Tumgik
Text
Tumblr media
2K notes · View notes
Text
and one day i started listening to a kind of music i never listen to, and one day i started reading about a topic i never thought of before. and one day, i started doing things because of you.
87 notes · View notes
Text
People aren't homes, they never will be. People are rivers, always changing, forever flowing. They will disappear with everything you put inside them.
~ Nikita Gill
12K notes · View notes
Text
zmyj makijaż i mi pokaż jak cierpisz
u nas modelki pokazują kompleksy
kukon - casting
1 note · View note
Text
Tumblr media
0 notes
Text
esta noche no paro
~ ELENCO DE SOY LUNA
1 note · View note
Text
Tumblr media
🫡🫡
1 note · View note
Text
„Wiesz, co sprawia, że różne są takie piękne?
Kolce.
Nie ma nic wspanialszego
niż to, czego nie da się zamknąć w dłoni.”
~Erin Doom „Rzeźbiarz łez”
6 notes · View notes
Text
„Nie pielęgnuje się każdej miłości.
Niektóre są jak dzikie róże:
rzadko kwitną,
a ich ciernie nie pozwalają ci zaznać spokoju.”
~ Erin Doom „Rzeźbiarz łez”
12 notes · View notes
Text
Nothing has changed. Except the run of rivers, the shapes of forests, shores, deserts, and glaciers. The little soul roams among those landscapes, disappears, returns, draws near, moves away, evasive and a stranger to itself, now sure, now uncertain of its own existence, whereas the body is and is and is and has nowhere to go.
Wisława Szymborska, from "Tortures"
84 notes · View notes
Text
Noc (Madonno moja, grzechu pełna...)
Basi
Madonno moja, grzechu pełna, w sen jak w zwierciadło pęknięte wprawiona. Duszna noc, kamień gwiazd na ramionach i ta trwoga, jak ty - nieśmiertelna.
Madonno moja w grzechu poczęta, to nie są winy, którym łez brak. Noc jak zwierzę zatulone w strach, noc, która zawsze pamięta.
Usta są gorzkie i suche, do łodyg spalonych tak młodo podobne, oczy ogniem niepłodne - złoty orzech.
Czym łuskać z zamyślenia? Wiarę uczynić po zgonie? Jestem jak blask twój, co tonie w morzach powrotnych jak ziemia.
Madonno, czym mnie wybawisz od nocy? Czy dziecko przywrócisz wygięciem warg na dół? Snom kolistym, kwiatom, wodospadom dasz się przeze mnie toczyć?
Uczyń ruch nieomylny, daj nazwanie wiatrom chłodnym, które z dzbanów leją płyn, co jak płomień jest. Dziś noc i budzę się, zanim dojrzeję w lusterkach twoich łez.
28 III 1942, Stawisko.
5 notes · View notes
Text
Szklany ptak
Poemat - baśń I
Zbożem płynęły pola daleko na nieba brzeg, gdzie w błękit wpływały jak floty i układały się do snu, lecz kiedyś ucho przyłożył do serca ziemi - to lęk jak pajęczyna chwytał, bo słychać, jak groby rosną. 
Lasy jak gobeliny, na których zwierzęta utkane, jak fala widnokręgu w widnokrąg chlustały i szły, lecz kiedyś oko przyłożył do okien zielonych polany, widać złocone zbroje i krwawe ręce złych.
Barki ładowne szły rzeką i tkanin złoty ogień wiozły, ciężki jak ołów i srebrnolite kły, a kiedyś serce przyłożył do kołyszącej drogi, słychać: dudniły ludzkie, jak pięści twarde - łzy. 
Kraju, kraju szczęśliwy, płynący słońcem i mlekiem, gdzie rzeki juczne mijają, gdzie dzwoni pogłos kos, wołają w tobie żniwiarze, wołają gwiazdy dalekie, śpiewa pod tobą umarłych - jak krew sczerniała - głos: 
“Kraju dziwny, od pól złotych - złoty, dzwonią czerstwe owoce na drzewach, biją w kuźniach ogorzałe młoty, lira sosny napięta - śpiewa. 
Kraju drżący jak wzdęty ul, kołysany w kołysce jaśminów, skąd to w trumnach pulsujących pól czarne kukły twych spalonych synów? 
Czemu chleba przekrojony bochen tryska w górę płaczem czy krzykiem?" 
