Tumgik
#dojrzałe samotne
fuckthisworldsstuff · 8 months
Text
Robiąc wszystko co mogłem, uświadomiliście mi że nie zrobiłem nic.
4 notes · View notes
samotne-mamuski · 3 years
Photo
Tumblr media
Ela, 45 lat, Szczecin
Poznam dojrzałego, zdecydowanego, szczerego i słownego pana, który wie czego chce i zaopiekuje się mną pod każdym względem. Za nim odpiszesz przeczytaj ze zrozumieniem i zastanów się czy taki naprawdę jesteś.
3 notes · View notes
samotne-panie · 3 years
Photo
Tumblr media
Anna, 37 lat, Białystok
Hej. Może masz ochotę zabić nudę i popisać troszkę. Pozdrawiam i zapraszam do rozmowy
7 notes · View notes
virginia92 · 5 years
Text
Asperger-Człowiek   - Epilog
Tumblr media
Po czterech latach dotarłam do tego momentu, mogę napisać, że to oficjalny koniec tej historii, którą pokochałam z całego mojego serca. Kiedy zaczynałam było tutaj tak dużo osób, teraz pozostała zaledwie garstka. Czas płynie, jak szalony, a ludzie się zmieniają. Dziękuję każdej osobie, która poświęciła chwilę na przeczytanie chociaż jednego rozdziału tej historii, jesteście świetni. Nawet nie wiecie, jak bardzo się cieszę, że historia o zagubionym chłopaku z Zespołem Aspergera znalazła wśród was swoich wiernych fanów. Mam nadzieję, że dzięki tej historii dowiedzieliście się czegoś nowego, może zmieniliście swoje nastawienie do pewnych osób, a może nawet nauczyliście się czegoś. 
To była długa podróż, która dzisiaj dobiegła końca. Dziękuję, że byliście tutaj razem ze mną.
Ogród rozświetlały lampiony i lampki porozwieszane na gałęziach drzew, które po upływie kilku lat osiągnęły naprawdę imponujące rozmiary. Niebo zabarwiło się czernią i granatem, a po letnim dniu, który pożegnał się z nimi wraz z zachodem słońca, pozostało jedynie wspomnienie. Mimo późnej pory miasteczko nie zasypiało, upał został zastąpiony rześkim powietrzem i dopiero teraz mieszkańcy wynurzali się ze swoich domów, by odetchnąć choć na chwilę i przespacerować się znajomymi uliczkami.
W jednym z domów ten wieczór, a w zasadzie już noc, była szczególnie głośna i radosna. W ogrodzie porośniętym różnobarwną roślinnością, której wonny zapach roznosił się po okolicy, rozbrzmiewały głośne śmiechy i rozmowy, które dopełniało jedynie cykanie świerszczy. Na jednym z wygodnych foteli ustawionych w ogrodzie siedziała Anne, która przyglądała się wszystkim obecnym w milczeniu i zadumie. Życie pędziło do przodu, ale oni jakoś zawsze odnajdywali chwilę, by spotkać się i porozmawiać, spędzić ze sobą trochę czasu i pokazać, że wciąż tutaj są, gdyby trzeba było komuś pomóc, czy po prostu wesprzeć dobrym słowem.
Przez te lata zmieniło się tak wiele i gdyby ktoś kiedyś powiedział jej, że doczeka takiej chwili jak tak, raczej nie uwierzyłaby w to i pokręciła głową z politowaniem na głupotki opowiadane przez drugą osobę. Zerknęła przez ramię na dom, który nie zmienił się wcale, nadal otaczał go ten mały murek porośnięty kwiatami, a bluszcz piął się po kamiennej ścianie, ozdabiając ją i odgradzając ich mały świat od całej codzienności i rzeczywistości. Z czasem pokój Gemmy stał się biblioteczką i gabinetem Harry’ego. Wszyscy zgodnie śmiali się, że młodszy w końcu dopiął swego. Tymczasowa sypialnia Louisa od dawna była pusta i wszyscy mieli wrażenie, że niedługo będzie miała zupełnie nowego lokatora.
Gdyby ktoś spojrzał uważnie na Anne dostrzegłby łzy smutku i szczęścia łączące się teraz na jej policzkach. Czasami zdarzały się takie dni, jak ten, gdy zbyt wiele wspomnień uderzało w nią znienacka i sama nie wiedziała, czy to co odczuwa to radość, czy wprost przeciwnie rozpacz. Pamiętała tamten dzień, gdy jej syn był malutkim chłopcem, a lekarz przedstawił im diagnozę, która początkowo załamała ich wszystkich. Zespół Aspergera brzmiał jak wyrok, jak koniec jakiegoś życia, jak zniszczenie wszystkich marzeń, które miała. Wydawało się, że jej dziecko już na zawsze pozostanie samotne, opuszczone, niezdolne do spełniania marzeń i własnych pragnień. Wtedy naprawdę była załamana. Pamiętała, jak jej były mąż opuścił ich i przeżyła kolejny koniec ich małego świata. Wierzyła, że tak pozostanie. Ich troje przeciwko światu, trzej muszkieterowie, którzy będą musieli poradzić sobie z wszystkimi trudnościami.
A później zmieniło się wszystko i okazało się, że los przygotował dla nich zupełnie inną przyszłość. Nie wiedziała, kto nad nimi czuwał, ale w ich życiu pojawił się Robin, który stał się wsparciem i prawdziwą miłością jej życia, później odkryli, że Niall również nie ma zamiaru ich opuścić i nigdzie się nie wybiera, a na koniec zjawił się Louis i chociaż ze wstydem musiała przyznać, że robiła wszystko byleby się go pozbyć, on został i trwał u ich boku do dzisiejszego dnia.
Spojrzała na swojego syna, który nie był już nastolatkiem, a dorosłym mężczyzną i chociaż nie zmienił się zbyt mocno, to dojrzał i rozkwitł, ogrzewany ciepłem i miłością Louisa. Nie myślała, że ktoś da Harry’emu więcej miłości niż ona, ale była w błędzie i cieszyła się z tego bardziej, niż ktokolwiek mógłby się spodziewać. Oczywiście, że było im ciężko. Harry się zmieniał, jego zachowanie również i czasami słyszała, jak jej syn i jego ukochany kłócą się i milczą całymi dniami, ale ostatecznie zawsze docierali do siebie i odnajdywali w sobie większe pokłady cierpliwości i zrozumienia.
