Tumgik
#Wszystkie moje aparaty
classiccamera · 2 years
Text
Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media
Ten aparat trafił do mnie z dość prozaicznej przyczyny, kupiłem go bo był... tani. 35zł za AGFĘ Super Silette LK Color to wydatek chodzący w kategorii " bez ryzyka". Stałoogniskowy obiektyw 45mm o światłosile 2,8 i wbudowanej centralnej migawce z czasami do 1/500sek to naprawdę naprawdę robił wrażenie. Jedyne co mogło nie zagrać to selenowy światłomierz. Aparat kupiłem bez pokrowca nie trudno więc sobie wyobrazić, że stał gdzieś latami a selen się zużywał. Jakież było moje zdziwienie kiedy okazało się, że światłomierz daje porównywalne wyniki do innych aparatów a dodatkowo całe ustrojstwo sprzężone jest z ustawieniami czasu i przysłony na obiektywie. W praktyce to jeden z lepszych dalmierzy jakie miałem. Ustawiasz czas i obserwując wskazówkę światłomierza ( na górze aparatu - to chyba jedyny minus ) dobierasz przysłonę. Można to zrobić zupełnie na odwrót zaczynając od przysłony - a to już ulubiona opcja wielu fotografów, moja na pewno !!!
Nie pozostało nic innego jak założyć film wyraźny napis "Color" na obiektywie dość mocno zachęcił do wyboru materiału kolorowego.
Wybrałem się z córką w krótką podróż po górach Stołowych zagościliśmy też w Ząbkowicach śląskich - urocze miasteczko polecam każdemu kto jest gdzieś w okolicy.
Na koniec kilka zdjęć samego już aparatu
Tumblr media Tumblr media Tumblr media
2 notes · View notes
mikethehellman · 3 years
Text
SOR część druga. (8:15)
Pik... Pik... Pik.  
Akcja 62. Saturacja 95. EKG fizjologiczne na wszystkich odprowadzeniach. Mężczyzna około 50 lat, szczupły, ale nie chudy. Głowa starannie ogolona, wąs regularnie strzyżony i pielęgnowany.
- Wygląda na zdrowego. Daję mu 12 godzin.
- 12? Chłop zatrzymał się dwa razy. Koło trzeciej i z 15 minut przed poranną zmianą. Max 6.
Wiele osób ta mroczna licytacja mogłaby przyprawić o mdłości. Wydaje się, że takie słowa nie padają z ust normalnych ludzi. Ale czy regularne oglądanie śmierci jest czymś normalnym? Każdy kto zobaczył kiedyś martwego człowieka, dotknął jego zimnego ciała, wie jak nienaturalne jest to doznanie. I nie mówię tu o pogrzebie z otwartą trumną, choć i tam wrażenie jest dziwne. Tam ciało jest przygotowane do tego, aby je zobaczyć. Ma wyglądać tak, jakby denat spał. To co widać wcześniej nie przypomina nic. Ani snu, ani jawy, ani braku przytomności. Nic. Już sam wzrok, który bardzo trafnie określa się jako "pusty" mówi wszystko. Oglądałem wiele twarzy i wiele stanów. Śpiączek, postępującej demencji, ataków padaczkowych. Za każdym razem zaglądając w oczy miałem wrażenie, jakby osoba dotknięta tym stanem po prostu doszukiwała się czegoś pomiędzy molekułami powietrza krążącego dookoła albo przynajmniej wypatrywała bardzo odległego punktu. Wzrok martwych nie szuka niczego. Wygląda trochę jak wyłączony monitor. Mówi wszystko, nie mówiąc nic.
- No może i sześć. A może i mniej. Lepiej dla niego jak szybciej. Podobno rodzina go znalazła. Nie wiadomo, ile tak leżał. - odparł po dłuższej przerwie mój kompan dyżurów.  
- Ani jak skutecznie go reanimowali.
- No przynajmniej na tyle, że zatoka wróciła po czasie (prawidłowy rytm zatokowy - rytm serca).
- Ale jaka? Patrz na te plamy opadowe. - powiedziałem podnosząc kołdrę z nóg pacjenta i pokazując na czerwone plamy usytuowane na łydkach i w pośladkowej części ud. - Na obwodzie nie ma krążenia. Wątroba nie pracuje, chłop jest cały żółty. Tu już nie ma co zbierać.
Tego poranka pozbierałem się jak codziennie. Budzik, kawa, szybkie tosty wepchnięte na chama. Nie lubię śniadań, jednak dosyć szybko nauczyłem się jeść wtedy, kiedy tylko trafi się ku temu okazja. Wielokrotnie zdarzało się, że wchodziłem na salę obserwacyjną, a moim oczom ukazywały się łóżka pełne pacjentów. Zdarzało się też, że musieliśmy zamykać przyjęcia, a mimo to do wiaty wjeżdżały po dwie karetki z nowymi kandydatami do hospitalizacji. Każdy w najlepszym wypadku wymagał jedynie, dodatkowego wkłucia, pobierania i zanoszenia krwi na badania, wydruku EKG, cewnikowania, leków, badania fizykalnego, podstawowych zabiegów pielęgnacyjnych. Czasem do tego dochodziło śmiganie na RTG, TK, USG. Szpital ma sanitariuszy, ale chyba tylko z trzech na zmianę... Na cały szpital. A oni zajmują się wszystkim i nie mogą ze wszystkim samodzielnie jechać. Wysyłaliśmy pacjentów na wszystkie oddziały, które były dostępne, a mimo to cały czas byliśmy pełni. To co zabrałem wtedy ze sobą do szpitala do zjedzenia, przywiozłem z powrotem do domu, ale przynajmniej kolejne godziny leciały znacznie szybciej niż na ogół. Dlatego tak ważne jest, żeby posilić się przed przyjściem. W końcu dotarłem do rejestracji. Pewna starsza kobieta już miała zacząć swoją litanię oburzenia, kiedy wepchnąłem się do okienka jednak, kiedy tylko otworzyła usta powiedziałem głośno  
- Szatnia SOR poproszę.  
Kluczyk wylądował w mojej dłoni. Szybka podróż schodkami na dół. Przebieranie, spodnie są, pasek jest.  
- Cholera, trzeba dorobić w końcu te dziurki - pomyślałem rozciągając spodnie w pasie. T-shirt jest, identyfikator, stetoskop, obuwie medyczne typu CROCS, okulary, maseczka. Trzask drzwi i podróż do dyżurki. Wrzuciłem plecak do środka i z powrotem do okienka. Staruszka, która wcześniej chciała rozszarpać mnie gołymi rękami, teraz patrzy lekko zmieszana, kiedy przebrany mijam ją na korytarzu. Tak jakby bała się, że będzie musiała odpokutować swoje zamiary dłuższą odsiadką na plastikowym krzesełku. Na "chodzącym" nie ma dziś wielu pacjentów. Szybki rzut okiem, czy na korytarzu nikt nie przechodzi zapaści i czas na "leżaki". Podchodzę do przesuwnych drzwi z mleczną szybką i wciskam ogromy klawisz na ścianie. Jestem gotowy na najgorsze. Drzwi odsuwają się, a po drugiej stronie?  
Cisza. Słychać jedynie powolne, lecz miarowe pikanie aparatury. Patrzę na karty. Dwóch pacjentów.  
- NZK i odwodnienie.  
Vis a vis mnie na łóżku leży kobieta, 90 lat, zaawansowany Parkinson, otępienie tak dalekie, że nawet niespecjalnie rusza oczami, a co dopiero artykuowanie sensownych dźwięków. Pulsoksymetr wskazuje 93, ostatni pomiar ciśnienia 15 minut temu. 110/70. Wszystko jest okej, trzeba tylko dbać, aby Pani miała czysto i sucho.
Kofeina z porannej kawy wchłonęła się w krwioobieg. Codziennie sztucznie dźwigam sobie już i tak wysokie ciśnienie od dawna. Bez tego zasypiałbym na stojąco. Źrenice rozszerzają się, żebym nie przegapił żadnego szczegółu. Czas sprawdzić naszego najcięższego pacjenta tego dnia. Leżał na jedynce. Kołdra przykrywała jedynie nogi. Wysoki mężczyzna średnim wieku. Dobrze odżywiony, jednak nie zapuszczony, brak chorób przewlekłych. Klatka piersiowa przetrwała masaż serca, jednak cała była pokrytą skrzepniętą krwią. Skóra zażółcona, kończyny zimne z widocznym zastojem krążenia, brak tętna na nadgarstkach. Przedramiona zabezpieczone dwoma wkłuciami, do każdego dokręcone po 3 przedłużki z zaworkiem. Źrenice leniwie reagują na światło, brak reakcji na bodźce bólowe. W skali Glasgow 3 punkty (ocena świadomości, w skali Glasgow 3 punkty stanowią minimum i są w zasadzie równoznaczne ze śmiercią, maksimum stanowi 15 punktów). Jednak serce nadal powolnie pompuje krew. W utrzymaniu ciśnienia pomaga pompa z Levonorem (noradrenalina powoduje obkurczenie naczyń krwionośnych = większe ciśnienie), a pompa z heparyną utrudnia krwi proces krzepnięcia. Ośrodek oddechowy wysiadł, a płuca pompuje respirator. Nad mostkiem wciąż czeka w pogotowiu Lucas (Maszyna składająca się z podstawki umieszczanej pod pacjentem i ramienia umieszczanego na mostku, uciskająca klatkę piersiową automatycznie, ma szereg przydatnych ustawień, dzięki którym można zwolnić ręce i zająć się np. lekami). Na OIT widywałem pacjentów w lepszym stanie.
-Są wyniki krwi z jedynki! - słychać głos zza biurka - Potas 1.5 (norma 3.5 - 5.0). Płytki do dupy... generalnie słabizna.
-No to wyrównajcie Panu niedobory. Poślę zlecenie na krew. - odpowiedziała lekarka, która właśnie doglądała kobiety leżącej kilka łóżek dalej.
-Po co?
-Po to, że jak prokurator tu wpadnie, to powie, że pacjent zmarł z niedoborów, a nie dlatego, że facet po dwóch NZK się nie podniesie.
-Ta. Jak uważasz.
Od tego czasu zaczęło się oczekiwanie. Wszystko zależało już tylko od mężczyzny spod jedynki. Postanowiliśmy jeszcze zadbać, o jego higienę i zrobić mu szybką “kąpiel” jednorazowymi gąbeczkami pokrytymi detergentem, które wystarczy zamoczyć w ciepłej wodzie i wycisnąć. Zmyliśmy krew, która zaschła na jego klatce piersiowej i brzuchu. Przetarliśmy resztę, ręce, nogi, krocze. Pleców i pośladków nie myliśmy pomimo obecności stolca w pampersie, dlatego że pacjenci w takim stanie są bardzo wrażliwi na obracanie, przenoszenie itd. Bardzo często podczas zwyczajnego przewracania na bok dochodzi do zatrzymania krążenia.  
-Za niedługo zabiorą go na OIOM. Nie ma co ryzykować, wtedy go ogarniemy.
-Czas na papieroska.
Kolejny szybki spacer po części chodzącej SOR’u. Pojedyncze dusze siedzą na krzesełkach i ochoczo narzekają na Ochronę Zdrowia, lekarzy, kolejki i że “wcale nie wiadomo czy Pani te palce odratują”. Zatrzymuję się. Spoglądam na opuchnięte palce wystające spod gipsu.  
-Tu nie ma nic do ratowania. Wszystko jest okej, założą Pani nowe usztywnienie i wszystko będzie w normie.
Poszedłem dalej. Trzasnąłem metalowymi drzwiami prowadzącymi na zewnątrz.  
-Siema!
-No witam witam! I jak tam? Macie coś dla mnie? - spytał sanitariusz dopalając papieroska.
-Na razie nic, ale myślę, że do godzinki będzie klient z pro morte na lodówkę. - Pro morte. Niewielki pokoik wyłożony kafelkami. Trafiają tam zwłoki, na pobyt tymczasowy, zanim sanitariusz zabierze je do osobnego budynku, w którym znajdują się chłodnie.  
Kolejny trzask.  
-Mogliby w końcu zamontować hamulec na drzwiach.  
Minęło moje kilka minut na pochłonięcie kolejnych dawek nikotyny, sprawdzenia messka i odetchnięcie stosunkowo świeżym powietrzem. Ruch niby nieduży, ale nigdy nie wiadomo, kiedy potrzebne będą ręce do pracy.
Wróciłem na salę obserwacyjną. Nie minęło 5 minut, kiedy rozległo się głośne:
-Jest!  
-Co jest?  
-Asystolia!
Podleciałem, żeby spojrzeć na monitor. Linia izoelektryczna serca nieśmiało falowała na ekranie EKG.
-Bez kitu. Tętno?
-Brak.
-Podejmujemy się, czy damy biedakowi spokój?
-Leć po aparat. Zrobimy wydruk do aktu.
Poszedłem po aparat EKG. Te zamontowane przy łóżkach służą do monitorowania. Oprócz nich mamy jeszcze niewielkie aparaty na kółkach, mają one mały ekran z podglądem i mini drukarkę. Korzystamy z nich, kiedy przyjmujemy pacjentów i w różnych sytuacjach, kiedy potrzebujemy umieścić zapis EKG w kartach pacjentów. W międzyczasie pacjent został osłuchany. Starannie namaczam kleszczyki zakładane na ręce oraz nogi. Czarny, czerwony, żółty, zielony. Ahh dotyk zimnego ciała. Lekko zesztywniałe, chłodne mięso. Kolejne wrażenie nie do podrobienia. Wszystko równomiernie, głęboko zziębnięte. Oczywiście dogrzewaliśmy pacjenta specjalnym nawiewem, ale niewiele on sprawił. Ciepło nie miało, jak rozprowadzić się po organizmie. Psik Psik po klatce piersiowej i odprowadzenia przedsercowe. Dlaczego psik psik? Woda lepiej przewodzi prąd, dzięki niej, nasze czujki lepiej zbierają czynność elektryczną serca. Czerwony, żółty, zielony, brązowy, czarny, fioletowy. Każda przyssawka ma swoje określone miejsce na klatce piersiowej. Każde ściśle opisane w podręcznikach... i tak oto:
V4 znajduje się w piątej przestrzeni międzyżebrowej w linii środkowo-obojczykowej.
V5 w piątej przestrzeni międzyżebrowej, ale w linii pachowej przedniej.
