Tumgik
tume-sokolaad-blog · 6 years
Text
O dwudziestej siódmej stronie
Szanowny Panie Palahniuk. Znamy się już kilka lat, blisko dekadę. To znaczy - ja znam Pana, Pan mnie niekoniecznie, ale nie bądźmy tacy drobiazgowi. Skoro ja mam satysfakcję znać Pana, to nie odbierajmy Panu przyjemności poznania mnie. Przez cały ten czas zdołałem przeczytać dziesięć pańskich powieści, niektóre nawet więcej niż raz. Myślę więc, że z czystym sumieniem mogę się nazwać Pana fanem, bo szczerze mówiąc, za nową książkę Pana autorstwa każdorazowo dałbym się ogolić na sucho skrobaczką do kartofli, nie tylko na twarzy. Och, ta oficjalna forma, nie cierpię jej, męczy mnie, ogranicza. Mogę do Pana pisać Chuck? Dziękuję, Chuck. Więc słuchaj, Chuck. Jakiś czas temu przeczytałem Twoją "Kołysankę" (rozpoczynam zaciekłe polowanie na zaległy "Rant", podeślij mi egzemplarz z autografem, jeśli znajdziesz wolną chwilę, z góry dzięki) i dostrzegam u siebie pewne zaślepienie, zauroczenie Twoją twórczością. Fabularnie bywało różnie - raz lepiej, raz nieco gorzej - ale nigdy, w żadnym przypadku nie przyszło mi do głowy, by przerwać lekturę czy też w ogóle do niej nie podejść. To tak jak z miłowaniem nie za zalety, ale mimo wad. Tak, w pewnym pokrętnym sensie miłuję Cię, Chuck i darzę miłością. epub download Heteroseksualną, bo ponoć masz narzeczonego (pozdrawiam go), a ja nie lubię tłoku. Niektórzy idą w zaparte, że się skończyłeś (śmiechu warte!), że jesteś autorem jednej powieści - w ramach sprzeciwu wobec tych teorii nie będę nawet przytaczał jej tytułu. Czepiają się, że nie zmieniasz stylistyki, nie eksperymentujesz. Moje zdanie brzmi - jeśli czytelnik ma ochotę poczytać coś o odmiennej stylistyce, to niech zmieni autora. Ja się do Ciebie i Twojego stylu przywiązałem i nie chcę, byś się zmieniał, bo takiemu Chuckowi ufam, inny mógłby się okazać nieszczery. "Nie jesteśmy w pierdlu, a ja nie jestem twoim cwelem"[1]. Więc przeczytałem tę "Kołysankę". Ta powieść jest tak bardzo Twoja, jak to tylko możliwe. Jest tam wszystko, za co Cię cenię jako pisarza i człowieka. Sama intryga niesie ze sobą spory potencjał i tajemnicę, która potrafiła mnie przytrzymać przy książce. Choćby seria nagłych śmierci noworodków - toż to otwiera ocean możliwości w zakresie czarnego humoru, gratuluję! I te postaci pierwszoplanowe oraz z tła - nigdy nie miałeś problemu z obdarzaniem bohaterów barwami i o ile kuśtykający Carl Streator to nie Mount Everest Twoich możliwości, o tyle już Helen Boyle jest wyjątkowo wyrazista. Wygadana, ba!, wręcz bez ustanku trajkocząca pośredniczka w handlu nieruchomościami, utrzymująca się ze sprzedawania nawiedzonych domów to ktoś, kogo się nie zapomina. A sanitariusz Nash? Nie mam pytań! Przezabawny kolo, który gotowy jest zerżnąć jeszcze ciepłe zwłoki młodych, atrakcyjnych modelek jest jednocześnie hipnotyzujący i odrażający. Kapitalnie, Chuck, bo udani bohaterowie to podstawa. Nie zawiodłeś mnie. "Byli świeżo po ślubie, więc po mojemu zaruchał ją na śmierć, a potem dostał ataku serca"[2]. W wyniku Twojego stylistycznego uporu i charakteru, "Kołysanka" ma wszystkie zalety Twojej prozy. Czarny humor, cynizm, krytyka konsumpcjonizmu (tutaj piętnowana przez specyficzną sektę i Ostrygę o kaznodziejskich umiejętnościach) - to wszystko mógłbym powtarzać jak mantrę w odniesieniu do każdej Twojej powieści. Jak zawsze, nie boisz się poruszać tematów wstydliwych i drażliwych. W jakimś wywiadzie z Tobą przeczytałem, że najchętniej poruszasz właśnie zagadnienia żenujące, a nawet