Tumgik
#torebeczka
Text
Bułeczki na śniadanie z foremek silikonowych na Halloween proste i szybkie
Buleczki na sniadanie z foremek silikonowych na Halloween, proste i szybkie Bułeczki na śniadanie: duszki, nietoperze, koty, mumie, dynie Bardzo łatwe bułki, doskonały przepis żeby zrobiło je dziecko samodzielnie Śniadanie na Halloween, ciasto na bulki można dzień wcześniej przygotować albo kupić gotowe
Tumblr media
Bułeczki do śniadania w kształtach na Halloween
Tumblr media
Bułki do śniadania z ciasta drożdżowego
Potrzebne Składniki : ---------------------------- 300g - ciasto drożdżowe na pieczywo Oliwa, Olej lub masło rozpuszczone do smarowania foremek Sezam, czarnuszka, mak do posypania bułeczek opcjonalnie Foremki silikonowe na 6 sztuk bułeczek Pędzelek do smarowania foremek Blacha do umieszczenia formy silikonowej bo bez blachy ciężko się ją nosi bo cała się wygina
Sposób przygotowania : ----------------------------- Ciasto podzielić na 6 równych części Foremki smarujemy oliwą Włożyć do foremki silikonowej Piec w piekarniku nagrzanym do 200°C przez około 35 minut patrzeć aż będą rumiane można przeprowadzić test suchego patyczka
♥ Smacznego Bon appétit ♥
Porady:
Przepis na ciasto na pieczywo :
Przygotowujemy: 600g mąki można wziąć 200 g mąki białej, taką samą ilość mąki razowej i taką samą ilość mąki z otrębami 1/2 łyżki soli 1 torebeczka suszonych drożdży piekarskich 40 cl wody ( 40cl centylitrów = 400ml mililitrów Do dzieła : Mąkę lub mąki mieszamy z solą w misce Drożdże dajemy do letniej wody mieszamy i stopniowo dodajemy do miski z mąką i solą. Przygotowujemy stolnicę albo matę na której będziemy wyrabiać ciasto, posypujemy ją mąką. Dajemy ciasto na matę, ręce obsypujemy mąką i wyrabiamy ciasto tak żeby się nam nie kleiło do rąk około 5 minut. Przygotowujemy foremkę na chleb lub bułeczki wykładamy papierem pergaminowym do pieczenia albo dokładnie smarujemy tłuszczem Przekładamy ciasto do foremki i odstawiamy na 2 godziny. Po tym czasie wstawiamy do zimnego piekarnika i nastawiamy piekarnik na 205°C i pieczemy około 1 godziny aż chleb się ładnie zarumieni może być 1h15 minut, bułki będą krócej. Robimy test patyczka: Wkładamy do chleba i jest dobry jak patyczek będzie czysty.
Tumblr media
Przygotowujemy wszystko dla dziecka co potrzebne do upieczenia bułeczek na Halloween: Matę silikonową do ciasta, foremki na ciasto i koniecznie np. czerwony kielich z magicznym wywarem by temu kto go wypije bułeczki doskonale się upiekły.
Tumblr media
Dajemy ciasto na matę
Tumblr media
Sypiemy mąkę i ręce wkładamy do mąki i następnie dzielimy ciasto na 6 części.
Tumblr media
Smarujemy foremki roztopionym masłem, olejem, oliwą za pomocą pędzelka
Tumblr media
Możemy posypać foremki sezamem, czarnuszką lub czym lubimy
Tumblr media
Wypełniamy foremki ciastem do 3/4 wysokości
Tumblr media
Upieczone bułeczki duszek, dynia, pająk, czaszka tutaj przekrojona, nietoperz i mumia
Tumblr media
Możemy szykować pyszne śniadanko
CIEKAWOSTKI: -----------------------------
1 szklanka ma pojemność 250 ml, czyli 250 g. 1 łyżka ma zawsze pojemność 15 ml, czyli 15 g. 1 łyżeczka ma pojemność 5 ml, czyli 5g.
Tumblr media
Bułeczki na Halloweenowe śniadanko
Gaz termostat 5: 190°C. Gaz 6: 200-205°C. Gaz 7: 220°C. Gaz 8: 230-240°C.
Tumblr media
Bułki na śniadanko na Halloween obsypane żółtym, białym, czarnym i zielonym z wasabi sezamem.
THE END <><><><><><><><><><><><><><><><><><><><>
0 notes
dagakiana · 2 years
Link
0 notes
nelver · 2 years
Link
0 notes
yolijka · 6 years
Photo
Tumblr media
Przed i po. Onowiona torebeczka z łańcuszkiem 😊 💙✴👛👜👛✴💙 . . . #recycling #handbag #handmade #blackandbluepurse #handmadebag #uniquestylepurse #upcycledhandbag #fashionbag #niebieskoczarnatorebka #alterations #alternativestyle #recykling #blackandbluebag #eveninghandbag #torebeczka #creativeproject #kreatywneodnowienie #blueflowers #handmadeaccessories #lovelycolors #beautiful #luxyryhandbag #handmadeflowers #przedipo #czarnatorbkazłańcuszkiem #beforandafter #couturehandbags #jedynewswoimrodzaju #luksusowoiartystycznie #yolijkadesign
1 note · View note
bxdcubes · 2 years
Text
I skończona! Urocza torebeczka w soczystej czerwieni. Wydaje mi się, że to udany projekt.
Sznurek 5mm w kolorze czerwonym od @sznurkioutlet
❤️❤️❤️
And done! A cute hand bad in a juicy red color. I think it's a successful project.
5mm cord in red from @sznurkioutlet
#macrame #macramemakers #macramelove #makramapolska #makrama #macrameart #macramebags #makramowatorebka #macramecommunity #handmadewithlove #makramomaniak
https://www.instagram.com/bxdcubes/p/CYl0Pc9MMxQ/?utm_medium=share_sheet
3 notes · View notes
lovedfam · 6 years
Photo
Tumblr media
Uzupełniaj i wymieniaj charmsy w swojej bransolecie według nastroju. Baw się stylizacjami! Nasze Charmsy są uniwersalne i pasują do wielu łancuszkowych bransolet jak np. do tej ze zdjęcia. #charmsy #bransoleta #biżuteria #prezent #sarenka #bambi #koliber #kolor #żaba #konik #konikmorski #koń #torebeczka
0 notes
haruharutears · 6 years
Text
Prochy Hajs
Więc wczorajszego dnia, wraz z koleżanką roznosiłam ulotki. Taka wakacyjna robota na odpierdol.
Więc moja koleżanka postanowiła że ona już wystarczająco mi pomogła (miała trochu rację) i opierając się o murek zadzwoniła do naszego wspólnego najlepszego kumpla. Spoko.
A moja osoba w tym czasie poszła dalej roznosić ulotki. Upewniając się że nie oddala się zbytnio od przyjaciółki.
Podchodzę do nic nie wyróżniającego się domku i podnoszę klapkę od skrzynki na listy by włożyć tam ulotkę.
Ja tu patrzę a tam kurwa torebeczka z jakimś białym proszkiem, a pod torebeczką dwie dychy.
