Tumgik
#ręczny
vintewera · 17 days
Text
Tumblr media Tumblr media
Hand embroidered vintage sweater
for more please visit my Facebook page VinteWera ❤️ and instagram wercix014
1 note · View note
ekrany-spawalnicze · 1 year
Text
Tumblr media
0 notes
ostolarstwie · 1 year
Text
Meble skandynawskie DomArtStyl - krzesło ARIANA - wysoka jakość i trwałość
Jako miłośnicy mebli i oświetlenia, zapewne zgodzimy się z tym, że dobór i dobranie właściwych mebli i oświetlenia do pomieszczeń to sztuka, która wymaga umiejętności i wiedzy. Jeśli chcemy uzyskać niezwykły efekt, dobrze jest skorzystać z produktów wysokiej jakości, które zapewnią nam wytrzymałość, trwałość i piękno, jakiego oczekujemy. Tapicerowane krzesło ARIANA od DomArtStyl jest idealnym przykładem takiego produktu. Ten model marki DomArtStyl z kolekcji mebli skandynawskich wygląda niesamowicie i może dodać wnętrzu wyjątkowego charakteru. DomArtStyl to polska marka mebli skandynawskich, która powstała w 2018 roku. Od samego początku zespół stawia na ręczny montaż każdego produktu, aby móc zagwarantować jego jakość i wytrzymałość. DomArtStyl posiada certyfikaty jakości i bezpieczeństwa. Firma wybiera materiały wyłącznie zgodne z europejskimi wytycznymi dotyczącymi produkcji mebli. Pracownicy firmy są profesjonalistami i specjalistami, którzy są w stanie stworzyć produkty najwyższej jakości. Firma produkuje meble, lampy i inne akcesoria. Do produkcji mebli wykorzystuje m.in. drewno, skórę, metal oraz tworzywa sztuczne. Tapicerowane krzesło ARIANA doskonale wkomponuje się w wnętrze dzięki swoim zaokrąglonym, drewnianym nogom. Oparcie uzupełniono klasycznymi przeszyciami, które nadają krzesłu niezwykły wygląd. Krzesło jest niewielkie, dzięki czemu będzie idealnym rozwiązaniem do małych pomieszczeń. Zostało wykonane z trwałych materiałów, które zagwarantują użytkowanie krzesła przez długie lata. Pianka wysokoelastyczna, która służy do wypełnienia mebla, jest wyjątkowo miękka i wytrzymała, a jej wykończenie nadaje krzesłu ponadczasowy charakter. Krzesło ARIANA doskonale sprawdzi się w kuchni, jadalni lub salonie, a wybór tapicerki w odpowiednim kolorze pozwoli dobrać krzesło do reszty wystroju wnętrza.
0 notes
kostucha00 · 6 months
Text
5 Grudnia 2023, Wtorek ❄️:
🍪: 305 kcal
🔥: 170 kcal
💤: 9 h
📕: 0 h
⚖️: 45,9 kg
No więc... Była drama, jak wczoraj wspomniałam. Ogólnie to zamówiłam parę koszulek na OLXie. Koszulki spoko, żeby nie było, mi się podobają. Paczki otwierałam w kuchni, w której był akurat tata, pokazałam mu moje "zdobycze" , a on stwierdził że szkoda że wszystkich L-ek nie kupiłam, bo na te mniejsze jestem chyba trochę za gruba.
"Te mniejsze":
Tumblr media Tumblr media Tumblr media
Nie że coś, ale mi się one zdecydowanie nie wydają za małe... Ale najwyraźniej mogę się mylić w tej kwestii 😑. Przykro mi się zrobiło, bo zdaję sobie sprawę, że wszystkie ciuchy od S-ki wzwyż są na mnie oversize'owe, a ten mi na poważnie wyjeżdża z tekstem że poniżej L-ki się nie zmieszczę... No kuźwa. Czy przez to tak mało na liczniku? Nie wiem. Może. W sumie to tak. Niby wiem że nie jestem gruba, ale po usłyszeniu czegoś takiego człowiekowi się włącza jakaś nie zaktualizowana kopia zapasowa która przejmuje stery i jedyne co możesz zrobić to szarpać zepsuty ręczny i się modlić. I w sumie wiesz, że gdzieś tam w bagażniku jest gaśnica aka techniki relaksacyjne, ale za cholerę nie wiesz jak się tam dostać, a tym bardziej co z nimi zrobić. Także ten. Na ten moment mam tylko nadzieję że nie skończę w rowie. Przynajmniej chora jestem, to mogę sobie spokojnie wychodzić z siebie. A w ogóle to stary rzucił taką bombę i beztrosko wyjechał sobie w delegacji, zostawiając takie pobojowisko... Wraca w piątek i pewnie nawet przez chwilę nie pomyśli (ani nie pomyślał do tej pory) o tym, co powiedział. Zapomniał o tym pięć minut później, jak sądzę. I to mi przypomniało, że za jakieś pół roku jadę na studia i nikt nie będzie nade mną wisiał ani mi truł dupy. I się trochę przestraszyłam. Bo nie mam pojęcia jak się zachowam, kiedy spuści się mnie ze smyczy. Teraz pilnuję żeby się nie stoczyć, żeby rodzice nie traktowali mnie jak kosmitę. Żeby dali mi święty spokój. Mój związek z EDziem był hot plotą na ustach całej rodziny, traktowany jak anegdotka do zabawiania gości. Czułam się ośmieszana i moja prywatność wtedy nie istniała. Więc albo to, albo morda w kubeł i jedziemy po cichu — nie ma nic pomiędzy. Ale za pół roku nie będzie czego wybierać, będzie tylko "róbta co chceta" i będę zdana tylko na zdrowy rozsądek, który zbyt często mnie zawodzi nawet w połączeniu ze strachem przed wstydem. Pewnie mi odjebie.
* * * * *
Trochę z dupy, ale wczorajszy kotospam nie zmieścił się w całości, więc jeszcze raz — specjalnie dla ciebie, @pozartaa !
Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media
19 notes · View notes
Text
PLACKI BANANOWE
Jeden placek 30kcal*
Składniki na lekko ponad 200g
(24 placki o średnicy 10cm)
2 dojrzałe banany (u mnie 155g)
4 jajka
Sposób przygotowania
Obierz dwa średniej wielkości, dojrzale banany i zmiksuj je na gładką papkę. Możesz to zrobić widelcem, jednak polecam użyć ręczny blender typu żyrafa. Powinien Ci powstać gładki mus bananowy. Możesz do niego dodać odrobinę esencji lub pasty waniliowej.
