Tumgik
mamalusi · 4 years
Text
Money, money, money, must be funny...
Tumblr media
 Podobno szczęścia nie dają, ale nam dały cały dzień zabawy i nauki bez stresu i nudy + odrobinę czekolady po obiedzie, czyż to nie jest szczęście? 
Kopa, ćwierć i pół.
A co jeszcze daje szczęście? ZAKUPY!!! Od tego zaczęliśmy, ale to nie była zwykła zabawa w sklep, to “zakupy w ciemno”. Do dużych słoików nasypałam różne sypkie produkty, ryż, mąkę, groch, jajko... tak mi się jakoś wzięło na żarciki. Dzieci miały zasłonięte oczy i wkładając rączkę kolejno do słoików musiały wymacać jaki to towar. Tym razem “towar macany nie należał do macanta”. Kiedy pierwsze dziecko zgadło mówiło “wiem”, żeby kolejne miało też zabawę. Po tym specyficznym przyjęciu towaru w ciemnym magazynie trzeba było zrobić etykietki. My postawiliśmy przede wszystkim na wygląd, ale możecie też oprócz nazwy produktu podać także jego cenę i ilość/wagę. Od razu dzieci mają okazję dowiedzieć się co to jest kilogram, litr i sztuka. Na słoju możesz także narysować markerem podziałkę i wytłumaczyć ile to jest 1/2, 1/3 czy 1/4. Pół i ćwierć. Potem można pobawić się w sklep.
Tumblr media
Do tej zabawy używam starych peerelowskich monet i banknotów z jakiejś gry, najlepiej zbliżonych wyglądem do orginałów. Dodawanie i odejmowanie obowiązkowe. Jak macie wagę to fajne jest też ważenie, czyli wykorzystanie w praktyce wiedzy o kilogramach i litrach. Dzieci uczą się dodawać nominały i wydawać resztę. Po zrobieniu bilansu na koniec dnia targowego zjedliśmy po czekoladce w kształcie monety. 
Tumblr media Tumblr media Tumblr media
Wehikuł czasu.
Ale przecież nie zawsze były na świecie pieniądze... zapraszam więc dzieci na farmę, gdzie odbywa się handel wymienny - barter. Gramy w “Super Farmera”. To ciekawa gra logiczna nawet dla najmłodszych, w której rozmnażasz i wymieniasz zwierzęta na swojej farmie, by stworzyć superfarmę i wyhodować wszystkie dostępne w grze gatunki. (Kilka ciekawostek na temat powstania tej gry znajdziecie tutaj: https://www.rdc.pl/informacje/gra-super-farmer-w-czasie-powstania-stworzyl-ja-profesor-matematyki-posluchaj/) Przy okazji możecie porozmawiaćo zaletach i wadach wymiany barterowej, np. krowy nie da się trzymać w banku. Zwycięzca otrzymuje kolejną czekoladową monetę i prawo wciśnięcia ENTER, bo teraz będziemy oglądać filmy o historii pieniądza, np:
https://www.youtube.com/watch?v=69e0TacuPSA
oraz bardzo ciekawy film Mennicy Polskiej o tym, jak powstają monety:
https://www.youtube.com/watch?v=pOwXevZ34rc
Po filmach oglądamy sobie monety i banknoty z różnych szerokości geograficznych i czasów. Uczymy się nowych pojęć - rewers, awers, rant i nominał. Korzystając z Map Mizielińskich i internetu sprawdzamy, jak nazywają się waluty w różnych krajach. Łucja szuka interesujących ją krajów, czyta nazwę stolicy a ja szukam w internecie nazwy waluty. Na koniec dzieci robią projekty banknotów.
Tumblr media
Wydajmy trochę kasy ;-)!
Jeśli masz starsze dzieci ta zabawa może zaprowadzić was do sklepu na prawdziwe zakupy. Idżcie razem do marketu, zaplanujcie budżet, zróbcie listę, liczcie na beżąco na co możecie sobie pozwolić a przy kasie niech zapłaci dziecko i sprawdzi paragon oraz resztę. Ty cały czas uśmiechaj się do kasjerki i ludzi w kolejce, bo to może trochę potrwać. Powodzenia.
Tumblr media
0 notes
mamalusi · 4 years
Text
Dziecko w kuchni OMG!
Tumblr media
Jestem samą mamą - nie lubię określenia “samotną matką”, bo z dziećmi nie jestem samotna :-) rozumiecie, o co chodzi... ale tak, kiedy jestem z dziećmi, to jestem z nimi sama, nie ma nikogo, kto zajmie się nimi kiedy gotuję obiad, zmywam, sprzątam. Wiem, że znacie to też, nawet jeśli macie takiego Kogoś, bo przecież nieraz zostajecie sami z dziećmi w domu. W moim są dwa takie stany kryzysowe - pierwszy, kiedy właśnie muszę zrobić obiad i jest w kuchni niebezpiecznie, a drugi, kiedy pracuję w kuchni a moje dzieci zaczynają walkę w pokoju - wtedy niebezpiecznie robi się właśnie tam. Do niedawna krzyczałam z kuchni, żeby się uspokoili - krzyki ignorowano, potem zaczęłam latać z kuchni do pokoju próbując jednocześnie usmażyć kotlety i nie dopuścić do rozlewu krwi - wynik - przypalone ziemniaki i guzy na czołach. Nie da się robić kilku rzeczy na raz. Wpadłam więc na pomysł, że nie będę gotować w ogóle - błąd, teściowa (była) zaczęła wygrywać ;-), poza tym, nie da się żyć parówkami z bułką.  Wymyśliłam więc Sekretną Szafkę! 
Tumblr media
Sekretna szafka to szafka w kuchni, położona pod sufitem, a więc niedostępna dla ciekawskich łapek moich dzieci, w której trzymam różne skarby. Kiedy dzieci za bardzo kręcą się po kuchni, kiedy nudzą się na tyle, że atmosfera gęstnieje do konsystencji śmietany albo kiedy słyszę, że zaraz zaczną się Wojny Klonów w pokoju dziecinnym wołam
- Otwieram sekretną szafkę!
i po jakimś czasie któryś z dwóch ciekawskich nosków pojawia się w drzwiach.
Łucja otwiera drzwi.
Drzwi do Magicznej Szafki są prawie tak niezwykłe jak drzwi do Narni, które znalazła Łucja. Co w niej jest schowane? 
1. Kolorowe pisaki i papier, ale pisaki nie jakieś tam zwykłe, to są najlepsze pisaki w domu, takie, które kupiłam w Tigerze za kupę kasy, mają cudowne kolory i wspaniałą pigemntację, są dwustronne i miłe w dotyku, są warte grzechu pożądania - i moje dzieci ich pożądają ;-) 
Tumblr media
2. Klocki Pixit - są to kolorowe klocki do nauki kodowania. Na zielonej macie dziecko układa kompozycje z kolorowych klocków, według obrazków podanych w instrukcji - trzeba liczyć pola i nie zgubić się podczas ukłdania - nie jest to takie proste. Mój synek, lat 5 to uwielbia. A kiedy nam się znudzi układanie ze wzorem wymyślamy własne kompozycje. 
Tumblr media
3. Potwór, który zjada samochody - to skarpetka w paski, której doszyłam oczy z guziczków. Zabawa polega na tym, że przykładam go do szyby i otwieram jego paszczę, kiedy jedzie samochód. Wygląda to jakby je zjadał. Wojtka to rozśmiesza i mamy zwrot akcji jeśli chodzi o złe emocje. Czasem taki mały Samochodojad potrafi rozładować atmosferę na kilka godzin! 
Poznajcie Fafkulca. Fafkulec lubi zjadać samochody. Czasem, jeśli się przeje, wymiotuje nimi. Zdaża mu się też połknąć rowerzystę.