Znając moje miasteczko, albo koka albo anfa, no ale mniejsza.
Ja, jako typowy cykor, podchodzę do przyjaciółki i zabieram jej telefon by skonsultować się z przedtem wspomnianym przyjacielem. Ten mi na to "Zabieraj kurwa!".
Lecz że ja nie jestem osobą która popiera narkotyki, chyba że zioło, mówię że nie będę zabierać tych prochów. No ale kasę bym wzięła.
Po dziesięciu dobrych minutach kręcenia się po tej ulicy, postanawiam wrócić się do domu i zajebać te dwie dychy. Podczas kiedy przyjaciółka tylko kiwa głową zaprzeczająco i mówi że jestem pojebana.
Wracając już z koleżanką do domu mówię jej że jednak głupi ma szczęście. Ponieważ mój przyjaciel, który ogólnie załatwił mi te robote, by już pewnie albo płakał bo go coś ujebało albo srał bo coś go za ręką łapie. A ja? Znalazłam dwie dychy I koks. :D
Morał z tego taki, że głupi ma szczęście i ulotki górą.
*Nie bierzcie narkotyków dzieci. Chyba że zioło. Ale ja wam nie każe.
15 notes · View notes
multirenowacja · 2 years
Photo
Tumblr media
Naszymi farbami pomalujesz również torebki 🎨👛👜 Jeżeli masz wątpliwości, nie potrafisz lub zwyczajnie Ci się nie chce, zleć robotę u niezawodnej 👉🎨 @masz_by_gumula 👌👌👌 Już ostatni raz, w ten zimowy czas 😂 ręcznie malowana torebeczka @katespadeny ❤️ Skóra jest bardzo wymagającym materiałem, ze względu na swoją wchłanialność farb. Przed przystąpieniem do pracy należy naszkicować docelowy wzór i oczyścić malowaną przestrzeń specjalnym cleanerem od @tarragosneakerscare Malowaną powierzchnię należy pokryć biała farbą, która pozwoli nam na wyrysowanie detalu. Farba jakiej używamy podczas malowania galanterii skórzanej odgrywa znaczącą rolę. Powinna być mocno kryjąca. Po przetestowaniu większości farb dostępnych na naszym rynku, bez zawahania polecam te od @tarragosneakerscare z @multirenowacja Największe krycie, wystarczą już dwie warstwy do całkowitego pokrycia skóry❤️ Moja pracę nad torebką mogliście oglądać na storce❤️ Miłego tygodnia kochani❤️ #custom #custompurse #handbags #torebka #torebki #torba #torby #multirenowacja #multirenowacjapl #recznierobione #ręcznierobione #reczniemalowane #ręczniemalowane #handpainted #handmade #tarrago #art #drawing #maluje #woman #women #girl #girls #fashion #moda #streetwearfashion #streetwear #fashionstyle https://www.instagram.com/p/CYWws72sokD/?utm_medium=tumblr
0 notes
arrowstheory · 3 years
Video
youtube
Teoria Strzałek CÓRCIA RICA TS060
CÓRCIA start na www.kuby.pl  w rozdziale TS001 w dziewięćdzieisęciu jeden językach: Tego samego popołudnia w innej dzielnicy miasta Rico z żoną, która, zdawać by się mogło, doszła już do siebie, i z najmłodszą córką wybrali się na basen i do lodziarni zarazem. Rico zniknął z kimś o urzędniczej, przylizanej fryzurze tresowanego pudla i nie było go już pół godziny. Jego żona zajęta bez reszty córeczką zapomniała o nim całkiem.
-Zabierz sobie sama herbatkę. Wzięłaś córciu dodatkowy cukier, a senior daje do herbaty dwie torebeczki. A ty słodzisz dwie łyżeczki, a jedna torebeczka to jedna łyżeczka. - Mamo, za gorąca jeszcze! - Tak, tak, tak. W basenie siedzi. Pooglądaj sobie przez szybę. Chcesz jeszcze precelka? Ty też byłaś w jakuzzi. Nie miałaś już siły bo byłaś zmęczona. - Ja miałam kucyki na basenie a zdjęłam gumki. - Tak, tak, cały czas miałaś kucyki na basenie. Pomieszaj cukier. Chcesz precelka? Faktycznie było bardzo ładnie. Chyba wyjdzie ten obrazek prawdziwie. Nudzi się i nie musi się zdenerwować. Pyszną herbatę zrobiłaś – powiem ci – spróbowałam troszkę i faktycznie jest jeszcze trochę gorąca. Popatrz córciu przez szybę jak pływają. Tylko czepki im drgają na fali. - Mamo a ty brałaś? - Nie mów takich rzeczy ! Sama sobie będziesz brała! Zjedz, po południu zrobimy roladę z kolcem. Boję się, że znowu cię będzie gardło bolało. Mają balonik różowy. Senior powiedział, że sobie możesz wziąć. Powiedz mu, że chcesz siodełko. On już pozwolił. Tam są czyjeś ubrania. Siądź tutaj. - Co tak głośno szumi? - Może to te fontanny. - Jakby było tak głośno, to bym chyba zawału dostała. Jak przyjdzie tata, to się z tobą rozliczy. Uwielbiam cię. Ten paluszek ci zdrętwiał. Rozmasuję tam. Ty masz takie jakieś zdrowe paluszki a ja mam jednego chorego. Wiesz co pasuje do herbaty? Coś owocowego. Można pić nawet z cynamonem. Ale nie pasuje nic czekoladowego. Wyprodukujesz taki smak i pijesz. Córciu. - Mamo nie dobrze mi. - Myślisz? - Mhm ... - Chcesz ciasteczko jakieś? Może melbę? Albo jabłecznik? Albo klarintę? Przejdź do tego poprzedniego baru i wybierz coś córciu.
- Dlaczego gadasz przez komórkę mamo? Chcę eklerę, mamo.
- Mamy problem. - Rzuciła momentalnie do słuchawki. Cała była rozdygotana a jednak słowa wypluwane jedno po drugim układały się same w zemstę. –Tiago, a właściwie jego kobietę i ich dziecko.... macie złapać. Da Esvas ukrył córkę z wnukiem. Bardzo melodramatycznie. Ale to żartuję! Cały palec mi spuchł. Mam tu ich adres, ale nie, zaraz. Nie tutaj....A... ja myślę, myślę, że albo została w torebce albo na karcie została. Słuchawka po chwili zadała kilka pytań ale ona wciąż mówiła dalej.