Do większej miski wbij jajka, roztrzep bardzo dokładnie ręczną trzepaczką lub użyj miksera. Powinna Ci powstać puszysta piana. Ja jajka ubijam mikserem przez około 2-3 minuty.
Do piany jajecznej od razu dodaj papkę z bananów i całość dokładnie (delikatnie i nie za długo) wymieszaj rózgą lub łyżką.
Nagrzej patelnię z grubym dnem. Nie ustawiaj jednak dużej mocy. Lepiej ustawić średnią moc palnika i chwilę poczekać, aż cała patelnia się nagrzeje. Przy pomocy pędzelka lub kawałka ręcznika papierowego ostrożnie natłuść patelnię olejem. Przy pomocy małej chochelki wylewaj porcje na placki.
Odrobinę zmniejsz moc palnika. Placki z jednej strony powinny się podpiekać około 2-3 minuty. Po tym czasie ostrożnie przełóż je na drugą stronę. Druga strona piecze się szybciej. Po minucie zdejmuj już placki na talerz. 
Przepis oraz zdjęcia nie są mojego autorstwa, możecie go znaleźć na stronie aniagotuje.pl
*Według autorki przepisu jeden placek o średnicy 10cm ma 30kcal jednak zachęcam liczyć samemu bo nie chce nikogo wprowadzać w błąd. (Mi wyszło, że w 100g jest 83kcal)
Małam dziś nadwyżkę dojrzałych bananów w lodówce a nie lubię marnować produktów, więc przypomniałam sobie o tym przepisie. Jeśli wydaje się wam, że już gdzieś ten przepis widzieliście to bardzo możliwe bo latał on po tumblr jakoś w wakacje zeszłego roku.
Tumblr media Tumblr media Tumblr media
33 notes · View notes
kasja93 · 1 year
Text
Witam, witam. O drogę nie pytam, ale wjeżdżam z bilansem:
Zjedzone 53
Spalone aktywnie 780
Tumblr media
Dzień miałam dziś nerwowy oraz pełen „przygód” dlatego przygotujcie sobie herbatkę, wodę czy co tam macie pod ręką bo będzie trochę czytania :)
Poranek był senny. Nie mogłam się pozbierać z łóżka, ale obowiązki wzywały. Poszłam do sklepu kupić trochę warzyw i owoców. Później pojechałam na wizytę kontrolną do weterynarza. Okazało się, że wszystko jest w porządku. Odrobaczenie skończyło się sukcesem, zatem można było pobrać krew. Wyniki są w normie, więc niszczyciel światów został zaszczepiony.
Tumblr media
Wychodząc z gabinetu usłyszałam jak inna pani wzywała Taxi. Zaproponowałam by odwołała kurs bo nie jest dla mnie problemem zrobić kilka kilometrów by ją podrzucić na jej dzielnice. W końcu wizyty nie są tanie w tym przybytku, więc szkoda kasę jeszcze wydawać na taryfę. Kto w ogóle zamawia Taxi? Normalnie bierze się przecież ubera albo bolta… Po odstawieniu pasażerki i jej uszatego członka rodziny udałam się w kierunku domu. I tak oto, gdybym nie zaproponowała podwózki byłabym w domu i nie wjechała we mnie inna pani 😅
Tumblr media
Zatrzymałam się przed przejściem dla pieszych. Noga oczywiście na hamulcu. Wychillaoutowana myślałam już od wizycie w paczkomacie. Deszcz pada, gra muzyka i BACH! Huk jakby mi pół tyłu zgniotło. Awaryjne, ręczny, wysiadam, patrzę. Wjechało we mnie sędziwe Renault Clio. Wysiada kobieta kilka lat starsza ode mnie. Cała blada i przerażona. Mówię by jechała za mną by nie tarasować drogi. Zjeżdżamy na parking. Wysiadam. Na szczęście tylko porysowany zderzak (z resztą i tak był do malowania bo jakaś menda mnie zarysowała na parkingu pod supermarketem w styczniu). Na szczęście nic się nikomu nie stało. Pomogłam jeszcze naciągnąć zderzak w Clio bo wyskoczył z zaczepów. Spisałyśmy oświadczenie na wypadek, gdyby koszt malowania wyszedł więcej, niż 600 zł bo lepiej się dogadać, niż stracić zniżki. Jutro jadę na oględziny 😅 Wiecie. Nie moja wina, że ktoś na mnie najechał, ale nie powinno mnie tam być w zasadzie. Zabawnie się los układa prawda? Jedna decyzja i ile problemów.
Tumblr media
Jednak, gdybyście myśleli, że to koniec to nie. Absolutnie nie xD podjechałam pod jeden Paczkomat odebrać paczkę z książką. Kocham Obcego! Dziś do niego już nie siądę, ale w niedziele nie będę nic innego robiła jak czytała. Podjechałam pod drugi Paczkomat (przekierowanie paczki bo wiedziałam, że będę u weterynarza i może mnie kurier nie zastać). Otwieram apke a tam okazuje się, że usunęłam przesyłkę nieodebraną a zostawiłam odebraną 💀 wpadłam w panikę i zadzwoniłam na infolinie. Zatem stoję na deszczu jak debil pod paczkomatem i dzwonię. Pieprzony automat inpostu. Trzy razy mówiłam by połączył mnie z konsultantem. Po jakiś 5 minutach odzywa się pani. Opisuje sytuacje a ona do mnie bym sprawdziła w mailu. Patrze. Jest kod odbioru xD jaka ze mnie blondynka… nie mam pytań bez kitu xD na szczęście udało się odebrać drugą paczkę i wrócić szczęśliwie do domu.
Totalnie jestem bez sił. Taka dawka stresu odbiła się na tym, że nic dziś nie zjadłam poza wypiciem lemoniady. Z piciem też dziś pojechałam po bandzie, że tak powiem. 4 szklanki to za mało i muszę się jeszcze nawodnić nim wezmę leki na senne
Tumblr media
Menu: lemoniada tymbark 53 kalorie
Tumblr media
Ćwiczenia:
9547 kroki
30 min jogi
27 notes · View notes
kwojciechowicz · 4 months
Text
Sukces!
