Tumgik
#AWANTURA RODZINNA
zyciestolicy · 2 years
Text
Podczas rodzinnej awantury ojciec chwycił za nóż i zamordował syna
Podczas rodzinnej awantury ojciec chwycił za nóż i zamordował syna
Zarzut zabójstwa usłyszał 59-latek, który podejrzewany jest o zadanie śmiertelnego ciosu nożem 36-letniemu synowi. Poszkodowany w wyniku odniesionych obrażeń ciała zmarł. Sąd zastosował wobec podejrzanego środek zapobiegawczy w postaci tymczasowego aresztowania. Za popełnione przestępstwo może mu grozić kara nawet dożywotniego pozbawienia wolności. Wszystko wydarzyło się wieczorem w ubiegłą…
Tumblr media
View On WordPress
0 notes
mothylarka · 1 year
Text
Mam wigilię rodzinna w te sobotę, dziś pracuje ostatni dzień w tym tygodniu. Gdybym miała ująć w słowa mój obecny nastrój, to chodzi mi po głowie epitet, którego używała H. Przy naszej pierwszej sesji egzaminacyjnej - SRAKA PRAPTAKA. Jutro muszę spakować się (czyli prezenty) wieczorem będę u rodziców a potem już tylko 60h wysiadywania na bombie zegarowej pt "o co będzie awantura" i "kiedy następna". Pod koniec wpychanie mi torby, bo w walizce costam costam się nie mieści, a mój brat nie chce wziąć i mój stary wyzywający wszystkich kierowców w drodze na dworzec. Niby mam to dwa razy w roku, ale i tak mam taką bojaźń i drżenie, że nie wiem, nie wiem jak to przeżyje, gotujcie się na aktualizacje co 4h.
9 notes · View notes
kosciotrupisaslur · 2 months
Text
Rozdział 12: Narada rodzinna
Nawet w korzystnych okolicznościach, spotkanie z wszystkimi Kajakami naraz było doświadczeniem intensywnym, a w kuchni na ulicy Na Stoku oprócz mojej rodziny zebrało się pół magicznego Nieznania. Na korzyść Renarda niewątpliwie należało zaliczyć fakt, że przez pierwszą godzinę udało mu się nie powiedzieć nic głupiego. Kiedy jednak wróciłam z pokoju przebrana w pluszowe kapcie i szlafrok, bo moja sukienka po spotkaniu ze szkieletową armią nie nadawała się do niczego, było jasne, że nic nie mogło trwać wiecznie. 
– Czy nie można pozbyć się szkieletów za pomocą magii? 
Oj.
Usiadłam koło Renarda: trochę, żeby go ochronić przed szaleństwem, które właśnie rozpętał – a trochę z ciekawości. 
W ciszy, która przez ułamek sekundy zapadła w kuchni, skrzypnięcie mojego krzesła zabrzmiało jak wystrzał. Kłótnia ruszyła jak folbluty po Służewcu, tratując po drodze dobre maniery i społeczne konwenanse. Renard patrzył ze zgrozą na przekrzykujących się magików. 
Nie mógł tego wiedzieć, ale szalejąca wokół nas awantura była stosunkowo łagodna; przynajmniej w porównaniu ze sporem o filmik, w którym Zofia recenzując Necronomicon nazwała księgę „prawdziwą gratką dla nastoletnich miłośników książek o chłopcu–czarodzieju” czym sprawiła, że pół miasta musiało przechodzić egzorcyzmy. Spór o zastosowanie magii do rozwiązywania problemów Nieznania był tak stary i najeżony pułapkami jak samo miasto. 
– Do kroćset! Rozwiązywanie problemów magią jest jak suszenie prania koktajlem Mołotowa! – Grzmiał siedzący u szczytu stołu brodacz, znany mi jako Wuj Piotr – Pomysłem kurwa idiotycznym! 
Słysząc to Renard wyraźnie się wzdrygnął i spojrzał niepewnie w moim kierunku. Oho. Czyżby Jabłońscy nie przeklinali? 