bolesne dla siebie samego, bo nie chcesz marnować życia (i czasu czytelnika) na to, co miałkie i nieistotne. Zaznaczyłeś jednak, że nigdy nie napisałbyś czegoś, co naraziłoby Twoich bliskich i znajomych na śmieszność; tym bardziej się cieszę, że jesteśmy przyjaciółmi, Chuck. Wierni czytelnicy wiedzą, czego się spodziewać po Twojej "Kołysance". Jest ona bezustannie zabawna, zmienia się jedynie rodzaj humoru - od czarnego, przez rubaszny i sytuacyjny, po trafne riposty wypełniające dialogi. Z kolei zmaganie się Carla z wręcz boską władzą, którą mimo woli zdobył i hamowanie morderczych zapędów rozbawiło mnie niezwykle. Nie chcę zdradzać szczegółów, ale Ty wiesz, że to Ci się udało - czarny humor w najlepszym wydaniu. Wypaliła również charakterna końcówka i mocarne finałowe twisty, za co należy Ci się cyber buziak. "Pytam, czy ludzie spisywali zaklęcia wyschniętą spermą. - Tylko te najbardziej potężne - odpowiada Mona"[3] Miło było znowu Cię spotkać, Chuck. Nie zmieniasz się od lat i dobrze, bo metamorfozy nie są w Twoim przypadku potrzebne. Niezmiennie masz też jakąś ciekawą historię do opowiedzenia, kilka trafnych uwag do wygłoszenia, ale nie męczysz przy tym mentorskim tonem. Cieszę się, że po tylu latach udało nam się przejść na ty i gdybym tylko miał fejsbuka, zaprosiłbym Cię bez wahania do znajomych, a potem wielokrotnie lubił to. Trudno mi dodać jeszcze coś odkrywczego - coś, czego dotąd z mojej klawiatury nie czytałeś czy coś, czego jeszcze o sobie nie wiesz. Ten list powinno sponsorować słowo niezmienność, zarówno w kwestii Twojego stylu i formy, jak i mojej przyjemności płynącej z czytania Ciebie. Do przeczytania wkrótce, Chuck! Twój na zawsze zsiaduemlekO --- [1] Chuck Palahniuk, "Kołysanka", przeł. Robert Ginalski, wyd. Niebieska Studnia, 2012, str. 51. [2] Tamże, str. 58. [3] Tamże, str. 222.
0 notes
tume-sokolaad-blog · 6 years
Text
Nie tylko mężczyźni...
Nazwisko autorki nic mi nie mówiło, bo i skąd, skoro u nas do tej pory była na jej temat cisza, jak zresztą na temat wielu innych pisarzy emigracyjnych. A szkoda, bo to nie tylko nietuzinkowa kobieta, niezwykła Polka ze wspaniałą przedwojenną i wojenną przeszłością, ale również bardzo ciekawa postać, licząca się w literaturze nie tylko jako pisarka, lecz również jako znakomita tłumaczka dzieł Jacka Londona, Aldousa Huxleya, Donna Byrne'a i Sinclaira Lewisa. Jej "Kobiety" – aż żal, że dopiero teraz po raz pierwszy u nas wydane, mimo że dzięki Instytutowi Literackiemu ukazały się już w 1946 roku w Rzymie – należą do książek, które czyta się prawie na wdechu i którymi od razu po przeczytaniu chce się podzielić. Stanisława Kuszelewska-Rayska pisze w nich bowiem o tym, co ona sama i znane jej kobiety z różnych środowisk przeżyły w wojennym koszmarze dnia codziennego okupowanej i niszczonej nalotami Warszawy, a później w czasie Powstania. Mogła wraz z córką Ewą opuścić we wrześniu Polskę towarzysząc mężowi, który ochraniał wywożone z kraju złoto, jednak tego nie zrobiła. Zapłaciła za to ogromną cenę, współuczestnicząc w codziennym strachu i trudzie innych, cierpiąc głód, chłód i wszy. Ale to jeszcze nic. mobi torrent Najwyższą ceną było życie Ewy oddane w Powstaniu Warszawskim. Śmierć córki powaliła ją psychicznie i fizycznie, wpłynęła również na jej ocenę Powstania, o czym pisała w liście do swego pierwszego męża, ojca Ewy. Nigdy już nie odzyskała pogody ducha i do końca swych dni, które upłynęły w 1966 roku, schorowana i znerwicowana, rozpamiętywała Powstanie i odejście córki, którą