Moja praca na papierze, „Tribute to Takato Yamamoto” została wylicytowana na aukcji Walentynkowej w Galerii WorldartB
❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️
Kamila Anna WOJCIECHOWICZ-KRAUZE (ur. 1991, Fitzroy (Australia))
„W hołdzie Takato Yamamoto”, 2017
Ręczny, oryginalny rysunek w technice własnej: ołówek, tusz i piórko na papierze do akwareli, wymiary: 29,7 x 21 cm+ passepartout
Tumblr media Tumblr media
2 notes · View notes
k1t-katx · 4 months
Text
♪✩10.02.24✩
Zjedzone: 452 kcal
Śniadanie
• Pudding proteinowy karmelowy - 148 kcal
• Połowa jabłka - 31 kcal
• Lipton zero - 6 kcal
Obiad:
• Zupa ogórkowa - 200 kcal
• Herbata rumiankowa - 3 kcal
Przekąska:
• Połowa jabłka - 34 kcal
• Deser malinowy - 30 kcal
Spalone: 352 kcal
Bilans: 100 kcal
Tumblr media Tumblr media
Nie zrobiłem zdjęcia puddingu😭
Ogl dzień nie był zły, rano zrobiłem śniadanie mamie i musiałem też zjeść bo mi kazała choć nie byłem głodny :( Potem pojechaliśmy do media expert i ojciec zrobił zakupy wieku xD kupił mikrofale bo poprzednią rozjebał(ciekawe ile ta wytrzyma), kupił parowar tylko nie wiem na cholerę no ale skoro jest to skorzystam, kupił mi też blender ręczny😻 Chciał potem na pizze czy coś takiego jechać ale udało mi się zmienić jego zdanie na szczęście. Potem jeszcze pojechaliśmy do paru sklepów i nareszcie do domu, po powrocie do domu poszedłem na dwór i trochę czasu zabiłem, ciągle mi się jeść chciało więc zjadłem resztkę jabłka która mi została ze śniadania i mama zaczęła ogórkową gotować bo mi zaczęła marudzić że nie ma dla kogo gotować itd zjadłem trochę tej zupy(bez żadnych ziemniaków czy czegoś takiego) potem jeszcze deserek zjadła który kupiłem jej w aldi którego spróbowałem troszeczkę i sam sobie go kupię bo jest zakurwisty i ma tylko 166 kcal! Dzień oceniam nawet na plus ^^
5 notes · View notes
myslodsiewniav · 1 year
Text
Kontynuacja: konfrontacja oczekiwań
z rzeczywistością :P
Część II
Niby wczoraj zamknęłam dzień 2, ale byłam tak zmęczona, że sens tego co chciałam spisać mi umknął. Bo dlaczego ten dzień to "był hardcore"?
I zapomniałam wspomnieć, że nim wydarzyła się granica Szwajcarsko-Włoska wydarzyła się jeszcze jedna trasa-zjazd-zygzak w formie pocieszenia dla mojego chłopaka xP za zamknięty Stelvio Pass. Przerażająca rzecz. On był przeszczęśliwy, ale nadal ma ból dupy, że nie udało się przejechać przez Stelvio (i to jego kawałek konfrontacji oczekiwań z rzeczywistością). Ale chwilę po tym zjeździe wyrosła nam ruina romańskiego kościółka Chiesa di San Gaudenzio a Casaccia i szlak prowadzący w góry.
Znowu spontanicznie wyskoczyliśmy z samochodu by pozwiedzać! I by zabrać pieska na spacer w góry - czas nas niby gonił, ale z drugiej strony dobrze było rozprostować nogi, usprawiedliwiało nas zaspokajanie potrzeby szczeniaczka (sikupa itp). Wyszliśmy do kościółka, na szlak - wszędzie rodziło się od kozich bobków. :D
Dopiero po tej chwili zupełnie nie planowanej turystyki wjechaliśmy znowu do Włoch i od pierwszej chwili przywitała nas deszczowa pogoda i soczysta roślinność na stromych ścianach gór. O. ocenił, że znowu mamy tak różny krajobraz, chociaż to są te same góry. Teraz powtarzał, że czuje się jakby patrzył na filmy o tropikalnych lasach w Azji.
To widok z tamtego miejsca (tyle, że pogoda jest mniej deszczowa):
Tumblr media
Mniej więcej na tym odcinku, już przy jeziorze Como wydarzył się drugi tego dnia "wypadek" naszej psiulki. Była grzeczna, bardzo. Ale o ile przez Szwajcarię jechała zainteresowana wszystkim co się dzieje za oknami o tyle po powrocie ze spontanicznego spacerku była przygaszona, a przed Como nam zwymiotowała smaczkami w aucie. Rano też wymiotowała (brała aviomarin) jak tylko weszliśmy do auta i momentalnie wszystko sprzątnęła i zjadła jeszcze raz xD. Tym razem my byliśmy szybsi - zaczęliśmy sprzątanie samochodu na parkingu jakiegoś marketu. Samochodu i kurtki mojego partnera, która została oblana sowicie treścią żołądka pieska. :/
O. ogarniał pieska i umieszczenie jej z powrotem w specjalnie ku temu zakupionym kojcu dla psa na tylnym siedzeniu, które nasza sprytna gwiazdeczka od rana sobie obchodziła tak, by siedzieć za dźwignią hamulca ręcznego i by się przytulać to do mnie, to do O. (dalej nie sięgała, bo oprócz kojca była zabezpieczona również specjalnym pasem samochodowym dla psów na tylnym siedzeniu - naciągała ten pas jak się dało, gdy potrzebowała się przytulić). Teraz cały ręczny był zalany wymiocinami. Fuj. Więc ja skakałam w tym toooootalnym deszczu w te i we w te do śmietnika i do auta, do śmietnika i do auta. A O. ogarniał pieskowi wodę, świeże powietrze (nie chciała wychodzić, bo padało, ona nie lubi być mokra).
W końcu dojechaliśmy do willi w której mieliśmy nocleg. Najdroższy nocleg podczas całej naszej wyprawy to właśnie ten nad osławionym Jeziorem Como. Mieszkaliśmy wysoko. Mieliśmy piękny widok na inne wille, palmy, jezioro i przeciwległy brzeg.
I padało. Ech.
Nie wiem czy potrafię dobrze opisać sprzeczności jaki we mnie walczyły, bo nie wiem czy "i padało" oddaje wyłącznie fatalistyczne rozczarowaniem sytuacją zastaną :P? Czy też oddaje to buzujące pod skórą zaciekawienie "i padało?" - i co było dalej? Dlaczego padało? I padało? I to wstęp do zaciekawienia tym miejscem: i padało. Bo to dla mnie znaczy to "i padało" - bo musiałam skonfrontować po dniu pełnym wrażeń swoje oczekiwania z rzeczywiście. Walczyły we mnie dwa wilki - jeden się złościł, że mamy tutaj szarawkę i ulewę, chłód i przenikliwy wiatr, chociaż wedle prognozy pogody miało być "pochmurnie z przejaśnieniami". Ba! W tamtym momencie nawet internet twierdził, że nie ma tu opadów! A były! Ordynarnie lało! Mój piesek zwymiotował, śmierdziało nam w samochodzie, a szyby parowały! Drugi wilk mówił: jest inaczej niż oczekiwałaś i jest pięknie! Jest jak z baśni, jest tajemniczo, jesteś w chmurach, kłębowiska bieli przemykają po niebiesko-szarych zboczach, nisko jak jaskółki, muskają czasem tafle jeziora, szczyty Alp zlewają się z kłębami burzowych chmur, wszystko jest takie, niebieskawe i mokre, jakby ze snu. Jest niesamowicie!