Nigdy nie pomyślałaby, że tak bardzo pokocha Louisa, ale teraz traktowała go, jak swojego drugiego syna i praktycznie zawsze stawała po jego stronie w każdej, nawet najmniejszej kłótni. Kiedy odszedł Robin, zrozumiała, że teraz ona musi wspierać szatyna i być obok niego, gdy zdarzały się trudniejsze dni i Harry dawał im wszystkim popalić. Nie oczekiwała również, że po pogrzebie Robina to właśnie Lou i Harry staną się jej oparciem. Kochała swoje dziecko, ale wiedziała, że czasami ma problemy z empatią, więc nie mogła uwierzyć, że to właśnie jej synek jako pierwszy spróbował pocieszyć ją na swój sposób i pomagał jej we wszystkim, dopóki nie podniosła się z rozpaczy i żałoby. Louis zrobił tak wiele dla ich małej rodziny, wiedziała, że nigdy nie odwdzięczy mu się wystarczająco za całe dobro i miłość, którym podzielił się z rodziną Styles.
Widziała, jak Lou pochyla swoją głowę w stronę Harry’ego i rozmawiają o czymś przyciszonymi głosami. Uśmiechali się, a ich dłonie leżały splecione na ławce między nimi. Nawet z tej odległości dostrzegała obrączki błyszczące na ich palcach. Ten widok za każdym razem ją zachwycał i wzruszał. Zauważyła, że Gemma rusza się z miejsca i kieruje się w stronę domu. Domyślała się, że idzie sprawdzić, czy dzieci śpią spokojnie w dodatkowej sypialni na piętrze. Historia miłosna jej córki przypominała komedię romantyczną i życzyła sobie, by trwała jeszcze przez bardzo długi czas. Kochała swoich wnuków z całego serca i nie mogła się doczekać dnia, kiedy ich rodzina powiększy się jeszcze bardziej. Jeśli uważała, że ktoś zasługuje na miłość i szczęście tak bardzo jak Lou i Harry, to zdecydowanie był to Niall. Ten chłopak przeżył w swoim życiu zbyt wiele smutku.
Ich rodzina powiększała się i to napawało ją nadzieją i radością. Pokręciła głową, starając się ukryć śmiech, gdy do jej uszu dotarła kłótnia Theo i Mii. Tych dwoje chyba jeszcze nie wiedziało, że wszyscy dookoła czekają, kiedy zostaną parą i przestaną sobie dogryzać na każdym kroku. Była pewna, że w końcu wszyscy doczekają się tego momentu.
Gdyby miała powiedzieć, co czuje, patrząc na wszystkie osoby znajdujące się w tym ogrodzie, z pewnością wyznałaby, że miłość. To właśnie to uczucie połączyło ich wszystkich, miłość i zrozumienie do drugiego człowieka. Pamiętała, że wiele lat temu Harry, jako mały chłopiec, zapytał ją, czym jest miłość. Nie wiedziała, jak to wyjaśnić chłopcu, który całe dnie spędzał przed słownikiem, zaznajamiając się z obcymi słowami. Teraz nie miałaby takiego problemu.
– O czym myślisz mamo? – głos Harry’ego zaskoczył ją. Zauważyła, że syn przysiadł obok i wpatrywał się w nią wyczekująco.
– Wspominam dzień, kiedy zapytałeś mnie, czym jest miłość – wiedziała, że może powiedzieć mu prawdę. Kłamanie nie miało sensu, jeżeli rozmawiało się z loczkiem.  – Nie miałam pojęcia, co ci odpowiedzieć, wiesz? Byłam chyba zbyt głupiutka w tamtym momencie.
– A co powiedziałabyś teraz?
– Powiedziałabym, że miłość to akceptowanie człowieka takim jakim jest, to nie skupianie się na jakiś społecznych wzorcach, nie poszukiwanie kogoś idealnego. Miłość to akceptacja siebie i innych – obserwowała, jak syn uważnie analizuje jej słowa i chyba nie poszło jej najgorzej, ponieważ po chwili skinął krótko głową. – A ty, jak odpowiedziałbyś na takie pytanie?
– Jak odpowiedziałbym na pytanie, czym jest miłość? – powtórzył po niej ostrożnie, starając się dać sobie trochę czasu na przygotowanie.
– Tak, jeśli nie wiesz, to w porządku – poklepała go po kolanie, nie chcąc, by stresował się niepotrzebnie.
– Wiem, wiem mamo. Gdybym miał powiedzieć komuś, czym jest miłość, powiedziałbym, że to ludzie, którzy pomogli mi, kiedy wszyscy inni byli przeciwko mnie. Miłość to Gemma, która od najmłodszych lat tłumaczyła mi, jak funkcjonuje świat. Miłość to ty i tata, zawsze byliście obok i kochaliście mnie nawet, kiedy zachowywałem się okropnie i przynosiłem wam wstyd. Miłość to Niall, który jako pierwszy dowiedział się, co czuję do Louisa, ale nie zdradził tego nikomu i zawsze starał się być moim przyjacielem, nawet jeżeli nie rozumiał połowy moich słów. Miłość to Theo i Mia, którzy potrafili zachowywać się cicho w mojej obecności, wiedząc, że od krzyku boli mnie głowa. Miłość to Liam i Zayn, którzy stają się rodzicami dla obcych dzieci i dają im prawdziwy i kochający dom – przerwał, wpatrując się w Louisa, który wyłapał jego wzrok z odległości i posłał mu ciepły uśmiech. – Miłość to uczucie, które czuję, gdy patrzę na Lou, kiedy moje serce zaczyna bić coraz szybciej, a ja nie mogę oderwać swoich oczu od tych jego, chociaż nadal uważam, że kontakt wzrokowy tylko przeszkadza w codziennym życiu. Miłość to Lou, który dał mi szansę i pokochał mnie razem z wszystkimi dziwactwami i postawił na piedestale mnie, a nie Aspergera. Miłość to każdy dzień przeżyty u jego boku, każdy uśmiech, gest, każda rozmowa i dotyk, wspólnie obejrzany film. Tego nie nauczyłaby mnie żadna terapia, wiesz? I chociaż czasami mam go dość i wydaje mi się, że przeszkadza mi najbardziej na świecie, to wiem, że bez niego wszystko inne straciłoby sens, a ja nadal tkwiłbym w tym samym punkcie swojego życia, co wtedy, gdy przyjechał do naszego domu i był całkowicie nieznośny. Miłość to ludzie mamo, ludzie, którzy wprawiają nasze życie w ruch i pozostają w nim do samego końca, nie zważając na trudności.
– Wiesz, twoja definicja jest dużo lepsza niż moja – zauważyła, ocierając dłonią łzy, które popłynęły po wyznaniu jej syna.
– Wiem mamo, w końcu to ja piszę artykuły do gazety, a nie ty. Ja znam się lepiej na słowach, a ty i Lou na uczuciach, ale przecież czegoś się od was nauczyłem przez te wszystkie lata – powiedział z zadowoleniem i dumą. – Mój mąż jest chyba ciekawy, o czym tutaj rozmawiamy, więc pójdę i mu opowiem dobrze?
– Dobrze, dobrze i przy okazji powiedz mu, że go kochasz, tak jakby przypadkiem zapomniał – zażartowała, wiedząc, że tymi słowami odrobinę dokuczy swojemu synowi.