2
Z chmur i z lądów magowie szli do ziemi bogatej i smutnej. Na dostałych pól złotogłowie kładli ręce i zaklęte lutnie. Odczarować chcieli ziemię przeklętą, od spalonych serc jak trwoga - czarną, i wyzwolić chcieli na pół świętą, a na pół już chyba umarłą.
I budzili ją w pszenicznym słowie: „W imię Boga, ziemio, odpowiedz!" 
I budzili ją w słowie światła: „Kto cię zatruł, ziemio nieodgadła?" 
I budzili ją w słowie ognia: „Czemu spalasz, ziemio, jak pochodnia?" 
I budzili ją w słowie trumien: „Czemu szczęsna być, ziemio, nie umiesz?" 
Popękały lutnie magów i kule z kryształowych strumieni ulane; zamieniały się słowa w liście, sucho gasły nad czerwonym łanem. Ziemia głucho toczyła dalej krew, okręty i złote fale.
Wyrósł Miłun korzeniami z ziemi, ramionami w nieboskłon zaparty. Ciemnemi cieniami o zachodzie kołysał go wieczór, aż wkołysał weń burzę nabrzmiałą od przeczuć. Drzewa go otulały, aż mu w żyły wlały krew zieloną, a z góry obłoki dojrzałe sączyły białe mleko w przezroczyste oczy, że wzrósł mocny jak skała, a nad nim się toczył tabun pragnień obłocznych, a tak ziemi bliskich, jakby jesiennej roli - wirujące listki.
„Miła - mówił - lirowłosa Lelo, dziś o świcie - mówił - słońce białe zawołało mnie, gdy w progu stałem. Odejść muszę, lirowłosa Lelo, w jakiś ogień czy w pustynię lodów, w jakieś smutne wydmy, gdzie tarnina biało płonie nad grobami rodów, gdzie jest ś-wiat jak cud i jak grobowiec, w takie kraje, których nie wypowiem, które można przyśnić tylko.
Miła - mówił - ziemio umęczona, zamyślona w pozłoty grobowe, dla twych synów przywiozę nowe słowa mocne i błogosławione”.
Wykuł Miłun korab z cisów, co na przedzie nosił rzeźbione gwiazdy, figury i runy czerwone i błękitne, jakby jasno wiedział, że te znaki to krwi są spływające struny. 
Białe plaże ciągnęły korowody cieni, w które dął zachód płatami biegnącej czerwieni, a na nich żagle drżały jak napięte konie do biegu albo biało kwitnące jabłonie. 
I na rejach wysoko zawiesił jodłową gałąź, aby szumiała jak sztandar nad głową i jak serce wydarte płaczącego kraju była drzewem wspomnienia i drzewem rodzaju. 
6. P o ż e g n a n i e
„Żegnaj, Lelo - powiadał - oto się otwarły dźwierze domów zielonych". A już burza parła, w policzki żagli wzdęte jak skrzydła do lotu i fala wyprysnęła bursztyny czy złoto, które dźwięcząc wraz z głosem opadły na piasek jak łzy, których nie stało za żegnanym czasem. 
Tylko długo wśród plaży Lela i synowie stali, zakrzepli w wietrze w kamień smutku płowy, który był jak łza ciepła płynąca po twarzy i jak lodowy pomnik ginących żeglarzy.
Na oceanach ciemnych od gniewu błąka się z ognia wygasłe niebo. Fale jak głowy obcięte krwawią pianą nietrwałą czy gorzką sławą? 
Na oceanach wiatr sypie w oczy suche szkielety skrzydeł i nocy, które szeleszczą zmiażdżonym lodem, aż szpary źrenic zamienią w wodę. 
Po oceanach płyną umarli, wiatrem przeszyci jak ostrzem czarnym, ich białe oczy toczą się łzami, aż śmigłe ręce przemienią w kamień. 
Na oceanach sny są jak ołów, krążą jak sępy, dzwonią jak koła i idą fale dudniąc pochodem, aż wszystkie lądy przemienią w wodę. 
8
Ląd jak rzucona z nieba kotwica na wodzie z nagła zamilkł. Zgasł wiatr huczący i tylko sypał cicho po twarzy - łzami.
Posłuchać: we mgle jak w białych kłębach góry prężyły się lodem, góry - mamuty o lśniących zębach przeciągające pochodem.
Przystanął Miłun na dziobie. Korab jak pył w powietrzu drżał, a głos jak luster pękniętych chorał srebrem się sypał ze skał.
Szedł Miłun drogą, a drogi takie są jak wspomnienia śladów olbrzyma; wiodły go mewy jak białe znaki, on - w ręce gałąź jodłową trzymał, która zielonym smutkiem śpiewała, jakby ten szklany pejzaż poznała. 