- A taaa. Weź też murzyna i niech złapią w końcu tego Hombre. Zawsze istnieje ryzyko. Co znajdą przy nim, to ich. Chcę widzieć trupa jego i jego Mariji. Musi być jakaś sprawiedliwość! - A ja nie dzwonię, bo miałaś być, seniora, u nas. – Powiedziała słuchawka. - A oni też są tacy, no, i nie będę już dłużej tego tolerować. To w końcu ja jestem tu pokrzywdzona i... na co mi rozpacz, jak... jeśli mordercy chodzą wolni! Wiecie co chcę?! No, to właśnie tak już dla równowagi. Reszta nie istotna. Mam takie wrażenie. Wstrętne to i zabawne zarazem. Jak mawiał Molier: największym pragnieniem kobiety jest wzbudzanie miłości. No a u mnie wszystko przebudowują. Jest na naprawę w trakcie remontu. Viceburmistrz się za głowę złapał. Nie mów już nic. Przecież śmiałam się identycznie. No, na prawdę! – Potrząsała kilkakrotnie telefonem chcąc złapać lepszy zasięg. Zacisnęła spięte usta i słuchała chwilę słuchawki. - Nie mówiła ci? No , hi,hi – w mieście i kończy urodziny na haju. - Tak wiesz, dla siebie. – Powiedziała luźniej już jak gdyby nic się ważnego nie stało. Podparła się pod boki. - Jak zobaczył zdjęcie to się zaczął głośno śmiać! - Słucham? - Jak zobaczył Rica zdjęcie, to się zaczął głośno śmiać, aż położył się na samochodzie i tak się zaczął głośno śmiać. - . Samce pomachal. Już jedźcie, jedźcie i tak się zaczął mocno śmiać. - No , to pora , ppa, pa, kończę już , no to cześć.
start na www.kuby.pl  w rozdziale TS001 w dziewięćdzieisęciu jeden językach:
0 notes
ciekawatorebka · 4 years
Photo
Tumblr media
Często nosicie długie sukienki? Lubicie takie długości? Eksperymentalnie założyłam do tej sukienki #nerka i teraz przy każdej okazji do sukienek zakładam torebki biodrówki. Jest mega wygodnie i mogę trzymać kawę w jednej ręce a ciasteczko w drugiej😉Ta #skórzana torebeczka ma też pasek-łańcuszek jeśli wolicie nosić torebki na ramieniu. Jak Ty byś ją nosiła? ••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••• #ciekawatorebka #torebkadamska #sklepinternetowy #kobietapoczterdziestce #kobietapo40 #polishwoman #polskakobieta #leatherbag #2w1 #2in1bag #musthavebags #małatorebka #redbag #czerwonatorebka #@tabanna_annatabaczynska #beltbag #nawesele #stylizacjadnia #modnestylizacje #outfitinspiration #stylowakobieta #bags #partydress #stylovepolki #over40style #kobietadojrzala #bagfashion #polskisklep (w: Zamek Kliczków) https://www.instagram.com/p/CFKKaiwlCMb/?igshid=1ubhpczqtnt7n
0 notes
motekarte · 5 years
Photo
Tumblr media
I jeszcze jedno spojrzenie na Mary. Tym razem akcesoria, torebeczka, kapelusik i oczywiście sukienka. Co jeszcze przydałoby się jako dodatek do takiej lali? #lalka #lala #czarnowłosa #gorjuss #doll #dukke #poupée #puppe #crochetdolls #gehäkelte #handmade #handmadewithlove❤️ #creativebiz #bendabledoll #rekodzieło #polskierękodzieło #motekarte #motek #crochet #crochetting #kunsthåndværk #hækle #hekling #håndverk #kapelusz #torebka #szydełkowa #getry #pasiaste https://www.instagram.com/p/BzudZjzImLh/?igshid=1ibseiiog190c
0 notes
historyjkimaire · 4 years
Text
Biała magia
Marnie siedziała w przydrożnym barze dla kierowców ciężarówek pod Madison – zwykłym, przaśnym, pełnym dymu i oparów alkoholu i piła na umór ze starszym Winchesterem, chociaż trudno było jej mu dorównać. Mimo młodego wieku pił jak smok o trzech głowach. Zważywszy na okoliczności, wcale mu się nie dziwiła, choć podziwiała wytrzymałość i mocną głową. Trochę trudno było jej się przyzwyczaić do innej wersji Deana niż ta w obcisłych, skórzanych spodniach (lub bez), z eyelinerem podkreślającym do bólu zielone oczy i z ćwiekowaną obrożą na szyi, ale i w traperach, wytartych dżinsach, czarnym t-shircie, koszuli w niebieską kratę i wyszmelcowanej kurtce po starszym bracie – nie, chwila, przecież to on był starszym z braci, wyglądał całkiem nieźle. Ciekawe, czy liczba warstw ubraniowych miała zetrzeć wspomnienie chwil, kiedy paradował pół nago, czy po prostu była zwykłym sposobem ubierania się łowców – wygodnym, bezpretensjonalnym i najlepiej „na cebulkę”.
- Jeszcze raz – mruknęła, nie mając na myśli kolejnego shota, chociaż go nie odmówiła. – Ta wiedźma rzucała uroki na dzieciaki z ulicy, żeby mieć darmową roboczą do baru i burdelu? Nikt nie zauważył, że znikały?
- My zauważyliśmy – wytknął celnie Dean i wypił potężny łyk whisky, nie zamykając przy tym ust i stukając szklanką o zęby. Marnie zamrugała, bo przypomniały jej się te usta i język przy zupełnie innej czynności. Cholera, w tej wersji chłopak też był seksowny jak diabli. Tylko bardziej pochmurny. Do rana zapewne też – skacowany. – Ojciec podsunął nam trop.
- Ojciec? – zmarszczyła brwi Marnie. Dopiero teraz skojarzyła jakże łowieckie (i wystrzałowe) nazwisko braci. Nie wypadało się przyznawać, że była z ich ojcem niemal równolatkami – rany boskie, wspólne igraszki z jego synami podpadały pod pedofilię. – John Winchester jest waszym ojcem? Dawno go nie widziałam.
- My też nie – burknął Dean i skrzywił się, jakby nadgryzł cytrynę. – Zaginął.
- To zaginął, czy podsunął trop? – dopytała się skołowana kobieta.
- To skomplikowane – westchnął Dean, zagryzając whisky preclem z solą i sezamem, specjalnością baru. – Teoretycznie zaginął, ale w praktyce mam wrażenie, że bawi się z nami w kotka i myszkę, bo czasem się odzywa. Zwykle nie wtedy, kiedy go potrzebujemy.
- Dalej szuka tego stwora, co zamordował Mary? – upewniła się Marnie, o czym mało nie pacnęła się w usta. Cholera, mówiła o jego matce.
Dean popatrzyła na nią wzrokiem bez wyrazu, oblizał wargi z soli i nieznacznie skinął głową.
- Myślę, że jest blisko i dlatego nas odsunął – powiedział w zamyśleniu. – A ja wyciągnąłem brata ze Stanford, żebyśmy razem go szukali – cholernie nie chciał, po czym tak wszystko szlag trafił, łącznie z jego dziewczyną.
- Dziewczyną Sama? – upewniła się łowczyni, chociaż nie podejrzewała Johna o romanse – widziała go ledwo kilka razy, ale sprawiał wrażenie człowieka całkowicie pochłoniętego polowaniem. Nawet nie wiedziała, że miał synów.