I tak dalej...
Super! Tyle, że rzeczywistość nie rozpieszcza i zazwyczaj nie ma opcji, że to policzysz. Dlatego też wraz z ilością wykonywanych badań EKG, rośnie automatyzm. To co wydawało się być czarną magią, nagle okazuje się czynnością, którą robisz “na pałę”. Po prostu podpinasz i jest... czasem trzeba pokombinować, bo pacjent ma owłosioną klatkę, jest wyniszczony, nie ma kończyny czy jeszcze coś innego. Ale w gruncie rzeczy, to wszystko jedno i to samo. Wtedy chyba zrozumiałem, dlaczego dobrze jest być lekarzem. Nie musisz tego wszystkiego robić kilkadziesiąt razy dziennie. Leci zlecenie i myk, ucieczka do ciekawszego zajęcia.
Włączam stary, zdezelowany aparat. Klikam, przycisk i obserwuję jak kolejne odprowadzenia przeskakują po niewielkim pikselowatym ekranie. Drukuj. EKG zapikało, po czym zaczęło skrzeczeć i wypluwać kolejne centymetry zadrukowanej rolki papieru.  
-Juhu!
-Co wyszło?
-A co mogło wyjść? Asystolia.
-Na wszystkich odprowadzeniach?
-Na wszystkich!
-To go odłączajcie. Zadzwonię po sanitariusza. Godzina zgonu?
-9:25.
W międzyczasie sprawdziliśmy kilka odruchów. Brak reakcji na nic. Kiedy zdjąłem EKG przyszedł czas na wyłączenie respiratora i pomp. Odłączyliśmy pompy, kraniki w ręce zakręcone. Respirator na OFF i cisza... Trochę nieswoja. Widzisz, że obok Ciebie jest człowiek, ale nie wydaje on żadnych dźwięków. Jak się nad tym zastanawiam, to chyba jeszcze dziwniej by było, gdyby wydawał. Teraz trzeba wyjąć wszystkie, igły, rurki, cewniki. I tu rada. Przygotować gaziki, plaster, ligninę i inne. Kiedy wyjmuje się igłę z żywego człowieka krew dosyć szybko przestaje lecieć, pod warunkiem, że nie prowadzi się u niego leczenia przeciwkrzepliwego, ani nie choruje na hemofilię, czy coś w ten deseń. Przekłute zwłoki krwawią dłużej. Dlatego warto mieć coś czym to krwawienie po wyjęciu wkłucia się zatamuje.  
-Teraz to by go trzeba było ogarnąć trochę.
Zorganizowaliśmy ponownie myjki i miednicę z wodą. Teraz można bezpiecznie obracać pacjenta... prawie bezpiecznie.
-Uwaga na usta. - po tych słowach słychać bulgot i chlust! - Nieważne.
Na podłogę wypłynęła czarna cuchnąca breja. W tym stanie nic nie powstrzymuje treści zalegających w ciele, to też każdy manewr może wywołać ich wylanie z organizmu. Napchałem ligniny do ust denata. Może nie brzmi to zbyt humanitarnie, jednak jest to szybkie, skuteczne, a przede wszystkim, nie robi różnicy samemu pacjentowi, który nie odczuwa już nic. Potem wyszło na to, że jednak nie będzie tak łatwo, ponieważ czarnej brei uzbierało się znacznie więcej, dlatego, to co pozostało odessaliśmy ssakiem.  
Po kilku minutach denat był czysty i gotowy na kolejną podróż. Wczoraj o tej porze prawdopodobnie był w pracy albo siedział w domu i jadł śniadanie przed telewizorem. Teraz owinięty prześcieradłem na zakładkę rozpoczynał długą podróż ze szpitalnego łóżka, przez pomieszczenie pro morte, korytarze, zimny dwór, lodówki, zakład pogrzebowy, być może krematorium, kościół, aby w końcu spocząć w zimnej glebie. Sanitariusz podjechał metalowym długim stolikiem na kółkach. Na nim spoczywała metalowa rama z plandeką.
-No widzisz. Mówiłem, że za niedługo się zobaczymy.
Przełożyliśmy denata na stolik. Staram się zachować szacunek do ciała. Wiem, że ono nic nie czuje, jednak nie chcę całkowicie go odhumanizować w swoich oczach. Czy to dla mnie zdrowe? Nie wiem. Obojętne mi, co stanie się z moim ciałem po śmierci, ale wiem, że wiele osób nie chce zostać po prostu workiem kartofli, a poza tym jak zareagowałaby rodzina? Dlatego teraz, odkładałem delikatnie głowę tak, jakby przyglądali się temu jego bliscy. Jeszcze ostatnie formalności. Opaski na rękę i nogę. “Skierowanie na lodówę” i gotowe.  
-Już po wszystkim. Teraz odpoczywaj bracie. - Powiedziałem jeszcze klepiąc ramię zmarłego, po czym nałożyliśmy ramę. Jako że był wysoki, to obawialiśmy się, czy ten swoisty sarkofag, który przyjechał na stoliku przykryje go w całości.  
Teraz musiał poleżeć przez dwie godziny w Pro Morte. Po tym czasie przychodzi lekarz, aby potwierdzić zgon, a następnie ciało zabierane jest do chłodni. Dojechaliśmy stoliczkiem do ściany. Sanitariusz wyszedł, a ja zostałem upewnić się jeszcze czy wszystko jest na swoim miejscu. W końcu sam wyszedłem, gasząc światło i zamykając za sobą drzwi Pro Morte.  
Za 15 minut łóżko wyglądało jak nowe. Czyste i ze świeżą pościelą. Za kolejne 15 minut leżał już na nim sympatyczny facet z nudnościami i bólem brzucha o nieznanym pochodzeniu. Starsza Pani z Parkinsonem jeszcze tego samego dnia została zabrana do domu, a ja po skończonej dniówce zająłem się oglądaniem serialu.
1 note · View note
guryl · 6 years
Text
Wilkołaki
Jakiś czas temu skleciłem tych parę słów odważnie nazywając je opowiadaniem. Jest ono cały czas w trakcie powstawania ale postanowiłem podzielić się tym co już naskrobałem.
Mam na imię Andrzej, to o czym chcę Wam napisać jest na tyle niezwykłe że wymaga tego by zostało uwiecznione i zapamiętane gdyż historia o której wam za chwilę opowiem wykracza poza wszystkie aspekty logiki i zdrowego rozsądku.
1.Tak to się zaczęło
Wsierpniu wraz z rodziną wybraliśmy się na wakacje w przepiękny rejon kraju jakim są Sudety a dokładnie Kotlina Kłodzka. Jako cel pierwszej wyprawy obraliśmy sobie tak zwane „Błędne Skały”. Dosyć długa droga poprzez lasy skąpane w gęstej niczym mleko mgle trochę mnie zdenerwowała gdyż błądziliśmy zanim finalnie dotarliśmy na parking tuż obok szlaku prowadzącego do celu naszej wyprawy. Zaparkowałem samochód na zatłoczonym parkingu między innymi autami turystów z różnych stron kraju. Wzięliśmy wszystkie potrzebne bagaże oczywiście nieodzowne elementy każdej z naszych podróży czyli aparaty fotograficzne i ruszyliśmy w drogę.
Pierwszym co nas zdziwiło zaraz po wejściu do lasu była wszechobecna mgła, która była tak gęsta że aż prawie namacalna . Drzewa były widoczne tylko na kilka metrów tworząc tak niesamowitą atmosferę która z tajemniczości przeradzała wręcz w swoistego rodzaju mroczność. Uczucie to było potęgowane przez moją świadomość gdyż co jakiś czas w zamglonej gęstwinie przemykały jakieś dziwne cienie różnych rozmiarów i kształtów. Nie zwracałem początkowo na to uwagi bo nie chciałem martwić a tym bardziej wystraszyć moich Dziewczyn. Szliśmy dalej, mgła nie stawała się rzadsza a zdawałoby się że miejscami nawet gęstniała. Coraz częściej zdarzało się że musieliśmy szukać oznaczeń szlaków turystycznych prowadzących do różnych atrakcji turystycznych. W pewnym momencie najzwyczajniej w świecie zachciało mi się siku, nie chcąc robić tego na szlaku turystycznym ( bo przecież nie wypada tak robić) oddaliłem się na parę metrów od wyznaczonego szlaku i zacząłem robić co miałem do zrobienia. Kiedy już skończyłem i zacząłem się zapinać moim oczom ukazało się stworzenie uważnie wpatrujące się we mnie częściowo skryte za drzewem.
Z wyglądu przypominało jakby połączenie człowieka z psem, kształt ciała prawie ludzki tyle że odrobinę bardziej przygarbiony. Wielkie błyszczące oczy wyrażały zarazem ciekawość jak i strach. Kiedy chciałem powoli się oddalić owo stworzenie cichutko lecz zrozumiale wyszeptało „Poczekaj”, uszedłem kilka kroków bo stwierdziłem że mi się wydawało bo przecież jak to możliwe żeby zwierze nawet człekokształtne miałoby do mnie cokolwiek mówić lecz po chwili usłyszałem ponownie szept stworzenia.
Z niedowierzaniem odwróciłem głowę w kierunku głosu i ( już sam nie wiedziałem jak nazwać To stworzenie , osobą czy czymś…) podszedłem do niego starając się iść najciszej jak tylko potrafię by go nie wystraszyć. Kucnąłem niedaleko i ze świadomością że mówię do zwierzęcia zacząłem mówić:
- Witaj, nie bój się mnie, nic Ci nie zrobię, co się takiego stało że się do mnie odzywasz ? Kim? Czym jesteś?
Stworzenie po chwili wyszeptało:
- Nazywam się Rexus jestem jednym z mieszkańców osady znajdującej się w tutejszych górach, mieszkamy tam od ponad 300 pokoleń lecz coraz więcej z nas umiera z powodu klątwy jaką rzucił na nas zły szaman Murlok.
Rexus wyszedł zza drzewa za którym się krył i ku mojemu zdziwieniu okazał się o wiele większy niż mi się wydawało uprzednio. Okazało się że stworzenie było prawie mojego wzrostu a do małych się nie zaliczam. Stanęliśmy naprzeciw siebie i zaczęliśmy rozmawiać.
Zapytałem do jakiego gatunku należą on i jego współplemieńcy okazało się że to pradawny lud zwany Krutokami. Zaczął opowiadać o swoim życiu, rodzinie i codziennych sprawach.
Okazało się że Rex ( jak za jego zezwoleniem zacząłem go później nazywać) ma żonę i trójkę dzieci , dwóch synków i córkę. Rozmowa z nim tak mnie zajęła że nawet nie zauważyłem kiedy odeszliśmy od szlaku na tyle daleko że nie byłem w stanie przez tą mgłę stwierdzić w którą stronę mam iść by wrócić do mojej Rodziny. Podczas gdy się rozglądałem po okolicy by jakoś rozpoznać drogę powrotną Rex nagle powiedział: - No! Jesteśmy przy bramie mojej wioski, może zechciałbyś na chwilę odwiedzić moje skromne progi? Odparłem : - Rex z całym szacunkiem dla Ciebie i Twojej Rodziny ale moje Dziewczyny, w tym momencie Rex wtrącił pytanie:
-a co to Dziewczyny?
Wytłumaczyłem Mu że to nasz ludzki odpowiednik ich samic. Kontynuując powiedziałem Mu że moje dziewczyny o ile już nie zaczęły się martwić moją długą nieobecnością to na pewno za chwilę zaczną. Rex próbując mnie uspokoić powiedział że w jego wiosce czas jakby płynie wolniej więc moi bliscy nie odczują mojej nieobecności .
Wejście do wioski Rex’a było zarośnięte gąszczem krzewów różnego rodzaju, trzeba było się skulić a w pewnym momencie iść na czworakach by w końcu wyjść na wprost ciężkich drewnianych drzwi. Rex stanął przed drzwiami i ku mojemu zdziwieniu skulił się i nim się obejrzałem zmienił się w ogromnego wilka, obejrzał się na mnie , kilkakrotnie zamachał puszystym ogonem i zawył tak donośnie że dźwięk jaki z siebie wydobył aż wprowadził drewniane drzwi w drżenie. Musiałem aż przetrzeć oczy ze zdumienia bo owe drzwi zaczęły stawać się przezroczyste by w końcu zniknąć. To co ujrzałem za nimi wprawiło mnie w jeszcze większe osłupienie, przed moimi oczyma roztaczała się ogromna łąka pełna kwiatów jakich do tej pory nie widziałem i stworzeń latających nad nimi które co później się okazało były jak te rusałki z baśni mojego dzieciństwa. Zachodzące słońc…...a ( o kur...a tu są dwa słońca, jedno duże i drugie mniejsze zdające się jakby krążyć wokół tego większego) pieściły koniuszki traw i płatki kwiatów aż po czubki leśnej gęstwiny z której unosiły się słupy dymu które jak się później dowiedziałem pochodziły z domostw rodzinnej osady Rex’a. Szliśmy jakiś czas w milczeniu, po chwili Rex zapytał: - czy chcesz abyśmy wrócili po Twoje Kobiety? Widzę że się o nie martwisz. Odniosłem wrażenie że mój towarzysz jakby czytał w moich myślach. Wróciliśmy a raczej Rex doprowadził mnie z powrotem do miejsca w którym moja przedziwna przygoda się rozpoczęła kiedy wróciłem do Asi i dziewczynek Ona ku mojemu zdziwieniu zapytała: co? Nie znalazłeś odpowiedniego drzewa że tak szybko wróciłeś?
Zaskoczony podniesionym ze zdziwienia głosem zapytałem: jak to szybko?? Przecież nie było mnie co najmniej pół godziny?!?!
- Andrzej dopiero co wszedłeś w te zamglone krzaki żeby się wysikać a Ty mi mówisz że nie było Cię pół godziny? Głupią ze mnie robisz?
W tym momencie przypomniałem sobie co powiedział mi Rex a mianowicie to że czas w jego wiosce płynie jakby wolniej a analizując zdarzenia doszedłem do wniosku że samo magiczne stworzenie z jakim chwilę wcześniej rozmawiało również sprawiało że czas wokół niego zwalniał.
- Joanna posłuchaj, kiedy wszedłem w te zarośla spotkało mnie coś bardzo dziwnego
- Co wdepnąłeś w kupę ? Ha ha ha .