Byłam zmęczona. Byłam głodna. I przebodźcowana. Miałam wrażenie, że nieplanowany przejazd przez Szwajcarię pożarł moje dzienne pokłady cierpliwości, zachwytu nad światem, rozkmin o ludziach żyjących w zastanym miejscu.
Tyle rzeczy tego dnia wydarzyło się tak... poza planem. Bo Szwajcaria była zupełnie nieplanowana! A taka zachwycająca! Tyle zaskoczeń, że to na miejscu docelowym, to było dla mnie za dużo. Chciałam czegoś przewidywalnego i zarazem nie chciałam już niczego, bo miałam na ten dzień już dość wrażeń.
Przypomnę: przejechaliśmy tego dnia przez 4 granice, przez 4 państwa i żadna z tych krain/granic nie była Polską/polska.
Wow.
Jeden dzień, kilka godzin i zrobiliśmy w tym czasie Niemcy, Austrię, Włochy, Szwajcarię i jeszcze raz Włochy. Masę wrażeń.
To był hardcore.
Chciałam tego dnia zobaczyć coś na co się szykowałam: ciepełko, piękną architekturę i miejsce, gdzie Anakin i Padme się hajtneli zanim ich życie się popierdoliło:
Tumblr media
[Chociaż teraz jak patrzę na ten kadr z filmu powyżej to w zasadzie WSZYSTKO się zgadzało poza widocznością promieni słonecznych... Szare góry, niskie chmury, roślinność, architektura... hymmm...]
Nocowaliśmy w bardzo ciekawym miejscu (ale miałam przestrzeń na dostrzeżenie tego dopiero kolejnego dnia rano): była to willa usytuowana mniej-więcej w połowie zbocza w miasteczku Menaggio. Przejechaliśmy przez bramę, parkowaliśmy od tyłu w gęsto i bujnie obsadzonym ogrodzie, a od frontu nasz pensjonat miał uroczą fontannę, pnącza i rzeźby, urokliwe pergole, palmy. W jednej z części ogrodu kryły się... krasnale z bajki o Królewnie Śnieżce. I Królewna również. :D Dla mnie - mieszkanki Wrocławia okrasnalonego - taki widok to trochę powód do rozczulenia i szukania "znaków losu" i innych "tak miało być". I jakby nie było to interpretowaniem zastanej sytuacji pod tezę i zarazem życzeniowe czy infantylne - było też przyjemne i grzejące serce. :D Niestety - lało tak bardzo, że z tego ogrodu i pergol, i kamiennych stoliczków, i żeliwnych mebli ogrodowych pod girlandami roślinności rozstawionymi to tu, to tam nie mieliśmy możliwości zrobić użytku. Ani nie mieliśmy przestrzeni i czasu by się tym wszystkim pozachwycać: bo zmęczenie, przemoknięcie, bliskość zachodu słońca i potworny głód goniły nas jak najszybciej do zakwaterowania się, a potem zjedzenia czegoś.
W hotelu - co uważam za ciekawe - wszędzie, od wejścia, widniały piękne, stylizowane, współczesne i stare plakaty samego jeziora Como, regionu Lombaridii i z jakiegoś powodu - regionu Kampanii (w naszym pokoju wisiały plakaty wyłącznie z Campanii). Od wejścia również wszędzie, na każdym półpiętrze, w jadalni, w bawialni - leżały mapy w kilku językach, przewodniki i informacje o tym, że hotel jest przyjazny wobec osób ze środowiska LGBTQ+. Pan na recepcji wręczył nam klucze do pokoju - na ostatnim piętrze, z bajecznym widokiem - oraz kupony zniżkowe: jeżeli zjemy dziś kolację w ich knajpie w miasteczku na dole, bezpośrednio nad jeziorem to do posiłku dostaniemy totalnie za free wybrany napój.
O samym pokoju - no nie zachwycał. Myśleliśmy, że za tą cenę, w takim fajnym miejscu dostaniemy pokój z łóżkiem dwuosobowym (z jednym dużym materacem), z prywatną dużą i przestronną łazienką (na bookingu była wzmianka o wannie). Dostaliśmy pokój bardzo wilgotny, z dwoma starymi, głębokimi, drewnianymi łóżkami zsuniętymi razem. W pokoju było jeszcze zaścielone łóżko piętrowe (więc pokój mógłby być pokojem 4-osobowym). Szafa, bieliźniarka, stolik i krzesła. A prywatna łazienka to był hit, ech. To była ubikacja-prysznic w stylu koreańskim: wchodzisz w zasadzie do pomieszczenia wielkości kabiny prysznicowej z kibelkiem, a nad spłuczką jest zawieszona deszczownica i słuchawka prysznicowa. Kompaktowe rozwiązanie, ale niespodziewane... Ech...
Byliśmy głodni, przemoczeni, potrzebowaliśmy się odświeżyć przed wyjściem na kolację w miasto.
Wyobrażałam sobie, że nad Como wyjdę na randeczkę ubrana w sukienkę, z make upem, ale no dupa... Padało tak, że masakra, powietrze pęczniało od wilgoci, a fryzurę po tym sprzątaniu psich rzygowin miałam już rozwaloną (loki jak raz siądą, to trzeba umyć i wystylizować od nowa, około 1,5h roboty... a byłam zbyt głodna na to).
Razem z O. wyskoczyliśmy prędko pod prysznic. Obydwoje odłożyliśmy na bok nasze plany randeczkowo-spacerowe (bo tak sobie wyobrażaliśmy ten wieczór planując podróż w Polsce), założyliśmy wygodne dresy, kurtki przeciwdeszczowe, ubraliśmy również pieska w psi płaszcz przeciwdeszczowy, obczailiśmy najbliższe knajpy. I zeszliśmy.
I tutaj już frustracja i zmęczenie nas zaczęło zżerać: byliśmy drażliwi, wkurzeni. Spacer nad sam brzeg w tej ulewie przez 15 minut to max ile była w stanie znieść przekonując się, że jest przecież pięknie i nucąc ku pokrzepieniu "Deszczową piosenkę". No bo kurwa było mokro, zimno, nawet pies odpieralał jakieś skargi. I we Włoszech trwałą jeszcze sjesta, nie mogliśmy zamówić nic do jedzenia. Wkurzeni wróciliśmy do hotelu - po te kupony na drinki i dlatego, że przypomnieliśmy sobie, że ta nasza mała bida nie jadła od kilku godzin i że warto ją napoić po jej rewolucjach żołądkowych (bo na spacerze tym razem dostała sraczki).
