótkiej naradzie postanowiono, że sobie zamówią. Barwy wybrane, numery wybrane, nazwisko czy ksywka wybrane.
Samo zbieranie hajsu trwało przeszło dwa tygodnie :P Dorośli faceci. Mężowie, ojcowie, prywaciarze przedsiębiorcy. - Po zebraniu środków król S. miał złożyć zamówienie. - Od chwili powstania inicjatywy minął miesiąc. Po spytaniu króla S., kiedy będą koszulki, odpowiedział, że jeszcze nie zamówił, bo nie miał czasu. - Minął kolejny tydzień. Król S. wyjechał na wakacje. Koszulek nadal nie zamówił, bo jest na wakacjach i wakacjuje. - Tydzień po powrocie z urlopu koszulki w końcu zamówił. - Kolejne dwa tygodnie później, naciskany powiedział, że ten facet co robi te koszulki ma taki ruch w biznesie, że są opóźnienia. - Po prawie kwartale przyszły XD
Rozmiarówka jest totalnie losowa. M większe od XL. Własnych nazwisk brak. Natomiast nazwiska piłkarzy z danych drużyn mają źle dobrane numery. Np. Lewandowski z numerem 1. Materiał rozciągający się jak guma. Sprawia wrażenie, że zaraz się koszulka rozerwie.
Panowie wznieśli bunt. S. reklamuj i niech oddają hasj. Król S. zaczął się tłumaczyć, że nie widział ich wcześniej, inaczej od razu by reklamował, że nie wie co się stało, i zmontował taktyczną spierdolkę. Pan J. zaczął śmieszkować z chińszczyzny. Pan R. powiedział, że koszulka jak koszulka i może by nawet zostawił, ale król S. tak zachwalał i pucował, że się teraz wkurwił i chce kasę z powrotem. Ciekawe co z tego będzie. W środowisku już krążą ploty, że król S. naściemniał ze znajomym znajomego i po prostu sam zamówił to z Ali.
Naprawdę pośmiałem. Tylko panowie J. i K. umieją taką bekę ze wszystkiego nakręcić, że możesz być wkurwiony a i tak się będziesz śmiać do bólu brzucha.
Dobry wieczór ;]
12 notes · View notes
kasja93 · 5 months
Text
Siemanko!
Tumblr media
Zjedzone:
Paczka popcornu z mikrofali
2x sałatka z pomidorem
Gaminate cactus
Spalone aktywnie:
628 kalorii
Tumblr media Tumblr media Tumblr media
Gdy czekałam, aż mnie załadują zrobiłam sobie popcorn z mikrofali. Posiedziałam, poczytałam i pojechałam na rozładunek. Przede mną w kolejce był Rumun, który cofał chyba z 8 minut pod rampę. Ja zaś walnęłam pod nią z dwiema poprawkami w niecałe półtorej minuty 😆 widziałam szacun w oczach placowych.
Po rozładunku na którym również czytałam pojechałam na wyznaczony parking na drzemkę w oczekiwaniu na zamianę przyczep. Przed 5 rano już było po zmianie i mogłam jechać dalej. Wjechałam do Austrii, przejechałam przez Przełęcz Brenner i stanęłam na płatnym parkingu we Włoszech
Tumblr media
Objechałam parking z 3 razy by znaleźć idealne miejsce. Stoję stosunkowo blisko kompleksu sanitarno rekreacyjnego, więc dziś w planach mam długi, gorący prysznic. Bo nie powiem tu jest dosyć rześko. U mnie w domu również spadło trochę śniegu i jest zimno.
Zatem jak stanęłam na parkingu zjadłam sałatkę i poszłam spać. Obudziłam się po 5 godzinach i zjadłam drugą. Jutro chyba ugotuję sobie trochę ryżu i zjem go z jajkiem. Albo zjem zupę krem. Jedno z tych
17 notes · View notes
rainyokubou · 6 months
Text
Hell is Other People
Tumblr media
Dratuti, dzisiaj chcę Wam przedstawić koreańską manhwe (webtoon) "Hell is Other People". Jej tytuł jest głównym hasłem w tej historii, wkrótce sami w tym się przekonamy.
Tumblr media
Główny bohater ma na imię Yoon Jong Woo, ukończył studia na kierunku design. Jego rodzinne miasto jest małe, więc pracuje na różnych dorywczych pracach. Ale pewnego dnia jego były przyjaciel zaprasza Yoona do swojej firmy w Seulu w charakterze stażysty. Nasz bohater ma bardzo mało pieniędzy, więc wynajmuje pokój w najtańszym akademiku. Dokładnie tak zaczyna się nasza historia.
Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media
Życie w stolicy nie jest łatwe. Napięte relacje ze współpracownikami, ciągłe nadgodziny i co najważniejsze, dziwni sąsiedzi w akademiku. Yoon zaczyna zauważać u swoich współlokatorów różne dziwactwa, które nie są typowe dla zwykłych ludzi. A może nasz główny bohater jest po prostu przemęczony nowym miejscem i to tylko jego halucynacje?
Tumblr media
Nie będę zdradzał głównego wątku tej historii. Manga jest dość krótka, można ją przeczytać za kilka godzin. A jeśli nie jesteście fanami czytania, można obejrzeć serial. Jest też dość krótki, ma tylko 10 odcinków.
Tumblr media Tumblr media Tumblr media
Nasz główny bohater również nie jest taki prosty. Służył w wojsku i wszyscy jego przyjaciele wiedzą, że ma bardzo gorący temperament. Sami nie raz zobaczymy wybuchy Yoona. Na przykład masakrycznie pobił dzieci, które go wyzywali.
Tumblr media
Uważam, że w tej historii nie ma ani jednego pozytywnego bohatera, któremu moglibyśmy współczuć. Wszyscy postacie w tej historii są specyficzni. Ale głównym motywem tej manhwy jednak są ludzie i ich charaktery. Nie ma nic straszniejszego od ludzie, nie ma nic bardziej pożądanego niż ludzkie więzi. Ludzie otaczają nas z każdej strony. Dlatego piekło jest tu na ziemi, piekło jest w nas samych, piekło to inni ludzie "Hell is Other People".
Tumblr media Tumblr media
P.S. Ta manhwa niezbyt przypadła mi do gustu. Taka 4/10. Ale przyznam, że ta historia ma swój urok. W koreańskich komiksach motywy akademiku, społeczności, sąsiedzi itp. Są bardzo często spotykane. I niestety takie historie są do siebie podobne. Przychodzi mi na myśl z tuzin manhw o podobnym klimacie. Może Koreańczycy uwielbiają takie historie? Nie wiem. Hell is Other People jest tylko pierwszą częścią historii/ pierwszym tomem. Jeśli zainteresowała Was ta manhwa, tutaj jest imię i nazwisko autora - Kim Yong Ki. W Google, można znaleźć inne jego dzieła.
A TERAZ SPOILER ALERT !!!! SPOILER ALERT!!!
Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media
Nie mogę powstrzymać się od przyznania wyjątkowości temu art stylu. Tam, gdzie jest to konieczne, kreska wywołuje śmiech. A tam , gdzie trzeba, otrzymujemy napięcie i strach. To jest zabawne. Widać, że autor nie jest mistrzem ołówka, ale udało mu się zrobić swój styl wyjątkowym. Zdecydowanie szacun!!
10 notes · View notes
slodki3kotek · 2 months
Text
dobra ja pierdole XDDDD ta 18stka to był taki odpał że skndnsjs. Po pierwsze nie zjadłam praktycznie nic, więc jestem kirwa wygrywem jebanym 👑 pić też dużo nie piłam, ale za to dużo tańczyłam więc na plus! Po drugie poznałam tam takiego typa w zabawie na pasowaniu solenizanta, zajebisty gość całą imprezę z nim w sumie przesiedziałam tańcząc gadając itp I PO PROSTU KOCHAM GO ZA TO ŻE CAŁY CZAS PILNOWAŁ MI KIECKI, bo ta szmata mi się podwijała do góry a on mi ją zaciągał cały czas w dół szacun gościu 🩷 i no w sumie to do czasu było zajebiscie DO CZASU bo był tam też taki inny typ który wcześniej już do mnie zarywał iii ogólnie to doszły mnie słuchy że on się założył ze swoim kolegą o to który pierwszy mnie przeliże więc xdddd bo go lubiłam nawet mi się podobał trochę więc no zabolało XD no i jako iż się dogadywałam z tym nowo poznanym to mu o tym powiedziałam. I on mnie tak słucha patrzy się na mnie chwilą ciszy nagle wstaje i mówi IDĘ MU NAJEBAĆ ZA TO CO ZROBIŁ(jako że jestem miła bezkonfliktową osobą to starałam się z nim utrzymywać normalny koleżeński kontakt przez co parę razy się nachylał żeby mnie pocałować jak rozmawialiśmy, ale mu odmawiałam i się odsuwałam. ALE TEN CWANIAK W KOŃCU PODCZAS TAŃCA MNIE Z ZASKOCZENIA WZIĄ przez co nie zdążyłam się odsunąć i no brawo kolego wygrałeś zakład) . Ja tak w osłupieniu patrzę na niego nwm o co chodzi a ten sobie poszedł XD No i coś tam się lekko pobili poszarpali ale większych szkód z tego co wiem nie było.