- Nie i posłuchaj mnie uważnie bo teraz powiem Ci coś w co nie będziesz mogła uwierzyć.
Asia z drwiącym( w żartach) uśmiechem powiedziała: - no dobra, zamieniam się w słuch.
Opowiedziałem Jej wszystko co do tej pory mnie spotkało ale z miny Asi wyczytałem że faktycznie mi nie wierzy a spojrzenie jak na wariata tylko spotęgowało to odczucie. Kiedy wykorzystałem już swój dar przekonywania i niestety nie zdołałem Jej przekonać doszedłem do wniosku że nie pozostaje mi nic innego jak tylko zawołać Rexa. Asia nie wierzyła i w sumie Jej się nie dziwię ale dziewczynki patrzyły na mnie i słuchały z oczami wielkimi i pełnymi ciekawości.
Odwróciłem się w stronę lasu i zawołałem Rexa. Patrzyłem na uśmiechnięte buzie moich Kobiet które w pewnym momencie z rozbawionych zmieniły się w oniemiałe z wrażenia gdyż z leśnej gęstwiny wyłoniła się skulona postać Rexa który po wyjściu na otwartą przestrzeń zaczął się prostować by w końcu osiągnąć właściwą postać. Zatrzymał się pełen niepewności, odgarnął z pyska grzywkę posplataną drobnymi warkoczykami i uniżenie rzekł: - Serdecznie witam Panią i przemiłe dziewczynki, zwą mnie Rexus, w skrócie Rex. Zaczął nam opowiadać swoją historię i poprosił abyśmy poszli z nim do Jego wioski. Przez chwilę czułem się jak ktoś kto wszystko wie,lecz kiedy po raz kolejny Rex skulił się by przeistoczyć ponownie w ogromnych rozmiarów wilka oniemiałem bo niecodziennie widuje się takie rzeczy. Asia i dziewczynki szły przez łąkę z wyraźnym zachwytem na twarzach gdyż rodzinna kraina Rexa była naprawdę piękna a świadomość że jest to coś magicznego potęgowała to doznanie.
Las był gęsty i pełny majestatycznych drzew tak dużych że przekraczało to moje dotychczasowe pojęcie o roślinności Ziemskiej. Nasz przewodnik zdawał się znać każdy zakamarek tego niezwykłego miejsca. Prowadził nas pewnie, co chwilę przystając by na Nas zaczekać.
cdn...
2 notes · View notes
wpowiekszeniu · 3 years
Text
“Bierz najtańszy średni format, zobaczysz czy Ci pasuje”
Ostatnio widziałem taką dobrą radę na Facebooku, oczywiście musiałem się z nią nie zgodzić. Na skutek tego zostałem nazwany amatorem, któremu brakuje techniki, doświadczenia oraz że nie potrafię wykorzystać pełnego potencjału sprzętu i inne tym podobne. Akurat tak się złożyło, że obecnie mam okazję powiększać zdjęcia z naprawdę taniego aparatu, ze Starta. Myślę, że mam w tej kwestii kilka być może ciekawych wniosków i porównań. Dla porządku zaznaczę, że w kwestii tanich średnich formatów nie mam bardzo dużego doświadczenia. Nie używałem sam nigdy Lubitela czy Starta, jedynie miałem okazję je obejrzeć. Flexareta, nigdy nawet nie miałem w rękach. Używałem przez chwilę aparatów: Yashica mat 124G, Pentacon SIX, a Mamiya C330 (sekkor 80/2.8 blue dot) i Bronica ETRS (50/2.8, 75/2.8 i 150/3.5) dużo dłużej. Trudno powiedzieć mi czy obecnie są to tanie średnie formaty, ale nadal są jednymi z najtańszych w miarę porządnych jakie możemy wybrać. Do tego jako, że mam przyjemność pracować w ciemni, miałem okazję wykonywać powiększenia z aparatów wyższej klasy i oczywiście dużo droższych. Były to między innymi: Rolleiflex i Haselblad 503CX (oba z planarami 80/2.8), Pentax 6x7 (105/2.4), czy Mamiya RB67 pro SD (127/3.8). Negatywów z Yashiki, Lubitela czy Flexareta nie powiększałem, ale z Pentakona już tak.
Zanim przejdę do tych konkretnych wniosków i porównań, muszę zaznaczyć iż dotyczy to tylko moich subiektywnych odczuć związanych z wykonywaniem powiększeń i obsługą tych aparatów z których miałem przyjemność korzystać lub chociaż porządnie je obejrzeć czy przetestować. Nie wszystkie z tych klatek skanowałem i obrabiałem w PS czy powiększałem. Co więcej, zapewne część opisanych przeze mnie problemów i mankamentów obejść można byłoby poprzez odpowiednie wywoływanie, odpowiednią technikę fotografowania, stosowanie określonych filtrów i inne tego typu zabiegi. Myślę jednak, że najważniejsze jest to by aparat nam nie przeszkadzał podczas pracy i dodatkowe kombinowanie może tylko utrudnić wykonywanie zdjęć czy późniejszą ich obróbkę. A przecież chyba to jest najważniejsze, by aparat nie przeszkadzał, prawda?
Klasa aparatu i optyki dostępnej do niego zazwyczaj łączą się ze sobą. Nie jest tak, że do tanich aparatów produkowano obiektywy o takiej samej jakości jak do drogich systemów. Oczywiście zawsze zdarzyć mogą się jakieś perełki, czy to lepiej wykonane egzemplarze czy po prostu bardziej udane konstrukcje, ale zasadniczo droższe systemy mają korpusy, optykę i akcesoria lepiej dopracowane niż te tanie.
Do Pentakona SIX możemy znaleźć sporo przyzwoitych obiektywów, ale w tym systemie to nie one stanowią największy problem. Kłopotem jest tu oryginalna matówka, która jest bardzo ciemna oraz system przesuwu filmu, który jest zawodny i często nakłada klatki. Ten drugi problem jest na tyle powszechny i uciążliwy, że na rynku funkcjonuje sporo przerobionych korpusów, gdzie naciąg migawki został oddzielony od przesuwu filmu. Mimo to dla mnie przeważającą kwestią, która Pentakona dyskwalifikuje jest matówka, na której, moim zdaniem, trudno ostrzyć i kadrować. Niemniej jeśli uda nam się trafić z ostrością to sam negatyw z takiego aparatu jest dobry i da się go spokojnie powiększyć. Sporo osób chwali Kieva 60, który ma to samo mocowanie obiektywów co "psix". Podobno aparat ten pozbawiony jest wielu wad pentakona.
Mamiya C330, którą miałem, była dość zawodna, być może w serwisie dałoby się to wyregulować. W moim egzemplarzu bardzo często nie otwierała się migawka, gdyż zintegrowany przesuw filmu i naciąg migawki nie dopychał dźwigni naciągu dostatecznie daleko. Dźwignia przeskakiwała, migawka nie otwierała się i w efekcie otrzymywałem pusty film. W aparatach dwuobiektywowych nie da się tego zaobserwować normalnie używając aparatu, gdyż podgląd kadru odbywa się za pośrednictwem górnego obiektywu, a migawka znajduje się w dolnym. Plusem była za to matówka i ostrzenie, które było o wiele wygodniejsze niż w Pentaconie six, pomijając oczywistą różnicę jaką jest błąd paralaksy występujący w tlr'ach. Negatywy z sekkora 80/2.8 blue dot były bardzo ostre i kontrastowe, spokojnie można było z nimi dalej pracować.
Z tanich aparatów najbardziej przypasowała mi jednak Bronica ETRS. Która nie dość, że ma jasną matówkę, bardzo wygodny i niezbyt ciężki pryzmat, to jeszcze dysponuje bardzo wygodnym gripem. Negatyw z tego aparatu, który w przeciwieństwie do dwóch poprzednich ma format 6x4.5, powiększałem do maks 50x60. Ostrość i kontrast są na bardzo dobrym poziomie i właściwie ciężko mi przyczepić się do czegokolwiek w tym aparacie. Jest też na tyle lekki i poręczny, że spokojnie można go zabrać ze sobą w plener.
Yashica była dla mnie zwyczajnie niewygodna i miała w porównaniu do C330 i ETRS, ciemną matówkę. Koniec końców nie zdecydowałem się na nią.
W kwestii aparatów "premium", moje doświadczenia mają trochę inny charakter. Zazwyczaj powiększam z nich negatywy, ale samych aparatów raczej nie obsługuję, poza wspomnianym wyżej Haselbladem i raz Mamiyą RB67. Negatywy jakie z tych aparatów otrzymuję są zazwyczaj ostre i kontrastowe. Pracuje się z nimi bardzo dobrze. Do tego zarówno Haselblad czy Mamiya RB67 mają jasne matówki, na których dobrze się ostrzy. Same korpusy też są wygodne, chociaż RB67 jest duża i często może wymagać użycia statywu. Mimo swoich niewątpliwych zalet Haselblad nie zachwycił mnie swoją konstrukcją na tyle, bym czuł wielką potrzebę zamiany Broniki na ten właśnie aparat. Za to Mamiyę RB67 chętnie bym kiedyś kupił.
Dochodząc do Starta, czyli najtańszego aparatu z jakiego miałem okazję powiększać zdjęcia i porządnie go obejrzeć. Dla mnie, problemem przy powiększaniu negatywów był brak kontrastu i mydlany obraz przy wcale niezbyt dużych powiększeniach. Jeśli dodamy to tego ciemną matówkę, niepewne czasy i raczej niskiej klasy optykę, to otrzymamy negatywy z których by coś wyciągnąć będzie trzeba nagimnastykować się zdecydowanie bardziej niż przy tych z innych aparatów. Czy warto? Moim zdaniem nie.
Reasumując z wielu aparatów możemy otrzymać negatywy dobrej jakości, ostre i odpowiednio kontrastowe. Nawet jeśli tańsze aparaty optycznie bardzo nie odstają, to już wygodna użytkowania i niezawodność jest w nich zazwyczaj na dużo gorszym poziomie niż w przypadku aparatów wyższej klasy. Nie bez powodu Haselblad, Rolleiflex czy nawet taka Bronika czy Mamiya są wyżej cenione niż Pentacon czy Yashica. Nie chodzi mi o to też, by porywać się od razu na najdroższe aparaty, ale jeśli ktoś szuka średniego formatu, jak to było w tym przypadku, do 5000 zł to polecanie mu by kupił Pentacona six, Kieva czy Yashikę mija się trochę z sensem. Bo nawet jeśli nie ma dużego doświadczenia z aparatami średniego formatu, to na tych często może się bardziej zniechęcić niż "zobaczyć czy mu to pasuje". Przy takim budżecie, już za połowę tej kwoty można szukać aparatów znacznie lepszych niż te najtańsze. I chyba wchodzenie w takie systemy w tym wypadku nie miałoby sensu. Poza tym wydaje mi się, że wbrew temu co twierdził mój oponent, klasa aparatu jednak ma znaczenie. Zarówno w kwestii negatywów jakie uzyskamy oraz w kwestii wygodny pracy, która na efekty również często się przekłada. Jeśli chcecie kupić aparat najtańszy, a wasz budżet na ten cel nie jest zbyt wysoki, to wybór jest dość prosty, trzeba szukać to na co człowieka stać. Jeśli natomist chcecie kupić coś dobrego i możecie na to wydać trochę więcej, to nie dajcie się wpuścić w maliny z próbowaniem najtańszych czy tanich konstrukcji. Bo w rzeczywistości niewiele zobaczycie i nauczycie się na takim doświadczeniu.
Ps. Szukając dla siebie średniego formatu (link) sprawdzałem różne korpusy. Kwestia ceny była jedną z przeważających, a w tamtym czasie najtańsze były oczywiście Start, Lubitel, Flearet, następnie za około 800 do 900 zł można było kupić Yashicę. Za ok 900 do 1000 Pentacon SIX. Mamiya C330 i Bronica ETRS to był koszt od 1100 do 1300 zł. Wiedziałem tylko, że nie chcę Pentakona, Starta ani jemu podobnych. Mamiya C330 gościła u mnie rok, później próbowałem swoich sił z Yashicą, a na koniec kupiłem Bronikę ETRS. Trochę przed tym ostatnim się opierałem, bo wszak według wielu 6x4.5 to nie średni format (link) , ale w moim przypadku okazał się to strzał w 10.
0 notes
stucytrusowylas · 5 years
Text
Nie ma co udawać wariata i owijać w bawełnę. Dzień fotografa w Stu Cytrusowym Lesie to istny koszmar dla naczelnika. Nie dość, że trzeba wszystkiego pilnować, to z niewiadomych powodów właśnie w ten dzień doba jest krótsza o kilka godzin. Mówię serio. Człowiek wyjdzie na ogród w południe i nagle, cyk… mamy zachód słońca i zgraję komarów, które właśnie zaczynają kolację. Zwariować!
Sesja to nie tylko zdjęcia
Przygotowanie całej sesji z każdym kolejnym rokiem jest coraz trudniejsze. Kiedy maluchy były — no cóż — małe, zrobienie jej nie było niczym specjalnym. Ot, odsuwało się część na bok w kilka sekund i cyk, wszystko było gotowe. Z czasem jednak cytrusów “troszkę” przybyło. W dodatku rosną jak szalone, ale o tym trochę później. I pomyśleć, że jeszcze niedawno sesja była co tydzień 😱
Obecnie przygotowanie sesji, to najlepszy moment na dokładne ich przejrzenie. Na co dzień bowiem siedzą sobie wygodnie na swojej miejscówce i nie robią zbędnego zamieszania. Ale o tym też trochę później. Ostatnio na przykład znalazłem najbardziej pomysłowego pająka na świecie. Tak ułożył sobie swoją pajęczynę, że z dwóch liści zrobił sobie daszek — splótł je razem — i zadowolony z własnej pracy postanowił tam zamieszkać 🙂
Eksmitowałem go z bólem serca.
Poza przeglądaniem i usuwaniem jakiś drobnych samosiejek z podłoża to też najlepszy czas na różne zabiegi. Na żółknące liście, o których wspominałem niedawno (tutaj), postanowiłem zadziałać dwutorowo. Kilka wybranych maluchów dostało więc dolistnie roztwór żelaza, a cała reszta popularny suplement “diety” roślinnej, czyli siarczan magnezu (zwany też Solą Epsom). Był też czas, aby podać kolejną porcję wapnia, w postaci sproszkowanych skorupek jaj.