– Świetnie, Wel, znakomicie – syknęła siedząca po turecku na kuchennym blacie ruda czarownica, Ciotka Ada. – Powstrzymamy się od stosowania magii, czekając aż jaśnie pan rozpędzi armię szkieletów na cztery strony świata za pomocą, niech sprawdzę moje notatki, niesprzyjającej pogody. 
Brodacz odchrząknął gromko i niesprzyjająco. Powietrze w kuchni powilgotniało, jakby zanosiło się na deszcz. 
– Ani mi się waż, Weles. – Mama zmarszczyła w jego kierunku brwi. W mgnieniu oka kuchnia rozpogodziła się. – No. 
– Wałęsający się po mieście denaci to tragedia dla biznesu – wtrącił niski łysy facecik w okularach siedzący po prawicy pani Kurki – Ja i mój brat możemy pomóc. 
Siedzący wokół stołu poruszyli się niespokojnie. Irena, dotychczas chichocząca w kącie, znienacka zaproponowała, że zrobi herbatę; dołączyły do niej moje pozostałe siostry i kilkoro kuzynostwa. Renard pochylił się w moim kierunku ze zdumioną miną. 
– To pan Kurka – wyjaśniłam szeptem, – Pracuje w biznesie funeralnym. 
– Mąż pani Kurki jest grabarzem? 
– Coś ty! – Spojrzałam na niego, aby upewnić się czy żartuje. Nie żartował. –  Asasynem. 
Renard zakrztusił się ziołową herbatką od Ireny. 
Tymczasem niezręczną chwilę przy stole przerwała moja mama, zwracając się bezpośrednio do pana Kurki.
– Z całym szacunkiem, Kurka, ale w obecnych okolicznościach więcej trupów to ostatnie czego nam trzeba. 
– Jak sobie życzysz – odparł z urazą. – Nie mam zwyczaju się wpraszać tam, gdzie nie jestem mile widziany. 
– ABSOLUTNIE nie zaczynamy tej dyskusji – warknęła do mojego ojca mama, ucinając wpół słowa to, co zapewne zamierzał powiedzieć. 
– Ojciec nigdy mu do końca nie wybaczył przyjęcia zlecenia na naszą papugę – wyjaśniłam Renardowi beztrosko, wskazując palcem na pana Kurkę. 
– Arakadabra zasługiwał na lepszy los! – Wymamrotał ojciec, krzyżując ręce na piersi. 
– Cóż robić, taki zawód. Jeżeli mogę polecić, usługi mojego brata…  – powiedział pan Kurka bez cienia skruchy. Pani Kurka musiała go kopnąć pod stołem, bowiem przerwał zdanie, przemyślał coś i dodał: – Przyjmij proszę moje najszczersze kondolencje.  
– Nie dziękuję. – Mruknął ojciec, wciąż nadąsany. 
Oczy Renarda latały po pokoju niczym wzrok fana ping–ponga na turnieju rangi światowej. Od mojego ojca kłócącego się o papugę z zabójcą na zlecenie do grzmiącej na słowiańskiego boga matki, od Ireny donoszącej dyskutantom herbatkę do kąta, w którym kuzynka Eliza z miną wyrażająca ciężkiego focha szkicowała na serwetce cwałującego konia. Koń był nieco koślawy. Prędzej zdecydowałabym się spożyć tę serwetkę razem z ołówkiem niż powiedziałabym o tym kuzynce Elizie. 
– Musimy coś postanowić. – Przez gwar przebił się dźwięczny głos ciotki Ady. – Na Cytadelę napadły szkielety i chociaż tymczasowo udało się je odeprzeć, tylko naiwni mogą uwierzyć, że szkielety nie wrócą. 
– Mamy informacje, że kilka kościotrupów widziano na Jeżycach. – Zauważył członek Delegacji Jeżyc, najdziwniejszej dzielnicy Nieznania. 
– Czy wasi informatorzy są pewni, że nie byli to po prostu mieszkańcy Jeżyc? – Zapytała pani Kurka sceptycznie. 
– Czy w życiu można być pewnym czegokolwiek?