I szczerze to nie wiem czy dobrze zrobiłam, ale no podziękowałam nowo poznanemu to oczywiste, ale też przeprosiłam tamtego drugiego typa bo miałam jakieś poczucie winy za to że oberwał z mojego powodu. Niby wiem że mu się należało, ale jakoś nie lubię krzywdy ludzkiej i było mi przykro xddd Dzis do niego napisałam to niby tam odpisywał że nie no luz nic się nie stało, tak czy siak dalej jest mi trochę głupio mogłam chyba z nim po prostu wogole nie rozmawiać i sie odseparować.
Tumblr media
3 notes · View notes
idealna-idiotka · 4 months
Text
Jeśli ktoś rozumie to szacun JEŚLI TO ROZUMIESZ JESTEŚ LEGENDĄ!!!!!!!!!!!
6 notes · View notes
pinkpilatesgirl · 1 year
Note
Chcę tylko napisać że współczuję ci tych wkurzających wiadomości od natrętów. Jesteś super uwielbiam twoje konto i szacun że nie bierzesz tych obraz do siebie buzi 🦋🦴 😘
boże mile as fuck💘💘
buziaki 💋
16 notes · View notes
pushthebutton2 · 1 year
Text
Same widzialyscie, że chciałam Spare. Mowię to mężowi, a on, że Teściowa dzwoniła jak był w Paryżu, żeby koniecznie mi kupił w prezencie od niej! Niestety była tylko po francusku… no ale kurcze - szacun dla Teściowej - chciała dla mnie naprawdę super prezentu!
12 notes · View notes
nasze-zd · 10 months
Text
Rowelly
Hurra, w Wellington ludzie jeżdżą na rowerach! Nie jest to może ruch masowy (jest zima), ale trochę ich jest!
Dzisiaj rano było tak z +6 stopni, a widziałem mamę z dzieckiem w foteliku, pewnie do przedszkola. Codziennie widuję jadących do i z pracy, drałujących pod górę na 8. czy 12. zębatce (nawet wyprzedziłem takiego truchtem, gdy się spieszyłem na poranny autobus), wśród samochodów. Jadą grzecznie skrajem drogi, często w szortach, bo jak się wjeżdża na 200 m n.p.m., to idzie się zgrzać.
Poza centrum jest tu naprawdę cholernie górzyście, drogi wąskie, do tego często obstawione autami. Tym bardziej szacun. Jakby tu inny rodzaj ludzi mieszkał, niż w Auckland.
W weekend sporo ludzi na góralach, są trasy po wzgórzach, bardzo zacne.
3 notes · View notes
myslodsiewniav · 2 years
Text
Czuję się o niebo lepiej! 
Próbowałam wczoraj się wywiedzieć ile trwa chorowanie na covid, bo L4 mam do dziś... I zdrowa to nie jestem bynajmniej. Ale już nie jestem tak zamroczona, jak byłam. to znaczy dalej jestem, ale znajduję powody do uśmiechu, jest inaczej, więcej we mnie siły. 
Pytanie od kiedy liczyć, że jestem chora? Od badania w klinice? Od dnia wcześniej, kiedy miałam gorączkę? A może gorączka to było combo okresu i stresu? No tak czy owak wychodzi, że od 1 sierpnia przynajmniej mam objawy obniżenia odporności, a ich nasilenie przypadło na 9 sierpnia. Obecnie mamy 12 sierpnia, a ja się czuję tak sobie, ale nieznośny ból głowy zelżał (czasem wraca, szczególnie jak zjem coś ciężkostrawnego), wyglądam źle, wciąż mnie cofa na sam zapach mięsa (nie wiem dlaczego, ale mam wrażenie, że mój węch podczas covidu przeszedł turbo-mutację, wszystko czuję MOCNIEJ... i momentami też słyszę bardzo silne dźwięki) i od jutra mogę oficjalnie wychodzić... I mam zamiar wyjść! A nawet wyjechać!
Mój chłopak to złoto. 
Mam wrażenie, że od ostatniego pół roku nic innego się nie dzieje tylko albo dbam o zdrowie (i próbuję ustalić co mi jest), albo jestem ciężko chora... A on mimo tego to akceptuje i jest przy mnie. Trudno mi uchwycić o co mi chodzi: po prostu mnie dziwi, że on JEST i jednocześnie próbuję przyjąć do wiadomości, że to normalna kolej rzeczy - że kiedy ludzie są w związku i czasem są gorsze okresy, to ludzie nie znikają tylko siebie wspierają. To dla mnie jest takie... obce i zachwycające zarazem. WOW.