- Sama – potwierdził Dean ponuro. – I tak jeździmy po kraju w pogoni za białym króliczkiem. Aż trafiliśmy do Madison. A teraz mam na sumieniu brata w depresji, zwiniętego na motelowym łóżku, bo nie potrafi przeżyć tego, co zrobiliśmy.
- Co wam zrobiła ta zołza. I w sumie nie stało się nic strasznego – bąknęła nieśmiało Marnie, nie patrząc mu w oczy, by nie wyczytał z nich, że dla niej wspólne igraszki były całkiem podniecające. – Może to i kazirodztwo, ale dzieci z tego nie będzie.
- Co ty nie powiesz – warknął Dean, przygryzając wargę i rozdymając nozdrza jak rumak wpadający w szał bojowy. – Pal diabli kazirodztwo, ale po pierwsze obaj jesteśmy raczej hetero, a po drugie - nie byliśmy tam sami. Wiesz, ile mogliśmy mieć klientów przez ten cholerny tydzień, nim nas znalazłaś? Obojga płci?
- No, lepiej zróbcie badania – przyznała Marnie i westchnęła, pomyślawszy, że ona właściwie też powinna. Przegarnęła króciutkie, niegdyś ciemne, a teraz tu i ówdzie siwiejące włosy i westchnęła od serca.
- Pozwolisz, że na razie się zdezynfekuję – warknął raz jeszcze Dean, czym prędzej wcielając swoje słowa w czyn i zaciskając palce na szklance, jakby chciał ją zgnieść.
- Czy twój wkurw i ból duszy Sama nie ukoiłoby, gdybyście dopadli tę wiedźmę i nie wiem, spalili ją na stosie? – podsunęła Marnie z drapieżnym uśmiechem. – Wiem, że po tym wszystkim zwiała z Madison, ale może dałoby się ją namierzyć? Roześlę wici po innych łowcach.
- Roześlij – burknął Dean, spojrzał na nią i dodał bardziej ugrzecznionym tonem. – Roześlij, proszę.
*
Rosamund Clarke wyglądała jak stereotypowa, przerysowana kura domowa po pięćdziesiątce – garsonka w kolorze musztardy, biała bluzeczka, zapinane na guziczki buty na płaskim obcasie, mysie włosy (zadbane, a sprawiające wrażenie przetłuszczonych lub nadmiernie spryskanych lakierem), niewprawny makijaż i dywanikowa torebeczka na zatrzask. Z tą różnicą, że w torebce, zamiast kosmetyków, miała podręczny zestaw wytrawnej czarownicy, maciupeńkie woreczki roku na każdą okazję i sztylety ostrzejsze od papryczek jalapeno. Jak i pszczeli wosk, który właśnie podgrzewała zapalniczką, by móc ulepić z niego kształtną laleczkę voo-doo. Lepiła i lepiła, a ręce trochę jej się trzęsły, bo była wściekła jak osa.
Ta szmata, to jest cholerna, siwa, podstarzała (Rosamund starannie usiłowała zapomnieć, że sama ma 78 lat) łowczyni pokrzyżowała jej plany, pozbawiła wspaniałego i jakże przyjemnego źródła dochodu, a na domiar złego zmusiła do ucieczki z uroczego miasteczka w Missouri, w którym pomieszkiwała sobie od kilku lat i bardzo sobie chwaliła – w przeciwieństwie do okolicznych mieszkańców, którzy nie wiedzieli, skąd brały się wszelkie nieprzyjemności i plagi egipskie na nich spadające. Wiedźma zionęła pragnieniem zemsty i oparami likieru migdałowego, którym co chwila zwilżała wyschnięte gardło.
Nie miała ani skrawka włosów czy paznokci tej łowieckiej dziwki, ale za to miała wystarczająco materiału, by ugodzić w obu młodych Winchesterów. Trzeba było jej nie zaczepiać, a w konsekwencji nie kurwić się w „Tech noir”. Ok, tego ostatniego pewnie wcale nie pragnęli, skubaniutcy, ale wpadli jak śliwka w kompot. I nawet całkiem przystojne i chętne były z nich skurkowańce. A że gubili włosie…
Rosamund zarechotała jak ropucha ukryta w szuwarach i szybkim ruchem owinęła wokół z grubsza przypominającą człowieka woskowej laleczki kilka dłuższych, kasztanowych włosów. Wymruczała zaklęcie, splunęła dla większego efektu, po czym wbiła w laleczkę dwie szpilki krawieckie z kolorowymi łebkami. Na kogo wypadnie, na tego - bęc.
*
Wypadło na Sama. Nie dosyć, że było mu źle na duszy, nagle zrobiło się źle na ciele. Bardzo źle. Zwinięty w kłębek na łóżku w motelu „Vila Rosa” krzyknął z głębi płuc, kiedy potworny ból przeszył go na wysokości żołądka, by za chwilę wrazić mu bolesną szpilę (nie wiedział, że dosłowną) w podbrzusze. Już zwinięty w pozycji embrionalnej, zwinął się jeszcze bardziej, a niechciane łzy pociekły mu po twarzy. Łapał powietrze otwartymi ustami, ale ból nie mijał. Trwał w najlepsze, piekąc, przeszywając, żgając niczym rozpalonym żelazem. Chciał krzyknąć – nie dał rady, próbował sięgnąć po telefon – nie zdołał. Pomyślał, że za chwilę umrze, ale ta myśl nawet go pocieszyła – przestanie tak okrutnie boleć. Zawył, nie mogąc się powstrzymać.
Dłuższą chwilę później, wracający z baru Dean z Marnie (ciut mniej pijana kobieta prowadziła cudownie staroświeckiego chevroleta braci) znaleźli go leżącego na podłodze wyłożonej przybrudzoną wykładziną we wściekle zielono-czerwone romby (motele miały swój niepowtarzalny gust w wystroju wnętrz, ten - szczególnie) i zwijającego się z bólu. Naprawdę wolałby już do tego czasu zemdleć, ale nijak mu się nie udawało. Coś rozszarpywało mu wnętrzności, ale – co prawda, nie z miłosierdzia, lecz czystego okrucieństwa, nie chciało dobić. Nie miał już siły krzyczeć, ani wyć, tylko jęczał cicho, oszczędzając oddech.
Dean wytrzeźwiał szybciej, niżby przypuszczał, że potrafi. Dopadł do skręcającego się w agonii młodszego brata i próbował go objąć, podnieść, ulżyć w bólu. Rzecz jasna – bezskutecznie. Był bezradny i ta bezradność go dobijała. Rozpaczliwe powtarzanie imienia brata nie pomagało ani na jotę. Sam utkwił w nim przerażone spojrzenie i wczepił się w jego kraciastą koszulę, dysząc jakby przebiegł maraton w pełnym słońcu i usiłując wydusić z siebie słowo. Mokre od potu włosy kleiły mu się do czoła i policzków, a z oczu wyglądało cierpienie i niema prośba o dobicie.
- Kurwa – powiedziała soczyście Marnie i zamiast pomóc Deanowi – i tak niewiele by wskórała, rzuciła się do własnego sekwojażu, wepchniętego pod łóżko pod oknem.