– Mamo, mówię mu to każdego dnia od dziesięciu lat. Nie sądzę, że jest szansa, by mógł o tym zapomnieć, ale mogę złamać swoją zasadę i powiem mu to dzisiaj dwa razy dziennie.
Obserwowała Harry’ego, który podszedł do Louisa i wyszeptał mu coś na ucho. Po chwili szatyn śmiał się głośno, obejmując zdezorientowanego loczka. Wiedziała, że za chwilę młode małżeństwo będzie obdarowywać się pocałunkami i szeptać na tylko sobie znane tematy. Wiedziała, że teraz wszystko skończy się dobrze. Gdyby musiała odejść już dziś, miała pewność, że zostawiła swoje dzieci w dobrych rękach i nic im nie grozi.
Nie wszystkie historie muszą skończyć się szczęśliwie, czasami szczęściu trzeba dopomóc.  Czasami trzeba o nie walczyć z całym światem, czasami trzeba przestać w nie wierzyć, a czasem trzeba pozwolić, by ktoś inny zaczarował dla nas świat i napisał nam szczęśliwe zakończenie.  
16 notes · View notes
Text
Jazda samochodem
Czas na zabawę to cokolwiek, czego małe dzieci naprawdę chcą. Czas na zabawę to znacznie więcej niż tylko bez wysiłku pozostawianie dziecka w celu zaangażowania się w jego osobę.
Powinniśmy stworzyć listę kontrolną z przepisami dla twoich dzieci, które są niezbędne do przestrzegania. Naprawdę powinni dodatkowo zrozumieć, że istnieją konsekwencje łamania tych przepisów. Zastosowanie zestawu ustalonych końcówek dodatkowo uprości i pomoże zmniejszyć podrażnienie Twojego rodzicielstwa o wiele mniej odpornego.
Tumblr media
Postaraj się wesprzeć precyzyjne ćwiczenia fizyczne prawie o każdej porze w danym momencie roku, aby wybrać młodszego młodzieńca na materac. Tego rodzaju ćwiczenia fizyczne na dobranoc pomagają w przygotowaniu się do odpoczynku. Za każdym razem, gdy dostosowuje się do swojej piżamy, ulepsza swoje sukienki na dobranoc i słucha jednego szczególnego wyjątku z jego ulubionych badań na dobranoc, docenia, że ​​spanie będzie następstwem. Jeśli twój chłopak lub dziewczyna będzie podążał za systemem, znacznie zmniejszy się opór przed snem.
Za każdym razem, gdy małe dziecko ćwiczy młodość, rutynowo przesuwając się w stronę toalety, każda pojedyncza liczba w ciągu kilku godzin jest znaczna. To dobre samopoczucie warunkuje go na drodze poszukiwania w poszukiwaniu rozwiązań toalety przed koniecznością posiadania w kierunku zmiany.
Nie prezentuj swojego młodzieńca w każdym indywidualnym kaprysie. Nie musisz się martwić, aby pozwolić Twojemu maleństwu uwierzyć, że on sam może wybrać bez względu na to, czego potrzebuje, i zająć się sobą w garniturach.
Ciągły plan zajęć sprawia, że ​​jest to możliwe do osiągnięcia dla twojego małego singla w kierunku, w którym naprawdę czujesz się nieszkodliwy, co czyni go priorytetem.
Jeśli twoje dzieci wykonują i mają nadzieję, że w kierunku centrum są dla nich samotne troski, ona chce znaleźć wytyczną tolerancję i elektryczność na ścieżce wahania dla jej przemiany. Jeśli dzieci stają się nieosiągalne, trzeba mieć w sobie silną wolę, tylko w pewnym sensie, to jest umieszczanie ich w ciągu roku.
Jeśli twoja osoba oczekuje od ciebie natychmiastowego lub trzeciego dziecka, sama zechce na swojej ścieżce opublikować nadmiar drenażu w twoim okresie i skoncentrować się na zbyt dużym popycie, aby zostać napisanym na prawdę, której twoje zainteresowania będą potrzebować. w kierunku skoncentrowania się na jednym chłopcu lub dziewczynie przekraczającej wyjątkowy moment. Zrozumienie tego okresu czasu będzie kontynuowane, aby zachować osobisty stosunek do poglądu odpowiedzialnego w czasie, który jest drogą wyboru.
Takie słowa i wyrażenia zasadniczo ranią i upokarzają małe i nie będą stwarzać twojego chłopaka czy dziewczyny o wiele bardziej skłonnej do wysiłku z samym sobą.
Gdy twoje dziecko rośnie i jest odkrywane w stosunku do współczesnych bliskich krewnych i ich właściwości, możliwe jest, że on lub ona może podjąć się niewłaściwych słów i terminów w stosunku do innych dzieci. Jeśli się upewnisz, że używa zwrotów, których się nie pochwala, stanowczo poinformuj go, że nie jest sprawiedliwe porozumiewanie się w tym kierunku z wejściem członków rodziny i innych mężczyzn i kobiet.
Zrozumienie, jak zwracać uwagę na to, co twoja mała jest Fotelik samochodowy ważna. Pozwól im komunikować się z tobą osobiście i na ścieżce przyjrzeć się faktom i faktom w odniesieniu do najważniejszych rzeczy, na które warto spojrzeć w ciągu swojego życia. Jeśli tylko pozwolisz, aby to zostało wygenerowane, będą one wyposażone w ścieżkę dyskutowania się, ponieważ są bardziej dojrzałe niż znaczące funkcje w ich życiu.
O wiele więcej niż według wszelkiego prawdopodobieństwa, niektóre lub wszystkie wskazówki w tym krótkim raporcie przemieszczają się w kierunku potwierdzenia Niezwykle pouczające w kierunku twojego ja jako taty lub mamy. Pomysły te powinny pomóc, abyś sam stał się atrakcyjnym i kochającym połączeniem pomiędzy sobą a dzieckiem. Tego rodzaju metody pomogą w stworzeniu sezonu, a Ty i twoi maluchy będziecie wspólnie, jeszcze bardziej interesujący.
2 notes · View notes
Text
Home sweet homeless- 1
Tumblr media
Pairing: Larry. Myślałam nad Zouisem, ale…
Opis: Harry ma 20 lat, pstro w głowie i drobne problemy z alkoholem. Ale ma też mały ośrodek weterynarii ojca do prowadzenia, mimo braku odpowiedniego wykształcenia. Kiepsko, prawda? A co, jeśli dodam, że w krótkim odstępie czasowym stracił rodziców i siostrę, zostając z dwuletnią siostrą i kilkumiesięcznym siostrzeńcem? Cóż, właśnie tak jest. A Louis ma 25 lat i nie ma nawet tożsamości. Urodzony we Francji, oskarżony o serię morderstw na swojej rodzinie i poszukiwany listem gończym, wydaje wszystkie pieniądze na ucieczkę do Holmes Chapel i ląduje tam na ulicy. Harry mija go wiele razy, zawsze wykazując się dobrym sercem, jednak dopiero po tym, jak niemal staje się świadkiem brutalnego gwałtu, przyjmuje go do swojego domu. W ten sposób wzajemnie zmienią swoje życie.