Jednocześnie obawiam się o jego zdrowie - boję się, że złapie wirusa ode mnie. W zasadzie... ech, dziś wstał z bólem brzucha i rozwolnieniem taki, że wnętrzności mu przenicowało... Obawiam się, że to ja mu sprzedałam ten stan - od ponad tygodnia mam rewolucje żołądkowe i jestem na diecie płynnej. 
Ech.
Z okazji covida nie dostałam do pilnowania pieska - szkoda. Psiunia została u mamy, która się bardzo o mnie martwi.
Dwa dni temu zadzwonił do mnie szef - szacun, tym razem powiadomienie o chorobie odebrał tylko dwa dni po tym, jak mu je wysłałam. Był zirytowany - tak go odebrałam. Że ostatnio dużo choruję pewnie... A może miał gorszy dzień? No nie wiem. W każdym razie z wyższością chciał wiedzieć jakim cudem mam covida - zapytał “Ty się pewnie nie szczepiłaś, co?” - no kurde. Ale mnie wkurzył. To było coś w stylu “nie szczepiłaś się, to masz za swoje”... Wyjaśniłam mu, że się szczepiłam, oczywiście, ale szczepionka nie daje 100% pewności, że się choroby uniknie... Wkurza mnie, że ludzie tego nie rozumieją. A jeszcze bardziej wkurza, że w tamtym momencie wpędził mnie w poczucie winy, że... jestem chora... Logicznie to sobie wyjaśniłam, ale kurcze... wolałabym być zdrowa! I też czytałam wczoraj o szczepieniach, potwierdziłam sobie  to co wiedziałam, ale fakt bycia obecnie chorą na covid uzupełniłam o wiedzę, że jak tylko wyzdrowieję zapiszę się na kolejną dawkę szczepienia...
Moja siostra i Szwagier wczoraj zdobyli Rysy - szacun! 
Kuzynka, która rodziła w czerwcu w końcu jest gotowa na spotkania. Wyjaśniła, że nie była w stanie nawet chodzić, bardzo źle zniosła proces gojenia i połogu. Podesłała nam swoje zdjęcie z urodzin (z zeszłego tygodnia) - łóżko, a na łóżku śpiąca kuzynka zawinięta w kołdrę, obok niej noworodek w śpioszkach otoczony kocykami i zaraz pod noworodkiem i obok kuzynki - piesek, też śpiący i też zawinięty w swój kocyk dla pieska. No cudowne. Są szczęśliwi, młody tylko by jadł, całe szczęście ma bardzo cierpliwego tatę, który podstawia i odstawia dziecko bardzo słabej mamie. :P Cieszę się, że w końcu są chętni dzielić się tym małym - jak wspominałam budzi on we mnie o wiele silniejsze emocje niż dzieci innych kuzynek, jego mama jest mi bliższa, cieszę się, że się pojawił na świecie. Przykład: momentalnie po przesłaniu zdjęć na grupie rodzinnej inne kuzynki zaczęły pisać, że [dziecko] piękne, śliczne, urocze, podobne do kogoś-tam, bla bla bla - dla mnie małe dzieci są po prostu... takimi glistkami odrażająco łysymi i niemymi, zachwycać się nie potrafię, za to staram się nie krzywić. Z doświadczenia - lepiej milczeć niż się dzielić moimi spostrzeniami dotyczącymi cudzych dzieci. Moim zdaniem człowiek jako gatunek ma wyjątkowo nieładne szczenięta... No i kuzynka-matka-tego-małego-człowieka skwitowała to właśnie tak, jak ja napisałam: że jest raczej brzydki jak wszystkie dzieci, a na tym etapie dzieci są co najwyżej podobne do siebie wzajemnie, więc nie ma co szukać podobieństw. I poczułam się tak bardzo rozumiana xD - dlatego między innymi jest mi blisko do tej kuzynki.
Jutro mamy jechać w góry... i pojedziemy w te góry o ile mój facet nie dostanie biegunki... Mam taką nadzieję! Ze względu na swój stan powracający-do-zdrowia dużych, wymagających tras nie zrobimy, ale nie mogę się doczekać zmiany krajobrazów! Cokolwiek będziemy tak robić - CHCĘ tego! 
Muszę tylko wymyślić jak złożyć prowiant - przy mojej płynnej diecie to trochę jednak problem... 