Nagłe rzucanie się do swoich rzeczy powoli wchodziło jej w krew. Tym razem jednak nie szukała noża wzmocnionego magicznymi runami – w tej sytuacji by nie pomógł, a czegoś zupełnie innego. Jako, że tego czegoś nie znalazła, pacnęła się w czoło, pozbierała z podłogi i czym prędzej podbiegła do małej lodówki w aneksie kuchennym – na szczęście razem wynajęli w motelu prawdziwy apartament, z lodówką, zlewem, kuchenką i mikrofalówką. Jak dobrze, że to ona rano robiła zakupy, bo inaczej w lodówce znalazłaby tylko puszki piwa, mrożonki i resztki pizzy na wynos. A tak były i jajka. Delikatnie złapała największe z nich – nie, żeby to miało znaczenie, ale Sam był spory i wróciła z nim do splecionych w uścisku, tym razem czysto platonicznym i cierpiącym, braci.
- Ściągnij z niego wszystek metal – zarządziła, ujmując jajko za szerszy koniec i niemal przykładając do głowy Sama, co, biorąc pod uwagę jego gwałtowne dreszcze, mogło się skończyć jajecznicą.
Dean nie zadawał pytań, tylko zerwał bratu z szyi łańcuszek z pentagramem i zaczął mocować się z zegarkiem opasującym mu prawy nadgarstek.
- In nomine Patris et Filii et Spiritus Sancti sit relinquere idoneitatem immunda Samuel et numquam non revertemur (W imię Ojca i Syna, i Ducha świętego, opuść siło nieczysta Samuela i nigdy więcej tu nie wracaj) – niemal zaśpiewała Marnie, krążąc jajkiem nad czubkiem głowy Sama. Dean przytrzymywał brata, któremu łzy spływały ciurkiem po pobladłych policzkach i wsiąkały w bawełnę koszulki.
Trzydzieści trzy okrążenia, coraz szersze, nad głową, nim łowczyni nie przeszła do spiralnych ruchów okrążających całe, dygoczące z bólu, ciało młodszego Winchestera – przede wszystkim wzdłuż kręgosłupa, nad biodrami i obolałym brzuchem, po czym zerwała się na równe nogi i zamaszyście rozbiła jajko o stojący na stoliku obok laptopa kubek z resztką kawy, mamrocząc pod nosem kolejną łacińską inkantację „Et ego manibus meis nihil habere testa, sed tribulationis Samuel” (W mojej ręce trzymam nie skorupkę, lecz kłopoty Samuela), z której Dean zrozumiał jedynie słowo „ego”, rozgniotła w dłoni skorupkę, powtarzając, by siła nieczysta wyniosła się w diabły, a na koniec pobiegła do łazienki, by spuścić okruchy skorupki w toalecie, czyniąc przy tym znak krzyża, co może wydawało się bluźnierstwem, ale zadziałało.
Ból szarpiący Samem minął niczym przepędzony czarodziejską różdżką. W pierwszej chwili nie mógł w to uwierzyć. Nadal trzęsąc się jak w malignie, nabrał tchu, odkaszlnął i jeszcze mocniej wczepił się w brata, mnąc mu koszulę i boleśnie zaciskając palce na ramionach. Dean odruchowo gładził młodego po plecach, czując pod palcami wystające kręgi – Sam był zdecydowanie za szczupły, a drugą ręką odgarniając wilgotne włosy z czoła. Patrząc na nich – współczesne uosobienie piety, na szczęście nie do końca identyczne z oryginałem, Marnie pomyślała, że urok wiedźmy jedynie podkreślił łączącą ich więź i przeniósł ją na sferę cielesną. Winchesterowie chyba nie zdawali sobie sprawy, jak mocno byli ze sobą związani. Pod każdym względem.
- Marnie – szepnął Dean chrapliwie, nie potrafiąc wydusić nic więcej, ale w tym jednym słowie zdołał zawrzeć zdumienie, ulgę i niewypowiedzianą wdzięczność. Sam jedynie popatrzył na nią tymi swoimi lekko skośnymi, nie do końca określonymi w kolorze, albo inaczej – wielokolorowymi oczyma. Usta mu drgnęły.
- Taaa – zgodziła się z nimi łowczyni. – Znowu uratowałam wam dupę i tym razem nawet nie musiałam się z wami przespać. W sumie – szkoda.
Uśmiechnęła się krzywo i skupiła uwagę na kubku, w którym obok resztek kawy pływało rozbite jajko. Białko było mętne i przypominało burzową chmurę. Marnie sięgnęła do kieszeni i wyciągnęła z niej żelazny opiłek, by ostrożnie położyć go na powierzchni jajka. Zakręcił się i ułożył koniuszkiem na południe – zupełnie nie tak, jak uczciwa strzałka kompasu powinna.
- Coś wam jeszcze powiem, chłopcy – powiedziała z nutą triumfu w głosie. – Teraz, zamówiwszy urok i zamknąwszy go w jajku, możemy namierzyć tę sukę. To maleństwo nas poprowadzi.
*
Dobra wiedźma, to martwa wiedźma, uważała Marnie. Dlatego nie czuła najmniejszego żalu, przyglądając się skwierczącym w designerskim fotelu (stojącym przed nie mniej designerskim stolikiem zastawionym czarkami z ziołami i kośćmi kurczaka) zwłokom Rosamund Clarke, które właśnie dopalały się z cichym potrzaskiwaniem. Nie powstrzymała Deana przed oblaniem czarownicy święconą wodą (wrzącą) i wbiciem w brzuch poświęcanego sztyletu, ani Sama przed skręceniem jej karku – zapewne, by dłużej nie cierpiała (młody miał zbyt miękkie serce), ale dla pewności, wolała polać zwłoki benzyną i podpalić. Strzeżonego Pan Bóg strzeże.
Śmierdziało przeokropnie – nie znała chyba gorszego smrodu niż ten palącego się ciała. No, może oprócz rozkładających się zwłok skunksa, wychodka, w które rąbnie piorun lub przypalonego mleka. Ułożone w niezbyt staranny kok włosy Rosamund paliły się wokół jej przysmalonej czaszki niczym nieświęta aureola, a na twarzy – tam, gdzie jeszcze ostały się strzępy skóry, zastygł wyraz najwyższego zaskoczenia. Uważaj, wiedźmo, czym wojujesz, bo od tego możesz zginąć, pomyślała cynicznie Marnie, otrzepując ręce niczym lady Makbet i odwracając się na pięcie. Nie po to od lat studiowała rytuały i zaklęcia białej i czarnej magii, by nie móc wykorzystywać ich w praktyce.
- Chodźmy, nim włączy się alarm przeciwpożarowy – zachęciła Winchesterów, z których jeden wyglądał, jakby miał mdłości, a drugi przyglądał się ofierze całopalnej z wiedźmy z miną jawnie świadczącą o tym, że chętnie by ją wskrzesił i powtórzył całą procedurę od początku.
- Nie włączył się do tej pory, to się nie włączy – mruknął Dean.
- I dobrze - zaśmiała się Marnie. - Ha, może pomyślą, że to samozapłon.