Stu Cytrusowy Poradnik
1. Skorupki jaj bardzo dokładnie wypłucz i odłóż do wyschnięcia.
2. Gdy zbierze się większa ilość, rozgrzej piekarnik do 100-150°C.
3. Ułóż skorupki na blasze do pieczenia i włóż je na 15-20 min.
4. Gdy ostygną, pokrusz je na mniejsze kawałki, a potem sproszkuj (moździerzem lub młynkiem do kawy).
5. Proszek sypiemy bezpośrednio na podłoże (usuńcie mulcz jeśli macie) i delikatnie mieszamy z górną jego warstwą (uwaga na delikatne korzenie).
6. Kolejne porcje dodajemy, gdy poprzednich już nie widać (średnio raz na 2 miesiące – lub przy przesadzaniu)
Aparat kłamie
Kiedy po zrobieniu całej sesji przeglądałem pobieżnie zdjęcia, byłem w kompletnym szoku. Mimo tego, iż starałem się zadbać o odpowiednie światło, a i zdjęcia robić w trybie, który nie “przekłamuje barw” jakimiś filtrami, okazało się, że i tak wszystko na nic. Nie dość, że barwy są zupełnie inne, to ich tonacja też nijak ma się do rzeczywistości. Załamka.
Jak mam na ten przykład uchwycić zmianę koloru liści po użyciu tego czy innego środka, skoro nawet nie mogę porównać dwóch zdjęć zrobionych na przekroju jakiegoś czasu? Tak się nie da, a poleganie na mojej pamięci, to dość niebezpieczna zabawa.
Tyle że… prawda jest taka, że od zwykłego aparatu w telefonie (bo tylko takim sprzętem dysponuję) i to nie żadnego flagowca z wypasioną soczewką, a zwykłego podniszczonego HTC (Desire 620) nie bardzo mogę więcej wymagać. On i tak robi co może.
Po co to Wam piszę? Chyba najbardziej po to, aby uzmysłowić Wam, że te super zielone na zdjęciach liście nie zawsze są jednak takie super zielone. Piszę to po to, byście wiedzieli, że u mnie na cytrusach jest też całe mnóstwo przebarwień i tego typu rzeczy, których na zdjęciach najczęściej nie widać. Taka jest właśnie natura. Nie da się mieć idealnie zielonych liści bez skaz czy deformacji.
Takie rzeczy są tylko na zdjęciach. A aparaty kłamią jak z nut.
Cytrusowy doping
Jednak te piękne super zielone liście mimo wszystko pozostają celem głównym. Ja wiem, że powie ktoś, że owoce są ważniejsze, ale nie do końca się z tym zgodzę. Są super, tylko aby je uzyskać w naszych warunkach, trzeba naprawdę mocno się starać, w dodatku często też trochę zainwestować w sprzęt (choćby doświetlanie czy nawilżanie powietrza — o tym kiedyś napiszę więcej) i mieć dla nich naprawdę dobre miejscówki (letnią i zimową). Inaczej ani ilość owoców, ani ich smak nie będzie tak dobra, jak mogłaby być.
Całej reszcie z nas pozostaje cieszenie się samą rośliną i nic w tym złego. Nawet pod tym kątem cytrusy są fantastycznymi roślinami, bardzo estetycznymi i w dodatku super pachnącymi. Że nie wspomnę już o tym, jak wdzięczne są  pewnie dla dekoratorów wnętrz.
Z dopingiem dla nich jest jednak słabo. Albo bardzo słabo, jeśli ktoś ma niepoukładane na strychu jak ja. Niestety okazuje się, że Polska jednak nie słynie z uprawy cytrusów (szok!), w związku z tym w naszych sklepach i centrach ogrodniczych szukanie specjalistycznych produktów jest skazane na porażkę.
Poszukiwanie nawozu spędzało mi sen z powiek. Dostępne na naszym rynku — mocno chemiczne — nawozy płynne są z założenia nietrafionym dla mnie pomysłem. Przy bardzo przepuszczalnych podłożach (jak moje) i upalnym sezonie, w którym cytrusy trzeba nawadniać nawet codziennie, próby nawożenia w ten sposób jest równie skuteczne, co próba przesuwania jeziora wiadrem. Najzwyczajniej są to pieniądze wylane do kosza.
Pozostają więc dwie opcję: Albo granulaty, albo nawozy długo działające. Tych drugich szukałem dość długo (z odpowiednimi wartościami) niestety bez skutku lub drogie, gdy myśleć o mojej skali. I znów musiał wejść w życie tryb “coś za coś”. Kolejny kompromis, na który idę bardzo niechętnie.
W tym sezonie na próbę więc wziąłem, nawóz interwencyjny do iglaków (roślin kwaśnolubnych — producent nie może się zdecydować) w proszku, kurzy obornik granulowany i dla porównania nawóz płynny co cytrusów. Na efekty trzeba będzie poczekać, ale już teraz sam jestem ciekawy, co z tego będzie:
Pełny komplet środków, których używam:
Żelazo
Siarczan magnezu
Nawóz interwencyjny do iglaków/roślin kwaśnolubnych
Nawóz do cytrusów w płynie
Obornik kurzy
Dylematy naczelnika
We wcześniejszych wpisach wielokrotnie pisałem, dlaczego pewne decyzje zostały podjęte. i tak na przykład zrobienie “zagrody” dla cytrusów poza tarasem, na miejscu dawnego zielnika, było spowodowane tym, że chciałem dać im jak najwięcej światła (zyskałem tym jakieś 60-80 minut dziennie) i wody deszczowej, która pod dach werandy nie miała najczęściej szans się dostać.
Tylko że przy okazji sesji, kiedy je poustawiałem dookoła werandy, zacząłem żałować, że jednak na co dzień ich nie widać. Przy obecnym ustawieniu krzeseł i leżaków, a także ziół, jedyne co widać to szczytówki największych cytryn pomiędzy ramą zagrody a ziołami właśnie. I wcale mi się to nie podoba. Cholerne kompromisy…
Kolejna rzecz to ich rozmiar. Wiedziałem, że z tym dylematem przyjdzie mi zmierzyć się dość szybko i wydawało mi się, że jakoś będę w stanie się przygotować, choćby mentalnie. A tu okazuje się, że jednak niekoniecznie.
Szkopuł w tym, że póki trwa sezon, wszystko jest ok, ale niedługo trzeba będzie zacząć myśleć nad ich zimowaniem (niech Cię szpaki czeszą Sosna!), a to już zacznie być kłopotem. Szczególnie światło, bo witryna, przy której będą zimować, ma około 2 metry na 2 metry i wszystkie przed nią zmieścić, to będzie prawdziwe wyzwanie.
Jak widzicie, z cytrusami nie można nie planować do przodu. Nie i już!
Zioła
Najwyższy czas też na mały raport zielarza. No więc zioła oszalały. Rosną co najmniej tak szybko, jak bramkarze z nocnych klubów po sterydach. Nie żartuje.
Bazylia tak ostro poszalała, że musiałem na szybko zrobić nową skrzynkę, tylko dla niej.
Tumblr media
Lubczyk i szałwia w ciągu niecałego miesiąca urosły tak, że trzeba je było już ostro ciąć, aby choć trochę je przerzedzić.
Tumblr media
A mięta? Jak to mięta, ile miejsca jej dasz, tyle zabierze. Właśnie dlatego z tej imbirowej już powstał syrop i sok, z cytrynowej będzie nalewka, a na Variegatę wciąż szukam pomysłu — choć wracają upały, więc pewnie pójdzie na bieżąco na sok i do wody.
Tumblr media
Na szczęście tymianek, oregano, rozmaryn zachowują rozsądek
Tumblr media
No i ostatni nabytek, czyli majeranek w końcu poczuł się dobrze na nowym miejscu.
Tumblr media
Muszę Wam powiedzieć, że cieszę się, że jednak się zdecydowałem zrobić drugie podejście do ziół. Już teraz wiem, że za rok zioła dostaną zupełnie nowy zestaw skrzynek, co powinno poprawić i wygląd i ich zbiory, a może nawet powiększy się ich liczba. To chyba najlepiej świadczy o tym, jak się przyjęły i jaką frajdę sprawia mi ich posiadanie.
A może po prostu zrobiłem to trochę rozsądniej tym razem? Możliwe.
Chętnie dowiem się, czy wpis Wam się podobał, jak również co myślicie o tym, co napisałem. Może ktoś z Was zajmuje się dekoracją wnętrz i będzie w stanie potwierdzić (czy też zaprzeczyć) tezie, że cytrusy dodają wnętrzom uroku? A może, ktoś z Was ma rozeznanie w r rynku nawozów i może pomóc mi w rozwiązaniu mojego kłopotu z nimi?
Jednym słowem zachęcam do komentowania.
Na deser zostawiłem oczywiście najważniejsze. Zapraszam do obejrzenia nowej sesji zdjęciowej Stu Cytrusowego Lasu, która jest już w Galerii.
Dzień fotografa… Nie ma co udawać wariata i owijać w bawełnę. Dzień fotografa w Stu Cytrusowym Lesie to istny koszmar dla naczelnika.
0 notes
nikonografia · 5 years
Text
Zabawne fotograficzne mity
Tumblr media
Chyba każdy fotografujący na początku swojej przygody. Trafił na kilka popularnych mitów. Sam traktowałem niektóre poważnie do czasu, kiedy poszedłem na studia. A tam, wszystkie zostały szczęśliwie odczarowane. 
Kiedy człowiek nie ma odpowiedniej wiedzy, a jeszcze gorzej. Brakuje mu wiedzy popartej doświadczeniem. Jednym z drogowskazów co i jak należy robić dobrze, stają się ludowe mądrości. Z ludowymi mądrościami jest tak, że często zawierają minimalną cześć prawdy i maksymalną ilość fantazji. Których zadaniem jest. Ubrać tę minimalną część prawdy w coś, wyglądającego na poważną informację. Zebrałem kilka najciekawszych mitów. Których zwolenników w dalszym ciągu można spotkać. Jednak zachęcam byśmy lepiej, wspólnie się z nich się pośmiali.       To fotograf robi zdjęcia nie aparat Chcąc zrobić bardzo dobre technicznie zdjęcie, musisz mieć równie dobry sprzęt. Pozwalający ci tę techniczną doskonałość osiągnąć. Nie zrobisz kompaktem tak samo prezentującego się zdjęcia. Jak profesjonalnym sprzętem. Tę teorię chętnie wygłaszają ludzie, nie mający dobrego sprzętu. A bardzo chcieli by mieć. W ten osobliwy sposób, szukają  pocieszenia. Że mimo posiadania sprzętu niżej klasy, uda im się nadrobić tę stratę umiejętnościami. Nigdy nic z tego nie wychodzi.       Dobry fotograf wszędzie zrobi dobre zdjęcie Ten mit prześladował mnie od początku mojej przygody z fotografią. Trwał przez okres Smeny, Zenita, analogowych automatów, pierwszego kompaktu. Na prawdę wierzyłem, że skoro nie potrafię zrobić fajnego zdjęcia przed osiedlowym blokiem. Znaczy nie mam do tego talentu. I trwało to znów do czasów studiów. Tam dowiedziałem się że są tematy, zwyczajnie niewarte fotografowania. Brzydka okolica nie będzie ładniejsza. Choćby fotografował ją najlepszy fotograf, najlepszym sprzętem.       Lepiej kupić lepszy obiektyw, niż lepsze body To jest mit z dziedziny dylematów. Każdy fotografujący z ograniczonym budżetem zawsze się zastanawia... Kupić lepszy aparat czy lepszy obiektyw? Ani jedno ani drugie, nie da pozytywnych efektów. Zawodowy obiektyw, podpięty do niskiej klasy aparatu. Nie da spodziewanej wyższej jakości obrazu. Ponieważ procesor aparatu. I tak zapisze go w niższej, zgodnej ze swoją klasą jakości. Podobnie jeśli użyję niskiej klasy obiektywu i dobrego body. Aparat nie sprawi że zdjęcie z kiepskiego obiektywu, będzie wyglądało lepiej. Najkorzystniejsze efekty, daje dobieranie sprzętu z tej samej klasy. Przykre, ale prawdziwe. Nie da się tutaj na niczym zaoszczędzić. Próbowałem obu wersji zamiany. I nic mi z tego pozytywnego nie wyszło.       Amatorski sprzęt, nie nadaje się do profesjonalnego wykorzystania Profesjonalizm, polega na świadomym użyciu sprzętu o określonej specyfice. To jedna z najistotniejszych informacji, jakie zdobyłem studiując kierunek artystyczny. To najważniejsza różnica, między amatorem a zawodowcem. Świadomość tego, kompletnie zmieniła moje nastawienie do sprzętu. Niedawno dowiedziałem się że popularni w sieci fotograficy, wykorzystali D3200 do profesjonalnej sesji. Śledząc dokonania doświadczonych artystów fotografów. Często dowiaduję się o zaskakującym wykorzystaniu, pozornie marnego sprzętu w celach komercyjnych. I nikt im za to głowy nie chce urwać. A wręcz przeciwnie, jest to cecha nadająca wyjątkowości pracom takiego autora. Jest to pewnego rodzaju potwierdzenie jego dojrzałości, wiedzy i umiejętności.       Gdybym miał lepszy aparat... Gdybyś miał lepszy aparat, twoje marne zdjęcie... Dalej było by marnym zdjęciem. Tylko w dużo lepszej jakości. Braku umiejętności, pomysłu, zdolności, nie da się zastąpić lepszym sprzętem. Na początku fotograficznej przygody, nie ma sensu inwestować w dużo lepszy sprzęt. Wystarczy to co masz. Dopiero kiedy zdasz sobie sprawę. Z jakiego technicznego powodu, twoje zdjęcia wyglądają źle. Będziesz w stanie określić, jakie cechy będzie musiał mieć lepszy model. By wyeliminować niezależny od ciebie czynnik, pogarszający jakość twoich zdjęć. Sam po roku używania D7200 schowałem go do szuflady. Doszedłem do wniosku że wiele moich zdjęć, nie musi być w znacznie lepszej jakości niż daje D3100. D7200 używam kiedy dokładnie wiem, że tej lepszej jakości potrzebuję.      Plastikowy obiektyw i bagnet to tandeta Przede wszystkim materiały z jakich produkuje się sprzęt fotograficzny. To nie plastik a zaawansowane tworzywa. Pozwalające uniknąć wszystkich wad, jakimi obarczone są metale.  Czytając krytyczne opinie, na temat budowy sprzętu fotograficznego zastanawia mnie. Co oni z tymi obiektywami i aparatami robią? Panuje dziwne przekonanie że, tylko metalowa konstrukcja jest wyznacznikiem jakości wykonania. Idąc tym tropem, powinniśmy oczekiwać pancernych soczewek. W końcu jak solidność, to solidność. Ja nie narażam sprzętu na uszkodzenia. Jeżeli ktoś ma takie zdarzenia. Może powinien popracować, nad odpowiednim sposobem używania własnego sprzętu. Warto opracować swoje BHP pracy.       Tylko pełna klatka  Istnieje mocno zakorzeniony mit mówiący że pełna klatka, to najlepszy rodzaj aparatu. O wyższości FF nad DX użytkownicy i zwolennicy mogą mówić godzinami. Przyjmują bezkrytycznie tezę o wyższości FF nad DX bo tak. Pojawiają się oklepane argumenty o lepszej plastyce, lepszej jakości zdjęć w kiepskim świetle, szerszym kącie widzenia. I to dziwne przeświadczenie, że wchodząc w posiadanie FF. Automatycznie stajemy się kimś z wyższej półki. Bo te wszystkie DX, to takie zabawki dla amatorów. Tymczasem wielu zawodowych fotografów przyrody, bez skrępowania mówi o większych korzyściach z korzystania z DX. Bo wszystko zależy, do czego potrzebujemy aparatu. I pełna klatka, niekoniecznie będzie najlepszym wyborem. Szczególnie że istnieją profesjonalne aparaty formatu DX.       Portret jest najwyższą sztuką fotografii
