Mount Matthews
Jest taka góra, którą widać od nas z domu (no, prawie, trzeba wyjść na ulicę), a która już od dawna drażniła nas swoją obecnością, a raczej bardziej naszą na niej nieobecnością: Mount Matthews (942 m n.p.m.), najwyższy szczyt Remutakas. Chciałem ją zdobyć tym bardziej, że poprzednia próba, w sierpniu, nie udała się z braku czasu i musiałem zawrócić z trasy.
Mount Matthews z Orongorongo Valley.
Na Mt. Matthews trzeba poświęcić cały dzień — 24 kilometry po zupełnym odludziu, z przekraczaniem strumieni i częściowo bez ścieżki, wzdłuż dolin po żwirze rzecznym, z sumą podejść ponad 1200 metrów.
Zaczęliśmy o 6:30. Kilka minut później odbił się echem huk odrzutowca — domyślilismy się, że to ten 6:35 do Christchurch, którym za 2 miesiące polecimy. Strasznie wcześnie!
Orongorongo River
W godzinę doszliśmy do doliny Orongorongo, a następną zajęło nam przejście wzdłuż jej, do odbicia szlaku na południe. Do tej pory droga była łatwa, o łagodnym nachyleniu. Przejście rzeki również okazało się proste i szybkie — wody było o wiele mniej niż ostatnim razem i dało się przeskoczyć po kamieniach, bez zdejmowania butów (co bardzo opóźnia marsz, zwłaszcza gdy trzeba to zrobić kilka razy).
Podejście pod Mt. Matthews początkowo prowadzi korytem potoku, lewego dopływu Orongorongo. Nie ma ścieżki, drogę trzeba znaleźć wśród jego licznych koryt, na szczęście też o tej porze roku przeważnie suchych.
Po kilkuset metrach wchodzimy do buszu i zaczyna się konkret. Wchodzimy na porośniętą drzewami ścianę. Szlak niemal z miejsca staje się niewiarygodnie stromy — miejscami jest to drabina z korzeni, podobna do podejścia pod Waligórę z Andrzejówki, tylko wielokroć dłuższa. Szybko nabieramy wysokości.
Niespecjalnie coś widać. Busz jest gęsty. Po około godzinie pokonujemy pierwszą część ściany, do przełęczy Southern Saddle. Za nią błyszczy lazur Palliser Bay na wschodzie i Wellington Bay na zachodzie.
Z przełęczy jeszcze godzina na szczyt. Przyjdzie nam iść w klimatycznym lesie: przez cały rok jest tu tak wilgotno, że mchy łapią wilgoć z opływających Mt. Matthews chmur i szczelnie opatulają drzewa. Mimo że to najsuchsza pora roku, to i tak korzenie są mokre i śliskie. Musieliśmy się ich niekiedy łapać, bo tu też były bardzo strome fragmenty.
Jest trochę miejsc widokowych, ale ograniczonych drzewami.
Południowa Dolina Wairarapa.
W końcu docieramy na szczyt, skąd pięknie widać całą południową plażę przy Palliser Bay. Jest 11:15, czyli dwunastokilometrowa wędrówka zajęła nam 4h45m.
Na szczycie zostajemy 15 minut, potem schodzimy tą samą drogą. Przy tak dużym nachyleniu nie jest dużo szybciej, niż pod górę. Zejście do Orongorongo zajmuje nam 2h20m. W tym czasie pogoda robi się lepsza; niskie chmury zanikają, odsłaniając szczyty.
Dolina Orongorongo ma charakter roztokowy — rzeka ciągle zmienia swój bieg, nadsypując kolejne warstwy żwiru i kamieni. Skąd się one biorą? Ano stąd, z osuwisk takich jak poniżej.
I to już wszystko. Do auta docieramy kwadrans po czwartej, całość zajęła nam zatem prawie 10 godzin. Pokonaliśmy 25 km i 1200 metrów do góry.
3 notes
·
View notes
Untitled, chapter 2
- Kim jesteś? - zapytał Oliver, po czym odruchowo odsunął się od chłopaka.
- Spokojnie, nic wam nie zrobię. Zresztą, gdybym chciał, to czy już bym was nie zaatakował?
- W sumie racja - przyznał Cason. - Ale kim jesteś?
Chłopak nieco się zasępił.
- Długo by opowiadać… na razie powiem tyle, że jestem Will. Nie pochodzę z tego świata, ale przez Dasteriana jestem zamknięty na tym świecie.
- Co on gada? - szepnęła Jasmine do Casona.
- Nie wiem - odparł chłopak.
- Postaram się wam wszystko wyjaśnić, obiecuję. Zacznijmy od tego, że przez stulecia istniały połączenia pomiędzy Ziemią a Verdantisem. Kiedy Dasterian został władcą, zdelegalizował takie portale. Z czasem zostały tylko cztery. Jeden z nich znajduje się w tym domu.
Oliver zmarszczył brwi.
- Czyli mówi pan, że w tym domu znajduje się portal do innego wymiaru?
- Mniej więcej tak.