– Do kroćset. Ześlę na nich wichurę, czas porozrzucać wszystkie te kości!
– Wel, tego problemu nie rozwiążesz rzucając szkieletami. 
Wśród kłótni nad stołem w kuchni rodziców powoli przemijała noc. Ostatecznie uzgodniono, że Nieznań zacznie gotować się do walki, na razie jednak skupiając się na obronie raczej niż ataku. 
– A co z Kają? – Zapytała kuzynka Eliza tonem, od którego zrobiło mi się nieprzyjemnie.
– A co ma być? – Zdziwiła się Irena. 
– Nie jest jedną z nas. 
Cios Ireny nie dosięgnął podbródka kuzynki Elizy jedynie dzięki splotowi okoliczności, które postawiły na jej drodze krzesło, a na krześle ciotkę Adę. Ada rzuciła kuzynce Elizie spojrzenie, z którego jad praktycznie chlapał na parkiet. Byłam jej wdzięczna, choć chciało mi się płakać. 
Poczułam jak pod stołem ktoś chwyta mnie za rękę. Renard uśmiechnął się do mnie kącikiem ust. Mocno ścisnęłam jego dłoń. 
– Kaję należy chronić – powiedziała moja matka tonem nie znoszącym sprzeciwu. – Pojedziesz na wieś. 
Nie wiem, czy wpłynęła na mnie walka ze szkieletami czy ciepło płynące z dłoni Renarda, ale po raz pierwszy w życiu miałam pewność, co chcę powiedzieć matce i odwagę, żeby to zrobić. 
– Nie. 
– Słucham? 
– Nie będę kryła się za plecami magii, kiedy Nieznań atakują szkielety! – Wyrzuciłam z siebie. 
Matka poczerwieniała tak, że Wuj Piotr zaczął podnosić się z fotela. Pomoc nadeszła z najmniej oczekiwanego kierunku. 
Pan Kurka. 
– Może Kaja pojedzie do nas? – Zaproponował asasyn. – Do dyspozycji młodej damy pozostaje oczywiście joga ritrit, a od poniedziałku rusza w ośrodku letnia szkoła… ekhm… samoobrony. 
I tak zdecydowano, że resztę lata spędzę w Kurka Spa and Funeral Services, idyllicznym ośrodku państwa Kurków w Dębogórze pod Nieznaniem. 
0 notes
przesadzasz · 6 years
Text
Dla jednych święta to czas radości,przebaczenia i tak dalej ale ja będę je kojarzyć z rodzinna awantura.
5 notes · View notes
Text
Rodzinny dramat. Siostra chciała zabić brata
Rodzinny dramat. Siostra chciała zabić brata
Mało brakowało, a rodzinna awantura w jednym z mieszkań w Zielonej Górze (woj. lubuskie) zakończyłaby się tragedią. Podczas kłótni Angelika chwyciła za nóż i zadała bratu cios prosto w brzuch. Lekarze musieli walczyć o jego życie. Angelice grozi teraz nawet kara dożywotniego więzienia. źródło informacji: FAKT Author:
View On WordPress
0 notes
madaboutyoumatt · 4 years
Text
Josh
Oddychał płytko, czując wrzącą krew, zaciskające się dłonie i czystą, niezmąconą niczym wściekłość. Nie wierzył. Po prostu nie wierzył, ze natknął się na niego akurat tutaj, a ten z taką pozorną obojętnością, przeszedł obok niego. Nie. Nie przeszedł. Zrobił to naumyślnie, prowokując go, a jednocześnie, jakby nie robiąc nic, doskonale wiedząc, ze Josha taka chłodna, wykalkulowana i cholernie teatralna obojętność wyprowadzi z równowagi. Nienawidził być ignorowanym. Szczególnie w taki sposób.
Mijali się w ten sposób wiele razy, ale zawsze któryś z nich wybuchał. Prędzej czy później, sypały się iskry. W jakiś zupełnie nienormalny sposób żaden z nich nie potrafił odpuścić, i prawdopodobnie Josh by go dorwał, niczym agresywny ogar, gdyby nie dłoń na nadgarstku. W pierwszym odruchu miał ochotę ulec mu, potem wyszarpać rękę, ale ostatecznie został na miejscu, lustrując ludzi wzrokiem. Szukając. Wypatrując.