Tumblr media Tumblr media
4. Specjalne książki z zagadkami - ciekawe, inne niż wszystko co dzieci mają w pokoju, wyciszające i zajmujące.
5. Karty do gry. Moja Lulu ostatnio odkryła układanie pasjansa a Wojtek uwielbia grę w Wojnę. Bardzo przydatna gra jeśli chodzi o naukę cyferek i szacowanie ilości - mniej/więcej. To tak przy okazji ;-)
6. Karty Dixit - pełnej wersji gry nie da się oczywiście wykonać podaczas podrzucania naleśników, ale można dać dzieciom karty i niech wymyślają hasła. To akurat bardzo lubi moja starsza córeczka Łucja, lat 8. 
7. Specjalne książki, takie które nawiązują do aktualnych zainteresowań dziecka np. o piratach czy grzybach trujących. Do czytania i oglądania tylko w wyjątkowych sytuacjach.
Tumblr media
Czasem wołam tylko jedno dziecko, drugie i tak za chwilę pojawi się w kuchni. Siadają przy stole, są blisko mnie i siebie nawzajem ale są tak zaabsorbowani 
Skarb Piratów.
Możesz włożyć do Magicznej Szafki wszystko co chcesz, ale jest kilka zasad:
1. Musi to być coś extra, czego dzieci nie mają na codzień, coś wyjątkowego, odświętnego.
2. Musi to być coś co twoje dziecko bardzo lubi, czyli, jak to mówią w korporacjach “spersonalizowane”, dostosowane do aktualnych zainteresowań.
3. Coś co wycisza, zmienia nastrój, angażuje, sprawia, że dzieci czują się zauważone. 
4. Nigdy, przenigdy nie dawaj dzieciom skarbów z sekretnej szafki do zwykłej zabawy w pokoju, albo kiedy one tego zarządają. 
5. Co jakiś czas całkowicie zmieniaj repertuar.
Zakazany owoc.
Działa na każdego. To, co mam w Magicznej Szafce jest dla moich dzieci ciekawsze od wygrania kolejnego starcia z rodzeństwem, ważniejsze od pokazania kto rządzi w tym domu, sprawia, że dziecko czuje się zauważone i zaopiekowane i nie musi już stawać na głowie, żebyś przeniosła swoją uwagę z kotleta na nie, jednocześnie ty możesz dalej BEZPIECZNIE zawijać gołąbki. 
Dzieci często zaczynają się zachowywać jak dzikie zwierzęta, kiedy brakuje im inspiracji, zamknięte w czterech ścianach ciągle widzą te same zabawki, ten sam kolor ścian, tego samego irytującego brata czy siostrę. To naprawdę frustrujące. Ale przecież Ty nie możesz ciągle wymyślać nowych i nowych zabaw i aktywności. Nie możesz przeżywać dzieciństwa swoich dzieci za nie. Po prostu daj im inspirację, kawałek mapy - sami dorysują resztę. Moje dzieciaki zazwyczaj zaraz po numerze z Magiczną Szafką idą do pokoju i znowu fajnie się bawią. Czy nie o to chodziło?
2 notes · View notes
mamalusi · 6 years
Text
Być jak Pippi L.
Zacznę po angielsku, ale... nie, nie, bynajmniej nie znikając bez pożegnania zanim jeszcze na dobre zaczęłam. Zacznę od pogody! Był typowy, zimowy dzień w Szczecinie - szary, pochmurny i deszczowowietrzny. Moje maluchy już od kilku godzin rozsadzała enegia iście wkacyjna. Zamknięci w 4 ścianach mieliśmy dosyć wszystkiego łącznie z sobą nawzajem. Awantura wisiała w powietrzu jak siekiera w pubach mojej młodości (kiedy wolno było tam jeszcze palić). Trzeba ich jakoś wywabić na dwór... ale jak? Przecież sami widzą, że plucha i szarość za oknem! Postanowiłam na początek zmienić język - z angielskiego na Szwedzki. I nie obawiajcie się, nie zacznę teraz nucić piosenek Abby (skądinąd kultowych dla kodu kulturowego mojego pokolenia), ani nie pląsać w ich rytmie po dachach włoskich hotelików jak Meryl Streep z Pierce’m Brosnanem. Raczej postanowiłam wcielić się w najbardziej szaloną, liberalną, nonkonformistyczną i wolną  postać jaką miałam zaszczyt poznać podczas mojej długiej przygody z książką czyli Pippi Langstrumpf.
“Att arbeta! Do dzieła Mali Piraci!” Zakrzyknęłam w gęstą atmosfereę dziecięcego pokoju i wyjęłam z szafy kij do Nordic Walkingu. Jeden. Potem wycięliśmy z białej kartki czaszkę i piszczele i przykeiliśmy do czarnej apaszki (akurat pod reką miałam taśmę dwustronną, ale chyba lepiej nadałby się zszywacz. Musicie przetestować sami). Grubo odziani wyszliśmy w nieprzychylny spacerowo świat.
Tumblr media
Łucja w roli Anniki, wojtek w roli Tommy’ego oraz Miętus w roli Pana Nilsona. Apaszka mojej mamy w roli Bandery Piratów.
Chciałam jeszcze zarzucić sobie konia na ramiona, ale akurat żadnego nie posiadamy. Jeszcze... 
Pierwsze kroki skierowaliśmy do portu, gdzie jak mieliśmy nadzieję stoi nasza łajba. Po drodze minęliśmy poligon ćwiczebny dla kosmonautów NASA. Nigdy nie wiadomo jakie umiejętności mogą się przydać w rejsie statkiem pirackim. 
Tumblr media
Po drodze zupełnie niespodziewane natrafiliśmy także na niezwykły krzak z kosmosu, który kwitnie w środku grudnia jakby to była wiosna. Myślę, że jest oświetlany specjalnymi promieniami z wiszącego w atmosferze ziemskiej kryształu. Oczywiście niewidzialnego.
- Mamo, czy możemy go zobaczyć?
- Oczywiście, jak będziecie chcieli to na pewno kiedyś polecicie w kosmos i znajdziecie tajemniczy Kryształ Wiosny.
Tumblr media
W porcie czekał już na nas nasz statek. Zrobiwszy zaopatrzenie z trawy, kamieni i gałązek zaokrętowaliśmy się i rozdzieliliśmy funkcje. Kapitan - Lulu, Pierwszy oficer - Wojtek i Kuk - mama. Trochę zaciągnęło stereotypem, ale bez przesady, jak mam do wyboru stać całą noc na wahcie w deszczu i zimnie to wybieram ciepły kambuz, nawet jeśli trzeba będzie obierać 100 kilo ziemniaków. 
Tumblr media Tumblr media
“Podfruwajka”
I tu już przejdę na polski, jeśli pozwolicie, bo zrobi się nieco poważniej, a nasz język ojczysty bardzo do poważnych rzeczy pasuje. Dlaczego w ogóle narażam moje dzieci na zimno, deszcz, zarazki, bakterie, wirusy, kleszcze, muchy, śniegi, psie kupy, tężca, trujące grzyby, bezpańskie psy, utopienie w stawie, wpadnięcie pod rower i co tam jeszcze. Po pierwsze dlatego, że sama to kocham - zimno, deszcz, wisrusy, grzyby, stawy, pyłki roślin, kleszcze i biedronki itd... a po drugie dlatego, że czytam. Ostatnio niestety wpadła mi w ręce książka Richarda Louva Ostatnie dziecko lasu. Groza i ulga. Jak się okazuje najlepszym i najtańszym antidotum na wiele chorób cywilizacyjnych dotykających nasze dzieci mogą być po prostu częste wyprawy do lasu, nad jezioro, nad morze, na bagna, w góry, nad rzekę, byle było dziko i nieprzewidywalnie. Louv w swojej książce dowodzi bowiem, że  ADHD, alergie, skłonności do nadwagi, depresji itd. mogą mieć swe źródła w bardzo ograniczonym lub zupełnym braku kontaktu dzieci z naturą. (I nie chodzi mu raczej o place zabaw czy spcerki dookoła bloku.)  Bo dzieci są zaprogramowane na ruszanie się, bez ustanku, bez przerwy, czasem bez sensu (dla nas oczywiście). Są jak małe gryzonie - wszędobylskie, ciekawskie, wwiercające się w tkankę wszechświata, odważne, wszędzie widzące możliwości dobrej zabawy. Jak można im to zabierać i zamykać je w mięciutkich klatkach sterylnych pokoików dziecięcych wyposażonych w dizajnerskie mebelki i obrazki absolutnie niedotykalne, “bo się zniszczy!”. 