- Chyba pan żartuje.
- Daruj sobie tego “pana”. Jestem po prostu Will. I nie, nie żartuję, w tym miejscu znajduje się szczelina prowadząca do Verdantisu.
- Ja wciąż nic nie rozumiem - mruknęła Jasmine.
- Ja też - dodał Cason.
- Jak mówiłem, ciężko byłoby to wytłumaczyć. Może przejdę do rzeczy. Potrzebuję od was przysługi.
No, można było się tego spodziewać.
- Będziecie musieli pójść do Verdantisu.
Oliver podniósł sztylet zmarłego z ziemi.
- Będziesz musiał mnie tam zaciągnąć siłą!
- Nie rób głupstw - zaśmiał się Will. - Zanim cokolwiek mi zrobisz, będziesz leżał na podłodze martwy.
- A myśleliśmy, że jest przyjazny - mruknął Cason.
- Jestem przyjazny i nie lubię używać broni, ale czasem czuję się do tego zmuszony. Mogę was wypuścić, ale wtedy wam nie pomogę z raną tego wysokiego. Jeśli chcecie, żebym wam pomógł, wy będziecie musieli pomóc mnie.
Cason spojrzał na Jasmine.
- On mówi poważnie? Myślisz, że w piwnicy ukryte jest przejście do innego wymiaru?
- Chodźcie za mną.
Will zaczął schodzić po schodach. Oliver pobiegł bez zastanowienia za nim. Cason i Jasmine spojrzeli na siebie i też niechętnie poszli za Willem. Po chwili zeszli na parter.
- Tu nie ma zejścia do piwnicy - zauważył Oliver.
- Jest w drugim budynku - odparł Will.
- W drugim budynku? - zdziwiła się Jasmine.
Will podbiegł do drzwi wejściowych.
- Nie przejdziesz przez nie, są całkowicie zablokowane. Tu jest dziura w ścianie, chodź - zawołał Cason. Był szczęśliwy, że mógł w czymś się przydać.
- Dzięki, chłopie - uśmiechnął się Will.
Może jednak nie jest taki zły…
- Widzicie wejście do piwnicy? - zapytał, kiedy weszli do drugiego budynku.
- Nie… - mruknął Oliver.
- Takie portale są obłożone zaklęciami, przez które mieszkańcy Ziemi nie widzą ich, dopóki nie podejdą blisko. Nie mogą podejść sami z siebie, bo uznają, że to zły pomysł i zawrócą.
- Czyli mniej więcej nie można trafić do… Verdanu przez przypadek? - upewniła się Jasmine.
- Dokładnie.
Will zaczął schodzić po drabinie w dół. Dopiero wtedy Cason zorientował się, że jest tam drabina. Jakim cudem wcześniej jej nie widziałem?
- Skąd tu się wzięła drabina? Wcześniej jej nie było - zdziwił się Oliver.
- Widzisz, mówiłem prawdę - krzyknął Will. Jego głos zdawał się dobiegać z daleka. - Chodźcie za mną!
- Ja pójdę pierwszy. - Cason tym razem nie miał zamiaru pozwolić Jasmine ryzykować życie. Uśmiechnął się do niej i zaczął schodzić.
Kiedy był na przedostatnim szczeblu, zeskoczył na ziemię. Ten pokój wyglądał zupełnie inaczej. Ściany, składające się głównie z płaskorzeźb, były zrobione z czegoś w rodzaju piaskowca. Na samym końcu długiego pokoju stały dwie rzeźbione kolumny oplecione piaskowcowymi wężami, a pomiędzy nimi znajdowały się drzwi.
- Nie widzę drabiny! - zawołała Jasmine.
- Jak masz na imię? - zwrócił się Will do Casona.
- Cason… dlaczego pytasz?
- Cason, stań na ostatnim szczeblu drabiny.
Cason wykonał polecenie.
- Teraz widać? - zawołał Will.
- Tak! Już schodzę! - odparła dziewczyna.
- Możesz zejść z drabiny - szepnął Will.
- Po co w ogóle na nią wchodziłem?
- Te czary dekoncentrujące przestają działać, jeśli ktoś nawiązuje kontakt z przedmiotem obłożonym zaklęciem. Teraz po drabinie schodzi dziewczyna, więc Oliver będzie ją widział. W sensie drabinę. No i dziewczynę w sumie też.
- Ma na imię Jasmine.
- W porządku.
Jasmine zeszła z drabiny i stanęła obok Casona.
- Jak widzisz, żyję.
- Stań, proszę na ostatnim szczeblu drabiny - rzekł Will.
- Że ja?
- Tak.
Jasmine weszła na drabinę.
- Ale w jakim celu tutaj weszłam?
- To zaklęcie nałożone na drabinę sprawia, że nie widzimy drabiny, o ile ktoś z niej nie korzysta.
Jasmine kiwnęła głową.
- Zejdź już - polecił Will.
Jasmine zeszła z drabiny, a po chwili Oliver dołączył do reszty.