Nie odnajdując nikogo znajomego.
Odetchnął, drżąc od napięcia, kumulującej się agresji i potrzeby zrobienia czegokolwiek. Kręcąc delikatnie głową, jakby próbował odgonić coś od siebie, ale powietrze wokół niego można było kroić nożem. Był przygotowany. A jednocześnie nie czuł się w pełni gotowy na konfrontacje.
A w tłumie osób, nie widział ani Ellie, ani swojej mamy. Walcząc z odruchem napisania do nich w tym samym momencie, jakby to miało coś wyjaśnić albo pomóc, kiedy nie było go obok.
- Muszę zapalić – zakomunikował, podnosząc wzrok na Małego. Jeśli ten nie czuł napięcia, jego zaciśnięta szczęka mówiła wszystko. I ta cicha, bierna agresja ciągnęła się do momentu, kiedy nie weszli do domu, a właściwie do garażu, zamykając za sobą szczelnie drzwi. I Josh wybuchł dokładnie w momencie, kiedy stanęli naprzeciwko siebie. – Co za tępy chuj, ja pierdolę! – wplótł dłonie w swoje włosy, zaciskając palce na kosmykach. – Zrobił to specjalnie! Doskonale wiedział, ze mnie to wkurwi bardziej niż awantura. Tylko po co?! Żeby pokazać jaki jest zajebisty albo jaką mam kontrolę nad sobą? Jeśli tak bardzo ma mnie gdzieś, to po co w ogóle ta szopka! Co mu zależy – oddychał ciężko, na powrót drżąc, bo nawet orzeźwiający, chłodny spacer do domu mu nie pomógł. Nie miał gdzie uciec. Nie miał jak wyżyc, bo wokół była rodzina Małego. Ograniczając i zamykając jakiekolwiek drogi, zostawiając w miejscu, gdzie wszystko się w nim tłukło. Gdy Matt stał na drodze do wyjścia. – Kurwa! – odwrócił się, uderzając w ścianę, zdzierając knykcie na nierównej powierzchni. Zaraz opierając o nią czoło. Bo widocznie, pomimo swojej pozycji, wcale ta cała rodzinna sytuacja nie była mu obojętna, a przede wszystkim – wcale nie zostawił tego za sobą. – Kurwa.
0 notes
Video
youtube
Żona Wiśniewskiego zdecydowała się opuścić rezydencję, którą dzieliła z mężem. Jej ojciec wpadł w furię, gdy tylko dowiedział się prawdy. Awantura rodzinna przybiera na sile. Niezwykle mocne słowa padają z ust teścia znanego wokalisty.