Zwolennicy tego mitu. Zawsze w lekceważący sposób wypowiadają się o innych dziedzinach fotografii. Mówiąc że widoczki, robaczki, kwiatuszki, ptaszki, fotografują spacerujący amatorzy. To taka przyjemna i naiwna fotografia. Prawdziwy fotograf, zawsze wybiera portret. Bo portret według nich, jest najbardziej zaawansowaną formą fotografii. To szczyt umiejętności i najwyższa forma wtajemniczenia. Skąd to się bierze? Podejrzewam że źródłem są tu kompleksy. I brak umiejętności do innych fotograficznych form.       Prawdziwa sztuka, to zdjęcia czarno białe Od zdjęć czarno białych, zaczyna się przygodę z fotografią studiując. Ale nie za sprawą jakiejś magicznej, wyjątkowości tego gatunku. A z powodu ograniczonej ilości wrażeń wizualnych, prostoty i wyrazistości przekazu. Która w początkowym okresie nauki, jest bardzo pomocna. I łatwiejsza do opanowania. Ale nie ma w niej większej wartości. To tylko jedna z technik fotograficznych.       Analogi są lepsze niż cyfry Analogami uczyłem się fotografować. Mój pierwszy aparat to był analog. Pogląd o wyższości analogów nad cyframi, jest podobny do mitu o wyższości płyty gramofonowej nad innymi nośnikami muzyki. Analogi mają pewną specyfikę i cyfrówki mają swoją. Bezpośrednie porównywanie ich nie ma sensu. Fotografia analogowa, jest czymś w rodzaju medytacji. Wszystko robimy powoli, w skupieniu. Praca z analogiem przypomina obcowanie z żywym urządzeniem. Cyfrówki są praktyczne, niezawodne, łatwiejsze w użyciu.       Prawdziwy fotograf, używa tylko trybu M To jeden z moich ulubionych mitów. Tego argumentu zawsze używają wszyscy ci, którym zwyczajnie żal dupę ściska. Że totalny amator, zrobił fantastyczną  fotkę. A oni mimo wiedzy i wielu starań. Zwyczajnie nie potrafią artystycznie patrzeć na świat. Dla nich fotografia, to praca inżynierska. Myślą że, opanowanie wszystkich technicznych aspektów fotografii. Gwarantuje im późniejsze sukcesy. Technikę aparatu mają w jednym palcu. Znają zagadnienia  z zakresu optyki, światła, techniki i nic. To w sytuacji, kiedy wszystkim podoba się to fajne amatorsko zrobione zdjęcie. Jedyne co im pozostaje w tej chwili frustracji. To umniejszyć czyjąś wartość, poprzez wytykanie mu braku wiedzy i znajomości tajników fotografii.    I wszystkie te mity łączy jedno. Brak odwagi wyłamania się ze schematów.    Na zakończenie tego felietonu, wspomnienie popularnych jeszcze na początku lat 90 mitów. Mitów wieszczących wręcz śmierć fotografii. Ale jak widzimy po popularności tego hobby. Ta sztuka nie umarła. Okazało się że ma się świetnie. I nadal się rozwija o nowe formy wyrazu.       Stabilizacja tylko dla amatora Ten mit jest już martwy. Nikt w niego nie wierzy i nawet nie ma ochoty przywrócić do życia. Doskonale pamiętam, jaka była burza wśród profesjonalistów. Że profesjonalista nie potrzebuje takich udogodnień. Bo po to ma wiedzę i umiejętności. By potrafił zrobić dobre zdjęcie w każdych warunkach. Amatorzy mogą korzystać z takich zwalniających z myślenia ułatwień. Ale jak to z postępem. Rozwijał się spokojnie, zdobywając co raz większe uznanie. Wśród co raz większej grupy użytkowników. Aż wreszcie docenili go profesjonaliści. I dziś, nikt nie wyobraża sobie pracy bez tego udogodnienia. A nawet, stawiane są mu coraz większe wymagania.       Cyfrówki zabiją fotografię Wprowadzenia na rynek aparatów cyfrowych, najbardziej obawiali się profesjonaliści. Bo skoro aparat będzie miał każdy i zdjęcie będzie gotowe natychmiast. Zniknie granica między profesjonalistom a amatorem. Bo każdy będzie mógł zrobić sobie zdjęcie. I zniszczy to poziom fotografii. Jak widzimy, nic takiego się nie stało. Nadal liczą się głównie umiejętności. Swobodna dostępność do dobrego sprzętu, nie wpłynęła na masowy spadek usług profesjonalnych fotografów. Nadal decyduje talent i umiejętności.  Jeśli spodobał się tobie mój felieton, daj znać w komentarzu. Podaj ten tekst znajomym, może przekona ich. Że nie warto robić jak wszyscy. Albo niech mają fajną rozrywkę, przy czytaniu moich myśli :) 
0 notes
okazje · 7 years
Text
Zapraszam do recenzji jednego z najlepszych obecnie smartfonów do robienia zdjęć. Czy potrzebny nam będzie jeszcze aparat? Polecam dalszą lekturę… 
Podczas moich wyjazdów często mam zagwozdkę czym zrobić zdjęcie. Nie zawsze mamy ze sobą aparat, lustrzankę, ale jak wskazują badania, większość z nas ma przy sobie smartfona. Patrząc na te badania, jak i na najnowsze propozycje producentów sprzętu mobilnego, nasuwa mi się stale pytanie:
Czy potrzebny jest mi jeszcze aparat?
Cały czas próbuje sobie odpowiedzieć na to pytanie i na końcu testu postaram się na nie odpowiedzieć, ale zanim to nastąpi, polecam Wam mój stary wpis -> Czy potrzebny jest nam jeszcze aparat? Zobaczycie tam zdjęcia zrobione różnymi aparatami i telefonami. Wpis ma już swoje lata, ale podałem go Wam głównie dla zdjęć.
Z roku na rok producenci pokazują coraz bardziej zaawansowane urządzenia, coraz lepsze ekrany, matryce, ale uwaga tutaj może Was to zaskoczę, ale tak naprawdę skończył się już wyścig, kto ile ma megapikseli. Obecnie producenci dostrzegli, że zwiększanie ilości pikseli rejestrujących w matrycach nie pomaga w polepszeniu jakości rejestrowanego obrazu. Dziś producenci skupiają się, by upakować jak największe piksele w tych samych ramach, jakie posiadały matryce z większą ilością pikseli. I tak zaczął się “downsizeing”. Zabieg ten spowodował, że do poszczególnych pikseli dociera więcej światła, przez co matryca rejestruje więcej informacji, a to przekłada się na lepszą jakość zdjęć. Dzisiejsze telefony nie tylko topowe marki i ich flagowce, pozwalają na zapis zdjęć, które doskonale będą wyglądać w naszych albumach.
No to zaczynamy.
Test LG G6
Wygląd
LG G6 jest jednym z pierwszych flagowców, Którego ekran praktycznie zajmuje całą przednią powierzchnię, zostawiając niewielkie ramki u dołu i góry smartfona 
Jak sami widzicie dolna krawędź, jest nieco grubsza, związane jest to umiejscowieniem głośnika oraz portu USB C. Ponadto skoro jesteśmy przy dolnej ramce to u dołu jest też umieszczony mikrofon
Przyglądając się dolnej części obramowania ekranu, rzuca nam się w oczy delikatne logo producenta umieszczone na niewielkiej ramce oddzielającej ekran od aluminiowej obudowy. Skoro jesteśmy przy tej ramce, to ona tak naprawdę jest nie duża, a po uruchomieniu ekranu mamy wrażenie, jakby nasz samrtfon nie miał obramowania ekranu. Patrząc od góry mamy podobną sytuację.
Zwróćcie  jednak uwagę, że górna ramka jest tutaj znacznie cieńsza od dolnej. Można by było zrezygnować z tej ramki, ale zakrywa ona kilka elementów jak czujnik zbliżeniowy, oświetlenia, oraz przedni aparat i głośnik. Sama górna ramka posiada wejście mini jack 3.5 mm i mikrofon.
Skoro jesteśmy przy bocznym obramowaniu, to całość obramowania jest wykonana z aluminium, oraz pozbyto się z niej wszelkich zbędnych elementów i tak jak już widzieliście od góry mamy gniazdo mini jack, od dołu port USB C i głośnika. z obu stron zamontowano mikrofony, a boczne krawędzie posiadają po lewej stronie przyciski głośności
a po prawej mamy tylko szufladkę na kartę pamięci oraz micro sim
Tak wygląda przód i boki. zajrzyjmy co skrywa tył LG G6
Tylna obudowa wykonana jest ze szkła, które doskonale komponuje się metalowym obramowaniem. Wszystkie elementy jak to we flagowych modelach są dobrze spasowane (choć nie ukrywam, może mnie się takie coś trafiło, to delikatnie moje palce zahaczały o obramowanie szufladki na karty sim i microSD). Dół został wykorzystany tylko do zaznaczenia modelu telefonu. Zrobiono to na tyle zgrabnie, że nie rzuca się to zbytnio w oczy. Takie coś lubię, delikatne wstawki, które nie zaburzają odbioru, a zwykle się chowają pod dłonią użytkownika.
Górna część tylnej obudowy mieści podwójny aparat oraz czytnik linii papilarnych wraz z włącznikiem
Niestety jest jeden minus. Obudowa strasznie wygląda po krótkiej chwili użytkowania. Związane jest to z tym że zarówno przód, jak i tył telefonu bardzo się palcuje, przez co nasze urządzenie niezbyt przyjemnie się może prezentować. Mnie to nie przeszkadza, ale są ludzie, którzy zwracają na to uwagę.
Tak prezentuje się flagowiec LG. Zobaczmy jakie zdjęcia robi i co ma w środku.
góra <..> wnętrze
LG G6 Wnętrze
System i procesor
Testowe urządzenie pracowało pod kontrolą systemu Android 7.0. Nad jego płynna praca czuwał procesor Snapdragon 821, którego 4 rdzenie są taktowane zegarem 2.35 GHz. Za odpowiednią jakość grafiki odpowiedzialny jest procesor Adreno 530 o taktowaniu 653 MHz, a 4GB pamięci RAM skutecznie wspomaga w szybkim działaniu całego smartfona.
Pamięć
Czym byłby nowoczesny telefon, jaki jest nasz LG G6 bez odpowiedniego miejsca, gdzie możemy zapisać nasze zdjęcia oraz aplikacje, które pomagają nam w codziennym życiu. I tak do naszej dyspozycji LG G6 zainstalował 32 GB szybkiej pamięci wewnętrznej, jeżeli chcemy więcej, możemy zamówić model z 64Gb pamięci wewnętrznej. Jeśli będzie nam mało pamięci, to producent wyposażył nasze urządzenie w czytnik kart pamięci i tutaj uwaga LG może maksymalnie obsłużyć kartę microSD o pojemności 2 TB, tak dobrze czytacie 2 TB, to tyle ile mają niektóre komputery. Jak na razie standardem jest 1 TB w komputerach. Nie znam osoby, której taka ilość pamięci byłaby za mała. Nawet najbardziej znani mi heavy userzy mają problem z zapełnieniem w telefonie 128 GB czy 256 GB a co dopiero 2 TB.
Komunikacja
Nasze urządzenie ze światem komunikuje się za pomocą następujących standardów GSM, UMTS oraz LTE. Za łączność z internetem odpowiadają następujące standardy transmisji danych:
EDGE
HSDPA do 42 Mbit/s, HSUPA 5,76 Mbit/s
LTE DL do 600 Mbit/s, LTE UP 150 Mbit/s
Ponadto LG wyposażyło G6 w WiFi w standardzie v802.11 a/b/c/g/ac pracujące w dwóch zakresach częstotliwości 2,4 GHz oraz 5 GHz
Na pokładzie flagowca nie mogło także zabraknąć takich modułów jak Bluetooth w standardzie 4.2 oraz moduł NFC.
W razie potrzeby nasz smartfon może zamienić się w mobilnego hot spota albo połączyć się z innymi urządzeniami za pomocą protokołu DLNA
Nawigacja
Jak przystało na urządzenie, które wyznacza kierunki w swojej klasie, taki nie mogło tutaj zabraknąć modułu nawigacji wspierającego oba systemy satelitarne, czyli GPS oraz Glonass, a w razie braku odpowiedniej ilości satelit wspomaga się protokołem A-GPS.