6 notes · View notes
starvy · 1 month
Text
szacun za kebab traume
0 notes
millenniallynostalgic · 3 months
Text
Alicja miała wtedy około piętnastu lat. Z Adamem łączyło ją jednak coś niezwykłego. Coś więcej niż tylko przyjaźń. Od dawna to czuła. Właściwie od początku ich znajomości. Tylko, że wtedy nie zdawała sobie z tego sprawy. Że coś ich połączy. Ba! Nawet nie miała odwagi o tym marzyć! Bo przecież, po co… Ona nieśmiała, szara myszka, przeciętnej urody, on z kolei wysoki, przystojny zawsze w centrum uwagi, szkolny jock. Mógł mieć każdą. A jednak wybrał właśnie ją – Alicję. Adam miał wtedy siedemnaście lat. Ich szkoły były połączone. Wcześniej nigdy jej nie zauważał. Gdy przechodził obok niej nie zwracał uwagi nawet, gdy miała na sobie najlepsze ubrania i najlepiej zrobiony makijaż. Ale po wakacjach coś się zmieniło. Był pierwszy września. Początek roku. W tym właśnie czasie odbywała się uroczystość na dużej wspólnej sali. Alicja tego nienawidziła. Zazwyczaj było wtedy gorąco, a na sali gimnastycznej, w tym całym tłoku i zgiełku trudno było złapać oddech. Na szczęście przebywanie tam i duszenie się pod kolejną warstwą stroju galowego nie było obowiązkowe, więc Alicja wyszła przed szkołę i usiadła na murku. Większość została na sali. Alicja nigdy nie lubiła ludzi. Samotność była jej więc na rękę. Jednak tamtego dnia...
- Cześć. Mogę się przysiąść? Alicja usłyszała za sobą głos chłopaka. Odwróciła się i zobaczyła uśmiechniętą twarz Adama. –Tak, jasne. - Odpowiedziała z trudno ukrytym zachwytem. – Ty jesteś Alicja prawda? Spytał chłopak. –Tak. - Powiedziała zastanawiając się skąd zna jej imię. – Ja jestem Adam. Uśmiechnęła się do niego. Minęła krótka chwila milczenia, lecz ku zdziwieniu ich obojga nie była to (nie)sławna niezręczna cisza. Wręcz przeciwnie. Alicja czuła się swobodnie. On zresztą też nie wydawał się zdenerwowany. Było inaczej. Wreszcie on powiedział – Ty też nie lubisz tych tłumów, co? –No... - Odpowiedziała cicho Alicja. – Ja ich nie cierpię. A zwłaszcza jak jest upał! - Zaśmiał się lekko i poluzował sobie krawat. „Wreszcie ktoś, kto nie lubi lata tak jak ja” pomyślała Alicja. – Szczerze mówiąc to ja wolę zimę - Spojrzał na Alicję wyraźnie oczekując, że ta też w końcu coś powie – Ja w sumie też. - Na więcej Alicja nie mogła się zdobyć. Adam po prostu… za bardzo tam był! I pomimo, iż czuła się z nim swobodnie jej struny głosowe nie podzielały tego uczucia.  –Zawsze jak jest zima jeździmy na narty. A ty jeździsz na nartach? Spytał – Nie, ale jeżdżę na łyżwach. Uśmiechnęła się. – Serio? To szacun! Kiedyś też próbowałem, ale mi nie wychodziło. Kiedyś mnie nauczysz. Oboje się zaśmiali, a Adam spojrzał na Alicję chwilę dłużej niż wcześniej. Wtedy usłyszeli głos kolegi Adama – Leszczyński zjebie, co ty tu odpierdalasz chodź już zaczyna się! - Nie wrzeszcz tak kretynie! Zaraz idę! Przepraszam cię za niego. - Nie szkodzi – Alicja powiedziała uśmiechając się. - Niestety muszę się zwijać - Mówiąc to wstał – to do jutra! - Idąc w stronę budynku szkoły pomachał jej z uśmiechem na twarzy. - Cześć! Pożegnała go nieśmiało Alicja i sama też zwróciła się w stronę swojej części szkoły.