- No to teraz czas na wytłumaczenie wam waszego zadania. - Will odchrząknął i zaczął mówić. - Verdantis to nie jest najbezpieczniejsze miejsce, do jakiego możecie trafić, ale nic się wam tam nie stanie, o ile nie ukradniecie czegoś, nie przelejecie krwi albo nie użyjecie githât.
- Co to jest gi… gicośtam? - wtrącił się Oliver.
- Nazwalibyście to magią. Kontynuując, jeśli nie złamiecie którejś z tych zasad, inni nie będą mogli nic wam zrobić. Nie wszyscy o tym wiedzą.
- Ale jakie jest nasze zadanie? - niecierpliwił się Cason.
- Musicie pójść do Zamku Izranal. Znajdziecie się w nim, kiedy tylko przekroczycie drzwi. W środku będzie wiele strażników i wojowników, ale nikt nie będzie mógł was zaatakować, jeśli czegoś nie ukradniecie, nie przelejecie krwi i nie użyjecie githât.
- Zamek Izranal jest w Verdantisie? - upewniła się Jasmine.
- Tak, jest tak jakby wejściem do niego.
- Ale jakie jest nasze zadanie? - powtórzył Cason.
- Pójdziecie do Izranal i weźmiecie stamtąd Diriond. To szafir, który od wieków znajduje się w tym zamku. Kiedyś był najpotężniejszym przedmiotem w całym Verdantisie, ale został uśpiony - jego moc już nie działa. Mniej więcej, król Verdantisu zadbał, żeby nikt nie mógł go zdobyć. Ale trójka dzieci z Ziemi… ominiecie zabezpieczenia.
- Gdzie jest ten szafir? - zapytała Jasmine.
- Wejdziecie od strony zachodniej. Tam, na moście, stać będą strażnicy. Nic nie będą mogli wam zrobić. Musicie znaleźć studnię na samym środku zamku i wejść do środka. Tam ukryty jest Diriond. Problem w tym, że całość prawdopodobnie okryta jest zaklęciami dekoncentrującymi… muszę wam dać amulet z przeciwzaklęciem. - Zdjął z szyi kościany wisiorek. - Ten wisiorek okryty jest przeciwzaklęciem, które pozwoli wam znaleźć Diriond bez problemów. Nikt nie będzie mógł wam nic zrobić, bo jesteście okryci traktatem pokojowym.
- Strasznie to skomplikowane - mruknął Oliver.
- I wciąż niezbyt rozumiem, co się dzieje - dodał Cason. - Kim w ogóle jesteś?
- To na razie musi pozostać tajemnicą. Idźcie tam szybko, bo niedługo mogą zjawić się agenci Dasteriana. Na pewno będą chcieli zamknąć tę szczelinę. Muszę uciekać. To dla ciebie - podał wisiorek Jasmine - a dla was też mam podarunki.
Podał sztylet Oliverowi.
- Jeśli kiedykolwiek będziesz miał kłopoty, naciśnij głowicę tego sztyletu. Pojawi się wtedy gęsta mgła, w której jest gorsza widoczność i ciężej się rusza. Dookoła ciebie i twoich przyjaciół będzie strefa, której mgła nie dotknie.- Dziękuję - odparł Oliver zawstydzony.
- A dla ciebie, Casonie, mam coś innego. W przypadku kłopotów szukajcie bazy ruchu oporu. Praktycznie rzecz biorąc, zdradzam ci teraz najważniejszą informację, jaką znam. Jeśli będziecie potrzebowali natychmiastowej pomocy, w jakiejkolwiek bazie ruchu oporu podaj to hasło. - Nachylił się du ucha Casona. - Kryjówka jest blisko - szepnął. - Jeśli będziesz musiał je zdradzić, podaj hasło “Wartość wyznaczają pieniądze”.
Trochę niesprawiedliwie, że Cason i Jasmine dostali jakieś magiczne przedmioty, a ja jedno zdanie. “Kryjówka jest blisko”. Co to w ogóle ma być? Takie hasło może zgadnąć każdy!
Na parterze rozległy się kroki.
- Uciekajcie! - krzyknął Will. - Ja ich zatrzymam!
Oliver pociągnął Jasmine ze sobą. Cason poczuł ukłucie zazdrości. Dlaczego on… Odrzucił te myśli i pobiegł za przyjaciółmi. Oliver otworzył drzwi.
Za nimi znajdowała się pustka.
- Jesteście pewni, że to dobry pomysł? - zapytał Cason.
- Na pewno lepszy niż danie się złapać królewskim najemnikom - odparła Jasmine. - Coś mi się wydaje, że ten cały król to nie jest miły gość. - Kto pierwszy? - zapytał Oliver.
- Ja - odpowiedzieli równocześnie Cason i Jasmine.
- No to kto w końcu?
- Zagramy w papier, kamień, nożyce? - rzucił Cason.
- Dobra.
Cason wybrał nożyce.
- Kamień - powiedziała Jasmine z uśmieszkiem.
- Czyli przegrałem - odparł chłopak, po czym wskoczył w próżnię.
0 notes