Ode mnie: Jestem całkiem zadowolona z większości tego rozdziału. Pod koniec już trochę spieprzyłam sprawę, mam nadzieję, że zostanie mi to wybaczone. Chciałabym też poznać Waszą opinię na temat tego, bo nie dostałam nic, poza słowami mojej bety i jednej dziewczynki, na której wręcz wymusiłam komentarz ;)
MASTERPOST
-Zjedz jeszcze kawałek, myszko.- Harry mruknął czule, jednak dziewczynka pokręciła stanowczo główką i zaczęła już schodzić z krzesła.- Liv.- Dodał, a ostrzeżenie w jego głosie musiało zadziałać na małą, bo zaraz usiadła z powrotem we właściwy sposób i chwyciła kawałek chleba z serem.
-Musę?- Zapytała, przechylając głowę w bok i patrząc na tatę błagalnym spojrzeniem dużych oczek. Miała piękne oczy, to zawsze była pierwsza rzecz, która przychodziła Harry’emu na myśl, gdy ktoś pytał o jego starsze dziecko. Kochał to i nienawidził, bo Gemma miała takie same. Niemal idealnie okrągłe, jedynie wyciągnięcie nieco w zewnętrznych kącikach, otoczone gęstym wachlarzem długich rzęs, którymi trzepotała zalotnie, gdy miała na coś ochotę lub chciała uniknąć kary za jakiś wybryk. Te oczy różniły się jedynie barwą- Gemmy Harry porównałby do mlecznej czekolady, kiedy tęczówki Olivki niewiele różniły się od jej źrenic; były wręcz czarne z delikatnie niebieskim odcieniem, trochę jak dojrzałe jagody. Mógłby się w nie wpatrywać do końca swojego życia.
-Proszę, żebyś to zrobiła.-Odpowiedział, po czym poszedł do salonu, z ospałym Bradem w ramionach. Pamiętając, by schować butelkę po winie z poprzedniego dnia, wyjął szkło zza fotela, wcisnął korek z powrotem w szyjkę i schował to wraz z korkociągiem do swojej torby. Nie miał ochoty na kolejny wykład z ust świeżo upieczonej pani psycholog o tym, jaki to alkohol nie jest szkodliwy, naprawdę nie.
Był ogromnie wdzięczny Eleanor za pomoc przy dzieciach, jednak stanowczo wolałby, żeby skupiła się właśnie na maluchach, a jego życie zostawiła w spokoju. Miała rodziców, nie wiedziała, jak to jest, gdy los testuje człowieka w ten sposób. Harry jeszcze dwa lata temu nie potrafił dopilnować rybki, przez co ta zmarła za jego kanapą, a on uznał, że sama jest sobie winna, bo on jej kazał wyskakiwać z akwarium. A teraz musiał pogodzić pracę, szkołę weekendową i opiekę nad dziećmi, choćby minimalną, żeby nie dorastały bez miłości rodzicielskiej.
Miłość rodzicielska. To nie było właściwe pojęcie w tym przypadku, bo Harry nie był biologicznym rodzicem. Nawet nie adoptował tych dzieci. Był bratem i wujkiem, tak naprawę. I mógł kochać całym sercem, jednak wiedział, że to nigdy w pełni nie dorówna miłości matki i ojca. Jednak starał się, by maluchy tego nie odczuły. I chociaż on umierał od środka, Brad i Olivia wydawali się szczęśliwi i to dawało mu siłę na każdy kolejny dzień. A wieczorami siłę dawał mu alkohol. Tak było i Eleanor nie powinna mieszać nosa w tej sprawie, bo nie miała pojęcia, jaki trudne to było dla Harry’ego. Nie był gotowy na rodzicielstwo w wieku dwudziestu lat, z pewnością nie na samotne rodzicielstwo, bez pomocy dziadków. Sam był jeszcze dzieckiem, które niemo krzyczało, by ktoś się nim zaopiekował. Które płakało każdego wieczoru, bo nie wiedziało, co ma robić dalej. Które zakładało maskę dorosłego mężczyzny każdego ranka i cierpiało, bo sztywny i niedopasowany plastik obowiązków wbijał mu się w skórę na twarzy, zostawiając po sobie siniaki, uciskał nos, utrudniając oddychanie, a do tego gumka powagi potęgowała ból, ciasno opatulając całą jego głowę, żeby przypadkiem nie spadła mu podczas codziennego odgrywania swojej roli, odkrywając tym samym jego prawdziwe „ja”. Które pragnęło miłości i troski.
Olivia wbiegła do salonu akurat w momencie, gdy Harry odkładał odpiętą jeszcze torbę na kanapę, wywołując tym wesoły pisk Brada na widok siostry.
-Tatusiu, zjadłam! Dla ciebie!- Zawołała z dumą i już wystawiała buzię do całusa, stojąc grzecznie z rączkami za plecami, więc Harry pochylił się do niej i przycisnął usta do jej czoła, zaraz po tym pocierając swój nos o jej nosek.
-Brawo. Tylko proszę, bądź dzisiaj wyjątkowo grzeczna, tak? Muszę zostać troszkę dłużej w pracy, nie psoć cioci. Uczciwie ostrzegam, że ja się wszystkiego dowiem, a jeśli napsocisz, to dostaniesz tutaj.- Delikatnie poklepał jej pupę przez pampersa, ale ona tylko się na to zaśmiała.
-To nie boli!-Powiedziała pewnie i wytknęła zaczepnie język, za który brunet zaraz złapał.
-Jęzorek z powrotem, bo zaraz ci go odgryzę i już nie będziesz taka mądralińska.- Ostrzegł, trzymając go wciąż między palcami i ruszając nim na boki, a Olivia chichotała głośno, niedługo potem zarażając tym też Brada.- A tak poważnie, nie kombinuj, bo jutro na spacer zabiorę tylko Brada.
-Nieee!-Wyjęczała natychmiast i schowała język, dodatkowo zasłaniając buzię rączką.-Cę na spacel.- Wymamrotała w swoją dłoń, a Harry przeniósł chłopca na jedno ramię, by drugim móc podnieść dziewczynkę.
-Więc bądź grzeczna. Nie ma wkładania palców do gniazdka. Palców brata przede wszystkim.- Dodał tak szybko, jak tylko zobaczył, że ma zamiar z nim dyskutować na ten temat. Olivia opuściła ramionka w zawodzie i westchnęła cicho. - Żadnego mazania sokiem po ścianie, od tego masz kartki i kredki. Zapomnij o wchodzeniu do piekarnika czy wspinaniu się na szafy, kochanie, tam nie ma nic interesującego, zapewniam cię.