0 notes
perplexeled-blog · 6 years
Text
Wszyscy ubabrani w gnoju
To książka, która zagrała dla mnie nie stylem, a emocjami. Przeczytałem ją, ja wiem, jakieś kilkanaście dni temu. Może mniej, może więcej. Gdzieś tam w zakamarkach pamięci zostało coś o gwarze śląskiej, którą, niekultywujący miejscowej tradycji, posługiwali się w chwilach wzburzenia, o miejscu akcji, na które wskazuje przepływająca Rawa bądź „niebiescy” w kontekście miejscowego klubu piłkarskiego. Katowice, Chorzów? Cóż ja mogę wiedzieć o Górnym Śląsku, oddalonym od moich stron o kilkaset kilometrów? Oczywiście, pozostają pewne skojarzenia, jak festiwal bluesowy, filmy Kutza, pomarańczowe zachody słońca, które przez parę dni mogłem obserwować znad hałd na początku lat 90., tudzież piękne bluesy żarliwie wyśpiewywane gwarą przez Jana Skrzeka. Także niezbyt jasno pamiętam pewne swoiste wyrażenia włożone przez Kuczoka w usta jego małego bohatera. Jakieś dziecięce neologizmy, którymi próbował opisać swój ból czy też widziany i odczuwany świat. mobi chomikuj Do czego dążę? Pragnę wydobyć z siebie zrozumiałe i dla innych poczucie sensu tej powieści. A więc na pewno to nie rzecz o Śląsku w kontekście tradycji, kultury i historii. To rzecz, która mogłaby się dziać w latach 60. lub 70. w każdym polskim mieście. Ach! Zbytnie uproszczenie! Bo przecież Wojciech Kuczok jednak opisuje pewne środowisko. Żeby akcję przenieść gdzie indziej, żeby stworzyć odpowiednią atmosferę, bijącą z tej historii, należałoby spełnić wiele warunków. Przede wszystkim małe miasto bądź specyficzna dzielnica dużego, gdzie, jak sam pisze na okładce, niezbędna jest konfrontacja dwóch światów, dwóch żywiołów: „robotniczego, chacharskiego, z tym inteligenckim, arystokratycznym”[1]. Ale czy o takie środowiska było wówczas trudno? Od lat 50. po początek 90. to właśnie był świat, w którym się wychowaliśmy. I tutaj chyba dochodzę do sedna, tego, co było przede mną ukryte, czego nie potrafiłem wyartykułować. Mianowicie uważam, jestem przekonany, że autor pisze o PRL-u. Smutnym, szarym, wręcz niebezpiecznym dla dziecka. O kraju, w którym patologia goniła patologię. Od rodziny, przez szkołę i podwórko, po wszystko inne, czego mogło dotknąć dziecko choć trochę bardziej wrażliwe niż te inne, wyzywające i rozkwaszające nosy tym, których uważały za obcych, nieprzystosowanych. O kraju, gdzie prawie wszyscy złamani są podłym ustrojem, nie mają możliwości, czy też po prostu nie potrafią, wyprostować swoich stosunków ze światem, społeczeństwem, najbliższymi. Gdzie głowa rodziny, mająca zapisane w genach i pamiętająca inne standardy życia i wychowania, próbuje wskazać własnemu dziecku receptę na życie, na dorosłość, co zamienia się w koszmar dzieciństwa tego ostatniego, w przerażającą nienawiść do ojca, w końcu pewnie traumę i powielanie w przyszłości takich właśnie zachowań. To są straszne wspomnienia bohatera. Krzyki porywczego ojca, który „w dbałości” o zdrowie syna wydziera się: „Odzdechlaczyć go w sanatorium!! Gdzie jest papeteria? Gdzie jest długopis?! (…) Odzdechlaczyć!! Tam się go na pewno uda odzdechlaczyć!!”[2]. Czy wyobrażacie sobie, jak mogło być w innych sytuacjach? A jest ich bez liku! Czy wiecie, co to znaczy, gdy dziecko zostaje sam na sam z takim rodzicem, który próbuje go wychowywać, wszczepiać w niego własne histerie i szaleństwa, własne chore wizje, niepozostawiające dziecku ani krztyny wolnej woli? Jedzenie, choroba – to zostaje w pamięci małej ofiary: „Nic tak nie pomaga w chorobie jak Haydn. (…) I ja od tego zdrowiałem, choć po prawdzie musisz wiedzieć, synek, że ja nie chorowałem nigdy, ja zawsze byłem chłop, to znaczy, morowy chłop. (…) W tym domu zawsze się słuchało porządnej muzyki, nie żadnych wyjców. W tym domu się leczono muzyką. Bach, Mozart, Haydn, Beethoven, Strauss (…). Przecież już samo brzmienie tych nazwisk uzdrawia…”[3]. Straszne, nieprawdaż? Najkrótsza droga do tego, żeby zniechęcić własne dziecko do przecież niezwykle cudownej muzyki poważnej, do klasyków wiedeńskich… A Wy? Jak pamiętacie ojca, oj! tatę? Czy