Tumblr media
“Zdobywanie bieguna północnego, południowego i środkowoeuropejskiego”
Mechanizmy biologiczne związane z odżywianiem są nastawione na wzrost, ale muszą być katalizowane poprzez ruch, jeśli dziecko siedzi cały czas, to machina produkcji ciała, automatycznie silnie rozkręcona, nie pompuje produktów trawienia “wzwyż” tylko “wszerz” i dziecko tyje. Wcale nie musi się objadać. Porównajcie ilu “grubych” było w waszych klasach i szkołach, a ilu jest w grupach waszych dzieci. Dla mnie to jest szokujące. Podobnie jak widoczki z poskich placów zabaw, gdzie potrzeba troje dorosłych do jednego dziecka, gdzie komentarz typu “tu nie rób babki, tylko tutaj”; “różowe foremki są dla dziewczynek”; “popatrz jak mamusia ładnie robi babkę”; “nie wchodź tam, bo spadniesz, nie biegaj, nie krzycz, nie jedz tego, nie dotykaj, nie zabieraj, nie oddawaj, nie tak, nie tutaj, nie, nie NIE!!!” To tak jak pewnie czują się dzisiaj osoby palące - nie wolno palić w domu, na balkonie, na przystanku, na ulicy, w knajpie, w sklepie, w parku... to k(@#%$*&#@$... gdzie?!? Czujecie silny powiew frustracji? Ja tak.
Martwi mnie, że zapewniamy tym małym ludziom brak boreliozy, ale jednocześnie okradamy ich z nieskrępowanego, dzikiego, szalonego szczęścia, posiadania własnych tajemnic, miejsc z dzieciństwa, poszukiwania odpowiedzi, eksperymentowania, poznawania, doświadczania, kilku plastrów i blizn. Zabieramy im możliwość bycia jak Pippi L.
Tumblr media
“Dzieci powinny mieć życie trochę uporządkowane. A już najlepiej, jak mogą je uporządkować same!” Pippi L.
0 notes
mamalusi · 7 years
Photo
Tumblr media
20 notes · View notes
mamalusi · 8 years
Text
Podróż nad morze
Tak, właśnie, w środku zimy zachciało nam się wyjechać nad morze, pogrzać się na gorącym piasku, kąpać i pluskać i grać w piłkę. Trzeba się do tego zadania zabrać poważnie - najpierw sporządzamy listę rzeczy, które trzeba zabrać. Lulu bierze kartkę papieru i długopis i przy mojej pomocy tworzy rysunkową walizkę. Wkładamy do niej piłkę, sweter, bluzę, motylki, wiaderko, kostium kąpielowy, okulary słoneczne klapki i kalosze i ”jabłuszka na drogę”.
Tumblr media
Teraz trzeba sprawić by piktogram stał się ciałem i spakować wszystko do torby podróżnej. Lulu pakuje, Trelek wyciąga, Lulu pakuje, Trelek wyciąga, Lulu pakuje, Trelek... bez zmian, więc zapakowałam go w kosz na klocki (świetne są te kosze z materiału, kupione w Castoramie - świetnie nadają się na huśtawkę) i bujałam, aż walizka nie została spakowana.
Tumblr media
No to na dworzec. I tu znów przydały się kosze z Casto. Powiązane razem służą nam za pociąg.
Tumblr media
Po drodze mijamy stacje Sypialnia, Fotel Korytarzowy, Drzwi do kuchni, Nadmorze i już jesteśmy. W podróży Lulu kroiła jabłuszka na długie paseczki, które każdy chętnie zjadał. Oto nasz jabłko:
Tumblr media
Kiedy dotarliśmy na plażę okazało się, że pogoda jest cudowna, pływaliśmy kraulem i żabką, budowaliśmy zamki z klo... znaczy z piasku i graliśmy w piłkę.
Tumblr media
A potem pojechaliśmy na wycieczką wąskotorówką (kosze z Casto ;-)) Żeby zabawa nabrała wartości edukacyjnej ;-) zrobiłam taką rzecz: sporządziłam listę zawierającą rysunki rzeczy, które można zobaczyć przez okno kolejki a których zabawkowe odpowiedniki mamy w domu. Porozkładałam je na “trasie”, wręczyłam listę Lulu, która podczas jazdy musiała je wypatrzeć i zaznaczyć na liście. Choinki nie było.
Tumblr media
Tę zabawę w “sokole oko” musiałam powtórzyć 4 razy malując coraz to nowsze listy. Ufff. Także przemyślcie może to jeszcze... Ja się w każdym razie wkopałam nomen omen jak w piasek plaży. Zabawa trwała około godziny, a moją inspiracją była książka Annelore Parot “Aoki”, którą z całego serca polecam.
Tumblr media
0 notes
mamalusi · 8 years
Text
Sto zabaw z kartonem (no może z tym "100" to przesadziłam, ale kilka zastosowań się znajdzie)
Karton to najlepsza zabawka pod słońcem - nic nie kosztuje, wystarczy zamówić na Allegro jakąś dużą przesyłkę,a jak się zniszczy to nic nie szkodzi, bo wtedy można będzie zamówić na Allegro kolejną dużą przesyłkę. Można go malować, oklejać, wycinać w nim wzory i otwory, jeśli jest ich kilka można tworzyć zestawy modułowe takie jak zespół barek (nie chodzi o ten z whisky w środku, chociaż przy maluchach czasem masz ochotę), rakietę, domek z kilkoma pokojami itd... ale zacznijmy od jednego kartonu.
1. samochód - Lulu jeździła w nim po całym mieszkaniu (zgadnijcie, kto był silnikiem) i mówiła czy w prawo, czy w lewo, od razu uczyliśmy się stron.
Tumblr media
2. żaglówka - najpierw śpiewałam im różne shanty, bo w końcu Szczecin leży nad morzem ;-), a potem mali żeglarze trafili na bezludną wyspę, na której mieszkał straszny smok, który siedział na skarbach - mali żeglarze zmienili się w piratów i wykradli skrzynię ze złotem (czekoladki - pieniążki). Potem żaglówka stała się statkiem towarowym i pływała z ładunkiem Polskich cukierków do Indii a stamtąd z powrotem z ryżem, do Szwecji po meble z IKEA, do Brazylii po kawę, do Hiszpanii po pomidory itd...
Tumblr media
3. domek - zabawa zaczyna się już podczas malowania, wycinania okienek i drzwi, montowania firaneczek, a potem dzieci bawiły się w dom. Lulu nawet bajki na dobranoc chciała oglądać siedząc w domku ;-) Następnego dnia postawiliśmy domek na wózku i mieliśmy campera, ale nie zrobiłam zdjęcia z dziećmi w środku, bo byście zadzwonili do MOPSu :-)
Tumblr media Tumblr media
4.kuchenka - barana do środka włożył Trelek
Tumblr media
5. szpital dla miśków - Lulu ich układa do spania, bada, mierzy temperaturę itp...