*      *      *
         Następnego dnia…
- Alicja! - Wołał Adam ujrzawszy ją na korytarzu. – Hej cześć! Co tam? - W porządku – Odpowiedziała z uśmiechem na twarzy - Co teraz masz? - Biologię - Aa nie nawet mi nie wspominaj. Ja nie cierpiałem biologii. Jestem wdzięczny za każdy dzień trzeciej klasy, w którym nie musze na nią chodzić - Nie jest tak źle - Uśmiechnęła się do niego. - Słuchaj – Powiedział Adam – Może byśmy wyskoczyli kiedyś, do kina czy gdzieś, co ty na to? - Bardzo chętnie tylko, że... - Tylko, że co? - Moi rodzice raczej nie pozwalają mi na takie wypady a zwłaszcza z chłopakami. Uważają, że jestem jeszcze za młoda, że mam na to jeszcze czas, że teraz powinnam zająć się nauką… - A… no to szkoda…, ale w razie, czego to dam ci mój numer...Masz jakąś kartkę i długopis? - Mam ołówek. I zero kartki. - Wiesz, co czekaj zaraz coś skombinuję – Odparł po czym oddalił się w głąb korytarza. Pod nosem mamrotał – jesteśmy w szkole a nawet zwykłej kartki nie można znaleźć! W czasie, kiedy Alicja czekała na niego podeszło do niej kilka osób z klasy chłopaka. Okrążyli ją i zaczęli wypytywać - Podoba ci się Leszczyński, co? - Chcesz z nim być? - Dać ci jego numer? - Prześpisz się z nim? - A zrobisz mu laskę? - On leci na takie nieśmiałe jak ty - Też mu się podobasz - On cię kocha -Ej kurwa dajcie dziewczynie spokój może, co?! Boi się was kurwa nie widzicie! - Te słowa padły z ust dziewczyny o farbowanych rudych włosach i donośnym tonie głosu. Wanda miała w szkole opinię... dziewczyny lekkich obyczajów. W dodatku niezbyt miłej. Teoretycznie wszystko, co powiedzieli inni jak i Wanda miało mieć wydźwięk żartu jednak dla Alicji wydało się wyjątkowo wredne. Chociaż nie do porównania z tym, co miało się stać za chwilę. Wanda miała mocno umalowane oczy czarną kredką i tuszem, usta pociągnięte czerwono krwistą szminką, do tego dość obcisłą bluzę z kapturem, krótką specjalnie powycieraną i ponadszarpywaną jeansową spódniczką i białe kozaki na czarnej podeszwie i pięciocentymetrowej szpilce. Całość dopełniała różowa guma w jej ustach i co trochę puszczany z niej balon. Wanda była wyższa od Alicji, co jeszcze bardziej pogłębiało jej uczucie poniżenia. Dziewczyna stanęła tuż naprzeciwko Alicji z założonymi ramionami na biodrach i spojrzała na nią z góry. Alicja nieco speszona nie śmiała spojrzeć jej w oczy. W końcu należący do wysokich tonacji, wyzywający i irytujący głos Wandy rozbrzmiał w uszach wszystkich, jakby sam chciał się pochwalić swoim jakże bardzo niebudzącym wrażenia o inteligentnej osobie językiem. - Wiesz jak się przystawiasz do Adama to ja ci powiem, że byłam z nim kiedyś i to samo ze mną próbował. Znaczy się to pokazywanie, że jest taki grzeczny, co nie? Potem jak się z nim raz przelizałam to z nim dziewictwo straciłam w jego samochodzie, co nie? No, a potem go zobaczyłam jak do innej rwie, a jak próbowałam z nim o tym pogadać to mi powiedział, że to był błąd, i że tego ani mnie nie chciał w taki sposób. Więc wiesz. Może z tobą będzie inaczej, ale ja bym ci radziła na niego uważać. To jest świr, a ty jesteś za grzeczna, żeby mu obciągnąć na tylnym siedzeniu jego volvo, więc sory, ale ja ci radzę - weź sobie go odpuść. To siema, co nie? - I odeszła, z ruchem bioder, który wzbudzał w chłopcach jednoznaczne myśli, nie czekając na jakąkolwiek reakcję lub odpowiedź ze strony piętnastolatki. Jej koledzy poszli za nią śmiejąc się i rzucając niewymowne komentarze. Jeszcze dało się słyszeć jak któryś z nich krzyknął „on lubi od tyłu!” To sprawiło, że Alicji naprawdę zbierało się na płacz. Wtedy z górnego piętra zszedł Adam. Natknął się niestety na Wandę, która obdarzyła go wyzywającym, przeciągłym i głębokim spojrzeniem prosto w oczy. Jednak wzbudziło ono w Adamie słuszne podejrzenie. Podszedł do Alicji i spytał:
- Co się stało? – Spuszczone oczy Alicji dały Adamowi do zrozumienia, że nic miłego. – Cokolwiek ci powiedziała nie słuchaj jej! Ona jest zazdrosna. Byłem z nią kiedyś, ale nie układało się nam, bo zdradzała mnie, więc zerwałem z nią. A teraz jak widzi, że ty mi się podobasz to chce się na mnie zemścić. Jakby miała, za co… Nie przejmuj się. - Uśmiechnął się do niej. Dziewczyna odwzajemniła uśmiech. – I mam kartkę. Hmm... masz ten ołówek? - A, tak już...Proszę – podała mu ołówek, a on zapisał na kartce swój numer telefonu. Wtedy zabrzmiał dzwonek na lekcję.