Aż przystanął Miłun pod skałą, która była z litego kryształu, w której nieba i granie strome odbijały się odwrócone i płynęły w niej kamienie i śniegi odwróconym zaklęte biegiem.
I tak szedł przez odbicia czy drogi w kręgi gór, których pejzaż zastygły swym odbiciem zdawał się wirować powolnymi obrotami planet. One jakby zawisłe w powietrzu były ciche jak zastanowienie nad największą tajemnicą ziemi i czekały nad tysiącleciami.
Tak mijając stanął nad chmurami, w których mrucząc cicho spały gromy tak wysoko, że niebo już było tylko wodą szeroką i ciemną, która z wolna płynęła z jednego na brzeg drugi i wracała znowu.
Wtedy spojrzał Miłun w dół - na dole stała ziemi twarz - zmarszczkami brązowymi w taki grymas tragiczny zastygła, że nie kulą się już wydawała ale maską gigantycznej trumny. 
Więc zawrócił Miłun - oczy zgasił dłonią smutku i szedł w dół, gdzie morze, za nim góry zwracały się z wolna i mróz biało szybował jak orzeł. 
9
I znów dzwonił korab w fali miedź, a lodowce jak zakute w szkło obłoki lawinami mlecznymi żegnały go: „Jedź, synu mocny, w wodę tak głęboko, jak dosięga odbicie burz lodowych, co jak włosy otaczają nam głowy. Tam co noc metalowe dzwony snują pieśni wysmukłe, surowe o zwycięzcach. Może twoje pięści w wrzące leje wody zanurzone wydrą z głębi zatopione szczęście". 
Stopie kolorów dziwny jak szyby letnich wieczorów, straszny jak oczy krzywdy, zgodny jak biały chorał.
Gdzie drętwy płaskie jak piorun zgnieciony głuchym młotem wiodą zielone iskry i kule oczu - złote.
Żywe gałęzie krabów - - napięte łuki grozy składają w serca muszli liście czerwonych nożyc. 
Suną ryby-planety po niewidzialnym sznurze, z otwartym lejem paszczy ciągnącym je ku górze.
A w okna martwych fregat ziejących stuleciami płyną niebieskie raki jak w trumny albo bramy, 
gdzie wokół stołów milczą zakute w ciszy pięść szkielety komandorów jak cienie snów i klęsk. 
10
A gdy w grozie i kolorach zakrzepł, to zrozumiał, że już nie wywiedzie ani białych jabłek radości, ani mieczów z zielonej miedzi, które braciom by zaniósł w dłoni jakby gwiazdy szczęśliwej płomień, która noc jak bramę otworzy.
I zapłakał Miłun, a wiatr gnał obłoki jak konie wezbrane w profil żagli, które rwały w świat jakby w nieba otwartą ranę. 
Upływały kule dni, upływały w widnokręgi coraz dalsze, aż błękitem krzepło w rudej krwi i do powiek przyrastały palce, które tropiąc w dalekim żalu wysp czy lądów - oganiały promienie, aż się w popiół zamienił i spalał wzrok w horyzont wbity i wspomnienie. 
Najpiękniejsze - wspominane obrazki rysowane na ścianie ręką jak zdradliwe ciche ciosy łaski wracające, aż serca pękną.
11 
Niebo się toczyło na północ czy zachód, było różą deszczu rozkwitającą w krąg, a zielona przestrzeń pełna szklanych kwiatów i we wszystkie strony sterujących rąk. 
Słychać było głosy rosnące w szeleście, które niosły korab w przestrzeń z jasnych piór i stawiały cicho w przezroczystym mieście zbudowanym w czasie jak na łuku chmur. 
I przestąpił Miłun przestrzeń jak szkło, podał ludziom przejrzystym rąk spalonych młoty, szedł przez śpiewające runie szklanych łąk i powietrzne zamki w rzece słońca - złote.
Opowiadał Miłun o swej ziemi, o tych lasach zielonych jak rzeki, o tych ludziach smutnych i dalekich, którzy serca mieli chore od żalu, gdzie kto wolny - ginął niewolnikiem, a gdy tęsknił w niej kto - to za pyłem, gdzie się krwawe rodziły słowiki, a gdy silny kto - ten jak bez siły. 
Więc go wiedli przed drzewo szkliste, które miało niebieski pień, które miało z płomieni listki i jak ogień - przejrzysty cień. 