Olivia był naprawdę specyficzną dziewczynką, nikt nie potrafił nad nią zapanować. Miała jedynie dwa lata i może nie mówiła za wiele, ale rozumiała wszystko, co się do niej mówiło. Po prostu wybierała te rzeczy, które jej odpowiadały, a resztę ignorowała i robiła swoje. Harry czasami miał wrażenie, że wychował mordercę, ponieważ, jeśli wierzyć słowom Eleanor, codzienność z Olivią mogłaby zostać zatytułowana „sto sposobów na śmierć”. Gdy chomik nie chciał zjeść za nią kawałka kurczaka, zabrała mu jego miseczkę z jedzeniem i odeszła, mówiąc tylko, że nic innego nie dostanie. Innym razem stwierdziła, że jest jej zimno, po czym skorzystała z okazji, że Eleanor poszła po sweterek dla niej, i próbowała wejść do mikrofalówki, bo wcześniej widziała, że zimne jedzenie staje się tam ciepłe, więc i jej mogło się zrobić tam ciepło. Była też sytuacja, kiedy zrobiła ciastko z modeliny i uparła się na to, by Brad je zjadł, a gdy nie chciał, pokruszyła je i wrzuciła do jego kaszki. Nikt nie wiedział, dlaczego się tak zachowuje, pewnym było, że nie mogła zostać pozostawiona sama sobie nawet na minutę, bo stanowiła zagrożenie zarówno dla siebie, jak i dla Brada. Harry czasami naprawdę był przerażony jej pomysłami, ale nie wiedział, jak sobie z tym poradzić. Uznał, że po prostu w końcu z tego wyrośnie. Po cichu liczył też, że wyrośnie również z egoizmu, ponieważ to, że nie robiła niczego bezinteresownie, zaczynało być problematyczne. Miała  zaledwie dwa lata, a już doszło do tego, że Harry musiał jej obiecywać ulubiony deser, żeby zjadła obiad, a kupując zabawkę dla Brada, musiał kupić też coś dla niej. Co więcej, ona przyznała sobie prawo do zabawek brata, jeśli natomiast chłopiec choćby chwycił coś, co należy do niej, była zdolna go uderzyć. Eleanor rozmawiała z nią na temat dzielenia się wiele razy, Harry również, ale to nic nie dawało. Owszem, po takiej rozmowie był krótki okres zmiany, ale szybko wszystko wracało do normy. I chyba to męczyło Harry’ego najbardziej- niemoc. Nie chciał się przyznać, ale jej szacunek zdobywał stanowczą ręką, często szantażem i manipulacją, bo nic innego na nią nie działało. Z Eleanor nic sobie nie robiła, a fakt, że dziewczyna nigdy nie podnosiła na nią głosu, tylko upewniał małą w przekonaniu, że to ona rządzi w tym domu pod nieobecność taty. Tym bardziej Harry był wdzięczny El, że nie zostawiła go samego, chociaż wielokrotnie już dawała mu sygnały, że jej wytrzymałość się kończy. Nawet nie chciał myśleć, co by się z nim stało, gdyby jednak zdecydowała się odejść. To był dla niego temat tabu.
Opiekunka przyszła punktualnie o ósmej, więc Harry przekazał jej dzieci, przygotował się do pracy i pożegnał się z całą trójką krótkim całusem, zanim zamknął za sobą drzwi mieszkania i wyszedł przed blok. Zaraz potem zdjął bezrękawnik, uznając, że jest stanowczo zbyt ciepło na coś poza zwykłą bluzką z podwiniętymi rękawami. Po chwili namysłu wyjął też okulary przeciwsłoneczne z torby, lekko zdziwiony tak piękną pogodą w Anglii. To był jeden z najcieplejszych wiosennych dni w jego życiu, jeśli miałby być szczery. W drodze na osiedlowy parking minął dwoje ludzi. Szybko rozpoznał swoją sąsiadkę, więc przywitał się z nią przyjaźnie, jak zwykle otrzymując w odpowiedzi uśmiech starszej kobiety i pytanie o samopoczucie. Pani Bolton miała siedemdziesiąt trzy lata, ale do zgorzkniałej staruszki nie było jej nawet blisko. Dla każdego niezwykle uprzejma, zawsze służyła dobrym słowem i przepysznym ciastem kokosowym, za którym Olivka wręcz szalała.
Z tego, co Harry zauważył, od jakiegoś czasu raz dziennie można ją było zobaczyć z pewnym młodym mężczyzną, prawdopodobnie bezdomnym. Styles nigdy nie przyglądał mu się uważnie, więc o tym, że to wciąż jeden i ten sam mężczyzna, domyślał się przez obecność psa, a pewność zdobył przez plotki sąsiadek, które jawnie szydziły z pani Bolton, właśnie przez jej pomoc dla niego. Nie rozumiał, jak można obrażać osobę, która pomaga innym, jednak sam nigdy nie zaangażował się tak bardzo, jak starsza pani; nigdy nie prowadzał się jawnie z bezdomnym, jakby chodząc z nim normalnie na spacery każdego dnia i rozmawiając. Jego czyny ograniczały się do wrzucania pieniędzy do pustych kubków w dłoniach tych ludzi lub do puszek wolontariuszy, działających w tej sprawie. Oczywiście, parę razy naciął się na tym i jego znajomi wyśmiewali się z niego, gdy przy nich dawał potrzebującym pieniądze, a chwilę później widział ich z piwem lub papierosami zamiast jedzenia. Jednak wiedział, że nie wszyscy tacy są, a wolał oddać parę groszy niż potem zadręczać się cały dzień, myśląc o tym, że być może właśnie przez niego jakiemuś człowiekowi żołądek skręcał się z głodu, bo potraktował go stereotypowo. Ale pani Bolton była inna; zawsze starała się pomóc wszystkim, nawet jeśli to oznaczało dla niej konieczność zaciśnięcia pasa. Zawsze to w niej podziwiał.
Tym razem również nie zwrócił większej uwagi na jej towarzysza, zbyt przejęty dotarciem do pracy na czas. Nie mógł pozwolić sobie na najmniejszy błąd, ponieważ grono jego klientów było małe, zbyt małe na spóźnienia czy inne niedogodności z jego strony. Gdyby nie dobre imię Desa jako weterynarza, Harry teraz byłby zmuszony do sprzedania jego małego ośrodka za marne grosze, ponieważ nie miał specjalizacji, dopiero się kształcił i właściwie nie działał do końca legalnie, a udawało mu się to dzięki odpowiednim znajomościom rodziców. Był już bliski utraty ostatniej rzeczy, jaka została mu po rodzinie, ale urzędnik okazał się być dobrym znajomym Desa, więc, tylko przez wzgląd na to, nie zamknął ośrodka i od ponad roku robił wszystko, by każde zlecenie kontroli trafiało do niego, stawiając młodemu Stylesowi tylko jeden warunek- miał się szkolić. Musiał jak najszybciej zdobyć odpowiednie kwalifikacje do wykonywania zawodu weterynarza, bo oszukiwanie władz wsi nie mogło ciągnąć się w nieskończoność. Więc zapisał się do szkoły weekendowej, bo tylko to mógł zrobić. Wcześniej spędzał z tatą sporo czasu, często z przymusu, ale to i tak dało mu możliwość obserwowania i uczenia się tego fachu. Dlatego też znał się na wielu rzeczach i mieszkańcy Holmes Chapel ufali mu na tyle, by powierzyć mu zdrowie swoich zwierzaków, a on otwarcie przyznawał, gdy nie mógł pomóc w danym przypadku, kierując ich przy tym do zaprzyjaźnionego weterynarza w Chester, który dawał im drobne zniżki na prośbę Harry’ego. I tak jakoś kręcił się ten biznes. Z pewnością nie zarabiał kokosów, ale odszkodowanie po śmierci rodziców i zapomoga od urzędu miasta wystarczały mu na utrzymanie siebie i dwójki dzieci oraz odpowiednią pensję dla Eleanor. Mimo wszystko, pracy nie mógł stracić i robił wszystko, by do tego nie dopuścić.