Wyświetlacz
Smartfon został wyposażony w wyświetlacz 5.7 cala pracujący w rozdzielczości QuadHD 1440 × 2880 px, a jego powierzchnia stanowi aż 80,7% powierzchni smartfona. Widać to na zdjęciach urządzenia na poprzedniej stronie. Urządzenie wspiera takie technologie jak HDR10 oraz Dolby Vison. Technologia wykonania wyświetlacza niestety nie jest AMOLED, tylko dopracowana technologia IPS TFT, przez co czasem ma się wrażenie, jakby kolory były mniej soczyste, ale może to było moje złudzenie. Nie wiem, nie przeszkadzało mi to jakoś w użytkowaniu. Urządzenie według producenta może wyświetlić 16 milionów kolorów. Tak wiem, jestem facetem i teoretycznie widzę tylko trzy, ale uwaga wiem co to ecru. Przy tak dużym ekranie zastosowano proporcje 18:9, dzięki temu telefon zgrabnie leży w rękach.
Bateria
Tak potężnie wyposażony telefon powinien mieć odpowiednie ogniwo zasilające go.  I tak o to LG swój flagowy produkt wyposażył w baterię wielkości Li -Ion 3300 mAh. Ogniowo to pozwala nam na bardzo dużo. Powiem szczerze, że podczas moich wyjazdów, gdzie robiłem dużo zdjęć, transmisje live na FP pozwalały na bez stresową całodzienną pracę i tak LG G6 pomógł w zrobieniu tych wpisów:
Następny Przystanek Bałtyk – z Interem do Milena
Krynica Zdrój <> Ustka nasza relacja z inauguracyjnego kursu 
Gorlice <> Kołobrzeg, czyli…
Każdy z wyjazdów odbył się na jednym ładowaniu baterii. Przy tej okazji używałem wtedy prądożernych aplikacji i transmisji danych. Pomad to telefon miał cały czas uruchomiony GPS. Cały dzień nie był dla niego problemem.
Przy normalnym trybie użytkowania bateria powinna nam spokojnie wystarczyć na ponad dobę działania, a w trybie oszczędzania energii nawet do 3 dni.
To by było na tyle o wnętrzu, o czymś zapomniałem?
Tak o aparacie a dokładnie trzech aparatach, ale zanim o nich to jeszcze muszę Wam wspomnieć o tym, że nie musimy się martwić o nasze urządzenie podczas przebywania na basenie, nad jeziorem, nad wodą, czy jak deszcz pada,  LG G6 spełnia normę IP68, przez co jest pyło i wodoodporny.
No to teraz mogę Was zaprosić do galerii zdjęć oraz opisze Wam aparaty, jakie zastosowano w testowym egzemplarzu.
wygląd zewnętrzny <..> aparat
LG G6 Fotografia
Aparat tylni
A dokładnie dwa aparaty tylne, dzięki którym można zrobić wiele ciekawych ujęć. Najpierw odrobina techniki,. Jak dobrze już wiecie, są dwa oba wyposażone w 13 Mpx matrycę produkcji Sony a konkretnie matrycę IMX258. Za odpowiednie doświetlenie kadru w gorszych warunkach odpowiada podwójna dioda LED. Tak naprawdę jest to zbędny element, ale dobrze że jest, bo często przynajmniej u mnie służy jako latarka.
Pierwszy aparat jest wyposażony w następujące funkcje AF, EIS, OIS i obiektyw o jasności F/2.4 o szerokości kadru 125 stopni.
Drugi jest wyposażony w AF oraz obiektyw o jasności F/1.8 o szerokości kadru 71 stopni.
Aparat przedni
Tutaj lg wyposażyło G6 w aparat o rozdzielczości 5 Mpx z obiektywem o jasności f/2.2 oraz o szerokości kadru 100 stopni.
Ok. Teraz zobaczmy jak sobie radzi w praktyce.
Zdjęcia zrobione LG G6
Zaczniemy od pierwszych kadrów z Wyjazdu do Ustki. Z racji tego, że miałem chwilę czasu do odjazdu w Krynicy zrobiłem zdjęcie fontanny używając najpierw obiektywu szerokokątnego
a potem normalnego
Jak widzicie, używanie tego drugiego obiektywu powoduje znaczne przybliżenie i dobrze się sprawuje, jak jesteśmy gdzieś dalej od kadru i chcemy go uwiecznić, ale prawdziwą moc pokazuje przy ujęciach makro.
Zwróćcie uwagę na pszczoły. Dawno nie miałem tak ciekawych i szczegółowych kadrów.
Przy powiększeniu zdjęcia można zobaczyć jak dobrze sobie radzi matryca z tego typu zdjęciami. Kiedyś trzeba było wydać sporo pieniędzy na dobrej jakości lustrzankę wraz z odpowiednimi obiektywami, a dziś można takie zdjęcia zrobić telefonem. Tak telefon sobie radzi w dobrym oświetleniu, a jak w gorszych warunkach?
Zdjęcie nocne z wyjazdu do Ustki
Dosyć poprawne naświetlenie i nie można się za bardzo przyczepić do zdjęcia. Pamiętajmy, że zdjęcie zrobione jest za pomocą pełnej automatyki i telefonem.
W innych warunkach w innym miejscu aparat zrobił mi psikusa i nie można powiedzieć, by to zdjęcie było dobrej jakości.
Naprawdę nie wiem, jak to się stało. Nawet nie zdajecie sobie sprawy, jak bardzo byłem zły, kiedy zobaczyłem ten kadr. No cóż, stało się. Nie mogę także powiedzieć, że przez to LG G6 robi złe zdjęcia i nie nadaje się do niczego. Nie ma takiej opcji. Każdemu z nas zdarza się, że mu coś nie wyjdzie. Może to jakaś chwilowa nie moc, może ja sobie coś źle ustawiłem. Było minęło. Kolejne kadry udowodniły, że jednak LG G6 daje radę. Czy to o świcie?
Czy to o zachodzie słońca?
Czy to w górach?
Czy nad morzem?
Nawet selfie szerokokątne daje radę
Jak widzicie, zdjęcia naprawdę dobrze się prezentują.
Czy zatem potrzebny nam jest jeszcze aparat?
Zapraszam do podsumowania…
wnętrze <..> podsumowanie
LG G6 Podsumowanie
Na początku tego testu zadałem pytanie, które stale mnie nurtuje
Czy potrzebny jest nam jeszcze aparat?
Na to pytanie nie ma jeszcze jednoznacznej odpowiedzi. Słowo jeszcze jest tutaj kluczem. Jak widzieliście na poprzedniej stronie, LG G6 robi naprawdę dobre zdjęcia. Wszystkie umieszczone we wpisie zdjęcia są bez żadnej obróbki, takie jak wyszły z aparatu. Czyli jak coś nie wyszło, nie ukryje się. Jak wjedziecie na część zdjęć z wyjazdów do Ustki, Mielna czy Kołobrzegu to tam jest parę kadrów, które dostały odrobinę korekcji, i to naprawdę odrobinę, bo tak naprawdę G6 radzi sobie bardzo dobrze i śmiem twierdzić, że jest to jeden z najlepszych smartfonów do fotografii, jakie miałem do tej pory w rękach. Za pomocą obiektywu szerokokątnego możemy zrobić naprawdę fajne ujęcia. To zdjęcie jest jednym z moich ulubionych
Jak i to
A tak wygląda wschód słońca po delikatnym retuszu
Naprawdę granica pomiędzy dobrym aparatem kompaktowym a smartfonem zatraciła się już kilka lat temu. Dziś Smartfony ma niemal każdy mieszkaniec naszego globu. Wiele relacji fotoreportaży i innych w mediach jest robionych coraz częściej za pomocą smartfonu.
Czy LG G6 można użyć do profesjonalnych zadań?
Oczywiście, że tak. Jeśli tylko potrzebujemy to aparat i zdjęcie możemy zrobić w porównywalnym czasie co średniej jakości lustrzanka. Może nie będzie to jakieś super jakości, ale do publikacji na FB czy w domowe archiwum będzie jak znalazł.
No więc jaki jest najlepszy aparat?
Jeśli zadamy to pytanie ludziom związanym z fotografią, profesjonalistom, dziennikarzom, fotoreporterom odpowiedzą chóralnie, że ten, który mamy ze sobą. I to jest prawda. Udowadnia to LG swoimi produktami, że jadąc na wakacje, nie potrzebujemy już kolejnego aparatu ze sobą, wystarczy nam smartfon, czy to LG G6, czy jego poprzednik.
Polecam Waszej uwadze LG G6
A  na koniec galeria fotek z LG G6 w sumie wykonałem tym telefonem ponad 1500 zdjęć, więc to, co jest w tym wpisie to tylko niewielka część całości.
  Polecam i zapraszam na kolejne wpisu testowe Stanisław | Okazje Podróżnika
LG G6 czy coś więcej nam potrzeba? Zapraszam do recenzji jednego z najlepszych obecnie smartfonów do robienia zdjęć. Czy potrzebny nam będzie jeszcze aparat?
0 notes
jestrudoblog · 7 years
Text
Moje różowe domowe biuro – PRZED I PO!
Czy da się funkcjonalnie urządzić domowe biuro? Nawet, gdy mowa o małym mieszkanku w bloku…? Ja już wiem, że się da! Mało tego, można to zrobić nie rezygnując, ani z funkcjonalności, ani z aspektów estetycznych. Zapraszam Was na kolejny wpis z cyklu #rudeM i moje „księżniczkowe” biuro ;)
  Tetris
Musicie wiedzieć, że całe urządzanie naszego mieszkania można porównać do cholernie trudnej rundy tetrisa! Gdy był czas na wybór sprzętów i mebli, mieliśmy tylko pomiar dokonany w czasie, gdy w naszym mieszkaniu wciąż przebywali poprzedni właściciele, a wraz z nimi… wszystkie ich rzeczy. Meble wybieraliśmy ze zdjęć katalogu, bo kolekcja dopiero miała wejść na rynek.
Wspieraliśmy się też sporą ilością zdjęć, ale i tak nie obyło się bez wpadek. O nich obiecuję opowiedzieć Wam w osobnym artykule, a dziś skupię się na wskazówkach, jak urządzić domowe biuro. Oprócz praktycznych porad, mam w planach dostarczyć Wam dużą dawkę inspiracji i pokazać, że SIĘ DA! Jak dowiecie się, ile metrów kwadratowych mamy do dyspozycji, padniecie.
    Urządzamy domowe biuro
Założenia
pomieszczenie ma mieć dwie funkcje: domowe biuro, jak i garderoba;
w pokoju chcieliśmy umieścić możliwie dużo szaf, aby zamknąć tutaj cały system do przechowywania;
garderoba, to jedynie robocza nazwa, gdyż w szafach z założenia ma zmieścić się także sprzęt fotograficzny (aparaty, lampy, tła, statywy, dyfuzory, kable, dyski twarde itd…), produkty do wszelakich DIY, walizkę, teczki z rzadko potrzebnymi dokumentami, akcesoria do zdjęć – meble muszą być więc pojemne;
stawiamy na funkcjonalność, nie zapominając, że będę tam spędzać kilka godzin każdego dnia, a otoczenie, w jakim przebywam jest dla mnie ważne;
o ile to możliwe, wszystkie zbędne przedmioty powinny zostać schowane z zasięgu wzroku, aby nie zagracać niewielkiej przestrzeni;
dodatki zostały ograniczone oraz przeniesione na ściany, aby nie zabierać… – kto zgadnie? – zgadza się, cennej przestrzeni;
  Projekt
Nie jestem szczególnie wprawiona w programy do projektowania. Właściwie, to był mój pierwszy raz z tego typu narzędziem, więc bądźcie dla mnie łaskawi. Stworzenie takiej grafiki miało charakter czysto podglądowy. Rozrywkowy trochę też, bo w gruncie rzeczy to niezła zabawa.
domowe biuro: projekt
  Kolorystyka
Oczywistym jest, że jasne kolory optycznie powiększają wnętrze, a ciemne, analogicznie, je pomniejszają. Tego drugiego zdecydowanie chcieliśmy uniknąć, dlatego też biel jest kolorem dominującym w tym pomieszczeniu. Wiem, że nie każdy jest fanem, ba! wielu osobom ten kolor kojarzy się ze szpitalem czy chorobami. Pamiętajcie, że nie musicie wybierać bieli, jednak warto mieć na uwadze pierwsze zdanie w tym akapicie – im jaśniej, tym więcej przestrzeni. Wizualnie oczywiście.
W bieli są meble i ściany, za wyjątkiem jednej, różowej :) Do tego czerń w dodatkach, by wnętrzu nadać charakteru. Mam też kilka drobnych elementów z różowego złota, które wniosły do pomieszczenia nutę glamour i kobiecości. Na takiej mieszance mi zależało.
  Domowe biuro – zdjęcia przed i po
U poprzednich właścicieli pokój ten był przestrzenią starszej pani. Tu oglądała telewizję i spała. W dużej szafie trzymała swoje rzeczy. Jak widzicie, dominują odcienie brązu, beżu – kolory, których naprawdę nie lubię i źle czuję się w takiej przestrzeni.
Nie brakuje też domieszki różnokolorowych ozdóbek, które jeszcze bardziej wizualnie zabierają przestrzeń. W ten sam sposób „zadziałały” zasłony i gęste firany.
Nie przesuwaliśmy ścian, zdecydowaliśmy się jedynie na przeniesienie drzwi na ścianę, na której widzicie telewizor i ramki.
  MEBLE
Sporą część przestrzeni wypełniły meble. To nasz główny system do przechowywania wszystkiego, co mamy w mieszkaniu. Oprócz wbudowanej szafy w przedpokoju i przestrzeni pod łóżkiem w moim rudym M nie ma już żadnych dodatkowych komód i szaf, które mieszczą nasze rzeczy. Od początku wiedzieliśmy, że domowe biuro będzie pełniło 2 funkcje i nasza w tym głowa, by było estetycznie i praktycznie. Cieszymy się, że marka VOX wspiera nas także na etapie urządzania wnętrz i zapewniła wyposażenie do tego pomieszczenia.
Zarówno szafy, jak i biurko to nowa seria marki VOX: SIMPLE. Gdy przyjrzycie się kształtom, od razu zrozumiecie, skąd nazwa. Ten brak udziwnień, zdobień i innych bajerów jest bardzo w moim stylu. Takie meble są też fajnym tłem dla dodatków, a to z nimi lubię „zaszaleć”.
Marka bardzo sprytnie podeszła do nowej kolekcji: samodzielnie wybierasz kolor korpusu, kolor frontów, uchwyty i nóżki. Dzięki temu zyskujemy znacznie większą swobodę wyboru, a same meble mogą pasować do naprawdę różnych przestrzeni.