- Jak możecie? - spytał z niejakim wyrzutem Sam, przegarniając przydługie, kasztanowe włosy, jakby nie pamiętał, co owa wiedźma im (i nie tylko im) zrobiła.
- Nienawidzę wiedźm – powiedzieli jednym głosem Marnie z Deanem i spojrzeli po sobie z niedowierzaniem, po czym uśmiechnęli się porozumiewawczo, ku zdegustowaniu Sama. Cóż, Marnie nie lubiła do tego wracać, ale miała jeszcze większe powody, by nienawidzić czarownic, niż Winchesterowie. Dwa fundamentalne powody – męża i córkę.
- Chłopaki, nie martwcie się, zrobiliśmy dobry uczynek – powiedziała łagodniej, zagarniając obu jak kwoka kurczęta i prowadząc jak najdalej od miejsca zbrodni. – Płoń, wiedźmo, płoń i tak dalej.
- Malleus Maleficarum – rzucił niepewnie Sam w progu i spłoszył się pod spojrzeniem Marnie.
- Stanford – bąknął Dean z niejaką dumą. – Spokojnie dostałby się na prawo, gdyby nie… sama wiesz co.
Marnie zerknęła na młodszego Winchestera zupełnie inaczej. Do tej pory widziała w nim jedynie młodocianą ofiarę uroku w wersji ślicznego chłopca do zabawy, wrażliwca skulonego na łóżku i przeżywającego to, co się stało, bądź biedactwa zwijającego się z bólu na podłodze. Nie doceniała go i zrobiło jej się głupio.
- Przepraszam, Samuelu – powiedziała ze skruchą. Prawdziwą.
*
- Chłopcy, chyba nadszedł czas na rozstanie – zagaiła Marnie, błyskając szarością podkreślonego dymnym cieniem spojrzenia i stając przed Winchesterami z rękoma założonymi na piersiach, obleczonych w top z Led Zeppelin (pod względem gustu muzycznego, mimo różnicy wieku, dogadywali się z Deanem znakomicie). Z rozczuleniem przyjrzała się obu.
Dean siedział na łóżku ze skrzyżowanymi nogami, podjadając chipsy, popijając piwo i ze zmarszczonym czołem przeglądając dziennik ich ojca – oprawne w skórę kompendium potworów, ściganych przez Winchestera seniora. Sam kulił się na krześle pod oknem, bez piwa i chipsów, korzystając z blednącego światła dnia, by sprawdzić na laptopie z naklejką Pearl Jamu doniesienia z małego miasteczka Toledo w Ohio o pojawieniu się jednej z urban legend – Krwawej Mary.
- Marnie – powiedział z wyrzutem Dean, unosząc wzrok znad karty pamiętnika z patykowatym Wendigo. – Nie wygłupiaj się.
- Dzięki za miłe słowa – prychnęła, ostentacyjnie wydymając usta i przenosząc ręce z piersi na biodra. – Ale wy już nie potrzebujecie matkowania, a ja zwykle pracuję sama, bez urazy. Chyba, że chcę iść z kimś do łóżka.
- Ale my… – zaczął Sam i umilkł, znienacka pokrywając się rumieńcem.
- Nie miałbym nic przeciwko – wyrwało się Deanowi, który odłożył na bok pamiętnik, niedopite piwo i niedojedzone chipsy, instynktownie oblizując wargi, na których punkcie Marnie zdążyła dostać lekkiego fetyszu.
- Jestem dwa razy starsza od was i nie tak atrakcyjna, gdy nie działa urok – uświadomiła go łowczyni nieco cierpko. – Poza tym najnormalniej w świecie lecicie nie na mnie, tylko na siebie, ale za cholerę się do tego nie przyznacie.
- Nieprawda – powiedział obronnie Sam, nie uściśliwszy, które z jej stwierdzeń ma na myśli. Skulił się jeszcze bardziej nad otwartym laptopem, starając się nie patrzeć na brata.
- Prawda – mruknął niespodziewanie Dean, wzruszając ramionami i spoglądając na Marnie z prawdziwym smutkiem w zielonych oczach. – I co z tego? To absurdalne, głupie, niemoralne i nienormalne. Ja wiem i Sammy wie, choć wolałby nie. A gdyby ojciec się dowiedział, zabiłby nas obu na miejscu. Nic, tylko samemu palnąć sobie w łeb.
- Dean? – zapytał młodszy brat z niedowierzaniem i zapatrzył się na niego szeroko otwartymi oczyma, zapominając o Krwawej Mary i historii wyszukiwania w laptopie. – Ty tak na poważnie?
- Nie, wygłupiam się – odpowiedział ponuro Dean, przewracając oczyma. – Lecenie na młodszego brata, któremu kiedyś zmieniałem pieluchy i karmiłem kaszką jest najzupełniej normalne. Weź mnie dobij, albo zapomnijmy o tym raz na zawsze.
- Chłopaki, życie jest krótkie – powiadomiła ich o wiele bardziej doświadczona Marnie, bojowo przegarniając nastroszone po prysznicu, siwawe włosy. – Odłóżcie na bok konwenanse i pozwólcie sobie na odrobinę szaleństwa. Zanim będzie za późno.
- Czyli co? – zapytał z wahaniem Sam, przerzucając wzrok z Marnie na Deana, jak gdyby obserwował mecz koszykówki.
- Czyli lepiej zsuńmy łóżka, bo się nie zmieścimy – zaproponowała kobieta i zaczęła się nieopanowanie śmiać.
*
Początkowo było wyjątkowo niezręcznie. Najswobodniej czuła się Marnie, ale obaj bracia sztywnieli pod jej dotykiem, niekoniecznie w tych miejscach, w których powinni, by się dobrze bawić, a kiedy niechcący sami się dotknęli - odsuwali się czym prędzej.
- Za chwilę sama nałożę wam te obróżki z urokiem – burknęła, siedząc między nimi na zsuniętych łóżkach i przerzucając się z pocałunkami z jednego na drugiego (Dean smakował chipsami i piwem, ale to jej nie przeszkadzało). – Łatwiej szło.
- Przepadły – wymamrotał Dean przez zajęte całowaniem usta, więc wyszło mu ciut niezbornie.
- Mogłabym zrobić nowe – prychnęła Marnie, odrywając się na moment od słono-piwnych warg mężczyzny i zachichotała, widząc wyraz jego twarzy. – Nie zauważyłeś, że jestem całkiem biegła w magicznych sztuczkach?
- Ja zauważyłem – zgodził się Sam, przyciągając ją bliżej, by popieścić kark – drobne włoski momentalnie stanęły jej dęba. – Kto czarami wojuje, ten od czarów łatwiej ginie, ale musisz uważać, by nie posunąć się za daleko.
- By samej nie zwiedźmieć? – upewniła się, dostrzegając w jego migdałowych oczach zrozumienie, cień, świadczący o tym, że młodszy Winchester walczy z własnymi demonami i to nie tylko z demonem pożądania brata swego. – Obiecuję, że będę się pilnować.