spacer za rękę po mieście? Czy wspólne oglądanie meczów w telewizji? Czy słuchanie muzyki na jego kolanach? Czy zdrowieliście, gdy siedział przy Was godzinami w chorobie i kładł chłodną rękę na rozgrzanym czole? Nie płaczecie? A ten chłopak? Jakie ma pierwsze wspomnienia? „Pejcz nie był zbyt długi, miał około czterdziestu centymetrów długości, był za to gruby, krępy – gumowy nahaj, twardy i wypełniony w środku”[4]. Po co taki opis? Więc dalej: „Mówiłem, że dostaniesz? – (cios) – Obiecywałem, że dostaniesz? – (cios) – Mówiłem – (cios) – mówiłem – (cios) – mówiłem, że dostaniesz? – (cios po trzykroć)...”[5]. PRL-owska matka była, ale jakby jej nie było. W kolejkach, przy sprzątaniu i przygotowywaniu jedzenia. Nie widziała, czy też nie chciała widzieć, jak zachowuje się jej zmęczony życiem, a podniecony wychowaniem rodziny małżonek. Za zasłoną przykrywającą cały świat krzątała się, żeby ogarnąć ognisko domowe. Ta Kuczokowa matka kuli ogon, kładzie po sobie uszy, bo jest według swego „ukochanego” hipochondryczką, tępą babą, pochodzącą z niższych warstw społecznych. Czasami, sama nie wiedząc, jak do tego doszło, wznosi się na wyżyny odwagi i walczy o syna, o swoją godność. Awantura, krzyki i wyzwiska: „Komu ty ubliżasz, ty Casanovo z Koziej Wólki, na siebie zerknij do lustra, a synka w spokoju zostaw, łachudro! Brzuch ci się wylewa, cycki jak u panienki, zęby do wymiany. (…) Milcz, ty… wściekła suko, milcz, a nie szczekaj tym swoim głosem jazgotliwym! (…) Szczekaczka? Suka? A co ja robię teraz? Co ja, do kurwy nędzy, w rękach teraz trzymam i segreguję nad pralką?! Majciory twoje białe, chamie! Podkoszulki zaśmierdłe potem! Skarpety skisłe od szwai, śmierdzącej nogi!”[6]. Cóż, za dużo chyba tych cytatów. Ale są tak sugestywne, takie mocne! Odzwierciedlają poziom emocji zawartych w książce. Dają obraz nieznośnej atmosfery domu, w którym nie daje się żyć. Poświęcam tak dużo słów temu, co się dzieje w rodzinie, bo to wywiera według mnie największe wrażenie. Zresztą odczytacie to sami. To esencja tej opowieści. To zapada najbardziej w pamięć bohaterowi, który niestety właśnie stąd będzie czerpał w dorosłym życiu wzorce zachowań w stosunkach z innymi ludźmi. Aczkolwiek odnajdziemy w powieści cały wachlarz wydarzeń pozadomowych, jego stosunków z innymi dorosłymi i rówieśnikami w przeróżnych sytuacjach, bardzo zgrabnie wpasowanych w historię takich czasów i takiego miejsca. Książkę podzielił autor na trzy części. Pierwsza jest bardzo interesująca. To rodzinna historia. Ale też historia miejsca i stosunków społecznych. A że jest także niezwykle ważna dla części kolejnych, odkrywa się z zaskoczeniem później, w trakcie lektury części drugiej, której tematem jest to, co próbowałem nieśmiało opisać wyżej. Ostatnia część to podsumowanie. Trochę magiczne. Jakby zadośćuczynienie. Jakby dziecięca fantazja. Dla tych, którzy, tak jak ja, lubią przed rozpoczęciem czytania zajrzeć na koniec, nie będzie w tym momencie niczym odkrywczym. Więc nie warto. To swoista wisienka na torcie. Aczkolwiek przegniła. Nie będę pisał więcej o szczegółach treści, bo naprawdę warto je odkryć samemu w tej wartościowej książce i porównać z pamięcią o latach chyba nie do końca minionych. Na myśl przychodzą mi pewne porównania. Najpierw Myśliwski, potem Niziurski, na koniec Masłowska. Myśliwski, bo to rzecz o PRL-u. O tym, jak łamie ludzi, niszczy więzi, potwornie nas wszystkich kaleczy. I zostawia bezradnych i bezsilnych tutaj, w XXI wieku. Niziurski, ale wczesny. Z powodu tego „chacharskiego” świata, młodocianych cwaniaczków, ich pozowania na dorosłych, przekraczających ustanowione przez tych dorosłych zasady i wprowadzających swoje własne. A Masłowska? Może trochę język? Może miejscami pisarski ekshibicjonizm? Jakaś bezpardonowość w odczytaniu rzeczywistości, bez odrobiny poezji? --- [1] Wojciech Kuczok, „Gnój”, wyd. „W.A.B.”, 2003, seria wydawnicza „WAB w kieszeni”, tekst z okładki. [2] Tamże, str. 129-130. [3] Tamże, str. 125. [4] Tamże, str. 61. [5] Tamże, str. 81. [6] Tamże, str. 174.