W końcu wylądowaliśmy w restauracji właścicieli naszego hotelu, gdzie zjedliśmy pizzę (był najbliżej naszego miejsca bytowania, a dalej nie chciało się nam chodzić, tym bardziej, że zeszliśmy iddealnie na otwarcie). A do pizzy zamówiliśmy z kuponami wino. Czerwone. Było pysznie, chociaż czekanie i irytacja trwała wieki!
Do tego piesek... w skrócie: dostała drgawek. O. uspokajał, a ja spanikowałam. Zciągnęłam jej ten płaszcz przeciwdeszczowy, który przecież już nie raz testowałam podczas deszczu w PL. I bingo! Przemókł na wylot! Po prostu siedziała z nami w restauracji w przemokniętym płaszczu i trzęsła się jak galareta z zimna. Do tego wymiotowała dwa razy tego dnia i miała rozwolnienie. Byłam przerażona.
Wróciliśmy do hotelu w nienajlepszych humorach, martwiąc się o naszego psiaka. W pokoju ją osuszyliśmy, podaliśmy lekarstwo i piesek odzyskał energię.
Po tym jak sami poleżeliśmy z pełnymi brzuchami zauważyliśmy, że nie pada. Zapowiadała się pochmurna, ale sucha pogoda do końca wieczora, ale niestety kolejnego dnia rano znowu miało lać. Szkoda, bo to oznaczało konieczność zmiany planów: prognozy pogody jeszcze kilka dni wcześniej przewidywały, że pogoda miała być słoneczna, a my mieliśmy rankiem najpierw zdobyć pobliski szczyt z bajecznym widokiem na Alpy i Como (zajęłoby to nam maks 5h, taki spacerek przed śniadankiem, gdyby wstać o 5 rano), a następnie przejść się po zabytkach przy linii brzegowej.
No ale trzeba było te plany zmienić i dostosować się do pogody szczególnie ze względu na dobro szczeniaczka. Zresztą nasze też: nic przyjemnego nie ma w przemakaniu, ani w łapaniu przeziębienia na początku urlopu.
Zeszliśmy na spacer nad jezioro. A z perspektywy czasu myślę, że mogliśmy to sobie odpuścić - ale każde z nas tak bardzo CHCIAŁO, że poszliśmy zwiedzać. Było miło. Ale nie mieliśmy sił, przestrzeni w głowach, ani już grama entuzjazmu do wykrzesania z siebie po takim dniu pełnym wrażeń. Do tego byliśmy drażliwi.
Mijaliśmy masę cudownych miejsc w których wyobrażałam sobie, jakbym mogła cykać zdjęcia, gdybyśmy tylko... hymmm wyglądali bardziej jak turyści-od-zdjęć niż turyści-chroniący-się-przed-deszczem. Nie tak to sobie wyobrażałam: tym bardziej, że prognoza pogody nawet w tamym momncie (ulewy) wskazywała jedynie na częściowe zachmurzenie z przelotnymi opadami.
Było nieprzyjemnie (przez warunki pogodowe) i pięknie (dzięki połączeniu natury i architektury).
Było tu sennie.
Jak w spirited away.
Jakby zlewał się w tym miejscu świat rzeczywisty i fantastyczny, boski.
Miałam wrażenie, że to miejsce jest trochę mistyczne, te góry, chmury, jezioro i szczyty starych wilii między gąszczem palm i innej roślinności. Ale w tamtej chwili byłam zbyt przebodźcowana by dostrzegą ogrom możliwości z tej konkretnej zmiany planów zwiazanej z zastaną rzeczywistością, a swoimi oczekiwaniami.
Tak bardzo tęskniłam za słońcem i gorącem... A było tak zimno, przenikliwie mroźnie, ciemno, wilgotnie.
Od tego stanu wolę uciec.
Po powrocie do hotelu potrzebowałam pobyć sama z jakieś 30 minut. W ciszy. To było mi potrzebne jak szklanka wody podczas spaceru po pustyni. Po prostu CISZA i zmniejszenie bodźców pomogły mi obniżyć poziom stresu.
Ten długi dzień zakończyliśmy sprzeczką o pierdołę z której już leżąc pod suchym, wełnianym kocem się śmialiśmy popijając dla profilaktyki fervex z wapnem. I upewnialiśmy się po kilka razy przed snem, że naszemu pieskowi jest wygodnie i sucho.
I poszliśmy spać...
A kolejnego dnia spaliśmy do 6. Całą noc lało, więc nasze i psie kurtki, ręczniki i klapki nie wyschły. Wzięłam małą do ogrodu na sikupę. Zeszłyśmy 4 kondygnacje w doł, do ogrodu, ale prędko załatwiłyśmy potrzebę - zbyt padało by mój pies miał frajdę z przebywania na dworze. Natomiast w hotelu nie było żywej duszy, ale niczym w spirited away: ktoś (jakiś dobry duszek) musiał ustawić wieki kawowar, więc całą jadalnie otulał aromat świeżo parzonej kawy. Cudowny zapach o poranku! Wzięłam na górę od razu dwa kubeczki pełne czarnej kawy. Cudo. Tak budziłam mojego chłopaka.
Pogodzeni, że z Jeziora Como to jednak zbyt wiele wrażeń nie przywieziemy spakowaliśmy, zeszliśmy na śniadanie - było to śniadanie na słodko i to mojego chłopaka zachwycało. Bo we Włoszech tylko na słodko, albo espresso al banco. I to on kocha. Ech...
I wyruszyliśmy w drogę ku Toskanii - dzień nr 3 opiszę jutro.
Tumblr media
8 notes · View notes
dzis-po-raz-pierwszy · 6 months
Text
Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media
Dziś po raz pierwszy o tym, ile radości daje ręczny druk swoich pomysłów, w technice grafiki szlachetnej. Chyba nigdy o tym nie pisałam.
Tu na zdjęciach robię sitodruki. Satysfakcja powielenia swojego projektu ręcznie, a nie maszynowo i nie cyfrowo, to jest jakiś kosmos. Ubrudzenie się farbami, ich zapach, błędy druku, które najczęściej sprawiają, że praca jest jeszcze ciekawsza... proces, który trwa w czasie... który jest przeciwieństwem tego wydruku, który wypada z drukarki w sekundę... slow motion...