Tumblr media
6. Duży i płaski karton po półce z IKEA służył nam przez długi czas jako malarskie atelier - Lulu się rozbierała, właziła do środka i malowała na dnie, na ściankach i na sobie w końcu po czym szła do kąpieli.
7. mniejsze kartony można wykorzystać jako skrzynie na skarby - młodsze dzieci je uwielbiają - wkładanie i wyjmowanie przedmiotów to dla nich wspaniała zabawa, Trelek to kocha, a najbardziej lubi się bawić w ten sposób wytłoczkami do  jajek. I oczywiście uwielbia też włazić do kartonów każdej wielkości i się w nich chować.
8. Zegar do nauki godzin
9. klocki różnej wielkości i koloru
10. Z kartonu można wyciąć płaskie lalki, pomalować i nakleić na pałeczki do sushi - ja zrobiłam lalki Lulu, Trelka i Misia Lavendera - ulubieńca Lulu - tak powstał teatrzyk o  przygodach rodzeństwa. Trochę zapożyczyłam z “Serii niefortunnych zdarzeń” ale tylko trochę ;-)
11. Można wyciąć duże zwierzaki i bawić się w ZOO, albo jeszcze lepiej w safari.
12. Tunel. Nie musisz kupować drogiej zabawki w IKEA ;-) zrób tunel z dużego kartonu, dzieciaki będą zachwycone. Mój Trelek to uwielbia.
0 notes
mamalusi · 8 years
Text
rodzinny kalendarz adwentowy
W naszym wykonaniu składa się z 24 oczywiście torebek na prezenty własnoręcznie zdobionych (na razie tylko przeze mnie).
Tumblr media
W każdym jest czekoladka lub inny mały smakołyk i zadanie, niespodzianka lub zagadka na wieczór. Dzieci zjadają czekoladkę od razu a na zadanie czekają cały dzień, kiedy wszyscy wrócą do domu i będziemy robić coś razem. W końcu to najrodzinniejsze ze świąt :-)
Oto nasze zadania adwentowe.
1. robimy sztuczny śnieg na oknach
2. świąteczna kąpiel w pianie, ze światełkami i odpowiednią muzyką (zestaw do robienia piany znaleźliśmy w torebce)
3. idziemy do biblioteki po książeczki o świętach
4. robimy wieniec na drzwi
Tumblr media
5. robimy sobie tatuaże
6. kupiłam dzieciom zestaw do mieszania ciasta (miskę i łyżkę oraz cztery foremki) włożyłam foremki do torebek - kiedy uzbierały się wszystkie cztery upiekliśmy ciasteczka
7. rozdajemy ciasteczka naszym ulubionym nieznajomym - fajnej pani w sklepiku, która daje Lulu mandarynki, kochanej bibliotekarce, która nie patrzy krzywo kiedy dzieci trochę za głośno dokazują podczas wypożyczania książek, miłym sąsiadkom itd...
8. idziemy po choinkę ze znajomymi a potem na obiad do nas
9. wypisujemy kartki świąteczne i wysyłamy na poczcie
10. śpimy w śpiworach pod choinką
11. malujemy sobie paznokcie na różne kolory (lakiery były w torebce)
Tumblr media
12. uczymy się słówek o świętach w języku Mikołaja, lub w innych językach
13. oglądamy świąteczne filmy
14. robimy ozdoby na choinkę
Tumblr media Tumblr media Tumblr media
1 note · View note
mamalusi · 8 years
Text
“12 dni do świąt” (tym razem nie o dzieciach, ale można próbować adaptować)
Uległam. Przyznaję się bez bicia - uległam świątecznej atmosferze już 2 miesiące przed świętami, jak w supermarketach - i obejrzałam ten stary świąteczny film. Kto oglądał ten wie, że banał jakich mało. Ale ...
Tumblr media
banałem można go nazwać tylko jeśli się patrzy na zakończenie, rzeczywiście banalne i oczywiste już od pierwszej sceny filmu. Ale jeśli popatrzymy na drogę, którą przebył główny bohater Clive, jeśli obierzemy ją jak świąteczną mandarynkę z kandyzowanych tekstów i efekciarskich zagrywek, a spojrzymy na człowieka okaże się, że to bardzo głęboki film. Bo uświadomił mi, że codziennie dostajemy od Boga/losu (w co kto wierzy :-)) wiele szans na to by wyleźć z tej naszej beczki, w której każdy z nas siedzi. To mała drewniana beczka, wygodna a woda jest ciepła, ale jedyne co widzimy to nasze kolana i nawet nie możemy rozprostować nóg, ramion, a w konsekwencji przestajemy też "rozprostowywać" (oczywiście w przenośni, nikt nie chce prostować zwojów :-)) i wietrzyć nasz mózg. I nie chodzi o to, by rozpychając się powiększać powierzchnię beczki do rozmiarów oceanu, chodzi o to by z niej wyleźć.
Tumblr media
 W filmie "12 dni do świąt" główny bohater Clive, który  jest bogatym, narcystycznym dupkiem - klasyka, jak większość z nas na swój sposób - dostaje od Boga 12 darmowych dni w świątecznej promocji by zmienić swoje życie, tyle, że to jest za każdym razem ciągle ten sam dzień (hehe, trochę jak promocje w sieciach komórkowych,nie? niby atrakcyjne ale do bani). Miota się chłopak, najpierw rozdaje pieniądze, potem kupuje rodzinie ekstremalnie drogie prezenty, nawet wyręcza ich w przygotowaniach do świąt, które to przygotowania nota bene rodzina bardzo lubi i czeka na nie cały rok. Jak można się domyślać nic to nie daje - Clive wraca do tego samego dnia i wszystko zaczyna się od początku. Clive nadal siedzi w beczce. Może trochę się pokręcił, nieco zmienił pozycję lewego małego paluszka u stopy, ale nadal siedzi w beczce. Jednak to, że się ruszył nieco zmąciło wodę i trochę zaczyna nieładnie pachnieć, ciało zaczyna sygnalizować, że chyba jednak mu niewygodnie, mózg dostał nowe, nieznane impulsy i zaczyna przetwarzać, zaczyna kombinować - a może wyleźć z beczki tyłem, (tylko jak tu się obrócić?), a może przodem, a może bokiem, a może odepchnąć się nogami a może dłońmi... 
Tumblr media
Potem robi dwa klasyczne ruchy - kiedy jego super dobroczynność nie działa zaczyna się buntować i, teraz już nawet bez ściemy, robić przyjemności tylko sobie, zaspokajać swoje potrzeby i pragnienia, realizować najśmielsze marzenia. Pudło! Następnego tego-samego-dnia ćwiczy odwrotność, czyli nie idzie do pracy, nie spotyka się z rodziną tylko cały dzień spędza w jadłodajni dla bezdomnych i rozdaje zupę. No! Teraz to powinno zadziałać. Eee... nie działa. Beczka! I w końcu Clive dochodzi do tego, że w życiu nie chodzi o to, żeby dawać, tylko o to, żeby dawać siebie (mówiłam, że banał :-)). I tu się film kończy...
Tumblr media
ale tu właśnie dopiero zaczyna się droga. Ten film pokazuje, że każdego dnia, a w naszym wszechświecie dni się niestety nie powtarzają i nie da się NIE zrobić czegoś co się już zrobiło, codziennie Bóg (czy też jak wyżej) daje ci szansę na wskoczenie na kolejny level, otwiera jakąś furtkę, przejście, materializuje na drodze jabłko (nie, nie chodzi o to z drzewa poznania dobra i zła, tylko takie z Pacmana, kto grał ten wie :-)) możesz je zauważyć lub nie. I na każdym z poziomów możesz iść w prawo lub w lewo w nieskończoność, ale kiedy już wyzbierasz wszystkie bonusy na danym poziomie czas najwyższy wskoczyć wyżej, inaczej prawdopodobnie znów czeka cię beczka.