0 notes
zyciestolicy · 3 years
Text
Brutalnie znęcał się nad bratem. Jest w rękach policji
Brutalnie znęcał się nad bratem. Jest w rękach policji
Brutalnie znęcał się nad bratem. Został zatrzymany przez Stołecznych policjantów.  44-letniemu mężczyźnie przedstawiono już zarzuty, grozi mu kara więzienia do lat 5. Policjanci zostali poinformowani o awanturze domowej, wezwał ich poszkodowany. Gdy zjawili się w mieszkaniu poszkodowanego mężczyzny, usłyszeli o rodzinnym konflikcie. Jak ustalili 44-letni mężczyzna od bardzo długiego czasu znęcał…
Tumblr media
View On WordPress
0 notes
zyciestolicy · 4 years
Text
Rodzinny horror. Syn zabił ojca, potem z matką probowali zatrzeć ślady zbrodni
Rodzinny horror. Syn zabił ojca, potem z matką probowali zatrzeć ślady zbrodni
W miejscowość Kolonia Tarło (woj. lubelskie) doszło do rodzinnego horroru.  W nocy z 16/17 sierpnia cała rodzina (matka, ojciec, syn) wspólnie pili alkohol. W pewnym momencie wywiązała się kłótnia pomiędzy ojcem a synem. W efekcie młody mężczyzna sięgnął po nóż i dwukrotnie dźgnął ojca w łopatkę i okolicę szyi, zabijając go.
Pogotowie o zdarzeniu zostało poinformowane dopiero rano. W…
View On WordPress
0 notes
zyciestolicy · 4 years
Text
Dantejskie sceny na Białołęce. Katował swoją partnerkę na balkonie!
Dantejskie sceny na Białołęce. Katował swoją partnerkę na balkonie!
41-letni mieszkaniec Białołęki, upił się, wyszedł na balkon i zaczął masakrować swoją partnerkę. Zauważyli to sąsiedzi i wezwali na miejsce policje.
Do zdarzenia doszło w jednym z mieszkań w bloku przy ul. Skarbka z Gór.  Mężczyzna wyszedł na balkon i zaczął bić po twarzy swoją partnerkę. Awanturę zauważyli sąsiedzi i natychmiast powiadomili policję.
Mundurowi po dotarciu po kilku minutach na…
View On WordPress
0 notes
Text
Rodzinna awantura, próba ucieczki, a potem oferta dla policjantów: 2 kg kiełbasy i 2 litry wódki albo 560 złotych
Rodzinna awantura, próba ucieczki, a potem oferta dla policjantów: 2 kg kiełbasy i 2 litry wódki albo 560 złotych
Zaczęło się od rodzinnej awantury, zakończyło na pięciu zarzutach. 33-letni mieszkaniec gminy Dzwola (woj. lubelskie) znęcał się nad swoją żoną, kierował w stanie nietrzeźwości, uciekał przed policjantami, znieważył ich, a na koniec próbował ratować się łapówką. Funkcjonariuszom proponował 2 kilogramy kiełbasy oraz 2 litry wódki lub 560 złotych. Mężczyzna został aresztowany.
View On WordPress
0 notes