A owoce rosły na nim szklane jak płomienie zastygłe w ptaków kształt, które skrzydła rozwinąwszy - zadumane pozostały jak odłamki skał.
12
Więc wziął Miłun przejrzystego ptaka w ciemne dłonie i korabiem w dół na ziemię powoli opadał, aż się maszty o obłoki ojczyste otarły, a spalone wiatrem oczy o wybrzeże wsparły. 
„Witaj kraju" - powiadał i rękami gładził liliowe futro zmierzchu, i myślał, że kładzie swoje serce w szkatułę - pod niebo zamknięte, które uciszy lądy wrzące w nim i piękne ręce położy na nim jak kobieta dobra, która jest razem dzień i cisza modra.
Wtedy przyszedł przed chatę, co w zielonym lesie płynęła razem z lasem przez wiosny i jesień, ale w jej oknach bladych jak powieki świtu zobaczył cienie obce, ogromne wśród świateł, i lirowłosą Lelę, i cień, co ją przykuł do jakichś obcych zdarzeń, do ludzi i linii, po której - widział - jak daleka płynie, gdzie była mu jak ręce obcięte - po wiekach przykładane do tego samego człowieka. 
Strofy o życiu i śmierci 
Dwugłos: Tłum się kłębił i podpalił łuną świateł miasta. W ołowianych rzekach drżała roztopiona gwiazda.
Głos I: Jabłka w koszach jak dojrzałe serca drzew zwycięskich.
Głos II: Na cmentarzach czaszki grobów jakby kroki klęski.
Głos I: Dzbany mleka, w dzbanach srebrnych dudni żywy marmur.
Głos II: Chmury kraczą nad spojrzeniem, szarpią ziemię czarną.
Głos I: Smukłe ciała - piersi smagłość zanurzone w zachwyt ramion.
Głos II: Nocą próżno w szkle strumieni myją krwawe krzyże znamion. 
Głos I: Księgi pełne, księgi silne dojrzewają w czystych ustach, 
Głos II: a przed lustrem w trwodze nocy zieje w czaszce rana pusta.
Dwugłos: Oto drzewa złotych iskier; pod drzewami wieka trumien. Nie odnajdziesz szklanych ptaków, kiedy śmierci nie zrozumiesz. 
Mówił Miłun: „Oto ptak, szklany ptak zwycięstwa, kiedy śpiewa pieśń - to pieśń jak znak, kiedy zbraknie serc - to pieśń jak klęska". 
Mówił Miłun: „Oto natęż słuch, kraju piękny, ods��oń jasną twarz, gdy usłyszysz - to tysiącem głów, gdy usłyszysz - to już moc swą znasz". 
Wtedy śmiech rozwalił łunę blasku, z ciżby wyszedł olbrzym i uderzył, aż gwiazdami się sypnął po piasku odgłos skrzydeł. Był wieczór. Ptak nie żył. 
Wsparł się chłop ogromny o wiatr, oczy płaskie. jak blacha zwężył w śmiechu głupim, bo myślał, że świat i proroka obłoków zwyciężył.
A w rozlanej ciszy, w wiatru wiew bił ogromną ręką wielki śmiech: „jakże teraz ten, co życie niesie, echem sypnie po zielonym lesie? Jakże teraz z stłuczonego szkiełka wstanie siła jak orkan wielka?“
Wtedy śmiech się stoczył w beczki ust, wtedy echem po kolumnach rósł, wtedy tłum się rozpłynął drogami i zapadła noc - jak głuchy kamień. 
Został Miłun - korzeniami wrósł w ziemię swoją płynącym modrzewiem i stłuczonym sercem grobom ust błogosławił zielonym śpiewem.
*
A po nocach - niesie groźny mit - widać: drzewa płonącego upiór niesie krwawy pół-krzyk, a pół-śpiew, jakby klątwa rozrąbanych drzew: 
„Płyńcie w trumnach wieków i epok, przywiązani jak trupy do ziemi, aż spopielą się wam oczy ślepe, a z popiołów powstanie feniks”. rozpoczęte w końcu września, ukończone dn. 19 października 1941 r.
5 notes · View notes
Text
Tumblr media
bajka - k.k. baczyński
1 note · View note
Text
Tumblr media
1 note · View note
Text
"But who are you, when you close your eyes? "
~pi
266 notes · View notes
Text
I don't want something casual. Come lie down with me while the world is ending.
4K notes · View notes
Text
i hope my absence gives you the peace my love apparently never could
- dee
19K notes · View notes