3 notes · View notes
drifftingg · 9 months
Text
PORADY CO DO PRZYPRAW
Kilka porad ode mnie odnośnie tzw. przy-praw (ang. near-law). Porada 1 (kupno): Polecam z przyprawami robić tak: Orientalne oraz takie które trzeba zmielić (rożnego rodzaju ziarna, kardamon, owoce jałowca, gorczyca, kmin rzymski, koper włoski itd itd - bierzemy od KOTANYI (największy wybór i raczej dobra jakość) Standardowe proszki typu słodka papryka - najlepiej w bulk typu opakowania 100g od no name - jak to ujęła moja mama „czasami w jakimś sklepie jest losowa półka z przyprawami (przykład - Dealz ale nie tylko). Opcja druga do takich przypraw to KAMIS. PRYMAT nie kupujemy nigdy prze nigdy (nie mam super uzasadnienia poza przeczuciem że są beznadziejni bo kamis jest popularniejszy pomimo agresywnego marketingu prymat Aha i nie przepadam za Magda gessler (słownictwo, regularne upijanie się czy to na planie TVN (miałem bliskiego kolegę kamerzystę TVN nawet także wiem z dobrego źródła) poza tym pewnie cześć osoby kojarzy jej popisy po pijanemu na fb (zwykle to usuwa ale i tak szok ze nadal to robi haha)). Druga porada do przypraw to całkowite absolutne zrezygnowanie z mieszanek przypraw typu „złoty kurczak, do mięs, do kurczaka, do ryb itd itd itd” nigdy tego nie używajcie. Jedyne miksy takie sensowniejsze to: curry, zioła prowansalskie, czurbyca ale to są faktyczne używane w kuchniach pewnych miesc na swiecie popularne przyprawy nie to co złoty kurczak. W takich miksach poza brakiem naszej kontroli nad składem zwykle jest czegoś zacduzo za mało itd. Trzecia porada łączy sie z drugą - odkrywajcie swoje smaki i rozwijajcie sie kulinarnie - mix do kurczaka nas ogranicza - przyprawienie tego samego kurczaka przyprawami bazowymi rozwija kreatywność, pozwala osiągnąć ten sam efekt lub lepszy i jest super zabawą w kuchni możemy takze sprostać naszym oraz innych osób kosztujących naszych potraw upodobaniom kulinarnym, nadać potrawom wyjątkowego smaku itd. Nie jestem pewny na 100% ale złoty kurczak ma chyba w sobie dużo soli? Nie wiem kojarzy mi sie ten smak z takim dość płytkim i tempem wiec by pasowało (zgodzę sie ze fajnie pachnie taki kurczak jak sie jest głodnym ale czosnek skwierczący na oliwie takze pachnie super wiec to jeszcze nic specjalnego, nawet biala bułka kajzerka potrafi super pachnieć a wiemy ze białe bułki zwłaszcza takie kajzerki to trucizna i absolutna czarna lista żywieniowa!!!!)
Aha czwarta porada - przypraw należy uzywać sporo i w celu uzyskania smaku jaki będzie odpowiadał nam (to my będziemy jeść) są wyjątki jak np. kurkuma (która od pewnej ilości w potrawie nie robi się bardziej intensywna tylko gorzka) oraz jest jakiś limit (sto lyzeczek slodkiej papryki itd.) ALE kuchnia północy europy oraz kuchnia polska hisotrycznie jest mega mdła (kiedyś kuchnia polska była inna juz zapomnialem dlaczego ale nie zawsze było u nas tłusto i mdło to jest efekt jakichś tam wydarzeń historycznych że tak się zmieniło) - nie nalezy tak robić. Sól - jest szkodlia ALE ludzie często uzywają jej za mało np do mięs (mięso jeżeli kawał jest grrube trzeba solą niekiedy i natrzeć)
Porada 5 - sól im drobniejsza tym bardziej jest słona na gram (serio tak to dziala na poziomie okruszka soli) i bardzo szybko się rozpuszcza - co często powoduje że sól miejscowo na mięsie jest mega skumulowana a my tego nawet nie widzimy - sól w większych kawałkach np kosher salt (btw dokladnie to co napisalem jest powodem dla ktorego w USA kosher salt uzywają praktycznie wszyscy kucharze a nie tylko żydzi) jest przykladem soli w takikch jakby platkach ja używam takiej soli do mięs i mam dużo lepsza kontrolę nad tym jak rozprowadzona jest sól po mięsie.
Porada 6 - w pewne rzeczy warto zainwestować raz niewielką kwotę i mieć jakość na dlugo - np ręczny (ręczny jest lepszy niż te automatyczne tandety) młynek do pieprzu. Ale także w bardziej wymyślne przyprawy jak pasty do zup orientalnych (miso, chilli, imbir, curry, krewetkowa itp), Wiele tego typu rzeczy (sosy sojowe i inne) pomogą nam stworzyć jeszcze więcej różnych smaków w naszej kuchni i nie zepsują się przez dlugi czas dlatego warto je kupic. Definitywnie nie możemy mieć w domu zestawu typu: pieprz zmielony i zleżały bo go nie uzywamy praktycznie w solniczce (tanie smazalnie ryb nad morzem baltyckim sie klaniają) gdzie i z solniczki leci za duzo lub w ogóle albo juz totalnie sie dzieje tragedia i odpada zamkniecie i mamy całą sól na rybie i pieprzu i soli leci za duzo, sól tak jak pieprz opisana i jeszcze z tym nieszczęsnym ryżem... (btw solniczka? po co to gówno istnieje, cukru zlepionego i złotego kurczaka) jest to absolutna abominacja kulinarna...
Porada 7 - Nie dajcie sobie wmówic jak coś macie robić/przyprawiać, gotujemy dla siebie, wówczas to czy nam smakuje jest wazniejsze, warto przyprawiać kurczaka tak jak my lubimy :*
Chudego dnia
aha w moździerzu trzeba dlugo ubijać rzeczy i nauczyc sie tego ruchu takiego wru wru wru (ja na spoczątku wrzucałem nasionka do niego uderzałem za krótko i fru do potrawy - często warto pomielić wszystko aż na pył zwłszcza jak kawałki są dosc duze np czarnuszkę moim zdaniem warto zmielic dokladnie bo taka rozbita na kawalki to nie jest to...) Z kolei kumin mozna uzywac i w nasionkach i zmielony (popularne na tumblr są warzywa na patelnie - dla osób uzywajacych choć kapki oleju - wrzućcie kuminu w nasionach odmieni to wasze warzywa na zawsze (do oleju zanim wlecą warzywa) - dla osób bez oleju uzylbym kuminu w proszku już do warzyw (kumin - kmin rzymki nie mylić z kminkiem)
5 notes · View notes
indira2004 · 1 year
Text
16.01.2023 poniedziałek
Rzeczy do nabycia:
1. Poduszka, bo się starzeję i nie mogę już spać na byle czym.
2. Duży garnek nieprzywierający, chociaż to akurat nie jest priorytet.
3. Koc 220x200 cm, bo kilka z tych posiadanych jest za małych.
4. Jednak blender ręczny.
Zginęła mi łyżeczka.