Do ośrodka dotarł już chwilę później, tym razem nawet nie wstępując do piekarni po coś do jedzenia. Zrobił sobie jedynie kawę i rzucił się w wir pracy, w większości papierkowej, ponieważ miał spore zaległości w dokumentach, a do pierwszej wizyty miał ponad dwie godziny czasu.
* * *
-Ma pani przeze mnie same kłopoty…
-Nie mów głupot, skarbie. Proszę, przebierz się, twoja bluzka wręcz woła o pranie. Ja to widzę, a jestem ślepa.
Starsza pani roześmiała się, a Louis pokręcił głową, ale zdjął z siebie ubranie i posłusznie oddał je, przyjmując w zamian koszulkę i gruby sweter, na który zmarszczył brwi w konsternacji.
-To na noc. Skoro nie chcesz spać tutaj-
-Nie mogę, przecież sama pani wie. Słyszałem, jak zagrozili pani wyrzuceniem z mieszkania za przetrzymywanie mnie tutaj…
-Więc chcę, żebyś przynajmniej nie zamarzł na śmierć przy tych śmietnikach. Dam ci też jakiś koc dla ciebie i Teddy. Może i teraz jest ciepło, ale w nocy beton będzie wręcz lodowaty.
-Nie wiem, jak ja się pani za to odwdzięczę… - Szatyn spuścił głowę, wzdychając ciężko.- Nic nie mam…
-Żyjesz, to mi wystarczy. Nie mogłabym znieść myśli, że zginąłeś pod moim blokiem. Nie mam żadnych ciepłych ubrań, po wnuku zostało mi tylko parę koszulek i ten sweter, ale weź chociaż to.
-Jest pani prawdziwym aniołem.-Mruknął, jak tylko założył na siebie czystą koszulkę, a potem wpadł w ramiona staruszki i wyściskał ją mocno, wywołując jej śmiech.
-Już, już. Jeśli pomożesz mi w zakupach, przygotuję ci jakiś obiad, zgoda?
-Pomogę pani w zakupach, ale na obiedzie nie zostanę. Już tak wiele dla mnie pani zrobiła, naprawdę będę niezmiernie wdzięczny za zwykłą bułkę i coś dla Teddy. Proszę pozostawić mi krztę honoru i się na to zgodzić…
-Zrobię ci kanapki, tak? Porządne, z dużą ilością wędliny, pomidorem i ogórkiem. Trzy. Na śniadanie, obiad i kolację. A Teddy dostanie trzy puszki konserwy, wiem, że ją uwielbia. I nie dyskutuj ze mną, Connor.
Louis przymknął oczy, gdy to usłyszał. Nienawidził siebie coraz bardziej za każdym razem, gdy Jane nazywała go w ten sposób. Okazywała mu tyle serca, a on oszukiwał ją nawet w tej sprawie. Gdyby nie ona, już dawno umarłby na ulicy. To ona przyjmowała go do swojego mieszkania w najcięższe zimowe noce, kiedy nie dało się wytknąć poza dom nawet palca, chociaż dobrze wiedziała, że może ją spotkać za to kara. To ona codziennie dawała mu coś do jedzenia, chociaż sama niewiele miała. To ona wyrzuciła jego bluzkę, w której spędził rok po ucieczce z Francji, a w zamian dała mu inną. To dzięki niej wiedział nadal, jak smakuje herbata. Dzięki niej przeżył ostatnie trzy lata. A nie mógł jej nawet zdradzić swojego prawdziwego imienia. Nie mógł, bo od czterech lat był poszukiwany listem gończym w całej Francji, a od niedawna i w innych krajach. I mimo że Anglia nie należała jeszcze do tej listy, wiedział, że nie może się ujawnić. A społeczeństwo tylko mu w tym pomagało. Przez jedno z licznych pobić zyskał bliznę na policzku, przez niedożywienie znacznie schudł na twarzy, a długie i przetłuszczone włosy z przedziałkiem na środku były w stanie zasłonić uszy, nawet będąc związane w niskiego kitka. Nie przypominał już dawnego siebie. Dla pewności jednak postanowił zrezygnować z prawdziwego imienia i nazwiska, unikając przedstawiania się komukolwiek, a jeśli już musiał, używał imienia Connor. Tak było łatwiej.  Bezpieczniej.
-Zgoda.-Przyznał w końcu, gdy wypuścił Jane z ramion, a ona spojrzała na niego wymownie, czekając na odpowiedź.
-Żałuję tylko, że nie mam dla ciebie żadnych butów, twoje są takie zniszczone…- Pokręciła głową, marudząc jak zwykle. Louis po prostu wziął ją pod ramię i razem wyszli z jej mieszkania, przy okazji wynosząc śmieci do kontenera.
-Niech pani nawet nie myśli, żeby coś mi kupować. Te buty nie są takie złe, jakieś fragmenty podeszwy wciąż zostały na swoim miejscu.- Zażartował dla rozluźnienia atmosfery, za co otrzymał lekkie uderzenie w ramię.
-Ojj, Connor, Connor, co ja z tobą mam. Nie dajesz mi sobie pomóc.
-Chyba pani sobie kpi w tym mom-
-Dzień dobry, pani Bolton!- Nieznany głos przerwał wypowiedź Louisa i szatyn spojrzał ukradkiem w jego kierunku, widząc przed sobą wysokiego bruneta w okularach przeciwsłonecznych.
-Harry! Jak się dzisiaj miewasz?- Jane odpowiedziała natychmiast, wyraźnie uradowana spotkania tego mężczyzny. Louisa wcale to nie dziwiło, ta kobieta cieszyła się każdą rzeczą w swoim życiu. Zazdrościł jej tego.
-Całkiem dobrze, tak myślę. A jak pani się czuje?
-Och, mogę pobiec w maratonie!- Zawołała wesoło i zarówno Louis, jak i Harry pokręcili głowami w rozczuleniu.