0 notes
mamalusi · 8 years
Text
prezentowa kołomyja. rzecz o dawaniu.
Są modele wychowania w tak zwanych “dzisiejszych czasach”, na które wszyscy się zgadzają a mnie opadają ręce. Że mówię wszyscy? Nawet ksiądz a właściwie ojciec Dominikanin, szycha, przedwojenne wychowanie jak sądzę i gość "Rozmów pod krawatem" w Radiu Szczecin. O czym mowa? O prezentach. Jak się okazuje kupując prezent urodzinowy dajmy na to dla kolegi z klasy musisz kupić podobny dla swojego dziecka. Bo stres, bo zawód, bo dziecko nie zrozumie...
Tumblr media
Mój synek właśnie skończył roczek. Poszłam z Lulu (starszą) do sklepu i pozwoliłam jej wybrać prezent dla brata. Jej nie kupiłam nic. Nie wywołało to kilkugodzinnej histerii, nie skończyło się depresją, myślami samobójczymi oraz nienawiścią do obdarowanego. Za każdym razem, kiedy Trelek bawi się swoją nową kostką edukacyjną, którą dostał od siostry Lulu mówi z dumą - "dostał ją ode mnie". I to chyba jedyna zabawka, której ona mu nie zabiera.
Tumblr media
Od kryzysów aż się dziś roi, kryzys w polityce, kryzys ojcostwa, kryzys uchodźców i kryzys niestety myślenia. Bo stresu dzieci nie unikną w życiu, a jeśli będą tego nauczone, to istnieje niebezpieczeństwo, że pozostaną w tej Krainie Oz już na zawsze, że zawsze będą uciekać od odpowiedzialności, konsekwencji i cierpienia, które co by na jego temat nie mówić (tu mi sie cisną na usta same inwektywy) i tak będzie, a zaprzyjaźniając się z nim stajemy się mądrzejsi i wewnętrznie spójni. Bo przecież trzeba czasem ręce ubrudzić, żeby mieć dłonie czyste, żeby w ogóle wiedzieć co to są czyste dłonie.
Tumblr media
"Im więcej dajesz, tym bardziej rośniesz. Ale musi być ktoś, kto będzie brał. I nie jest dawaniem tracić na darmo" napisał Antoine de Saint-Exupéry. Dawanie i branie to trudna sztuka, trudniejsza niż rozpoznawanie literek w wieku 2 lat i dodawania w wieku 3. Sztuka, której możemy jednak nauczyć nasze dzieci. Po co? Bo na tym samym polega każda zdrowa relacja z drugim człowiekiem, na dawaniu i braniu. Gdy ktoś daje coś z wdzięcznością, to daje wdzięczność. Gdy daje coś z miłością, daje miłość. Gdy ktoś bierze coś z wdzięcznością, to daje swoją wdzięczność dającemu. Gdy bierze coś z radością, to daje mu swą radość. Jest to cudowna, pełna lekkości wymiana, gdzie każdy czuje się napełniony, niczego nie oczekując w zamian. To dotyczy prezentów, komplementów i miłości - wciąż mówimy o tym, że ma być bezinteresowna i bezwarunkowa po czym dziecko za każdy akt dobroci wynagradzamy cukierkiem albo kolejnym zestawem klocków znanej firmy. No to ja się pytam jak dziecko ma spotkać wielką bezinteresowną miłość, skoro sami rodzice zabijają w nim tę naturalną dla dziecka hojność, spontaniczność i umiejętność obdarowywania nas wszystkim co dla niego cenne - nadgryzionym cukierkiem, różowym koralikiem, kawałkiem sznurka. Dzieci chcą dawać, pozwólmy im na to.
0 notes
mamalusi · 9 years
Text
O czytelnictwie, czyli jak bezboleśnie zachęcić dziecko do czytania
Wczoraj opowiadałam znajomemu o tym jak to Łucja przepytuje mnie ze znaków drogowych. Właśnie podchodzę po raz trzeci do egzaminu na "prawko" i książka z kodeksem leży na stoliczku nocnym. Lulu zaciekawiona obejrzała podręcznik i od trzech dni fascynuje się znakami drogowymi. Potrafi już sama nazwać niektóre na ulicy. Zdaje się, że w tej materii daleko padło jabłko od jabłoni i mała zrobi prawo jazdy duuuuuuuuuuuuuuużo szybciej niż mamusia.
Znajomy otworzył szeroko oczy i powiedział, że mam niezwykle ogarniętą czterolatkę... No fakt. Ale skąd to się bierze? Moim zdaniem jedyną rzeczą, którą zrobiłam i to nieświadomie jest to, że nie pochowałam książek do szaf. One stoją na półkach w każdym pokoju, leżą właściwie wszędzie nawet na pralce, bo sama dużo czytam sobie i dzieciom. Dostęp mają nieograniczony i z niego w nieograniczony sposób korzystają. 10-cio tomowe piękne wydanie "Sztuki Świata" na przykład było już wieżą czarownika, schodami do nieba i domkiem dla Misia Noska. Czasem nawet mała zajrzy do środka. A tam - goły grecki bóg. Babcia była zgorszona. Ups.
Tumblr media
Za każdym razem kiedy rozmawiamy na tematy naukowe (mamo, a wiesz, że człowiek ma w środku krew i gluty?) staramy się zajrzeć do jakiejś ciekawej książki na ten temat i skonfrontować "naszą prawdę" z nauką. To zupełnie naturalne działanie, które wykorzystuje naturalną ciekawość dziecka. Bez zmuszania. Zazwyczaj Lulu jednak zostaje przy swojej wizji. No i dobrze - wyobraźnia to dar, który trzeba pielęgnować tak samo jak wiedzę.
Tumblr media
Kilka dni temu zapisałam Łucję do biblioteki. Kto powiedział, że czterolatki nie mogą wypożyczać książek? To była świetna zabawa w chowanego pomiędzy półkami (pani bibliotekarka w stresie, ale była młoda więc przeżyła), wybieranie książek a na koniec  wsłuchiwanie się w "pii" systemu wprowadzającego. Wypożyczone książeczki Lulu chciała oddać już następnego dnia, żeby powtórzyć zabawę. Hola hola, mamusia musi najpierw poczytać o "Ziuzi". Sobie. Bo okazało się, że wybrałyśmy jedną książkę z targetu 1-2 latka a drugą 6 i więcej. No mam więcej, nie? Nie ważne, przygoda była. Jednak po kilku dniach książki uważane są przez moją córkę za naszą własność - jak ja teraz wytłumaczę Lulu, że trzeba jej oddać? Chyba znów obejrzymy Świnkę Peppę... odcinek o bibliotece.
Polecam też piosenki w wykonaniu Ewy Bem - “Znaki drogowe” oraz “Piosenka o książeczce”.
PS
Trelek też przegląda książeczki, tylko po swojemu. Podarł mi już “Zbrojnych” Pratchetta a teraz z lubością międli w rączkach Hołownię. Niezły gust. Może jutro zaproponuję mu Jose Saramago?
Tumblr media
0 notes
mamalusi · 9 years
Text
Wyprawa na Biegun Północny.
"Wyruszamy wszyscy na wyprawę - powiedział Krzyś, wstając i otrzepując się z piasku. - Wyruszamy na Przyprawę? - spytał Puchatek z przejęciem. - Nigdy nie byłem jeszcze na żadnej Przyprawie. - Wyruszamy na odkrycie Bieguna Północnego. - O - powiedział Puchatek - A co to jest Biegun Północny? - To jest coś co się odkrywa - odparł Krzyś."