12 notes · View notes
ekrany-spawalnicze · 1 year
Text
https://sprawny-dojazd.pl/veigel/reczny-gaz-hamulec/
0 notes
jazumst · 2 years
Text
Jazowy miszmasz
Żeby Was chuj nie strzelił. To był naprawdę zjebany dzień. Posłuchajcie:
Wstałem. Jakiś gniot mnie gniótł, ale jakoś się toczyło. Pogoda była przepiękna, więc liczyłem na miasto z panią Matką, ewentualnie sam skocze do zoologa. No i spacer. Oczyma wyobraźni widziałem jak przemierzam samotnie swoje szlaki. I szlag to trafił.
Przyszedł pan Ojciec. Czarne chmury zawisły nad moim słonecznym dniem. U Magika pomór pracowników, więc Szrota może wziąć za tydzień. Ale nie są to rzeczy których sami nie możemy zrobić. No i się zesrało.
Ogólnie chodzi o ręczny. Całe życie na ręcznym jadę i jest dobrze. No z małymi przerwami. Nie ważne. Tak czy inaczej znowu z prawej luźno, a z lewej trzyma za mocno. Albo odwrotnie. Rozkręciliśmy bebechy. A dojebane to jak w tych memach. No popierdoleni jacyś na tym warsztacie. Jakbym upierdolił śruby to bym ich z tego szpitala powyciągał i własnymi fiutami by mi to wykręcali. Do tego smaru dojebane jakby własne dupska do więzienia szykowali, a nie dbali o mechanizm. Rzecz jasna nie zdziałaliśmy nic.
Są też pozytywy. Okazało się, że mam 3 komplety kół a nie dwa. Dodatkowo całe lato jeździłem na starych zimówkach XD (Od zeszłego sezonu mam nowe) Dlaczego? Bo zawsze zabierałem jedne i dawałem drugie, ale jak kupiłem nowe, pan Ojciec zniósł stare zimówki do piwnicy zamiast letnich. Więc letnie sobie przeleżały rok każde w innym miejscu. Te opony są tak zniszczone życiem jak ja. Cud, że nie pierdolnęły jak sobie radośnie ponad 140 grzałem do Łeby. Drugi plus jest taki, że mam już założone zimówki właściwe. I tak bym to robił za 2 tygodnie, więc nie opłacało mi się dwa razy pierdolić ze ściąganiem kół.
//
Jak już akurat skończyliśmy zbierać zabawki zadzwoniła pani Matka, że obiad gotowy. W czasie obiadu strasznie zaczął mnie napierdalać łeb. Zbladłem jak śmierć na nartach, a ręce zaczęły mi się trząść. Puls ponad 90. Cholera wie co mi się stało. Kimnąłem się dwie godzinki, wziąłem kąpiel, przeszło. Natomiast gdzie ja tam nie przesadzam z takimi sprawami, tak naprawdę czułem się jak gówno.
//
I tak dzień poszedł się pierdolić. Nie załatwiłem sprawy akwarium. Nie zrobiłem zakupów. Nie byłem na spacerze. Nie pograłem. Pies mnie jebał.
8 notes · View notes
xentropiax · 2 years
Text
no. 8
No i susza. 
Patrzę w swoje dokumenty, notatki, w to co napisałam i nie potrafię więcej. Żadne słowo nie wychodzi z mojej głowy, jest mi chyba źle. Nie potrafię pisać twórczo, kiedy jest mi źle, nie potrafię się skupić, nie potrafię mieć do tego wszystkiego pasji.
Kolejny raz w tym roku rozważam powrót do psychiatry. Bo nawet jeśli to minie, to teraz, to czarne i złe, to przecież wróci. Wszystko jest jak sinusoida i kiedy jest dobrze, to jest dobrze, ale kiedy spadam, robi się to nie do wytrzymania. I ja tak już nie chcę.
Prawdę mówią ci, co twierdzą, że jak raz się już to cholerstwo zalęgnie w głowie, to zostaje. Można bestię uśpić, można przez lata trzymać ją gdzieś w piwnicy, ale ona zawsze będzie chciała wrócić. I ona do mnie wraca, jak stara przyjaciółka albo nieproszony gość, jedno z dwóch, nie jestem pewna. 
I jest inna, zmieniła się. Bo i ja się zmieniłam. Niby wiem jak sobie z nią poradzić, jak nie dochodzić do ściany. Ale prawdą jest, że coraz mniej sensu widzę w swojej terapii, wydaje mi się, że wszystko sobie ubzdurałam i nawet nie potrafię opisać co mi dokładnie dolega.
Po prostu czuję się źle. Jest mi smutno, przykro, samotnie, bez celu. Coś przestawiło mi wajchę, ktoś zaciągnął ręczny hamulec i ja nie wiem czy bez pomocy tabletek dam sobie radę. Mam myśli rezygnacyjne, chociaż nie prowadzą do żadnych planów. To takie tylko wytchnieniowe myślenie, przynosi na chwilę ulgę.
Tęsknię za moimi przyjaciółmi, za bliskimi osobami, które rozlały się po świecie. 
4 notes · View notes
szpilkaraskiwynik · 2 months
Text
Jaki jest najlepszy sposób wypełnienia loto kuponu, aby zwiększyć szansę na wygraną?
🎰🎲✨ Darmowe 2,250 złotych i 200 darmowych spinów kliknij! ✨🎲🎰
Jaki jest najlepszy sposób wypełnienia loto kuponu, aby zwiększyć szansę na wygraną?
Napełnienie kuponu loterii to kwestia, która wymaga od graczy przemyślanej strategii. Istnieje wiele podejść do wyboru numerów, jednak nie ma gwarancji, że którakolwiek z nich zapewni zwycięstwo. Niemniej jednak istnieją pewne strategie, które mogą zwiększyć szansę na wygraną.
Jedną z popularnych strategii jest tzw. "Quick Pick", czyli losowy wybór numerów przez maszynę. Choć może się wydawać, że ta metoda ma takie same szanse na sukces jak ręczny wybór numerów, niektórzy gracze twierdzą, że dzięki niej odnieśli sukces.
Inną strategią jest analiza statystyk dotyczących często występujących numerów w przeszłości. Niektórzy gracze wierzą, że pewne numery mają większe szanse na wylosowanie niż inne, więc śledząc historię losowań można próbować przewidzieć, które z nich będą miały się pojawić.