-Z pewnością.- Brunet powiedział jeszcze, zanim wsiadł do swojego auta, a Jane skupiła się ponownie na Louisie.
-Chodź, Connor, jestem głucha, ale-
-Ale słyszy pani, jak burczy mi w brzuchu.-Dokończył za nią, wywracając oczami i śmiejąc się cicho.- Coś mi się zdaje, że mnie pani oszukuje z tą utartą kolejnych zmysłów…
-Ucisz się, chłopcze, bo dam ci bułkę ze szprotką w oleju.
-Fuj.-Skrzywił się zabawnie, rozbawiając ich obu.- Widzę, że i pamięć się pani trzyma.
-Mówiłam, że w maratonie jeszcze pobiegnę. I nawet nie zapomnę, w jakim kierunku biec!
Krzywiąc się nieco, Louis doszedł do rogu ulicy, który już właściwie mógł nazywać swoim. Przychodził tam niemal codziennie, bo było to miejsce najrzadziej odwiedzane przez patrole policji, już zdążył to zauważyć. Funkcjonariusze przechodzili się tamtędy dwa razy w tygodniu, naprzemiennie w środy i soboty oraz w poniedziałki i czwartki. W te dni szedł do zupełnie innej dzielnicy, niemal na drugim krańcu miejscowości. Jednak tutaj był najczęściej, ponieważ miał blisko do mieszkania pani Bolton, pod której blokiem spał, a równocześnie dużo mieszkańców Holmes Chapel korzystało z tej ulicy, więc miał szansę na zdobycie jakichkolwiek pieniędzy na jedzenie lub picie. I nawet jeśli Jane zapewniała mu jakieś przekąski, nie opuścił nawet jednego dnia, bo bywało różnie; raz Teddy wystarczyła konserwa i jemu bułka, a raz pies gryzł nawet plastik lub pił wodę z kałuży, kiedy Louis niemal mdlał z głodu. Nie chciał prosić tej kobiety o więcej, miał resztki godności i nie chciał żerować na starszej pani. Już wolał prosić na ulicy, bo tam każdy miał wybór; mógł pomóc lub po prostu odejść i Louis nie miał tego za złe. Rozumiał, że nie każdy mógł lub nie każdy chciał. Dlatego też nie wymuszał, tylko pytał. Nie chodził za ludźmi, nie kombinował, nie był natarczywy. Nie chciał i nie mógł sobie na to pozwolić; mieszkańcy i tak mieli dobre serce, nie zgłaszając żebrania na ulicy.
Tym razem nie prosił. Siedział spokojnie na chodniku przy murze, nikomu nie wadząc, miał przed sobą pusty kubek, a Teddy leżała obok niego, z pyskiem na jego kolanie. I chociaż był cicho, to po godzinie przekonał się, że to był jeden z tych dni, kiedy przeszkadzał jakiejś osobie samą swoją egzystencją.
-Nienawidzę, gdy ludzie zostawiają śmieci na ulicy, zamiast wyrzucać je tam, gdzie ich miejsce.- Usłyszał pogardliwy głos mężczyzny i nawet nie musiał patrzeć, żeby wiedzieć, że chodzi o niego.-I oczywiście przy moim sklepie.- Dodał, po czym kopnął Louisa w kolano, na co chłopak syknął cicho.-Do ciebie mówię.
-P-pana sklep jest dalej.-Szatyn odpowiedział niepewnie, wiedząc już, z kim miał do czynienia. Usiadł raz tuż pod sklepem tego mężczyzny i popamiętał to do końca życia, bo został wtedy pierwszy raz pobity. Przeniósł się zaraz następnego dnia i już nawet wyciągniętą ręką nie mógł znaleźć się na terenie tegoż sklepu, ale Nick Grimshaw miał inne zdanie na ten temat. Zawsze znalazł sposób, by poniżyć Louisa.
-Jesteś, kurwa, idealnie na drodze do mojego sklepu. I mam już tego dość.- Louis nawet nie przewidział, że Nick dotknie go kijem przez szmatę, jak to zawsze mawiał, więc nie mógł zareagować, gdy ten chwycił go za ramiona i szarpnął do góry. Ale wtedy szatyn stracił zupełnie kontrolę nad tym, co się działo, bo Teddy zaczęła warczeć. I kolejnym, co Louis miał przed oczami, było ugryzienie w rękę. I modlił się w tamtej chwili, żeby to była jego ręka, co niestety się nie stało.  Grimshaw wrzasnął, w jednej chwili trzymając się za ranę i patrząc na psa w szoku, a w drugiej już ciągnął Louisa za ramię do ostatniego budynku na ulicy, klnąc na niego pod nosem.
-Pieprzone ścierwo, nie dość, że się pałęta i żebrze, to jeszcze kundel agresywny.
-Co pan robi? Proszę mnie puścić!-Louis wyrywał się, próbując nie dopuścić do siebie przekleństw, jednak to nie było łatwe. Bolało, bardzo bolało.
-Przysięgam na Boga, jeśli to twoje gówno ma wściekliznę, uduszę cię gołymi rękami.-Oznajmił tylko, z tak ogromną ilością jadu w głosie, że Louisa niemal piekła skóra w miejscu uścisku dużej dłoni mężczyzny na jego ramieniu. Silnym pchnięciem wpakował szatyna do ośrodka weterynarii, a  Teddy trzymała się blisko nogi swojego pana, w każdej chwili gotowa do kolejnego ataku, wciąż warcząc i szczekając. Nie zważając na kolejkę, Nick wciągnął Louisa do gabinetu.
-Ten kundel mnie ugryzł!- Oznajmił w ramach powitania, a weterynarz zmarszczył na niego brwi.-Harry, kurwa, czy ty to widzisz? Ugryzł mnie jakiś zapchlony kundel, masz go natychmiast uśpić.
-Nie!- Louis wrzasnął od razu, momentalnie zalewając się łzami.-Błagam, nie.
-Nick, po pierwsze, co ty do cholery odwalasz?- Harry zapytał prosto, jednak na sytuację przed sobą patrzył z rosnącym niepokojem.
-Po prostu go uśpij, to agresywne gówno chodzi po ulicy i stanowi zagrożenie dla ludzi!
-To nieprawda!
-Uspokój się, człowieku, wstyd mi przynosisz.-Styles westchnął ciężko, podniósł się ze swojego miejsca za biurkiem i podszedł do nich, ukradkiem patrząc też na psa, który leżał tuż przy nogach właściciela.
-Jest niebezpieczny, na pewno roznosi wściekliznę. Uśpij go, słyszysz?
I zanim Harry zdążył odpowiedzieć, Louis wyrwał się z silnego uścisku i padł przed nim na kolana, szlochając głośno.
-Błagam, niech pan tego nie robi, ja nie mogę stracić Teddy, tylko ona mi została, błagam! Ona nie jest groźna, nigdy nikogo nie ugryzła!