W życiu młodego człowieka przychodzi właśnie taki czas, kiedy musi odkryć coś co się odkrywa, czyli Biegun Północny. My także wyruszyliśmy na daleką wyprawę. Ale najpierw trzeba było ustalić trasę. Z pomocą przyszły "Mapy" Mizielińskich.
Tumblr media
Potem Lulu narysowała naszą własną mapę z trasą wędrówki.
Tumblr media
A kiedy już spakowaliśmy plecaki (czapki bo na biegunie jest zimno, książeczki żeby się nie nudzić wieczorami oraz prowiant - jedno jabłko, tyle znaleźliśmy w kuchni) wsiedliśmy do samolotu i polecieliśmy do Wielkiej Brytanii, gdzie mieszka Świnka Peppa oraz Królowa. Stamtąd statkiem na Islandię i dalej na Grenlandię. Po drodze musieliśmy uważać na rekiny. Statek to łóżeczko Trelka a rekin oczywiście mama. Grenlandię pokonaliśmy na super odpornych na zimno konikach.
Tumblr media
Kiedy dotarliśmy do Arktyki szybko rozbiliśmy namiot i poszliśmy spać bo byliśmy bardzo zmęczeni.
Tumblr media
Dobrze, że Lulu w ostatniej chwili pomyślała o śpiworach!
Tumblr media
Z samego rana przyszły do nas foki się przywitać i w ich towarzystwie zjedliśmy śniadanie (jedno jabłko znalezione w kuchni).
Tumblr media
Czekał nas dzisiaj niezwykły dzień, wybieraliśmy się na spotkanie z niedźwiedziami polarnymi, które okazały się bardzo przyjazne i pozwoliły dzieciom na igraszki w śniegu.
Tumblr media Tumblr media
Bardzo musieliśmy uważać, żeby wilki śnieżne nie zjadły naszych psów z zaprzęgu, którym przemierzaliśmy lodowe pustynie. Oczywiście tak naprawdę to psami w zaprzęgu była mama, która szczekała ciągnąć kocyk z dziećmi po całym mieszkaniu i jak się możecie spodziewać ten element zabrał nam najwięcej czasu oraz energii ;-)
Tumblr media
Na łóżku rodziców mogliśmy więc zatknąć kartkę z napisem:
BIEGUN PÓŁNOCNY ODKRYTY PRZEZ LULU I TRELKA, ONI GO ZNALEŹLI
Potem wszyscy wróciliśmy do domu a na kolację zjedliśmy ciepłe mleko z musli, bo było nam bardzo zimno. Jutro pojedziemy do Transylwanii gdzie mieszkają Wampiry.
0 notes
mamalusi · 9 years
Text
Raz, dwa, trzy... hihihi
Czuję, że zaraz eksploduję. Zwariuję. Albo ją rozszarpię... Łucja znowu (znowu!znowu!znowu!) krzyczy i histeryzuje. Bunt dwulatka chyba nigdy nie mija - myślę. Czasem ja też zaczynam krzyczeć - jeszcze nigdy nie dało to żadnych pozytywnych efektów. Moje poczucie winy to pestka. Radzę sobie z tym. Myślę, że wiem co wtedy czuje Lulu - strach, odrzucenie, brak bezpieczeństwa, jej świat upada w gruzy, leci gdzieś w przepa��ć gdzie jest ciemno i źle, gdzie nie ma tej codziennej, dobrze znanej mamusi. Tam jest jakiś potwór, który mamę zjadł. Gdzie jest moja mama?!!!
Tumblr media
Biorę się w garść i wymyślam.
Pomalowałam sobie paznokcie - każdy na inny kolor i kiedy zaczyna się płacz mówię tak: Policzę teraz do trzech a ty spróbujesz się uspokoić, dobrze?
 RAZ - pokazuję pierwszy palec, zataczam nim kółeczka i wymyślam jakiś śmieszny dźwięk na przykład jadącej karetki (iło, eło),
DWA - drugi palec - zginam i prostuję mówiąc śmiesznym głosem "dzieńdober"
TRZY -  dotykam jej noska mówiąc naprzykład "tidiiiiiit!".
Czasem muszę doliczyć do pięciu ;-) ale często działa - Lulu się rozpogadza i uśmiecha, a wtedy możemy rozmawiać. Staram się nazywać jej emocje i mówić, że ją rozumiem, że wiem jak trudno jest na przykład czekać na tatę cały dzień, albo że po prostu widzę jaka jest zmęczona i może po prostu położymy się z misiem Lavenderem i smokiem do łóżeczka i trochę odpoczniemy. Nigdy nie mówię o spaniu bo ona przecież wcale nie chce spać ;-)
Czasem po prostu mówię jej, że kiedy ludzie się kochają też się i kłócą, też się na siebie złoszczą, ale potem zawsze się przytulają i przepraszają. Gniew to też dobra emocja. To nam ciągle mówiono: “nie płacz”,  “nie krzycz” i “nie złość się”. A potem jedyne emocje jakie znamy to gniew i strach. Albo się czegoś boimy albo coś nas wkurwia. Albo się czegoś nie boimy albo nas nie wkurwia. Cztery emocje dostępne wykastrowanym emocjonalnie przez rodziców dorosłym dzieciom. - “Dlaczego jesteś ze swoją żoną?” ktoś zapyta takiego człowieka “Bo mnie nie wkurwia” odpowie zapytany mając do dyspozycji te cztery możliwości. Trochę słabo...
Wariacja na temat "raz, dwa, trzy" to zwykłe "Liczę do trzech i jesteś w łazience. Liczę wtedy tak: Raz, dwa, dwa i wieża Eiffla, dwa i Borobudur, dwa i  Pałac Łazienkowski...
Tumblr media
Czasem kierunkuję jej agresję na coś innego i mówię - choć lepiej wystraszymy Miśki. Wpadamy do pokoju i robimy ŁAAAAAAAAAAAAAAAA! Biorę Miśki i udaję, że się boją. To też ją rozśmiesza. Najlepiej jednak jest wystraszyć tatę, wujka albo dziadka względnie babcię.
Stosujemy też MORDERCZE BUZIACZKI - Lulu leży na podłodze albo na łóżku a ja krzycząc MORDERCZE BUZIACZKI!!! obcałowuję jej plecki, nóżki, główkę itd... Zazwyczaj kończy się tym, że Lulu chce robić to samo mnie i histeria zażegnana.
Rozmawiamy cytatami z bajek. Na "Nie chcę!" jest na przykład cytat z bajki "Świat Małej Księżniczki". Mówię wtedy - "Ja nie chcę jeść fasoli!". Łucja łapie w lot i zaczynamy się bawić w tę bajkę. Agresja wyrównuje się do poziomu zero.
I moje "ulubione" perypetie łazienkowe. Lulu ciągle nie chce myć głowy. Nie pomaga zmiana pozycji, kolorowe miski, z których polewałam jej głowę, efektowne (i oczywiście drogie) szampony, prośby i groźby. Nie i koniec. Pomysł podsunął mi kolega a ja go zmodyfikowałam - wkładam do prześwitującej torebki jakieś stare zabawki, które Lulu zna, ale nie bawi się nimi zbyt często i wieszam pod sufitem (mam tam suszarkę). Zadaniem córeczki jest zgadnąć jakie skarby znajdują się w worku. Musi też odchylić głowę a ja szybko myję i polewam. Ufff, działa. Na razie ;-)
Ale zdarza się Dzień Konia (Trojańskiego) kiedy wszystkie złe emocje i zachowania uwalniają się naraz jednego dnia a czasem nawet poranka. Nic nie działa. Wszystko jest "ble". Wtedy wyciągam najcięższy kaliober i proszę, żeby wyszła do swojego pokoju i tam się wykrzyczała, bo nie podoba mi się jej zachowanie. Zazwyczaj nie chce iść sama więc wtedy z największą delikatnością (chociaż mam ochotę ją szarpnąć i wywlec) biorę ją za rączkę, prwoadzę do pokoju i sadzam na łóżeczku. Proszę, żeby się zastanowiła na swoim zachowaniem. Kiedyś robiłam to w złości, krzyku i zamykałam drzwi. Kończyło się to tak, że Lulu uspokajała się po jakimś czasie, ale nie wychodziła z pokoju, bawiła się czymś sama i zamykała w sobie. Niby efekt jest... cisza... niepokojąca... straszna.... Wtedy do mnie dotarło - pomysł dobry, tylko wykonanie do dupy. Od kiedy robię to samo na spokojnie Łucja wychodzi z pokoju i najczęściej chce się przytulić.