Kolejną ciekawą strategią jest tzw. "Zasada łączna", polegająca na wybraniu numerów w taki sposób, aby ich suma była w określonym zakresie. Niektórzy uważają, że ta metoda może zwiększyć szanse na trafienie wygranej.
Warto pamiętać, że loteria to gra losowa, więc nawet najbardziej przemyślane strategie nie gwarantują sukcesu. Mimo to, eksperymentowanie z różnymi podejściami może sprawić, że gra stanie się bardziej interesująca i emocjonująca.
Optymalne liczby do wyboru w loterii mogą być przedmiotem wielu koncepcji i teorii. Jedni gracze ufają w niezaprzeczalną losowość wyboru liczb, podczas gdy inni starają się znaleźć wzory i strategie, które pomogą im zwiększyć swoje szanse na wygraną. Niemniej jednak zawsze warto zastanowić się, jakie liczby wybrać, aby optymalnie podchodzić do gry w loterii.
Zgodnie z zasadami matematyki, każda liczba ma taką samą szansę na wylosowanie w loterii. Oznacza to, że nie ma jednej optymalnej liczby, która gwarantuje sukces. Jednakże istnieje kilka strategii, które mogą pomóc graczom w zwiększeniu swoich szans na wygraną. Jedną z popularnych metod jest wybieranie liczb losowych zamiast tych powszechnie wybieranych przez innych graczy, co może zminimalizować ryzyko podziału wygranej.
Inną strategią jest wybieranie liczb z pewnym systemem lub sekwencją, na przykład daty urodzenia czy inne ważne dla siebie liczby. Ta metod może sprawić, że gra stanie się bardziej emocjonalna i osobista, co dla niektórych graczy jest istotne podczas udziału w loterii.
Ostatecznie decyzja, jakie liczby wybrać w loterii, zależy od indywidualnej preferencji każdego gracza. Nie ma jednej idealnej strategii, która zagwarantuje sukces, ale eksperymentowanie z różnymi sposobami wyboru liczb może sprawić, że gra stanie się bardziej interesująca. Pamiętajmy jednak, że loteria to gra losowa, a wygrana zależy głównie od szczęścia i trafienia właściwych liczb.
Istnieje wiele teorii na temat Metod zwiększenia szans na wygraną w loterii, jednak nie ma żadnej gwarancji sukcesu. Mimo to istnieją pewne strategie, które mogą pomóc zwiększyć szanse na wygraną. Jedną z najpopularniejszych metod jest system gry w grupie. Polega to na tym, że wielu ludzi decyduje się zakupić losy razem, dzieląc się kosztami i potencjalną wygraną. Ta metoda faktycznie zwiększa szanse na wygraną, chociaż trzeba pamiętać, że w razie sukcesu wygrana będzie dzielona między uczestników grupy.
Kolejną metodą jest analiza statystyczna. Niektórzy gracze starają się analizować wyniki poprzednich losowań, szukając pewnych wzorców czy liczb, które najczęściej się pojawiają. Choć nie ma naukowego dowodu na skuteczność tej metody, niektórzy uważają, że może to zwiększyć ich szanse.
Wreszcie, niektórzy gracze decydują się na zakup większej ilości losów. Im więcej losów zakupią, tym większe szanse na wygraną. Należy jednak pamiętać, że koszty zakupu takiej ilości losów mogą być bardzo wysokie, a szanse na wygraną nadal są stosunkowo niskie.
Warto zawsze pamiętać, że loteria to gra losowa i nie ma pewnego sposobu, aby zagwarantować wygraną. Niezależnie od wybranej metody, kluczowe jest zachowanie umiaru i odpowiedzialnego podejścia do gry w lotto.
Tabele statystyczne dla kuponu loto są niezwykle przydatne dla osób grających w tę popularną grę losową. Dzięki analizie danych z poprzednich losowań, można wyciągnąć cenne wnioski i podjąć bardziej świadome decyzje podczas wybierania liczb na kuponie.
Pierwszą tabelą, na którą powinni zwrócić uwagę gracze, jest tabela częstości występowania poszczególnych liczb. Dzięki niej można dowiedzieć się, które liczby były najczęściej losowane w przeszłości i na ich podstawie podjąć decyzję o ich zawierzeniu na kuponie.
Kolejną istotną tabelą jest tabela opóźnień, pokazująca liczbę losowań, po których dana liczba została ponownie wylosowana. Dzięki niej gracze mogą śledzić, które liczby od dłuższego czasu nie pojawiły się na kuponie i wtedy można postawić na ich powrót.
Niezwykle przydatną tabelą statystyczną jest także tabela korelacji między poszczególnymi zestawami liczb. Dzięki niej gracze mogą sprawdzić, czy pewne liczby często występują razem i na tej podstawie zdecydować się na określone kombinacje liczb na kuponie.
Podsumowując, analiza tabel statystycznych dla kuponu loto może zwiększyć szanse graczy na trafienie głównej wygranej. Odpowiednie wykorzystanie tych danych może sprawić, że gra stanie się bardziej przewidywalna i emocjonująca dla wszystkich uczestników.
Analiza matematyczna odgrywa istotną rolę w grach losowych, zarówno w kasynach, jak i w innych rodzajach gier hazardowych. Zastosowanie matematyki pozwala na lepsze zrozumienie mechanizmów, które kierują grami losowymi. W przypadku gier hazardowych, takich jak poker, ruletka czy automaty do gier, matematyka może pomóc w obliczeniu szansy na wygraną oraz prawdopodobieństwa różnych kombinacji.
Jedną z podstawowych koncepcji analizy matematycznej w grach losowych jest teoria prawdopodobieństwa. Dzięki niej można oszacować szanse na to, aby określona kombinacja kart czy numerów wygrała w danej grze. Matematyka pozwala również na obliczenie oczekiwanej wartości gry oraz zysku, jaki może osiągnąć gracz na dłuższą metę.
Innym ważnym aspektem analizy matematycznej w grach losowych jest teoria gier. Ta dziedzina matematyki zajmuje się badaniem strategii, taktyk i decyzji podejmowanych w grach, gdzie wynik zależy zarówno od własnych działań, jak i działań innych uczestników. Analiza matematyczna pozwala na opracowanie optymalnych strategii, które mogą zwiększyć szanse na wygraną w grach losowych.
Warto podkreślić, że analiza matematyczna w grach losowych jest niezwykle skomplikowanym obszarem matematyki, który wymaga zaawansowanej wiedzy i umiejętności. Dla osób zainteresowanych grami losowymi, zgłębianie tajników matematyki może przynieść nie tylko lepsze zrozumienie mechanizmów gier, ale także poprawę wyników i osiągnięcie większych sukcesów w świecie hazardu.
0 notes