*      *      *
  Spotykali się przez kilka miesięcy. Było im razem bardzo dobrze. Alicja nigdy nie czuła się tak szczęśliwa. Myślała, że życie wreszcie uśmiechnęło się do niej. Oboje byli tak zapatrzeni w siebie, że nie zauważyli zbliżającego się końca roku… Adam przecież za kilka miesięcy kończył szkołę… - Jak to wyjeżdżasz? - Spokojnie, wyjeżdżam dopiero we Wrześniu, będę do ciebie przyjeżdżał w weekendy. Zresztą i tak bym przyjeżdżał do rodziców. – Odpowiedział jej Adam. Wtedy Alicja przytuliła się do niego. - Kocham Cię…
*      *      *
Adam wyjechał. Ale przyjeżdżał do Alicji tak jak obiecał. Był z nią w każdy weekend. Za każdym razem witali się, jak gdyby nie widzieli się przez lata, a kiedy wyjeżdżał z powrotem żegnali się jakby miał już nigdy nie wrócić. Tak mijał im Październik, Listopad… Pewnego dnia jednak Adam zadzwonił do Alicji… - Skarbie przepraszam cię najmocniej, ale tym razem nie będę mógł przyjechać... - Dlaczego? Coś się stało? - Nic strasznego, ale na tyle poważnego, że nie będę mógł przyjechać… Przepraszam cię kochanie - Nie ma sprawy, jeden weekend chyba wytrzymam. - Na pewno w porządku? - Tak, jasne, pewnie. - Kocham Cię nie zapomnij – Alicja zaśmiała się lekko - Nie zapomnę. Też Cię kocham. - Pa - Pa
            Jednak Alicję coś mocno zastanowiło. Adam zawsze mówił jej o wszystkim, przynajmniej tak myślała. Tym razem nie powiedział jednak ani słowa co było przyczyną jego nieobecności. W dodatku nie zadzwonił ani nie odezwał się przez następne kilka dni. Alicja była z natury osobą szczerą i przestrzegającą zasad jednak tym razem coś ją tknęło. Postanowiła przeprowadzić małe śledztwo. Znała hasło do konta Adama na Facebooku. Wahała się. Jednak kilka kliknięć myszką później rozwiało jej wątpliwości. Jej oczom ukazał się dialog pomiędzy Adamem a Roksaną Dąbrowską. Na jej awatarze widać było ją w objęciach chłopaka. To był jej Adam. Alicji zrobiło się słabo.  Nie czytając treści wypadła jak burza z pokoju.
*      *      *
Chwyciła kluczyki od samochodu ojca leżące na kredensie i wybiegła z domu. Wsiadła do samochodu i odpaliła go. Miała tylko 15 lat, ale ojciec uczył ją kiedyś podstaw. Pojedzie do Adama myślała. Wyprowadziła samochód z garażu i wyjechała na ulicę.
*      *      *
Padał śnieg, ulica była śliska. Wokół nie widać żywej duszy. Alicja coraz mocniej przyciskała pedał gazu. Ledwo widziała drogę przez łzy i śnieżycę. Gdy wjechała na wąski most zauważyła światła innego auta przed sobą. Auta, które jechało prosto na nią! Skręciła gwałtownie w prawo wpadając w poślizg. Drugi samochód, który nie zdążył wyhamować, uderzył w bok karoserii. Pojazd zaczął ześlizgiwać się z drogi kierując się w stronę przepaści. Spadła.
*      *      *
Adam otworzył oczy. Maska jego samochodu parowała, a jemu kręciło się w głowie. Po kilku próbach odpiął pas. Pamiętał, że miał wypadek. Wysiadł niepewnie stawiając stopy na śniegu. Zauważył ślady opon tamtego auta, jednak samej maszyny nie było na moście. Podszedł do barierki i zauważył je na dole. Ten widok od razu odświeżył mu umysł. Zbiegł ze skarpy. W dole leżał czerwony pickup przewrócony na lewy bok. Brodząc w grubym śniegu doczłapał się do niego. Okno kierowcy do połowy zakopane było w śniegu. Adam rozpaczliwie zaczął go rozgarniać.
*      *      *
Trzymał jej zimną, delikatną dłoń. Płakał tak że nie mógł już oddychać. Pięknie wyglądała w czarnej sukni w biało wyścielonej trumnie. Pocałował jej niegdyś różowe, teraz sine usta. Ostatni raz widział ją, gdy zamykano wieko. Nie był na pogrzebie. Jeszcze tego samego dnia powiesił się, trzymając w ręku drewniane serduszko, które razem kupili na festiwalu tamtego lata.