Tumblr media
0 notes
mamalusi · 9 years
Text
Rytuały - i po co nam to?
   Kiedy Łucja była mała czytałam o rytuałach i codziennym rytmie. Takie mi się to wydawało mądre i słuszne, że nawet sama próbowałam coś wymyślić, ale jakoś tak byłam zbyt zabiegana, zajęta powrotem do pracy... zbyt to było uciążliwe bo nie działało od razu. Otóż cierpliwość to nie jest moja główna cecha. Z rytuałów więc wyszło "zero czyli nic", że zacytuję klasyka. Ale przyszedł taki moment w moim życiu, kiedy poczułam się sama bezbronna jak dziecko, kiedy wyuczone przez lata mechanizmy obronne wzięły w łeb i przestały działać, kiedy zaczęłam mierzyć się z życiem od nowa bez twardej skorupy. Wtedy poczułam, że tym co będzie mnie trzymać na powierzchni są między innymi rytuały właśnie. Coś czego zawsze można się chwycić bo zawsze jest w tym samym miejscu. Coś stałego, niezmiennego, bezpiecznego i miłego zarazem. Zrozumiałam dlaczego dzieci tego także potrzebują. Czyż nie są bezbronne, bez mechanizmów i skorupy? Czyż nie toną za każdym razem, kiedy nie umieją sobie poradzić z własnymi emocjami, cudzymi emocjami i rzeczywistością? A przecież małemu dziecku to się zdarza niemal każdego dnia.
Tumblr media
Dlatego codziennie rano po śniadaniu wychodzimy na balkon i ja piję kawę, Łucja je jakiś mały deserek a Wojtuś wygląda ciekawie na plac zabaw, który mamy za blokiem. W drodze do przedszkola Lulu dostaje dwie (zawsze dwie) gumy rozpuszczalne i to niezależnie od tego czy była "grzeczna" czy nie. Rytuał to rytuał. A wieczorem zawsze przed spaniem szepcę jej do ucha słowa zasłyszane w filmie "Służące" - "Jesteś mądra, jesteś piękna, jesteś bardzo wartościowym człowiekiem". I kiedy przestrzegam tych naszych zasad też taka się właśnie czuję - mądra, piękna i wartościowa. Dziecięce rytuały są naprawdę nie tylko dla dzieci.
0 notes
mamalusi · 9 years
Text
Droga do grzyba. O tym jak wyciągnąć dziecko z domu.
Nie mam samochodu. Nie mam nawet prawa jazdy. Nie wożę mojej córki do przedszkola samochodem. Jej to się nie podobało. Były kłótnie i dramaty za każdym razem gdy miałyśmy wyjść z domu, zwłaszcza kiedy pojawił się braciszek, który zostawał w domu z mamą. Postanowiłam więc przekształcić naszą codzienną drogę przez mękę :-) w niesamowitą podróż. Zaczęło się od Grzyba Grzyba. Oto on:
Tumblr media
Zwróciłam córeczce uwagę na to, że grzyb ów rośnie w niezwykły sposób bo na pniu. Od razu został naszym przyjacielem. Wychodząc z domu umawiałyśmy się, że odwiedzimy Grzyba Grzyba i sprawdzimy co u niego. A on był wdzięcznym obiektem bo zmieniał kształty i kolory w zależności od pory roku na przykład. Postanowiłyśmy poznać go lepiej:
Tumblr media Tumblr media
Nie mam pewności czy to On, ale podobny, a Lulu nauczyła się korzystać z atlasu roślin i zwierząt.
Od tej pory preteksty by wyjść z domu wyrastały jak nie przymierzając grzyby po deszczu. Wystarczyło się rozejrzeć uważnie podczas nasze codziennej wędrówki do przedszkola i z powrotem. Okazało się, że na murze jednego z domów ktoś narysował Włóczykija:
Tumblr media
I już wymyślałyśmy historie dotyczące tej postaci - co robi na murze, co gra, z kim się przyjaźni, dokąd pójdzie w zimie itd... Potrafiłyśmy tak gadać przez pół drogi i jakoś zleciało;-)
Zabawa w oswajanie kształtów to nasz kolejny wynalazek. Tutaj Lulu udaje, że jedzie samochodem. Dziura w tynku naszym zdaniem ma taki właśnie kształt. Fantastyczna zabawa na ćwiczenie wyobraźni.
Tumblr media
Mam akurat to szczęście, że mieszkam na osiedlu, na którym się wychowałam i nasze spacery często prowadzą tymi samymi trasami, którymi ja chodziłam z moją mamą. opowiadam więc Łucji jak to było gdy to ja byłam małą dziewczynką. To jeden ze sposobów w jaki buduję jej tożsamość i więź rodzinną. Dzięki temu łatwiej jej sobie wyobrazić mamę małą i zrozumieć, że babcia Ewunia to moja mama. Ta pompa kiedyś zakończona była głową smoka, teraz niestety tylko zwykłą rurą, ale sentyment do niej mam wciąż ten sam. To dobry pretekst by porozmawiać o moim dzieciństwie i o tym, że wszystko się zmienia. Oprócz naszej wielkiej miłości oczywiście ;-)
Tumblr media
Dzisiaj moja córeczka wymyśliła, że weźmie na drogę dziadka do orzechów, który nazwała “mamą do orzechów” ;-) i będzie nim ścinać krzaki. Prawdopodobnie skojarzyła kształt owego kuchennego narzędzia z sekatorem. Jak powiedziała, tak też zrobiła. Całą drogę bawiłyśmy się w małą ogrodniczkę.
Tumblr media
Jednak najbardziej lubimy zaglądać do naszych ludzkich znajomych. Po drodze mijamy sklep - warzywniak. Tutaj Lulu ma swój “ogródek”. Chwilę zawsze musi się pobawić w worku ze słonecznikiem.
Tumblr media
Zaglądamy też często do zaprzyjaźnionej kwiaciarni, gdzie Lulu ma ulubione myszki i trochę z nimi pogada...
Czasem wpadamy do szkoły nurkowania. Mają tu kolorowe sprzęty, które fascynują Lulu, zwłaszcza od kiedy przeczytała “Podwodną przygodę Bolka i Lolka” no i można nakarmić rybki. 
Tumblr media
Myślę, że dzięki temu moja córka uczy się otwartości, ufności w stosunku do innych ludzi, poznaje różne osobowości. Może nie będzie miała problemów z nawiązywaniem znajomości, będzie umiała prosić obcych o pomoc, będzie tolerancyjna. Bo jak nauczyć się tolerancji i empatii nie obcując z innym człowiekiem. A im od nas odmienniejszym tym lepiej.