W biurze (garderobie!) umieściliśmy dwie pojedyncze szafy, jedną podwójną i jedną narożną. Jestem fanką tej ostatniej, bo w środku zmieściły się moje tła, lampy na statywach (nareszcie nie muszę tego ciągle rozkładać-składać-rozkładać-oszaleć) i masa innych rzeczy. W tym momencie należą się wielkie brawa dla Pana Męża – wszystko wyliczył co do centymetra, a wierzcie mi, nie było to do końca możliwe. Talent!
Szafy mają standardową wysokość 185,5 cm, jednak dołożyliśmy jeszcze nadstawki 45 cm, dzięki czemu uzyskaliśmy jeszcze więcej miejsca do przechowywania, a mniej do zbierania kurzu ;)
Minus za brak możliwości personalizacji wnętrza. Nie mówię o jakiś super-hiper nowościach, jednak brakuje mi kilku szuflad, bo żadna z moich szaf ich nie ma. Wiecie, takich na bieliznę, cienkie t-shirty. W tej kwestii będę musiała coś pokombinować.
Wybrałam biurko o szerokości 110 cm i 55 cm głębokości – dla mnie to w pełni wystarczające. Dopasowane krzesło obrotowe Blanck. Najpierw kusiło mnie takie bez podłokietników, bo wygląda zgrabniej, ale hej! mój kręgosłup jest dla mnie najważniejszy. Dlatego zupełnie nie zrozumiem tego niezdrowego trendu na te wszystkie fancy, designerskie krzesła do pracy – z siatki, wygięte, metalowe, o zgrozo! Przecież na takim się długo nie da wysiedzieć, a co dopiero efektywnie pracować.
Jeśli wybieracie właśnie krzesło dla swoich dzieci (w końcu wrzesień już tuż tuż), zwróćcie uwagę, by było dobrze dopasowane. To ten typ mebelka, który przede wszystkim ma nam służyć, a dopiero w drugiej kolejności dobrze wyglądać.
Fotel to model Loft (obicie Sofia 08). To jeden z fajnych pomysłów, jakie miała Kasia, która wsparła nas w dekorowaniu naszego mieszkania. Dzięki temu całe wnętrze stało się przytulniejsze, a ja zyskałam kącik do czytania, notowania – u mnie wciąż rządzi forma analogowa – i gapienia się w okno. Bardzo kojące zajęcie. Planuję tutaj też nagrywać przyszłe wideo na YouTube. Widzicie, jeden mebel, a tyle funkcji.
  ŚCIANY
Marka Śnieżka jest partnerem moich kreatywnych działań na blogu od dawna, dlatego bardzo się cieszę, że dostrzegła potencjał i w tym projekcie. Magnat niedawno wprowadził nowość na rynek: farby z serii Sypialnia i Pokój Dziecka, które pochłaniają szkodliwy formaldehyd z powietrza. My się nie lubimy ograniczać, więc użyliśmy jej także do biura, a co!
Na ścianach i suficie mamy Szlachetną Biel A1. Ten cudowny odcień różu to Różowy Diament A32. To ciepły odcień, ale nie wpada minimalnie w pomarańcz, tak, jak odcień A38.
Nazwa odcienia zobowiązuje, więc do ściany przylepiłam nalepki w kształcie diamentów ze sklepu ZlotePlakaty.pl. Muszę przyznać, że znów poczułam się trochę jak nastolatka, która urządza swój pokoik :) Dla równowagi pozostała część mieszkania jest już znacznie bardziej stonowana, ale o tym przekonacie się w kolejnej odsłonie cyklu.
  ROLETY I OŚWIETLENIE
Bardzo cenię sobie światło, jakie wpada do mieszkania, jednak ze względu na ustawienie biurka i komputera, porządne rolety to klucz do pracy bez zmęczonych oczu. Zdecydowaliśmy się na biel (a to niespodzianka, wiem!), aby nie wprowadzać do pomieszczenia już żadnego dodatkowego koloru czy odcienia.
Rolety są podgumowane, a więc zaciemniające, a także posiadają specjalną warstwę, której zadaniem jest odbijanie ciepła. Dzięki niej pokój mniej się nagrzewa, a w godzinach dopołudniowych (okna wychodzą na wschód) jest to dość dokuczliwe. W salonie rolety nie zostały jeszcze zamontowane i dzięki temu wiem już, że ta odbijająca warstwa rzeczywiście działa – w biurze jest zwyczajnie chłodniej.
Lampy wiszące to marka Britop Lighting, model Ginos w kolorze białym. Bardzo podoba mi się taki minimalistyczny look. W mieszkaniu sufity są dość nisko, więc nie chciałam dodatkowo przyciągać do nich uwagi, a jednak zależało mi na dobrym oświetleniu głównym. Ginos dobrze sobie radzi w obu rolach ;)
Lampa stojąca to model Bevel z VOXa. Ma regulowaną wysokość, odchylenie ramienia jak i samej głowicy, co pozwoliło nam ją umieścić w wymarzonym miejscu i wygodnie korzystać. Jesienią nie ruszę się z tego fotela, wiem to już dziś! Lampka na biurku to model Biso.
  PODŁOGA
Za każdym razem, gdy pokazywałam podłogę na Instagramie, do szufladki sypały się pytania. Nie dziwię się – jest naprawdę piękna. To, że podłoga ma być w odcieniach szarości, wiedzieliśmy od początku. Pan Mąż jednak obawiał się, że przy dużej ilości bieli (meble, ściany), uzyskamy efekt zbyt sterylnej, monochromatycznej przestrzeni, czego nie lubi.
Ostatecznie nasz wybór padł na kolor Dąb Leśny Jasnoszary MJ3547 – podłoga jest szara, ale jest to delikatnie ciepły odcień. Wybraliśmy laminat, który jest odporny na zarysowania, zachlapania, a także marka Quick-Step ma szeroki wybór akcesoriów idealnie dopasowanych kolorystycznie. Co istotne, jeśli jesteś Zosią-Samosią, ucieszy Cię fakt, że podłoga ma bardzo fajny system Uniclick. To takie specjalne zatrzaski, dzięki którym proces kładzenia paneli jest łatwy, a także pozwala na ponowny montaż ułożonej już podłogi.
Tak wygląda zmęczony człowiek noszeniem… podkładów pod panele. Musiałabym jeszcze trochę urosnąć wzdłuż i wszerz, by móc unieść paczkę desek. Ale nie planujemy kolejnych remontów, więc może zostanę przy moim 46 kg. A wracając do podkładów – wybraliśmy Silent Walk. Dzięki temu mogę balować na obcasach po naszej podłodze i nie budzić nienawiści u sąsiadów piętro niżej. No dobra, na obcasach chodzę rzadko, ale za to trening kardio przed 7 rano zdarza mi się coraz częściej :)
  DEKORACJE
Wisienka na torcie każdego pokoju. Wspomniałam już na początku, że poszaleć nie było jak, więc musiałam dodatki dobrać „z głową”.
Plakaty, które zawisły na ścianie to po raz kolejny sklep Złote Plakaty. Od kiedy typografia na maksa opanowała każde wnętrze, raczej jej unikam, ale ten tekst Too glam to give a damn skradł moje serducho i stał się z automatu ulubionym. Różowe złoto fajnie tu pasuje i dodaje pokojowi nutkę stylu glamour.
Mini komódka przeżywa swoje kolejne wcielenie. Pokazywałam na Insta Stories jej przed/po. Odświeżyłam kolor, dorzuciłam róż (to ta sama farba, co na ścianie) i graficzne nalepki. W środku przechowuję biżuterię. O, od razu polecę Wam patent na kolczyki wkrętki. Stosuję od lat i nie zamienię na nic innego. Psiaków w Polsce raczej nie dostaniecie. Ja swoje zakupiłam w Anglii, kilka lat temu w sklepie B&M.
W tygodniu na biurku standardowo mam notatnik, aparat, szkicownik. W piątek chowam je w moje pojemne biurko, by nie przywoływały na myśl pracy. Czasem oglądam sobie seriale przy komputerze i ostatnia rzecz jakiej pragnę, to przypomnieć sobie długaśną listę rzeczy do zrobienia na następny tydzień. Ponadto to taki mój mini rytuał: sprzątam nie tylko biurko, ale i pulpit, foldery, by ze spokojem wkroczyć w odpoczynek.
Bardzo lubię mój szeroki parapet. Cieszę się, że jednak zdecydowaliśmy się go zachować, choć zajmuje cenne centymetry. Serio! Przy naszym metrażu, każde 5 cm jest na wagę złota, bo może zdecydować o „być albo nie być” konkretnego mebla. Wracając do parapetu – po pierwsze czasem się na niego wdrapuję i gapię za okno. Po drugie drukarka ma swoje miejsce, bez uszczerbku dla powierzchni biurka. Właściwie nie tylko drukarka. Bardzo nie lubię parapetów, które mają max 10 cm głębokości. Toż to nawet kwiatka nie postawisz.
  Jak urządzić domowe biuro
Tak oto prezentuje się moje domowe biuro w połączeniu z garderobą. Pokój miał być na maksa użyteczny, ale jednocześnie piękny. Jeśli zdecydujecie się na urządzenie na niewielkiej przestrzeni 2 stref, pamiętajcie o kilku prostych zasadach:
im mniej rzeczy widocznych na wierzchu, tym łatwiej i szybciej się sprząta, a pomieszczenie wydaje się bardziej stylowe;
wybierając kolory do pomieszczenia, staraj się zadbać, by były one harmonijne, nie przesadź też z ich liczbą, skup się na 3, maksymalnie 4; wiem, że to może być trudne, zwłaszcza, jeśli nie jest to Twój typ umiejętności, dlatego od razu podrzucam narzędzie: colourlovers za pomocą którego dobierzesz paletę kolorystyczną; Pinterest też się super sprawdzi!
jeśli będziesz musiał z czegoś zrezygnować, zrób konkretną listę funkcji, zaznacz te dla Ciebie najważniejsze; niestety, ale urządzanie mieszkania to sztuka kompromisów;
strefy możesz oddzielić od siebie np. kolorami, jednak w przypadku małych przestrzeni, zabieg ten może przytłoczyć wnętrze; wtedy zrób coś odwrotnego i zadbaj, aby całość była bardzo spójna: stylistycznie, kolorystycznie;
nie zapomnij o dodatkach, które nadają charakteru; czasem wystarczy postawić kwiatek w doniczce, by wpuścić do pokoju trochę świeżości; jeśli masz przedmioty, które nie pasują kolorem, przemyśl ich przemalowanie;
  Starałam się przemycić tutaj trochę rozwiązań i za każdym razem uzasadnić nasze decyzje. Małe mieszkanie to dopiero wyzwanie! Jeśli macie jakieś pytanie, wiecie co robić. Ja od razu mówię, że pojawi się też artykuł, w którym zbiorę porady i triki na sprytne rozwiązania dla małych pomieszczeń.
Czuję się tutaj rewelacyjnie. I cieszę się, że mogę pokazać na własnym przykładzie, że domowe biuro nie wymaga 30 m² wolnej przestrzeni, bo moje ma jedynie…  a no właśnie! Jak myślicie, ile pokój rudej księżniczki ma powierzchni? ^^ Konkretne wymiary podam Wam w komentarzu.
  Mocno liczę, że to, co dziś zobaczyliście, będzie dla Was inspiracją. Co myślicie o efekcie?
Post Moje różowe domowe biuro – PRZED I PO! pojawił się poraz pierwszy w Jest Rudo | blog fotograficzny.
from Moje różowe domowe biuro – PRZED I PO!
0 notes
nikonografia · 7 years
Text
Klątwa niskiego ISO
Tumblr media
Istnieje pogląd chętnie powielany przez wielu fotografujących mówiący że, zawsze należy fotografować z jak najniższym ISO. Bo tylko niskie ISO, gwarantuje dobre jakościowo zdjęcie. I zawsze należy dążyć, do jego jak najniższego poziomu.
Pogląd o niskim ISO pochodzi z czasów, gdy aparaty nie radziły sobie z wyższymi czułościami. ISO poziomu 400-800 powodowało degradację fotografii. Zdjęcia wyglądały koszmarnie. I trzeba było uważnie pilnować tego parametru. Dziś, to tylko zabawne wspomnienie posiadaczy nowszych aparatów. Obecne aparaty potrafią robić tak dobrej jakości zdjęcia, że wartości ISO 6400 nie robią na zdjęciu większego wrażenia. A to pozwala na bardzo dużą swobodę fotografowania. Nie jestem zwolennikiem teorii niskiego ISO za wszelką cenę. Jest to parametr, który podlega takim samym regulacją jak przysłona i migawka. Z moich fotograficznych doświadczeń mogę opowiedzieć, o kilku właściwościach stosowania niskiego i wysokiego ISO. Wystarczy zrozumieć jak zachowuje się zdjęcie w poszczególnych wariantach. By móc świadomie decydować o tym, jak prezentować będą się nasze fotografie.           Niskie ISO czasem utrudnia pracę Na początku przygody z fotografowaniem starałem się by, wszystkie moje zdjęcia miały niskie ISO. Niestety takie kurczowe trzymanie się tej zasady, przynosi więcej trudności niż pożytku. Uzyskanie nieporuszonego zdjęcia w słabym świetle zastanym, jest prawie niemożliwe. Można użyć statywu, ale poruszające się obiekty i tak będą rozmyte. Bo czas migawki będzie długi. Użycie lampy, powoduje kompletną zmianę atmosfery zdjęcia. Często jedynym sposobem by zrobić dobrze naświetlone zdjęcie, gdy zależy mi na naturalnych warunkach. Jest zwiększenie ISO. Często korzystam z funkcji ograniczenia automatycznego ISO. Ustawiam najwyższy odpowiadający mi poziom. I nie zastanawiam się, z jaką wartością ISO będzie zdjęcie. Wiem że mój D3100 nie przekroczy ustalonego poziomu. I nie będzie drastycznie i niepotrzebnie wartości ISO podnosił. Bardzo często ten parametr dobierany jest po prostu optymalnie. O wadach i zaletach korzystania z auto ISO, opowiem innym razem.      Do czego używam wysokiego ISO Wyższych wartości ISO używam najczęściej do fotografii czarno-białej. Zdjęcia w tedy zawierają przypominający z fotografii analogowej, efekt ziarna. Który jest interesującym i wzbogacającym wyraz artystyczny efektem. Popatrz na to zdjęcie siedzącego na przewodach ptaka. Myślę że dzięki wysokiemu poziomowi szumów, zdjęcie zyskało ciekawy artystyczny charakter.