- Pilnuj się, pilnuj – parsknął Dean, odbierając Samowi Marnie i zabierając się za śmielsze pieszczoty. Jego ręka wsunęła się między jej uda, a druga uwzięła się na lewą pierś. Sam prychnął i także nie odpuścił, całując ją po karku i zsuwając się na szyję i zagłębienie obojczyka, otaczając w talii szerokimi dłońmi.
- Tak lepiej – wymruczała kobieta, wyginając się jak kotka i niemal pomrukując z zadowolenia. – Oto moi chłopcy.
- Chłopcy? – spytał niebezpiecznym tonem Dean, chwycił ją wpół – tym razem nie cofnął się przed przelotnym dotykiem dłoni Sama, i pociągnął na łóżko, wchodząc w nią bez ostrzeżenia i wypełniając do głębi.
Marnie pisnęła z zaskoczenia, ale jej ciało błyskawicznie dopasowało się do nagłej zmiany sytuacji. Owinęła się wokół starszego Winchestera jak ośmiornica, oplatając go rękoma i nogami i podjęła narzucane tempo, niezbyt delikatnie przejeżdżając mu paznokciami po plecach. Siłą rzeczy, obejmujący ją Sam, również znalazł się w pozycji leżącej i wpasował się w kobiecy tył, przytulając całym ciałem. Jego ręce pieściły jej piersi, brzuch i pośladki, zapędzając się w dolne rejony. Marnie nie miała nic przeciwko. Dean jęknął, gdy dłoń Sama zawędrowała i na jego biodro – brat miał szeroki zasięg ramion, ale nie przerwał hipnotyzującego, posuwistego rytmu. Pieszczona na wszystkie możliwe sposoby, kobieta dała się ponieść fali, nie analizując, nie myśląc, niczego nie rozważając – jedynie czując. Kiedy próbowała powiedzieć braciom, że nie muszą się aż tak starać, bo i tak jest bliska spełnienia, głos uwiązł jej w gardle, a dreszcze rozkoszy przeszyły podbrzusze słodkim bólem. Jęknęła gardłowo, dygocząc w ich objęciach jak nie do końca ścięta galaretka.
Otwierając oczy w oprawie nieco rozmazanych cieni, zobaczyła tuż przed sobą intensywnie zielone spojrzenie Deana, który z całych sił przygryzał wargi, by nie dojść za wcześnie. Nie mogła się opanować, zacisnęła się wokół jego dumy, wydobywając z mężczyzny jęk protestu. Zaśmiała się i odpuściła. Tym razem jęknął w ramach rozżalenia, ale przyłożyła palec do ust i – uciekając jednocześnie przed objęciami Sama, przesunęła się niżej i niżej, by zająć się starszym Winchesterem na sposób francuski. Kolejny jęk był westchnieniem zachwytu – widocznie Dean miał opanowane jęki na każdą okazję. Jej usta i język na jego wrażliwej na dotyk, nabrzmiałej męskości to było trochę nadto, by mógł się opanować.
Tym bardziej się zdziwił, gdy nagle poczuł za sobą rozgrzane ciało brata, który zgrabnie zmienił łóżkową konfigurację. Dean instynktownie próbował uciec i tym bardziej wpasował się w usta Marnie, która zamruczała z pretensją – doprawdy, wolała się nie udusić. Nie chcąc zrobić jej krzywdy, wycofał się, natykając wprost na brata i jego przyrodzenie, bezczelnie napierające na jego pośladki. Sapnął, gdy poczuł na biodrze delikatny, wręcz pytający dotyk palców Sama, które zsunęły się niżej, pieszcząc jego ciasne wejście. Dean stężał, po czym rozluźnił się odrobinę i zamruczał coś nieartykułowanego, acz oględnie przyzwalającego. Był jednocześnie przerażony i podekscytowany. Pozwolił palcom Sama wsunąć się głębiej, rozluźnić pierścień mięśni i poszukać osławionej prostaty, choć nie było to całkiem bezbolesne. Strach się bać, co się stanie, gdy zamiast palców, poczuje tam coś zupełnie innego.
Jednak z jednej strony sprawne usta Marnie i jej posuwisty, stymulujący ruch dłonią, a z drugiej odnalezienie przez Sama magicznego punktu w jego wnętrzu – och, przyjemność była nie do zniesienia, rozproszyły go na tyle, że zapomniał o strachu. Nie dało się ukryć, że męskość Sama była spora i gorąca jak Piekło, ale dał radę przyjąć ją w siebie. Brat naprawdę starał się być delikatny – poruszał się powolutku, kojąc go pieszczotami pośladków, bioder i brzucha, szepcząc uspokajające słowa do zarumienionego ucha, a przede wszystkim zmieniając kąt pchnięć tak długo, aż ponownie odnalazł magiczny punkt.
W tym momencie Dean był stracony dla świata. Krzyknął chrapliwie, wybuchając w ustach Marnie jak gejzer. Jednocześnie na oślep sięgnął do tyłu i ścisnął Sama za biodro, przyciągając go bliżej. Młodszy z Winchesterów jęknął, zgubił rytm i zadygotał od stóp do głowy, dochodząc gwałtownie i niespodziewanie. Cóż, nie miał w tej kwestii nic do powiedzenia.
Marnie przełknęła, odkaszlnęła i rozciągnęła się na wznak na połączonych łóżkach, spod oka zerkając na wciąż splecionych w objęciach, ciężko dyszących braci Winchesterów.
- Tym razem też będziesz wymiotował? – spytała Deana nieco złośliwie.
Nie miał siły na odpowiedź, więc tylko pokazał jej język. Wychylający się zza niego, rozkosznie potargany Sam puścił do niej oko.
- Oj, chłopcy, chyba właśnie bezpowrotnie was zdemoralizowałam – podsumowała Marnie i zaśmiała się perliście.
Widać, jeśli się czegoś pragnie, nie potrzeba do tego uroku złej wiedźmy. Biała magia wystarcza. I dobrze.
0 notes
nelver · 2 years
Link
0 notes
dzeikobb · 5 years
Text
19.10.2019
Niebo. Okrągły fresk na suficie. Ściany z luster, na nich neony niebieskie i fioletowe. Towarzystwo: sami młodzi (rzecz jasna), para niskich gejków w koszulkach i okrągłych okularach (jeden w fioletach, drugi na błękitno), włosy blond zaczesane do tyłu, nieco kościste rysy twarzy. Inny: czarny T-shirt, proste buty, może być hetero. Wszyscy tu w sportowych butach, a ja założyłem eleganckie Lasocki. O to chodzi. Przeszedł niemal Antinoos, gładko rękami kołysząc, pewnym krokiem, z lekko zmarszczonymi brwiami, naturalny pan wszechświata. Portrety flamingów na ścianach. Egzotyczne rośliny. Przeszedł wysoki z pawim piórem u kapelusza. Dziewczęta: w sukienkach lekkich, luźnych, kwiatowych, lub w dżinsach podwiniętych nad kostkami. Inny: ciemna flanela zapięta pod szyję, podwinięte rękawy, na rękach tatuaże, czapka z daszkiem na tył głowy. Drewniane stoły i krzesła, puste kieliszki po winie, aperolu i prosecco. Kwadratowe i prostokątne obrazy przedstawiające liście bananowe. Wysokie okna ze szprosami, jak w synagodze lub teatrze. Inna: w jasnym futrze lub szlafroku, zwiewne jasne włosy, typ lata 70, głowa przewiązana chustką jak w tamtych latach. Różowe neony ludzików nad wejściem do toalet ukrytym wśród luster. Inna: chudziutka, w skórzanej kurtce. Dotyka jej lekko w ramię inny: T-shirt i rozpinana bluza. Inny: starszy, po trzydziestce, pełny dres. Inny: fryzura lata 90 (włosy rozczesane z przedziałkiem, lekko nachodzące na czoło), flanela w czerwono-czarną kratę i łańcuch na szyi.