niemcy (takiej pisowni Kuszelewska-Rayska używa w swojej książce dla podkreślenia, czym byli zbrodniarze, którzy zamordowali jej ukochane dziecko i nie mniej kochaną Warszawę) rozstrzelali na ulicy 26 września, dobijając wcześniej wszystkich rannych w szpitalu, w którym pełniła obowiązki pielęgniarki. Autorka "Kobiet" była osobą wyjątkową pod każdym względem, życzliwą innym i troszczącą się o nich nawet w sytuacji, gdy czuła się skrzywdzona, jak w przypadku pierwszego męża, Ignacego Matuszewskiego, którego najprawdopodobniej nigdy nie przestała kochać i utrzymywała z nim listowne kontakty aż do jego śmierci. Dbała również ogromnie o drugiego męża, którego tuż przed swą śmiercią, by zapewnić mu opiekę i pomoc, wyswatała swej najlepszej irlandzkiej przyjaciółce. O omawianej książce napisała w słowie "Od autorki": "Oto kobiety w Polsce 1939-1945. Nie piszę o zdarzeniach, chociaż wszystkie były mi bliskie; piszę o ludziach wśród zdarzeń. Dlatego nie chronologia mnie obchodzi, lecz serce i losy. Kolejność dat zachowuję tylko wewnątrz działów. Pisałam tę książkę już na emigracji, po wyjściu z Polski w lipcu 1945 roku"[1]. I tak faktycznie jest; Stanisława Kuszelewska-Rayska w "Kobietach", na które składają się dwie części: "Kobiety" i "Dziwy życia", zawierające krótsze lub dłuższe nie tyle opowiadania, co opowieści – każda opatrzona jest osobnym tytułem – wspomina swoje znajome, w tym również znane postaci, jak np. Zofia Kossak-Szczucka, w różnych sytuacjach, mówi o ich roli w codziennym okupacyjnym życiu, a także w walce o wyzwolenie, w której brały udział na równi z mężczyznami. Przy czym w "Kobietach" miejsce akcji to oczywiście Warszawa od 1939 do 1944 roku, do czasu Pruszkowa, zaś w "Dziwach życia" tematem jest dramatycznie tułaczy los warszawiaków, głównie kobiet – tych, które przeżyły Powstanie, a później powrót do ruin i szukanie, szukanie najbliższych, o których losie nic nie było wiadomo; poszukiwaniom tym towarzyszyły nadzieja, rozpacz i ból, czasem też radość – skutecznie gaszona jednak przez nowego okupanta. Te opowieści, jak niezwykle sugestywne obrazy, przewijały mi się przed oczyma wyobraźni – czego rzadko doświadczam podczas lektury – dostarczając ponadto bezpośredniej wiedzy o życiu w tamtych jakże gorzkich i niewyobrażalnie trudnych czasach, oraz o nadziei trzymającej przy życiu, nadziei na wolną Polskę, ale nie taką, jaka nadeszła. Mogłabym pisać i pisać, ale sama nie potrafiłabym oddać wrażeń, jakich doświadczyłam w trakcie czytania "Kobiet", dlatego posłużę się zacytowanymi przez S. Cenckiewicza w kończącym książkę rozdziale, w którym świetnie i obszernie pisze o samej autorce, słowami Jana Lechonia, jakie ten zapisał w swym dzienniku w październiku 1951 roku: "Przeczytałem raz jeszcze »Kobiety« Stasi Kuszelewskiej z prawdziwym a godnym wzruszeniem ... Niby są to migawki, same autentyczne zdarzenia, ale ich podanie świadczy o prawdziwym pisarstwie – choć chwilami mogłoby się zdawać, że to szlachetność opisanych ludzi i samej autorki jest główną wartością, urokiem i prawie artystyczną kompozycją książki. Ale nie Kuszelewska ma dobry styl, prosty niedotknięty żadnymi kadenizmami, ma pełne umiaru, ale i bardzo dramatyczne poczucie efektu, każde opowiadanie kończy się świetną, niemal teatralną pointą. To prawdziwe pisarstwo choć zarazem autentyczny dokument, taki że bez trudu poznaje się i Zosię Pietrabissa i Kossak- Szczucką i Turcię Potocką"[2]. Serdecznie polecam tę piękną i ogromnie wartościową pod każdym względem, a zarazem