Tumblr media
Wyższe wartości ISO stosuję też w fotografii natury, jak na tym zdjęciu lasu. Tutaj zależało mi na uzyskaniu efektu chropowatości. Dotykając drzew, czujemy ich szorstką korę. Chciałem przenieść to zmysłowe doznanie dotyku na obraz.
Tumblr media
     Kiedy stosuję niskie wartości ISO Krystalicznie czyste i przejrzyste zdjęcia, zapewnia najniższy poziom ISO. Taki efekt stosuję w fotografii krajobrazowej, gdzie np. niebo ma decydujący wpływ na atmosferę zdjęcia. Jak na zdjęciu jeziora niżej. Lub gdy zależy mi na pokazaniu delikatności. Jak w przypadku sfotografowanych przeze mnie kwiatów.
Tumblr media Tumblr media
     Nie wierz w klątwę niskiego ISO To nie poziom ISO decyduje o jakości zdjęcia, tylko umiejętność jego wkomponowania w fotografię. Czasem dobrze użyć niskich wartości. Ale nic nie stoi na przeszkodzie by w przemyślany sposób, stosować wysokie wartości. Wszystko zależy od tego, jaki efekt chcesz uzyskać. I parametr ISO, jest jednym z elementów biorących udział w uzyskaniu tego efektu. *Jeżeli spodobał się tobie mój felieton. Daj mi znać w komentarzu, jakie są twoje doświadczenia z tym tematem.
0 notes
jestrudoblog · 7 years
Text
Canva – jak zrobić grafikę
Cześć Rudziki drogie! Dziś znowu troszkę Was pomęczę i pokażę, jak zrobić grafikę w Canvie. To nie jest wpis do czytania, a wpis do przeanalizowania i działania ;)  Oooo tak, nauczycie się, że własna grafika na stronę, facebooka czy bloga to nie kosmos, a łatwizna.
Wystarczy odpowiednie narzędzie (o, Canva!) i odpowiedni artykuł (o, ten mój!). Jeśli spotykasz się z tym programem po raz pierwszy, łap mój poradnik o podstawowych funkcjach Canvy, a potem wróć tutaj.
Każdy z nas jest wzrokowcem, dlatego estetyczne grafiki czy zdjęcia mimowolnie nas przyciągają. I dobrze, bo co by to był za świat bez pięknych obrazów. Strony internetowe rządzą się tymi samymi prawami. Zdjęcie/grafika ilustrujące post to już standard i absolutny obowiązek każdego blogera, który chce powiększać grono swoich czytelników.
Dobra wiadomość jest taka, że wcale nie trzeba mieć super drogiego programu i 3 lat stażu w agencji kreatywnej. Chodźcie!
Okej, nasza własna grafika czas >> start!
  Jak zrobić grafikę w Canvie
Jeszcze jedno mało sprostowanie, nim dobijemy do brzegu :D
Canva to program, który pomoże Ci stworzyć grafikę np. na Twoje kanały social media. Nie mówimy tu o grafice wektorowej/rastrowej, to nie jest program, który od podstaw pozwala stworzyć elementy graficzne. Nie licz więc na zrobienie super-logo (choć nie jest to niemożliwe). Canva służy raczej do tego, by te gotowe już elementy graficzne pomóc Ci połączyć z angażującym tekstem, fajnym tłem, czy nanieść na ulubione zdjęcie.
  Layout grafiki
Zakładam, że wybraliście już rozmiar i typ dokumentu, nad którym będziecie pracować. Przynajmniej tak zalecałam w pierwszym wpisie z serii (pkt. 4), więc się nie powtarzam i pokazuję wszystko dalej.
Na pasku po lewej mamy kilka opcji do wyboru;
a) Układy  to opcja na sam początek. Coś w sam raz dla osób, które jeszcze boją się samodzielnie rozdysponować elementy. Układ zapewnia nam już gotowe tło, rozmieszczenie tekstu i ewentualnie graficzne elementy. Oczywiście każdy z nich możemy w dowolny sposób później edytować, ale jeśli wśród szablonów znajdujecie coś bliskiego ideałowi – warto po to sięgnąć i zaoszczędzić kilka minut.
  b) Elementy  to właśnie gotowe elementy graficzne: rameczki, graficzne kształty, fajowe misie i inne aparaty. Wybór jest przeogromny!
  c) Tekst to oczywiście piękne fonty. Uwaga, nie wszystkie obsługują polskie znaki, a niektóre z tych, które je mają i tak stwarzają problemy (nastolatki czy coś?!), ale do rozwiązania przejdę niżej.
  d) Tło czy naprawdę muszę komentować ten punkt? Tła są edytowalne, a więc nie sugerujcie się kolorem, tylko fakturą i wzorem.
  e) Przesłane pliki nawet darmowa wersja daje nam możliwość przesłania kilku swoich obrazów. To może być np. logo!
  To by było tyle w temacie narzędzi. Na początku warto poświęcić chwilę, by przejrzeć te darmowe, ale po pewnym czasie już mniej więcej czaisz czego i gdzie szukać.
Samodzielnie zdecyduj, czy będziesz pracować na Układach, czy dobierzesz wszystkie elementy po kolei. Gotowe? To czytaj dalej, robimy właśnie Twoją pierwszą super piękną grafikę z… tekstem!
  Jak zrobić grafikę z napisem
Grafika czy zdjęcie z odpowiednim napisem jest mega angażujące! Nie dla Ciebie, Ty to zrobisz w 2 minuty, ale Twoi odbiorcy wobec tekstu w takiej postaci nie przejdą obojętnie. Najlepiej sprawdzają się krótkie, proste sentencje, frazy czy myśli.
  1. Jak zrobić grafikę? Najprościej – wybierz jeden z układów.
  2. Kliknij w wybrany element, by u góry zobaczyć menu edycji. Po zaznaczeniu tła mamy wpływ na jego kolory. Możemy także obrócić, lub przeciągnąć, łapiąc za te czarne punkty widoczne wokół tła:
Ostatecznie, z bólem serca, decyduję się na bardziej stonowaną kolorystycznie wersję :D Zmieniłam także poziom krycia tła, aby nie odciągał zbyt dużo uwagi od tekstu:
Dokładnie w ten sam sposób możesz edytować tekst, ramki, czy pozostałe elementy. Kliknij myszką w wybrany element i korzystaj do woli z górnego menu edycji!
Wersja po lewej to tak zwane „przed”. Przed sprawdzeniem listy fontów z polskimi znakami :) Wiele z Was pisało mi pod poprzednim artykułem o Canvie, że to jeden z większych problemów – program nie obsługuje pol. znaków. Otóż moje drogie Rudziki – obsługuje, tylko nie wszystkie fonty mają te polskie znaki, hm.. „wbudowane”.
Nim zaczniesz narzekać, łap listę fontów z polskimi znakami i z nich korzystaj. Dałam Ci dobry przykład w grafice po prawej stronie ;)
  Na koniec możesz nadać swojej pracy dowolny tytuł (jako maniaczka organizacji i porządku nie umiem inaczej :D), lub zapisać ją na dysku komputera, klikając w przycisk POBIERZ.
  Jak dodać tekst na zdjęcie
Dokładnie w ten sam sposób możesz nałożyć tekst na zdjęcie. Identycznie! Wystarczy wgrać własną fotografię, lub wybrać coś z galerii (patrz menu z narzędziami po lewej stronie >> Tło) i dodać poszczególne elementy – ramkę, tekst.
  Znacie już poszczególne narzędzia i umiecie stworzyć prostą grafikę z tekstem. Super! To naprawdę dużo! Z okazji nadchodzących świąt Wielkanocnych mam dla Was mały bonus – stworzymy wspólnie kartkę świąteczną.
  Jak zrobić kartkę świąteczną
Po raz kolejny posłużę się znanym Wam już schematem. Na pierwszy ogień poszło tło.
Następnie wpisałam w wyszukiwarkę hasło „easter” by mieć łatwy przegląd wszystkiego, co tematycznie powiązane ze świętami. Zdecydowałam się na wersję minimalistyczną – 3 jajka.
…jeszcze odpowiednie życzenia:
… i ramka, by dopełnić całość:
  Tak prezentuje się gotowa karta. Mało tego – możesz sobie spokojnie ją pobrać (kliknij prawym klawiszem myszy w obrazek i wybierz Zapisz grafikę jako…), a wręcz powinieneś ją pobrać i rozesłać do swoich znajomych i rodziny. Ej, w końcu święta idą, nie bądź niegrzecznym Rudzikiem!
  No dobra, trochę mnie poniosło i mam dla Ciebie też drugą taką kartkę. Teraz już nie masz wyboru – siadaj przed kompa i ślij życzenia do ważnych dla Ciebie osób. Telefon i rozmowa też pewnie nie zaszkodzi :) Ściskam!
  Rudziku! Wiesz już, jak zrobić grafikę. Podziel się ze mną swoją pracą stworzoną w Canvie. To nie musi być nic tematycznego, po prostu udowodnijmy razem niedowiarkom, że jak się chce – to wszystko można!
Post Canva – jak zrobić grafikę pojawił się poraz pierwszy w Jest Rudo | blog fotograficzny.
from Canva – jak zrobić grafikę
0 notes
jestrudoblog · 7 years
Text
Przysłona i głębia ostrości – podstawy fotografii raz jeszcze
Parametry ekspozycji wałkowałam na blogu nie raz, a jednak przysłona i głębia ostrości nie cieszą się u Was popularnością. Rozumiem, że nie są to łatwe zagadnienia – z rozpaczą stwierdzam, że sporo w nich fizyki. Ale nie poddam się i będę gadać o przysłonie po raz enty, jeśli to pomoże Wam robić lepsze zdjęcia.
Jeśli dopiero zaczynasz romans z fotografią, zacznij od wpisu jak robić dobre zdjęcia. Są to takie podstawy podstaw, gdzie wyjaśniam działanie i wzajemne oddziaływanie parametrów ekspozycji.
Kolejnym krokiem może być zakup mojej lekcji o parametrach ekspozycji i/lub tej o nadawaniu zdjęciu głębi. To zestaw teorii, praktycznych wskazówek i ćwiczeń. Kosztują po 16 zł, a ponoć wyjaśniają wszystko najlepiej pod słońcem :) I to nie są moje słowa ;)
  Manualne ustawienia
Wiem, że wielu z Was ma obawy przed trybem manualnym. Jeśli pojęcia czas naświetlania, czy ISO są Wam obce, to boicie się całkiem słusznie. Jednak po zapoznaniu się z podstawową wiedzą, trzeba ten aparat złapać w ręce i przejść do części praktycznej, inaczej nic się samo nie „naumie”.
Bardzo często dostaję maile, które opisują ten sam problem – brak ostrości w jakimś konkretnym obszarze zdjęcia. Np. ostre jest tylko jedno oko, albo w kilkuosobowej grupie w polu ostrości znajduje się tylko część z nich. Te problemy to nic innego, jak nieznajomość działania przysłony i pojęcia głębi ostrości.
  Przysłona
Najprostszymi słowami jest to fizyczny otwór w obiektywie. Wartość przysłony, a więc wielkość tego otworu możemy regulować. By mieć wpływ na wartość przysłony, pracuj w trybie A (Av) – priorytet przysłony, lub w trybie manualnym M, gdzie masz wpływ na wszystkie 3 parametry ekspozycji. Niewprawionym polecam A, osobiście sama najchętniej korzystam w z tego trybu.
  Mała głębia ostrości
Zjawisko małej głębi ostrości jest wtedy, gdy tylko niewielki fragment zdjęcia jest w polu ostrości.
Mała wartość przysłony (np. f/2.8) = mały fragment zdjęcia w polu ostrości = duży otwór w obiektywie = dużo światła pada na matrycę aparatu
  Duża głębia ostrości
O dużej głębi ostrości mówimy, gdy obiekty znajdujące się w różnej odległości od aparatu są w polu ostrości.
Duża wartość przysłony (np. f/13) = duży fragment zdjęcia w polu ostrości = mały otwór w obiektywie = niewiele światła pada na matrycę aparatu
Ha! Żeby nie było tak prosto, na głębię ostrości ma wpływ także kilka innych czynników.
  Głębia ostrości a ogniskowa obiektywu
Używając obiektywu o długiej ogniskowej (np. 200 mm), uzyskasz mniejszą głębię ostrości (bardziej rozmyte tło), niż fotografując obiektywem o krótkiej ogniskowej (np. 35 mm).
Innymi słowy, jeśli zależy Ci na mocno rozmytym tle, stosuj możliwie najdłuższe ogniskowe.
  Głębia ostrości a odległości aparatu od fotografowanego obiektu
Prosta sprawa, choć kolejna rzecz, o której warto pamiętać ;)
Im dalej znajduje się aparat od fotografowanego obiektu, tym mniej rozmyte będzie tło. Jeśli więc zależy Ci na miękkim, nierzucającym się w oczy tle, stań bliżej obiektu/modela.
  Głębia ostrości a rozmiar matrycy
Mamy dwa aparaty: A – pełną klatkę, i aparat B – tak zwany „crop”, czyli aparat o mniejszej matrycy. Ustawiamy w nich dokładnie te same wartości parametrów ekspozycji, robimy niemal identyczne zdjęcia.
Zdjęcie wykonane aparatem A będzie miało mniejszą głębię ostrości, niż to, wykonane aparatem B. Im mniejsza matryca, tym większa głębia ostrości. To dlatego telefonem tak ciężko czasem uzyskać ładnie rozmyte tło.
No, mam nadzieję, że ten artykuł rzucił nowe światło na temat przysłony i głębi ostrości. Jeśli masz jakieś wątpliwości mój cudny Rudziku, pytaj śmiało w komentarzu. To także dobry moment, by zasugerować mi inne foto tematy, które wciąż są dla Ciebie niejasne. Nim jednak to zrobisz, zerknij do bazy wiedzy, by upewnić się, że już gdzieś o tym nie pisałam.
Buziak!
Post Przysłona i głębia ostrości – podstawy fotografii raz jeszcze pojawił się poraz pierwszy w Jest Rudo | blog fotograficzny.
from Przysłona i głębia ostrości – podstawy fotografii raz jeszcze
0 notes