1 note · View note
terrorslice · 7 months
Note
szacun dla byłej Gargamela za odwagę ponieważ ja bym się zabiła zaraz po i nikomu o niczym nie powiedziała
tbh obejrzalam jej filmik gdzie opowiada o całej sytuacji i nie spodziewalam się skali tego, często te dramy między jutuberami/jutuberami a ich partnerami itp to coś takiego mild, a tutaj gargamel kurwa okazal się byc chujem i obrzydliwcem i naprawdę leciały mocne słowa i gesty (z tego co było słychac). brawo dla niej za odwagę naprawdę, ja moze mam trochę mniej ekstremalne wyobrażenie tego co bym zrobila na jej miejscu ale jestem pewna że to co powiedziała przyczyni sie do deplatformingu zjebow jak on ✌️
0 notes
drifftingg · 8 months
Text
Shredded challenge Day 8 (wersja 2019 Chloe Ting)
Dzisiejszy workout poszedł mi dość lekko (pomimo zmęczonych - ale bez zakwasów nóg) a dziś jeden z filmików był na uda w szczególności mięśnie z tyłu uda - a to one najbardziej czują wycisk z wczoraj.
Na ten 2 tygodniowy challenge natrafiłem poprzez jakąś youtuberkę - laska miała zdjęcie before after z ogromną różnicą - aż trudno było mi uwierzyć że tyle zrobiła w 2 tygodnie (jej sytuacja to chyba 80kg wiec po pierwsze szacun że podołała + no sporo poprawiła bo im więcej mamy do zrzucania tym chyba efekt bedzie większy przy 100% zaangażowaniu) - po częsci wybralem pierwszy lepszy set workoutu który mi podpasował gdzie jest sporo różnych filmików, które stanowią dla mnie wyzwanie. Bo generalnie miałem problem - bieganie szlo mi dobrze i miałem swój plan, ale gdy przychodzilo poćwiczyć to znałem tylko 1 filmik mel b 10min albo to co ktoś wrzucil na tumblr ze aktualnie robi. A teraz znam Chloe Ting i polecam ze mną juz zostanie na dluzej i zastanawiam sie tylko za co się wezmę po skonczeniu tego challengu - o ile pamietam ma coś na chude uda wiec pewnie na ten padnie za 6 dni bo tyle mi ich zostało.
A wlasnie jutro ostatni (chyba drugi) rest day i pierwszy raz jestem z workoutem przynajmniej bo biegowo juz tak mialem, w sytuacji ze ta przerwa będzie na mnie wymuszona przez zdrowy rozsądek i w tym przypadku program challengu (no i wole miec sily na 5 kolejnych dni i zrobić je na maksa) ale powoli sie wkręcam w te cwiczeznia na tyle ze jutro bez walki o zycie na macie przez 45-60 min (filmików jest 3-4 poza moze pierwszym dniem gdzie były 2) będzie mi trudno wysiedziec w miejscu.
To jest chyba autentycznie ten silownia efekt - dla was relacjonowany przeze mnie od postów gdy 10 min z mel b u mnie oznaczalo robienie ledwo ledwo pierwszych 5 min i potem tyle co mogłem reszty (jakies 1/2 czasu powtórzeń i nie zdolnosc do wykonania cwiczenia) do teraz - ewidentnych różnic w mojej sile po zaledwie 8 dniach cwiczen - gdy sa dwa planki po 30 sec daje rade zrobic tak jak ona - jeden i bez przerwy drugi (ona ma modyfikacje do planków wie jeden jest z nogami jak przy pajacyku np a drugi że sie robi tak że plank na ramionach i w góre jak do pompki i w dol itd up and down plank to nazwala) anyway teraz jak mam 5 sec na pozycje do kolejnego cwiczeznia to zaczynam razem z nią a nie leze 5 sec wycienczony i dopiero ruszam co w efekcie mi skracalo 30 sek cwiczezn do 20-25. Super ze daje rade ale jeszcze lepiej jest czuć to co ta laska z youtuba - progres!!!! MOCNO wyczuwalny progres po jednym 2 tygodniowym challengu.
Dlatego liczę że zmotywuje osoby które chcialby pocwiczyć, bo nie należą do grupy osób które cwiczyc nienawidzą, ale tak jak ja jeszczez niedawno - mają zerową (u mnie doslownie zerowa nic a nic w przenośni że słaba - było totalne dno i do dzis pompki mnie jeszcze przerastają) kondycję. Szkoda ze nie mam zdjęcia z day 0 to by mozna bylo porównać - ale mam z poczatku sierpnia moze juz czas na bodycheck - ja widze ze brzuch zmalał wiec cóż jest progres to co prawda nie to samo co wrzuci siebie jako thinspo ale tez nie ma sie co wstydzić z postępu.
chudego dnia wszystkim :3
1 note · View note