poruszającą i porywającą za serce książkę, pozwalającą chociaż przez moment przyjrzeć się cichej odwadze dziesiątek warszawskich kobiet, które codziennie w różny sposób narażały swe życie w walce z niemieckim okupantem. Poza tym te ciekawie snute przez Stanisławę Kuszelewską-Rayską opowieści o zwykłych, a jakże niezwykłych kobietach wciągają i świetnie się je czyta. --- [1] Stanisława Kuszelewska-Rayska, "Kobiety", wyd. Zysk i S-ka, 2014 r., str. 9. [2] Sławomir Cenckiewicz,"Rola zajęcy na miedzy", w: Stanisława Kuszelewska-Rayska, dz. cyt., str. 421-422. [Opinia pochodzi z mojego bloga]
0 notes
tume-sokolaad-blog · 6 years
Text
Bieg przez dzisiejszy feminizm literacki
Za długo tę książkę czytałem - powinno to zająć mniej więcej dzień, aby nie zacząć się nudzić. Rzecz bowiem dziwna - niby jest to seria wywiadów z różnymi osobami, ale wszystkie te głosy niepokojąco się ze sobą zlewają i już nie wiadomo kogo słuchamy. Mówi jakieś literacko-feministyczno-współczesne nad-ja, czy może nad-my. Brzydko mówiąc brzmi to jak towarzystwo wzajemnej adoracji - wypytywane znają nawzajem swoją twórczość i cenią, i jakoś mają same/sami podobne podejście do pisania. Choć może moje pretensje są faktycznie innej natury? Bo wszyscy jak jeden mąż ciągną do eksperymentów literackich, do deformowania, burzenia, podburzania, wyciągania rzeczy nieprzyjemnych (niekoniecznie związanych z płcią - Jelinek na przykład, wielka nieobecna tego zbiorku, nazistowskiego dziedzictwa swojego narodu), a także skupienie na ciele. Nie, nawet chyba to nie - raczej o ponurą, przerażoną atmosferę, jaka się nad tym unosi. Wiem, wiem, jestem przewrażliwiony i z tego powodu nie mogę przełknąć sporej porcji ambitnej sztuki. O to pretensji do nikogo nie mam, ot, taki długi moment w życiu. Niemniej mój radar silnie wyczuwa ciężkie klimaty i nasuwa mi zawsze egoistyczne pytanie, czemu tak ponuro? Nie mogłoby to być coś bardziej dla mnie?... "Głośniej!" jakoś nie mogło. Nie czytałem książek żadnej z wypowiadających się autorek, ale po tej lekturze jedyne, co by mnie interesowało, to poznanie twórczości Doroty Masłowskiej, bo jej język przypomina mi sposób pisania i mówienia Lecha Janerki. Jest to zabawne i interesujące samo w sobie, odświeżające umysł, a nie grzebiące go pod stosem gotowców myślowych. Może to znak, że interesująca mnie twórczość może być nawet eksperymentalna, o ile ten eksperyment jest żywy, eksplodujący barwami. Pewnie nawet jest tak, że inne pisarki z tego koszyczka także mają w swoim dorobku takie teksty, jednak sądząc po sposobie rozmowy wcale tego nie widać. Żeby było zabawniej analiza współczesnej sytuacji kobiet Kazimiery Szczuki (także przez pryzmat literacki) jest mi bliska. Wspieram w swoim - męskim naturalnie, to z pewnością nie jest bez znaczenia - pojęciu ideę feminizmu w takim zakresie, w jakim przekonuje on, że kobiety nie są jakoś lepsze od mężczyzn, ale obecnie nadal znajdują się w pozycji gorszej. Rozumiem, że to nie jest temat lekki - ale czy na pewno? Jeśli się chce walczyć, to trzeba wiedzieć co jest nie tak i ta wiedza nie jest komfortowa, uwiera. ebook download Jednak nawet walka może być o coś, a nie przeciwko czemuś. Wtedy jest miejsce na witalność i ekspresję, na afirmację i animusz. Na przyciąganie zamiast jedynie odrzucania. Gryzie mnie poczucie, że z tej książki nic nowego nie dowiedziałem się o współczesnym feminizmie, poza ustaleniem w jakiej fazie się on teraz znajduje. No i jak na aktualizację to wystarczyłoby mi naprawdę coś krótszego.
0 notes