Inny/nna: uroda afrykańska. Krótkie włosy w mini koczki. Srebrna sukieneczka. Wydatne usta. Robi sobie selfie. Przechodzą sędziowie. Ktoś wcześniej próbował wejść bez opłaty 35 zł, twierdząc, że jest na liście zaproszonych. Nie znaleźli go. Inny: spódnica skórzana i gorset bez ramion, skórzana obroża na szyi, czarna broda. Inny/nna (innu?): Rajstopy, krok wybiegowy, obcisłe body, wygolona głowa, ogromne okulary. Wymalowana skaza idzie przez pół twarzy. Inna: przy kości i niebieskie włosy. Inna: czerwona sukienka z warstwami, czarna torebeczka i czarne kozaki.
To musi być wydać z daleka. Perspektywa jest taka: kwadrat przejścia. Butelki z lewej na uchwytach. Perspektywa wyznaczana żółtymi liniami korytarza prowadzącego do największej sali. Ten korytarz jest różowy. Za czerwoną, odsłoniętą kotarą jest tłum. W te i wewte przebiega zaaferowana szlachcianka i jej podkomorzy z tatuażem na policzku, oboje mają nie więcej niż 22 lata. Prowadzący ma maskę na twarzy, matki przybyły z Francji, Niemiec i USA. Suknie szerokie, białe, rozległe i wdzięczne ruchy do widowni. Best drag makeup, nadchodzą, zderzają się z otwierającymi się drzwiami. Matka Bożna cytuje Pana Tadeusza. Podkomorzy ma naszyjnik z pereł zawieszony u ucha.
Żółty i różowy i burza pofalowanych włosów mknąca ku szatni. Inna: suknia niebieska i wysoka i naszyjnik z klejnotem na wysokości grasicy. Ochroniarze przechadzający się kaczkowatym krokiem. To wszystko daleko a blisko, za schodkami, za korytarzem, za kurtyną, za dalekim tłumem, na scenie oddzielonej morzem ludzkich głów.
Morze głów, których miękkie kontury oświetla na krótką sekundę światło reflektorów. Dalekie, przechadzające się, z rękami podpierającymi boki butch Queen, drag Queen.
Drag Queen pełne kwiatów. Kroczą. Odliczanie. Dopijam kieliszek. Ludzie wracają by pójść do toalety. Obsługa krąży, zbiera kieliszki i niesie górę nowych szklanek. Piękne One z daleka.
Stoją na kanapach, zdjęli buty, żeby nie pobrudzić tapicerki. Stoją na parapetach, nigdy nie oddadzą miejsca (przynajmniej dopóki się to nie skończy). Porusza się koszula przede mną, jest tam kratka jak z Tetrisa oraz róże, wszystko na czarnym tle. Mijałem biskupa dwudziestoletniego, gdy szedłem do łazienki. Jeden zamienia się w trzech, są we trzech, jeden obejmuje drugiego za ramię i rozmawia z tym trzecim, wszyscy są w tym samym wieku i są tak samo podnieceni wydarzeniem.
Mają bardzo podobnie wygolone głowy i w ten sam sposób lekko odstające, podświetlone innym światłem uszy.
0 notes
notowdroge · 5 years
Text
Przygotowania
Dawno nie byłem tak zajarany na wyjazd, głównie dlatego, że przez ostatnie 3 lata wuchtę czasu spędzałem w pracy i miałem tylko czas na weekendowe albo maksymalnie tygodniowe wypady. Nawet teraz myślę, czego jeszcze nie zrobiłem, komu jeszcze miałem coś przekazać i jakiego maila wysłać. Pracoholikiem chyba nie jestem no ale zawsze coś... Ewidentnie przerwa jest mi potrzebna.
Jest to chyba wyjazd na który jestem najbardziej przygotowany w mojej krótkiej historii wojaży po świecie. Od miesiąca czytam przewodnik, zrobiłem spore zakupy przed wyjazdem: nowy plecak, buty, spodnie i koszule na klimat podzwrotnikowy, a spakowany byłem już dwa wieczory wcześniej.
Tumblr media Tumblr media Tumblr media
Oczywiście nie byłbym sobą gdybym wielu rzeczy nie odłożył na ostatnią chwilę jak np. odbiór międzynarodowego prawka (długa nudna historia którą być może opiszę jako przestrogę).
Wieczór przed wyjazdem ogarnąłem ostatnie kwestie - kwiatek i robota zawiozłem do siostry, wyściskałem rodziców i powrót do mieszkania.
Pozostaje tylko naładować baterie we wszystkim, sprawdzić czy mam wszystkie dokumenty, wyjąć kasę, wypić piwko na lepszy sen robione przez cystersów, ostatnie spojrzenie na mapkę zdrapkę - pozostał praktycznie Wietnam i Laos. Po powrocie będzie już tylko Laos.
Tumblr media
Wyciągając kasę ze skrytki naszedł mnie melancholijny nastrój. Mało komu mówiłem, ale przed śmiercią babcia czuła że jej czas nadchodzi i dała nam prezenty. Mi przypadła mała torebeczka z kasą, a ostatnie świadome słowam babci brzmiały "wiem jak lubisz jeździć po świecie, wykorzystaj to na podróże".
Nie wzięło się to znikąd, po wizycie w Chinach, Tajlandii i Japonii babcia bardzo lubiła słuchać gdzie byłem, co widziałem i sama marzyła, że może kiedyś do Japonii razem pojedziemy koleją transsyberyjską, bo samolotów nie lubi i nogi jej puchną...
W sumie to spełniam ostatnie życzenie babci, ale jakoś wolałbym wrócić i jej wszystko opowiedzieć.
Miało być radośnie bo wolne, urlop i podróże, a wyszło jakoś na smutno.
0 notes
woodventure-blog · 6 years
Photo
Tumblr media
Did you notice her wooden bag? Thanks @paaulynkaa • • • Pięknej niedzieli 💙 💙 Torebeczka @woodventure.co - z kodem 'paaulynkaa' otrzymacie 20 % zniżki na zakupy ❤ Buty @buu_pl Zegarek @cluse #buu #buupl #shoes #buushoes #cluse #clusewatch #flower #pinklover #details #indigonails #woodventure #happycustomer ❤ #woodventureaccessories (at Poland)
0 notes