-Właśnie widzę.- Nick prychnął pod nosem, a Louis swój otarł, zanim zaczął mówić dalej.
-Przestraszyła się, nie lubi, gdy ktoś mnie szarpie, to tyle! Nie chciała mu zrobić krzywdy, broniła mnie! Proszę jej nie usypiać… Błagam…- Wymamrotał cicho, a potem jedynie przytulił się desperacko do swojego psa, płacząc w jego szyję i głaszcząc jego uszy.-Błagam…
-Harry-
-Nick.- Harry wszedł przyjacielowi w słowo, krzywiąc nieco twarz w irytacji.-Nie rozkazuj mi w moim gabinecie, rozumiesz? Nie tobie decydować o uśpieniu psa, więc uprzejmie się zamknij i opuść mój gabinet, jeśli masz zamiar się awanturować.- Zakończył stanowczo, z ramieniem wysuniętym w stronę drzwi. Nick patrzył na niego w szoku, ale brunet zdawał sobie z tego nic nie robić.
-Jak-
-Powiedziałem coś. Chcę zbadać tego psa. Jeśli ma wściekliznę, zaraz wyślę cię do szpitala i cię uratują. Im dłużej nie pozwalasz mi na to badanie, tym mniej czasu ci zostaje na uratowanie swojego życia. Doszło to do ciebie?
Po głośnym trzaśnięciu drzwiami, Styles kucnął przy Louisie, uśmiechając się do niego nikle.
-Nie zabieraj mi jej…- Szatyn poprosił słabo, z twarzą całą mokrą od łez i czystym bólem w oczach.- Proszę…
-Nie mam zamiaru. Daleko jej do wścieklizny, ale na wszelki wypadek ją zbadam, w porządku? Nie zrobię jej żadnej krzywdy, możesz być pewny.
Louis kiwnął powoli głową, jeszcze całując psa w czoło i między oczami, chcąc go po prostu zapewnić, że nie pozwoli go zranić.
-Jak się wabi?
-T-teddy.
-No jak ładnie. Wygląda na pieszczocha, więc to idealne imię.
-Ona naprawdę nigdy nikomu nic nie zrobiła. Ten pan mnie szarpnął, krzyczał…
-Wiem, rozumiem.- Harry mruknął łagodnie. Pogłaskał psa za uszami, potem pod pyskiem i po łapach, śmiejąc się cicho, kiedy psiak położył się na grzbiecie, gotowy do zabawy.-Nie, raczej na pewno nie ma wścieklizny. Jej zachowanie się jakoś zmieniło w ostatnim czasie?
-Nie, zupełnie nie. Jest spokojna i lubi się bawić. Zawsze taka była. Mówię przecież, że się tylko przestraszyła. Nikt nigdy nie był w stosunku do mnie agresywny, kiedy ona była blisko, więc nie jest przyzwyczajona do takich sytuacji. Broniła mnie…
-W porządku. Nie sądzę, by był sens badania. Nie ma gorączki, wydaje się być wesołym psem… Ale ma pchły, zdajesz sobie z tego sprawę? Nie muszę jej nawet dokładnie sprawdzać, żeby to zobaczyć…
-Wiem.-Louis przyznał ze spuszczoną głową, jedną ręką obejmując Teddy.-Nie stać mnie na żadne środki, ledwo organizuję jej jedzenie… Ale to robię! Nie jest głodna.- Wytłumaczył się od razu, wciąż przestraszony.- Prawdopodobnie sam mam pchły, więc… -Dodał już szeptem. Harry długo na niego patrzył, ale w końcu podniósł się z podłogi i ze swojego biurka wyjął jakieś pudełeczko, by wcisnąć je w rękę Louisa.
-Rozdrobnij tą tabletkę i wrzuć jej do jedzenia, żeby na pewno zjadł pełną dawkę. Tobie tego nie polecam, ale jeśli jej przejdzie, dla ciebie będzie mniejsze ryzyko. Mam koleżankę w aptece, mogę do niej zadzwonić i zapewni ci coś odpowiedniego dla ludzi, co ty na to?
-Ale j-ja nie mam pieniędzy…-Szatyn otworzył szeroko oczy w zdziwieniu.-Nie mogę zap-
-To prezent ode mnie, przyjmij go.
-Dziękuję. Przepraszam, ja… Ja muszę już iść. Póki się pan nie rozmyślił, przepraszam, ale Teddy jest najważniejsza…- Burknął i Harry nawet nie mógł się pożegnać, bo Louis wziął swojego psa na ręce i dosłownie wybiegł z ośrodka. Nie przestał biec, dopóki nie był już bezpieczny między kontenerami na śmieci pod blokiem pani Bolton. Dopiero tam odsapnął po przerażeniu, jakie ogarnęło go na myśl o uśpieniu jego ukochanego psa, i był ponownie zdolny do racjonalnego myślenia. Przytulił się do Teddy i razem zasnęli na jakiś czas, a wieczorem rozdrobnił tabletkę i wymieszał cząstki z ulubioną konserwą swojego pupila. Przyszedł do Jane tylko na chwilę, by prosić o trochę wody dla niej, ale otrzymał też gorącą herbatę i partyjkę warcabów, za co był ogromnie wdzięczny.
A Harry? Harry porządnie nawrzeszczał na swojego przyjaciela po tym wszystkim, ale dzień i tak uznał za stracony. Więc zaraz po powrocie do domu-gdy już upewnił się, że Olivia nie sprawiała żadnych problemów i utulił swoje dzieci do snu- wyciągnął butelkę wina i kieliszek, po czym zalał stres z całego dnia. Oraz dwóch ostatnich lat. Jak zwykle.
2 ->
29 notes · View notes
Text
Był na wyciągnięcie ręki, a jednak tak nie osiągalny
1 note · View note
samotne-mamuski · 3 years
Photo
Tumblr media
Krystyna, 41 lat, Warszawa
Jestem dojrzałą, realną kobietą, która potrzebuje kogoś do spędzania wolnego czasu. Jeżeli jesteś opiekuńczym, realnym mężczyzną z poczuciem humoru napisz do mnie. Czekam .Myślę o dłuższej znajomości..jeżeli będziemy się czuć dobrze w swoim towarzystwie.Dołącz swoją fotkę do wiadomości.
17 notes · View notes
samotne-mamuski · 3 years
Photo
Tumblr media
Katarzyna, 55 lat, Poznań
Chcę znależć kogoś, kto dotknie mojej duszy, nie dotykając jeszcze mojego ciała. Przyśpieszy bicie serca, nie przyśpieszając biegu zdarzeń.
6 notes · View notes
samotne-panie · 3 years
Photo
Tumblr media
Danuta, 44 lata, Częstochowa
Szukam miłego, uczciwego mężczyznę w wieku 45 do 50 lat. Nie jestem zainteresowana przelotnymi znajomościami. Mile widziane zdjęcie Pozdrawiam serdecznie
2 notes · View notes