To zajmuje dużo czasu, wiem, ja go na razie jeszcze mam. Ale nic nie stoi na przeszkodzie, by te same zabawy zastosować po prostu na spacerze. Dziecko poznaje swoje najbliższe otoczenie. A stąd właśnie będzie wyruszało na swoje wielkie wyprawy i tutaj wracało :-)
0 notes
mamalusi · 9 years
Text
Idzie sobie łoś... czyli nasze wypieki
“Mamo, chcę coś słodkiego!” - słyszę czasem po 10 razy dziennie. Znacie to na pewno ;-). Ileż można dawać dziecku gum rozpuszczalnych i cukierków? Dlatego staramy się, żeby było zdrowiej i fajniej - piec same. Nasz przysmak to jabłka pod kruszonką i ciastka imbirowe. Ciastka imbirowe są super bo można je robić razem z dzieckiem. 
Tumblr media
Wsypujemy razem składniki do miski, Lulu sama miesza a potem zagniata ciasto. Nie muszę nikomu mówić jak świetnie wpływa to na rozwój manualny. I pachnie ładniej niż plastelina :-) Jednak najbardziej moja córeczka lubi wycinanie z ciasta zwierzątek. Już same foremki są dla niej super zabawką a gdy może jeszcze stworzyć cały leśny pachnący zwierzyniec jest wniebowzięta.
Tumblr media
Tak bardzo to lubimy, że nawet powstały specjalne wierszyki do każdej z figurek. Recytujemy je, gdy wycinamy zwierzaki. To świetna zabawa słowem, rozwija  wyobraźnię językową dziecka, a także buduje więź rodzinną poprzez tworzenie czegoś w rodzaju kodów kulturowych dostępnych tylko właśnie tej grupie. 
Łoś Idzie sobie Łoś wszystkie inne łosie ma głęboko w nosie
Miś Idzie sobie miś, kocha Ciebie dziś, będzie kochał jutro, chociaż będzie futro
Ślimak
Idzie sobie ślimak, musi zmienić klimat
Jeż
Idzie sobie jeż, jabłka lubi też
Wiewiórka
Idzie sobie wiewióreczka ma wózeczek na kółeczkach a w nim wszystkiego po troszku, szkoda że w proszku
Zając
Idzie sobie zając na nic nie zważając
Tumblr media
A na koniec oczywiście uczta. To też ważne dla dziecka, żeby jego wysiłki miały jakiś wymierny finisz. W tym wypadku przepyszny. 
Tumblr media
0 notes
mamalusi · 9 years
Text
Malowana kuchnia - zabawy z plasteliną i farbami
Moja córeczka uwielbia bawić się plasteliną. Rozkładamy więc wielka płachtę papieru na stole w jadalni i rozpoczynamy zabawę. Dzisiaj Lulu wymyśliła, że zrobi zupę jarzynową. Zaczęłyśmy więc lepić i turlać warzywa. Ale do gotowania potrzebna jest kuchenka, czyż nie? Skąd ją wziąć? Zaraz - przecież można po prostu namalować :-)
Tumblr media Tumblr media
Na kuchence stawiamy garnek lub patelnię i wrzucamy pokrojone wcześniej warzywa. Zupa zmieniła się w naleśniki :-) więc zamieniamy garnek na patelnię a z plasteliny wałkujemy placki naleśnikowe i zwijamy w ruloniki. Świetne ćwiczenie dla małych paluszków. Dziecko używa obu rączek, zatem rozwijają się obie półkule mózgowe i komunikację między nimi, a precyzyjne zadania poprawiają koordynację i sprawność manualną.
Tumblr media
Malowana kuchnia dodatkowo rozwija wyobraźnię i jest tania a także nie zajmuje miejsca. W każdej chwili możemy sobie namalować nową w innym kolorze :-) Pokazuje też dziecku, że nie wszystko trzeba kupować, że można sobie radzić inaczej rozwija więc kreatywność i nie wspiera konsumpcjonizmu. W dziedzinie plastyki uczy łączenia technik, a w dziedzinie życia szukania dostępnych rozwiązań. Malując i lepiąc możemy się bawić także w innych przestrzeniach, mogą to być plastelinkowe ludziki jadące na malowaną wycieczkę, mogą być sadzonki kwiatków w tajemniczym ogrodzie czy zwierzątka lecące w kosmos - co lubią wasze dzieci. I - co ważne, nie trzeba umieć malować :-) dziecięca wyobraźnia przyjdzie z pomocą.
A oto naleśnik z jagodami na malowanym talerzu.
Tumblr media
A na końcu malujemy kosz na śmieci i wyrzucamy do niego no... śmieci ;-).
Inne zabawy z plasteliną znajdziecie na przykład tutaj:
http://www.ekorodzice.pl/zabawy-z-plastelina-dla-malych-dzieci-czesc-ii,72,87,799.html
0 notes
mamalusi · 9 years
Text
Ku pamięci - czyli jak budować więź.
“Ku pamięci mięci kupa” - pamiętam jak dziś wpis kolegi z klasy w moim pamiętniczku. Podobne prowadziły chyba wszystkie dziewczyny w wieku górnej podstawówki i pewnie w większości pojawiały się obok ślicznych wierszyków takie głupie teksty, do jakich zdolni są chłopcy w pewnym wieku. Dziś chłopców w tym wieku kochamy nad życie i wybaczamy im to, bo teraz to już nasi synowie a to zmienia perspektywę. W pamiętnikach - albumach, które prowadzę dla moich dzieci od czasu narodzin też pojawiają się dziwne wierszyki pisane przez różnych wujków ;-).
Tumblr media
Pomysł narodził się przed narodzinami najstarszej Łucji. W szkole rodzenia poproszono nas, żebyśmy napisali list do naszego nienarodzonego dziecka, miało być w nim o tym jak bardzo czekamy, kochamy, o naszych nadziejach a być może niepewnościach. Taki list należy przechowywać w jakiejś sekretnej szufladzie i wręczyć dziecku kiedy już jest nastolatkiem. Ja poszłam krok dalej. Po napisaniu listu, przy którym spłakałam się jak bóbr postanowiłam go jakoś oprawić. Wymyśliłam album ze zdjęciami - od narodzin do mniej więcej 5 lat. Potem schowam go gdzieś w bezpiecznym miejscu - najlepiej na jakiejś odległej bezludnej i trudno dostępnej wyspie bo dzieci wszystko znajdą ;-) Będzie to prezent na 18 urodziny, albo nawet w dniu ślubu, lub kiedy z jakiegoś powodu nasze relacje staną się niebezpiecznie napięte do czego mam nadzieję nie dojdzie. Taki prezent ma być wyrazem miłości mojej do dzieci przez całe ich życie, naszej więzi. Ma pokazywać, że od kiedy się urodzili myślę o nich nie tylko w kontekście codzienności ale także przyszłości. Mam nadzieję, że usiądziemy razem i oglądając zdjęcia odświeżymy nasze relacje, wzmocnimy więź, znajdziemy nowe płaszczyzny porozumienia. Pośmiejemy się i wzruszymy. Powspominamy.
Tumblr media
Album Łucji jest zrobiony z jakiejś starej księgi pamiątkowej kupionej na pchlim targu, kiedy jeszcze byłam na studiach i nie myślałam o dzieciach wcale - przeleżał w szafie do momentu kiedy stał się niezbędny. Mały Wojtuś będzie miał album zrobiony z kalendarza National Geografic - dostałam go od męża na urodziny i kiedy skończył się rok szkoda było mi go wyrzucić. Na pierwszej stronie jest kolaż, który sama zrobiłam, znajdują się też zdjęcia USG, zapis KTG i oczywiście LIST.
Tumblr media Tumblr media
Znajdują się tu oczywiście listy do maluchów, zdjęcia, wpisy odwiedzających nas przyjaciół, najśmieszniejsze i najpiękniejsze teksty wypowiedziane przez dzieci i inne pamiątki. Albumy mogą być mieć także działanie terapeutyczne w małżeństwie. Wyjmijcie je kiedy dzieci już śpią i zobaczcie jacy jesteście piękni będąc rodziną.
0 notes